ZO NSZ „Bartek” było zbrojną formacją partyzancką o charakterze antykomunistycznym podporządkowaną VII Okręgowi Narodowych Sił Zbrojnych. W latach 1945-1947 ZO NSZ „Bartek” swoją działalnością skutecznie destabilizowało i paraliżowało proces wprowadzania „władzy ludowej” na terenach Śląska Cieszyńskiego i zachodniej Małopolski.
Działalność ZO NSZ „Bartek” nierozerwalnie łączy się z osobą Henryka Flame (1918-1947), przedwojennego harcerza, instruktora narciarskiego, podoficera lotnictwa. Henryk Flam w kampanii wrześniowej walczył w 123 eskadrze myśliwskiej w elitarnej Brygadzie Pościgowej broniącej nieba nad Warszawą. W okresie okupacji niemieckiej był założycielem i komendantem lokalnej organizacji dywersyjno-sabotażowej o kryptonimie H.A.K. podporządkowanej Armii Krajowej. Zagrożony dekonspiracją, na przełomie 1943/1944 uciekł do lasu przyłączając się do oddziału leśnego AK, przyjmując pseudonim „Grot”. W pierwszej połowie 1944 r. oddział rozpadł się na dwa niezależne oddziały, komendę jednego z nich objął Flame. Grupa „Grota” zachowała organizacyjną samodzielność wykonując akcje aprowizacyjne i represyjne na miejscowych volksdeutschach. Oddział „Grota” w szczytowym okresie działalności liczył sobie około 15 partyzantów. W październiku 1944 r. oddziałem Flamego zainteresowali się przedstawiciele Komendy Okręgu Krakowskiego NSZ, kpt. Franciszek Wąs ps. „Warmiński”, szef wydziału I organizacyjnego i kpt. Jerzy Wojciechowski „Om” przeznaczony do objęcia funkcji szefa PAS na nowym terenie. Obaj oficerowie wyjechali na Śląsk Cieszyński z misją utworzenia na tych terenach nowego okręgu NSZ. Grupa „Grota” w pełni podporządkowała się władzom NSZ i już 28 października większość partyzantów „Grota” została zaprzysiężona na żołnierzy tej formacji.
W planach NSZ oddział Flamego miał zostać przekształcony w elitarne, kadrowe drużyny Pogotowia Akcji Specjalnej wykonując ściśle zaplanowane przez lokalną Komendę Okręgu NSZ akcje o charakterze aprowizacyjnym, sabotażowo-dywersyjnym i akcje likwidacyjne gorliwych funkcjonariuszy nowej władzy. Gdy na początku 1945 r. na Śląsku Cieszyńskim toczyły się walki frontowe, oddział „Grota”, na rozkaz zwierzchników z NSZ, atakował wycofujących się Niemców, zdobywając na nich broń i zaopatrzenie, niezbędne do kontynuowania walki z nowym okupantem. Dnia 12 lutego 1945 r. wojska Armii Czerwonej wkroczyły do Czechowic-Dziedzic wyzwalając z pod okupacji niemieckiej obszary będące terenem operacyjnym oddziału Flamego. W nowej rzeczywistości, Kierownictwo NSZ wykorzystując fakt formowania się dopiero „władzy ludowej” na „wyzwolonych” trenach, skierowało grupę Flamego do zorganizowania posterunku Milicji Obywatelskiej w Czechowicach-Dziedzicach. W ten sposób NSZ zamierzało zinfiltrować i zdezorganizować od wewnątrz narzuconą przez ZSRR władzę.
Henryk Flame był komendantem I Komisariatu MO w Czechowicach-Dziedzicach od 12 lutego do początku maja 1945 r. W okresie tym podległy mu komisariat w pełni obsadzony został zaufanymi ludźmi. Gromadzona była broń i inne środki potrzebne do zbrojnego wystąpienia przeciw komunistom. Flame również z podległymi sobie ludźmi destabilizował pracę instalowania „nowej władzy” na terenie działalności komisariatu.
Na początku maja 1945 r., na rozkaz dowództwa NSZ, Flame ze swoimi ludźmi z Komisariatu z MO, w obliczu dekonspiracji, ewakuował się w pobliskie góry. W tym czasie w pobliskich Katowicach została powołana do życia nowa struktura terenowa NSZ, Okręg Śląsko-Cieszyński, który otrzymał numer siódmy. W nowej strukturze 30 osobowy oddział Flamego, który przyjął pseudonim „Bartek”, stał się główną siłą zbrojną Okręgu a jednocześnie zalążkiem planowanych, kadrowych drużyn Pogotowia Akcji Specjalnej (PAS). Z ramienia VII Okręgu szefem PAS został doświadczony oficer NSZ Jerzy Wojciechowski „Om” „Jerzy” (1909-1949), który stał się jednocześnie bezpośrednim przełożonym „Bartka”. Po ewakuacji z posterunku MO na początku maja 1945 roku grupa „Bartka” (6 osób) udała się do Górnego Lasu (obecnie dzielnica Czechowic-Dziedzic), gdzie połączyła się z lokalnymi sympatykami NSZ w liczbie około 20 miejscowych chłopców. W ten sposób powstał 30 osobowy oddział, który Flame podzielił na dwa pododdziały. Nad jednym objął dowództwo osobiście (10 os.), a drugi oddał pod dowództwo Jana Przwoźnika ps. „Ryś” (1923 – 1946), swojego przyjaciela i powiernika. Do końca września oba oddziały operowały samodzielnie, jednak z początkiem października Flame zarządził ogólną koncentrację na Baraniej Górze, najwyższym, mocno zalesionym i niedostępnym masywie górskim Beskidu Śląskiego. Tam, w jednym ze schronisk położonych na zboczu Baraniej Góry, zgromadziło się około 40 partyzantów, stanowiących kadrę przyszłego zgrupowania, których „Bartek” postanowił podzielić na kilka mniejszych oddziałów, przyszłych drużyn PAS według zaleceń Jerzego Wojciechowskiego, bezpośredniego przełożonego „Bartka” z dowództwa VII Okręgu NSZ. Flame podjął kluczowe dla dalszej działalności zbrojnej decyzje, które zaowocowały utworzeniem w niedalekiej przyszłości, wbrew decyzjom Komendy NSZ, największego na Śląsku Zgrupowania Oddziałów.
W wyniku posunięć kadrowych powstało pięć drużyn bojowych tzw. bojówek liczących sobie przeciętnie 5 żołnierzy. Były to małe a przez to mobilne i łatwe w aprowizacji pododdziały, które swoim zasięgiem objęły teren północnej części Śląska Cieszyńskiego.
Sam „Bartek” objął dowództwo główne i powołał sztab, który przedstawiał się następująco:
Henryk Flame ps. „Bartek” – dowódca
Jan Przewoźnik ps. „Ryś” – zastępca dowódcy
Józef Madej ps. „Sęp” – odpowiedzialny za PAS
Ferdynand Wiśniowski ps. „Ferdek” – rezydent Wojciechowskiego
Stałą bazą Sztabu stał się masyw Baraniej Góry, na którego gęsto zalesionych zboczach wybudowano zamaskowane szałasy i ziemianki. Kadra korzystała również ze schronisk, położonych w masywie Baraniej Góry, których właściciele ściśle współpracowali z „Bartkiem”. Sztab, za sprawą łączników, miał stały kontakt z Jerzym Wojciechowskim ps. „Om”, który rezydował w Bielsku-Białej i koordynował poczynania „Bartka” z ramienia VII Okręgu NSZ z siedzibą w Katowicach.
Kurierzy VII Okręgu utrzymywali również stałą łączność z zagranicznymi ośrodkami NSZ w Monachium, z dowództwem Brygady Świętokrzyskiej i w Regensburgu, z Kierownictwem Organizacji Polskiej, sprawującym faktyczne zwierzchnictwo nad NSZ.
Początkowy okres od maja 1945 r. do października 1945 r. był czasem operowania 20 osobowego oddziału pod dowództwem Jana Przewoźnika „Rysia”. Jego celem było przede wszystkim zdobycie broni i amunicji na uzbrojenie kolejnych partyzantów. Stąd też wykonywano starannie zaplanowane akcje na gminne posterunki MO i placówki UB zwane w nomenklaturze partyzanckiej „rozbiciem” czyli opanowaniem posterunku zwykle poprzedzone wywiadem nastawionym głównie na liczebność załogi, wówczas, zwykle nocą, większy liczebnie oddział partyzancki głównie poprzez podstęp i zaskoczenie starał się wejść do budynku i rozbroić znajdujących się w nim funkcjonariuszy, dzięki czemu unikano zwykle strzelaniny i niepotrzebnych ofiar.
Pierwszą akcją było rozbicie posterunku MO i placówki UB w Zabrzegu przez oddział dowodzony przez Jana Przewoźnika „Rysia” 13 maja 1945 r. Zabito wówczas gminnego referenta UB Stanisława Markiela. Była to pierwsza ofiara rozpoczynających dopiero działalność oddziałów NSZ na Śląsku Cieszyńskim. Była to ofiara przypadkowa, referent UB zaskoczył bowiem partyzantów i pierwszy wyciągnął broń. Celem akcji było zdobycie broni i amunicji. Kolejne akcje miały podobny charakter i miały na celu główni dozbrojenie partyzantów.
Najbardziej spektakularną akcją, która przyniosła największą zdobycz było w omawianym okresie rozbrojenie magazynów Rejonowej Komisji Uzupełnień w Pszczynie przez tamtejszą drużynę PAS, co nastąpiło 17 lipca 1945 r. Wówczas łupem grupy NSZ padło 15 karabinów, 1 ręczny karabin maszynowy i dwie skrzynie amunicji. Całość trafiła na Baranią Górę. Ze wszystkich tych akcji partyzanci przynosili „Bartkowi” broń i amunicję, dzięki czemu na październikowej koncentracji mógł dowódca dobrze uzbroić swoich podkomendnych, których miał wówczas pod swoimi rozkazami około 40.
Kolejny kluczowy okres w działalności grup NSZ rozpoczął się z chwilą zejścia w doliny 5 drużyn bojowych ostrzelanych już partyzantów, których teren operacyjny obejmował północno zachodnią część Śląska Cieszyńskiego. Zadaniem grup było dalsze dozbrojenie jak również aprowizacja polegająca na rekwirowaniu towarów spożywczych, funduszy jak i żywego inwentarza potrzebnego na przetrwanie zbliżającej się zimy, która w rejonach górskich masywu Baraniej Góry zaczynała się już w listopadzie.
Należy podkreślić, że tego typu rekwizycje były przeprowadzane wyłącznie wśród gospodarzy sprzyjających komunistom, członkach Polskiej Partii Robotniczej (PPR) lub byłych volksdeutschach oraz spółdzielniach i gospodarstwach administrowanych przez władzę. Każdy pobrany przez partyzantów towar był kwitowany odpowiednim zaświadczeniem podpisywanym przez grupowego. Zaświadczenia o konfiskacie towarów na rzecz organizacji Narodowe Siły Zbrojne wydawali wszyscy grupowi podlegli „Bartkowi”, przy czym zawsze rekwirowano towar niezbędny grupie do przetrwania. Całość skonfiskowanych towarów przekazywano „Bartkowi” i dopiero on rozdzielał go między grupy według potrzeb. Każde nadużycie, jak zatajenie zarekwirowanych towarów przed „Bartkiem”, konfiskata rzeczy zbędnych czy nie wydanie zaświadczenia za zabrany towar było traktowane przez przełożonych jako kradzież i surowo karane.
W październiku 1945 r. podporządkował się Bartkowi działający do tej pory samodzielnie oddział partyzancki dowodzony przez Antoniego Bieguna „Sztubaka”, operujący na pograniczu Śląska Cieszyńskiego i Zachodniej Małopolski z kwaterami w górach Beskidu Żywieckiego. Liczący sobie ponad 40 dobrze uzbrojonych partyzantów „Sztubak” zachował jednak względną samodzielność co objawiało się choć by w oficjalnej nazwie jego grupy: Samodzielny Oddział im „Szarego”. W ten sposób na przełomie października i listopada 1945 roku Bartek miał pod swoimi rozkazami przeszło 150 partyzantów zorganizowanych w 6 grupach bojowych kontrolujących wsie i miasteczka położone w dolinach Beskidu Śląskiego i Żywieckiego. Ten niekontrolowany napływ partyzantów do grup podporządkowanych Bartkowi, które zamiast stać się małymi drużynami PAS rozrosły się w 20-30 osobowe oddziały, kłóciły się z koncepcją dowództwa NSZ, które dążyło do tzw. rozładowania lasów. Tak duża liczba partyzantów na małym stosunkowo obszarze wzbudziła szczególną uwagę lokalnych władz bezpieczeństwa, które z początkiem listopada rozpoczęły regularne obławy na partyzantów. Pierwszym ich sukcesem było ujęcie w pierwszych dniach listopada członków grupy bojowej pod dowództwem Rudolfa Niesytko „Ignaca”. Od tego czasu specjalnie tworzone improwizowane grupy operacyjne połączonych sił UB, MO i KBW rozpoczęły swoją działalność. Na szczęście był to już okres zimowy i Bartek postanowił większość partyzantów rozpuścić na kwatery położone w dolinach, zostawiając jedynie nielicznych pod bronią w niedostępnych masywach górskich. W tym czasie siły rządowe nie miały szans na zinfiltrowanie środowiska w którym przebywali partyzanci. Było to szczególne środowisko. Śląsk Cieszyński był historyczną wspólnotą łączącą swoich mieszkańców, twardych górali, tzw. „tutejszych”, których okupant na siłę chciał wcielić do narodu niemieckiego nadając odgórnie, urzędowo obywatelstwo III kategorii, a przybyli na ich miejsce komuniści postanowili zniszczyć ich tożsamość i kulturę unifikując z resztą kraju, znosząc historyczną nazwę Śląsk Cieszyński a na jej miejsce wprowadzając sztuczną i obcą nazwę Podbeskidzie. Nauczeni doświadczeniem „tutejsi” byli nieufni w stosunku do „obcych”, za których uważali komunistów. Tworzyli zamknięty krąg w którym żyli. Właśnie z takich nieufnych, zamkniętych w sobie górali rekrutowali się partyzanci „Bartka”, mający w każdej wsi oparcie, bo byli u siebie. Całe rodziny zaangażowane były w działalność partyzantów. Bracia i mężowie byli w „lesie”, siostry i żony pełniły funkcję łączniczek a rodzice kwaterowali żołnierzy NSZ. Taki układ zapewniał w najwyższym stopniu bezpieczeństwo tworząc zamknięty krąg niedostępny obcym. Można śmiało powiedzieć, że rodzinne więzy łączyły partyzantów ze społeczeństwem i zapewniały im przetrwanie.
Ze względów bezpieczeństwa grupy NSZ operowały przeważnie nocą i w razie przypadkowego spotkania z inną grupą w celu uniknięcia nieporozumień było podawane hasło: „pat” i pseudonim grupowego, odzewem było hasło „patachon”. Hasła te były kilkukrotnie zmieniane przy kolejnych koncentracjach. W terenie grupowi posługiwali się gwizdkami, wygrywając na nich melodię: „Bo w partyzantce nie jest źle”, odpowiedzią była melodia „nie szumcie wierzby nam”. W ten sposób obcy zawsze był wykrywany.
Sam „Bartek” nie podawał swoim podwładnym miejsca aktualnego obozowania w obawie przed ewentualną wsypą co jakiś czas zmieniając miejsce zakwaterowanie na zboczach Baraniej Góry, których miał kilka. Okres zimowania rozpoczął się już w listopadzie 1945 r. a zakończył dopiero w kwietniu roku następnego. Był to z jednej strony okres zmniejszonej do niezbędnego minimum akcji partyzanckiej, jednak z drugiej strony był to czas wytężonej pracy organizacyjnej, werbunkowej i szkoleniowej. „Bartek” chciał żeby na wiosnę do walki z komunistami weszła sprawnie działająca wojskowa struktura. Przed rozpuszczeniem swoich ludzi na zimowe kwatery nakazał grupowym na zwiększenie stanów osobowych i położenie nacisku na szkolenie, zwłaszcza w zakresie obsługi bronią. Zdecydowana większość partyzantów byli to młodzi 17-20 letni chłopcy, którzy wcześniej nie mieli styczności z bronią a tym bardziej z regularnym wojskiem. W większości przypadków decydowali się na partyzantkę ponieważ nie załapali się na walkę z okupantem niemieckim gdyż byli wówczas za młodzi i właśnie teraz chcieli sobie powetować tą stratę. Były to często tragiczne wybory.
Paradoksalnie w pierwszych miesiącach działalności więcej partyzantów zginęła w wyniku postrzału z własnej lub kolegi broni w trakcie nieumiejętnego obchodzenia się z nią niż w wyniku starć z siłami rządowymi. Dlatego też „Bartek”, przedwojenny podoficer, przede wszystkim postanowił wpoić swoim podkomendnym wojskową dyscyplinę i wyszkolenie. Również wygląd zewnętrzny grał bardzo ważną rolę. „Bartek” postanowił umundurować swoich partyzantów, żeby wyglądali jak regularne wojsko. Szczególnym wzięciem cieszyły się mundury pochodzące z Armii Andersa, które partyzanci „Bartka” rekwirowali u repatriantów z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. „Bartek” dopiął swego i wkrótce umundurowanie przeciętnego partyzanta przedstawiało się następująco: Kurtka wzoru angielskiego, na lewym ramieniu Orzeł Biały na czerwonym tle z koroną, powyżej napis NSZ, poniżej naszywki Orła znajdowała się wyszyta nazwa grupy np. „Śmiertelnych” lub „Burza”, na lewym naramienniku naszyta była czarna plakietka, co oznaczało przynależność do grupy wypadowej na doliny. Następnie patki czarne na których wyszyta była zielona choinka co symbolizowało że partyzanci są leśnym wojskiem. Na lewej piersi lub na szyi partyzanci nosili ryngraf z Matką Boską z Orłem Polskim z koroną (ryngrafy były dostarczane „Bartkowi” przez specjalnych kurierów, którzy udawali się jako pielgrzymi na Jasną Górę, ryngrafy były wręczane każdemu partyzantowi po przysiędze złożonej na wierność NSZ). Noszone były dystynkcje wojskowe. Spodnie były długie, częściowo bryczesy, na głowie partyzanci nosili czapki polówki lub angielskie czarne berety.
Z początkiem kwietnia 1946 r., gdy grupowi przybyli ze swymi partyzantami w umówione górskie kwatery, „Bartek” z satysfakcją odnotował w niektórych oddziałach wzrost liczbowy nawet o 100 % oraz kompletne umundurowanie i uzbrojenie żołnierzy, które u przeciętnego partyzanta składało się na broń krótką, zwykle systemu TT lub Parabelum oraz karabin maszynowy zwykle rosyjska PPSZ oraz granat produkcji rosyjskiej. W górskich kwaterach rozciągających się od Beskidu Śląskiego po Beskid Żywiecki zgromadziło się w sumie około 300 partyzantów zorganizowanych w 9 dużych oddziałach podzielonych na sekcje odpowiadające drużynom w tym elitarny 15 osobowy pluton „Śmiertelnych” dowodzony przez niespełna 20 letniego Zdzisława Kraus ps „Andrus”, który specjalizował się w wykonywaniu wyroków śmierci, 40 osobowa kompania „Burza” a także pluton wartowniczy „Bartka” stale kwaterujący w masywie Baraniej Góry strzegąc obozowiska Kwatery Głównej „Bartka”, w której przebywał sztab oraz służby kwatermistrzowskie, kucharze, łącznicy, pomoc medyczna a także kapelan zgrupowania ks. Rudolf Marszałek ps. „Opoka”, w sumie 47 osób. Największym liczebnie oddziałem pozostawał nadal Samodzielny Oddział im. „Szarego” liczący sobie 60 partyzantów. Do sztabu dokooptowano Józefa Kołodzieja ps. „Wichura” byłego grupowego, który w stopniu porucznika został szefem propagandy i informacji zgrupowania, redagując antyrządowe ulotki i grafiki, rozprowadzane później przy okazji referendum z 30 czerwca 1946 r.
Tak znaczny sukces organizacyjny skłonił „Bartka” do zademonstrowania władzy ludowej swojej siły. W dniach 1-3 maja 1946 r. zarządził koncentrację wszystkich oddziałów w jednym ze swoich obozowisk nieopodal schroniska powyżej Wisły. Zgromadzili się tam wszyscy dowódcy grup i ponad 200 partyzantów. Najważniejszym elementem koncentracji i jej podsumowaniem była zarządzona na dzień 3 maja defilada przez centrum Wisły ponad 70 partyzantów których na centralnym placu miasteczka przyjął sam „Bartek” wygłaszając patriotyczną przemowę.
Pozostali partyzanci w tym cały 60 osobowy oddział Sztubaka stanowili ubezpieczenie na drogach prowadzących do Wisły. Była to sprawnie przeprowadzona na wzór wojskowy operacja, która na kilka godzin odcięła od świata znany kurort wypoczynkowy. W tym czasie miejscowy posterunek MO został od wewnątrz zabarykadowany przez wystraszonych funkcjonariuszy. Kolejna koncentracja była zarządzona na dzień 15 sierpnia 1946 r. również na stokach Baraniej Góry i związana była z przyjazdem z Monachium kuriera NSZ ks. Marszałka, który przywiózł „Bartkowi” nominację na kapitana a jego zastępcom na poruczników. Wówczas powstał również pomysł przerzucenia partyzantów „Bartka” do strefy Anglosaskiej. Był to już czas, gdy UB w pełni kontrolował kierownictwo VII Okręgu NSZ, któremu podlegał „Bartek”, a także drogi przerzutowe na zachód, a niczego nieświadomy ks. Marszałek był narzędziem UB w grze operacyjnej mającej na celu dotarcie do „Bartka” a tym samym rozbicie jego zgrupowania. Jednak zanim to nastąpiło oddziały podporządkowane „Bartkowi” wprost paraliżowały władzę komunistyczną w regionie nie pozwalając na rozwój lokalnych struktur PPR. Obok akcji aprowizacyjnych „Bartek” rozpoczął także akcje likwidacyjne. Likwidowani byli wyłącznie funkcjonariusze UB i ich świadomi współpracownicy oraz członkowie PPR i ZWM. „Bartek” zabronił likwidacji funkcjonariuszy MO twierdząc, że nie są oni świadomymi komunistami. Każdy wyrok śmierci poprzedzał dokładny wywiad i dopiero gdy udowodniono bezsporną winę badanego wówczas rozkazem „Bartka” osoba taka była likwidowana. Wyroki śmierci na rozkaz „Bartka” wykonywał gł. wspomniany już pluton „Śmiertelnych”, który wykonał w sumie 10 takich wyroków. Źródła komunistyczne podają, że w sumie ofiarą wyroków śmierci wydawanych przez „Bartka” lub jego grupowych padło ponad 60 osób. Do liczny tej doliczono również ofiary przypadkowe, których nie można było uniknąć w napiętych sytuacjach a także 8 milicjantów którzy zostali rozstrzelani przez partyzantów w odwet za zabicie ich dowódcy Edwarda Biesioka „Edka” w dniu 13 maja 1946 r. w czasie obławy.
Siły bezpieczeństwa nie potrafiące dotrzymać partyzantom pola w walce bezpośredniej postanowiły rozbić go, infiltrując jego środowisko i wprowadzając zakonspirowanych agentów do jego struktur.
Kilkumiesięczna gra operacyjna UB, której ofiarą już w październiku 1945 r. padło dowództwo VII Okręgu NSZ, a w styczniu 1946 r. drogi przerzutowe z centralą NSZ w Monachium i Regensburgu sprawiły, że „Bartek” i jego sztab zostali odcięci od swoich zwierzchników z NSZ i szczelnie otoczeni ubecką agenturą. W sierpniu 1946 r. ostatni kurier z zachodu ks. Marszałek był pod pełną kontrolą UB i nieświadomie podsunął im plan rozbicia zgrupowania pod pozorem przerzucenia go do strefy anglosaskiej. W ten sposób rozpoczęła się właściwa faza rozpracowania i do gry wszedł główny architekt ubeckiej prowokacji Henryk Wendrowski ps. „Lawina” podający się za przedstawiciela władz NSZ. Prowokacja miała na celu wywiezienie wszystkich partyzantów na placówki UB zlokalizowane na Opolszczyźnie i tam nieświadomych partyzantów miano fizycznie zlikwidować. Prowokacja przeszła do historii pod nazwą Operacja Lawina. W sumie w wywieziono i zlikwidowano co najmniej 167 partyzantów w trzech etapach między 5 a 25 września 1946 r.
Miejsca kaźni partyzantów zlokalizowano w okolicach poniemieckiego lotniska pod Starym Grodkowem oraz na polanie Hubertus opodal wsi Barut – oba miejsca na Opolszczyźnie.
Sam „Bartek”, mający udać się w czwartym, ostatnim transporcie, uniknął losu swoich podkomendnych. W ostatniej chwili wstrzymał transport pod wpływem zeznań jedynego uratowanego partyzanta, któremu udało się dotrzeć na Baranią Górę Andrzeja Bujaka ps. „Jędrek”.
Tragiczny finał operacji Lawina z końcem września 1946 r. zakończył najbardziej aktywny okres działalności zgrupowania, które zdziesiątkowane, przeszło do defensywy unikając coraz to skuteczniejszych obław UB. Na początku października 1946 r. grupy podległe „Bartkowi” liczyły sobie już tylko około 70 partyzantów w tym większość z grupie „Sztubaka”, który do końca pozostał nieufny w stosunku do rzekomych wysłanników z zachodu i tym samym ocalił najwięcej podkomendnych. Nie naruszony stan zachował również oddział ppor. Stanisława Kopika „Zemsty”, który z grupą około 20 żołnierzy LWP zdezerterował z placówki wojskowej w Rajczy i przyłączył się do NSZ dopiero w sierpniu 1946 r. zachowując względną autonomię. Do końca, działalność zgrupowania „Bartka”, którą otworzyła zarządzona na dzień 22 lutego 1947 r. amnestia, charakteryzowała się już tylko walką o przetrwanie, zwłaszcza, że partyzanci nie przygotowali się dostatecznie do zbliżającej się zimy, którą Flame z najbliższym otoczeniem spędził w obozowiskach Baraniej Góry.
Nawet w wigilię Bożego Narodzenia „Bartek”, w ogniu karabinów, musiał pośpiesznie opuszczać zajmowaną ziemiankę przed obławą sił rządowych. 22 lutego 1947 r. po konsultacji ze „Sztubakiem”, „Bartek” dał swoim podkomendnym wolną rękę w ujawieniu się. Sam ujawnił się 11 marca 1947 r. w Cieszynie.
Broni nie złożył „Zemsta”, który jeszcze do maja 1947 r. kontynuował walkę z komunistami. Po zdziesiątkowaniu jego oddziału przez mnożące się obławy UB nie widząc szans dalszej walki wyjechał na Ziemie Odzyskane, gdzie latem 1948 r. został aresztowany przez UB i zamordowany wypchnięty przez okno z 2 piętra budynku WUBP w Warszawie. Dowódca zgrupowania Henryk Flame „Bartek” został zamordowany przez milicjanta Rudolfa Dadaka w dniu 1 grudnia 1947 r. Był to wynik kolejnej ubeckiej prowokacji. W ten sposób władza ludowa po cichu likwidowała swoich przeciwników. Jeszcze przez długie lata ocaleni w wyniku amnestii partyzanci „Bartka” byli więzieni pod byle pretekstem przez UB.
Ostatnimi epigonami zgrupowania „Bartka” byli Jan Filary ps Lis i Władysław Szczotka ps „Orlik”. Osamotnieni, zaszczuci zostali zamordowani 24 listopada 1950 r. otoczeni przez Grupę Operacyjną UB w domu w Kamesznicy zdradzeni przez swojego kolegę, który okazał się agentem UB ps. „Celnik”.
Tekst ten został wygłoszony przez Autora w Lublinie 8 marca 2010 r. na konferencji „Moralni zwycięzcy – wyklęci żołnierze”.
Tomasz Greniuch (ur.1982) jest absolwentem historii Uniwersytetu Opolskiego, doktorantem Katolickiego Uniwersytetu Opolskiego, pasjonatem i badaczem historii Polskiego podziemia niepodległościowego po roku 1944. Jest autorem książki „Król Podbeskidzia”, a także wielu artykułów publicystycznych. Działa w ruchu narodowo-katolickim – jest kierownikiem opolskiej brygady ONR.
Bardzo potrzbny tekst. Pozdrawiam
„Ponieważ żyli prawem wilkia, historia o Nich głucho milczy”.