Korzystając z autobusów komunikacji miejskiej, niedawno natrafiłam na bardzo intrygujący plakat, płatną reklamę. Było to zaproszenie na spotkanie z wyznawcami tzw. Różokrzyża. Poszperałam w Internecie i odnalazłam nieco informacji o Różokrzyżowcach. Zachęcam do zapoznania się z tym dziwnie nazywającym się towarzystwem. Gnostycka sekta Różokrzyżowców posługuje się symbolem złotego krzyża z umieszczoną pośrodku różą. Różokrzyż nawiązuje do ezoteryzmu i spirytyzmu, popularyzuje ideę reinkarnacji i transfiguracji. Twierdzi, że Jezus był zwykłym człowiekiem, który poprzez doskonałość i samopoznanie dostąpił uniwersalnej świadomości Chrystusa kosmicznego. Różokrzyż to ideologia będąca mieszaniną wielu odmiennych religii i światopoglądów, doskonale wpisuje się w nurt pseudoduchowości New Age.
W drugiej połowie XVIII w. masoni i różokrzyżowcy się łączą. Jedna z pierwszy organizacji Różokrzyżowych o charakterze wolnomularskim” powstała w roku 1770 na terenie Bawarii. Założyła ona liczne loże w Wiedniu, który od tego czasu stał się ośrodkiem myśli Rózokrzyżowej dla Austrii, Węgier, Bawarii. Masonem i zarazem różokrzyżowcem był między innymi Stanisław August Poniatowski. W 1777 r. berlińska loża stała sie ośrodkiem nowego rytu, a mianowicie Zakonu Złotego Różo-Krzyża Starego Obrządku. Zakon ten rozprzestrzenił się po całym świecie przedstawiając się jako jedyna prawdziwa masoneria (Roland Edighoffer „Różokrzyżowcy” Warszawa 1998 s. 145,149), Tadeusz Cegielski, obecnie Wielki Namiestnik Wielkiej Narodowej Loży Polskiej charakteryzując doktrynę masonerii w książce ”Sekrety masonów” (Warszawa 1992) stwierdza, ze doktryna masonerii wspiera się na kabale i alchemii. Z nimi zaś wiąże się ściśle przenikającą na wskroś doktrynę masonerii ideologia Różokrzyżowców, którzy stworzyli nowy „kościół chrześcijański” wspólnotę wtajemniczonych mędrców, teozofów, mistyków i magów”. (s. 29) Odnalazłam też świadectwo uczestnika spotkań Różokrzyżowców, które niech posłuży jako przestroga dla ludzi poszukujących jakiś dziwactw i tajemnic.
Różokrzyżowcy – relacja wyznawcy: Podstawą są wykłady. Wstępne przygotowanie do wtajemniczenia odbywa się na cyklu trzech bezpłatnych wykładów. Przychodzą na nie ludzie poszukujący, nie mający swojego miejsca w świecie, często zabłąkani. Różokrzyżowcy wykorzystują ich nieznajomość religii. Nie wszyscy mogą przystąpić do ruchu. Ci, którzy już weszli w tę grupę czują się w związku z tym wybranymi. Wątpliwości są szybko ucinane, a ci, którzy mają ich zbyt wiele są wykluczani ze wspólnoty. Różokrzyż wiąże się ściśle z okultyzmem, magia i różnymi rodzajami parapsychologii. Członkowie ruchu to przeważnie ludzie bardzo inteligentni. Osoby prowadzące spotkania są świetnie przygotowane i posiadają mocne argumenty. Kierownictwo organizacji znajduje się w Holandii i stamtąd płyną dyrektywy.
Doktryna.
Świat przedstawiany jest w dualistycznej relacji dobra i zła, przy czym świat materialny jest z gruntu zły. Różokrzyżowcy posługują się Biblią, ale traktują ją wybiórczo – biorą z niej to, co im się podoba. Poza tym głoszą synkretyzm różnych wyznań – przedstawiane są one przez nich dość powierzchownie. Bóg przedstawiany jest jako coś nieokreślonego, a raczej niedookreślonego. Wierzą w reinkarnację. Człowiek według nich jest tylko przechodniem. Ważną rolę odgrywają różne rytuały. Symbolem głównym są przenikające się koło, trójkąt i kwadrat. Stosuje się wegetarianizm, odrzuca wszelkiego rodzaju używki, telewizję traktuje się jako wroga. Unikają prądu i mają negatywny stosunek do wszelkiego rodzaju magnetyzmu.
Wtajemniczenie.
Wtajemniczenie odgrywa ogromną rolę. Wchodzi się na coraz to wyższe stopnie. Niektóre stopnie są jawne, a inne nie. Na każdym ze stopni zmienia się jakby wyznawane credo. Na przykład osoba Jezusa schodzi na dalszy plan, a na czoło wysuwają się różne energie. Może tu dochodzić do kontaktów ze złymi duchami. Przewodnik na każdym poziomie wtajemniczenia ma się swojego przewodnika. Usuwa on wszelkie wątpliwości, pilnuje, żeby człowiek się nie wychylał poza ustalony szablon myślenia. Następuje „obróbka psychiczna” adepta.
Liturgia.
Na początkowych stopniach wtajemniczenia występuje coś na wzór modlitwy, medytacji. Ceremonia rozpoczyna się od półgodzinnej ciszy w sali przygotowawczej. Wyzwala to w człowieku stan alfa – pewnego rodzaju trans. Umysł kieruje się wtedy w stronę nierealnego świata. Wyłącza się świadomość. W takim stanie człowiek łatwo może być zwodzony, często także przez złe duchy. Po tym etapie wchodzi się do świątyni. Jest to sala z krzyżem z różą w środku. Tu znowu cisza – około 5-10 minut. Człowiek wpada w jeszcze większy stan odrętwienia, napięcia, czasami w drzemkę, albo „odpływa”. Potem następuje odczyt pism (30-45 minut), przerywany pieśniami. Wszystko odbywa się na siedząco, w stanie relaksu. Po tej „służbie” znowu wraca się do sali przygotowawczej – i znów cisza.
Moje wątpliwości.
Zaczęło mnie zastanawiać to, że prowadzący znali fakty z mojego życia, o których nikt nie wiedział. Miałem także wizje w snach – jakby migawki, kadry filmów. Z czasem – to było charakterystyczne – ludzie przestawali mieć sny. Nawet oficjalnie było mówione, że uczeń nie śni. Zabraniano zwracać się o pomoc w modlitwie – aby nie została odczytana przez demony. (A ja codziennie modliłem się do Archanioła Michała.) W ten sposób budzono w ludziach lęk i poczucie zastraszenia. Ludzie unikali modlitwy.
Mówiono nam, że Kościół to przedszkole, a tu są studia wyższe. Szerzono nienawiść do świętości. Prowadzący głosili, że świętych nie ma, a jednocześnie sami chcieli być świętymi. Używali raczej określenia „doskonali”. Na jednym z wykładów usłyszałem: „przecież jesteście bogami!” Gniew wzbudziło, kiedy zaśmiałem się, że przecież to miejsce jest już zajęte. W czasie jednej z konferencji miałem wrażenie, jakby wokół mnie była osłona o kształcie wielkiego jaja. Dźwięki muzyki odbijały się od jej powłoki. Podobne doświadczenie miał w tym samym czasie mój znajomy. Wokół mnie siedziały wtedy osoby z bardzo wysokiego szczebla. Przeraził mnie też wyraz twarzy jednej z osób głoszących. Wzbudziła we mnie strach, bezsilność, wręcz organiczne poczucie zagrożenia.
W czasie liturgii, według mnie, człowiek przestaje być panem siebie. Właściwie przez cały czas związania z Różokrzyżowcami, byłem bez przerwy pod ich presją. Czas miałem zajęty przez proponowane przez nich zajęcia. Wmówili mi też, że mają zdolności obserwowania mnie.
Comiesięczne składki były dosyć wysokie. Część była deklaratywna, a część dobrowolna (ale przymusowa). Dodatkowe oferty i konferencje pociągały za sobą dodatkowe koszty.
Tyle mówi świadek skrzywdzony przez tę sektę. Ze swojej strony pozwolę zapytać się Pana prezesa MZK, Tadeusza Stadnickiego: czy podczas zawierania umów dotyczących płatnej reklamy w autobusach miejskich kierujecie się Państwo dobrem wspólnym pasażerów (dobro duchowe jest równie ważne). Bierzecie pod rozwagę co może spotkać naiwnych ludzi, zachęconych ładnie wydanym zaproszeniem, którzy dadzą wciągnąć się w tę groźną sektę?! Rozumiem starożytne hasło: Pecunia non olet, ale czy opolskie MZK musi współpracować z sektami?
Autor: Marianna