Jacek Międlar ma zostać oskarżony o „nawoływanie do nienawiści wobec Żydów i Ukraińców w stanie ciągłym od kwietnia 2016 roku do marca 2017 roku”. Śledczy wystąpili do prokuratur w całym kraju prowadzących postępowania w sprawie innych wystąpień Międlara, łącząc wszystkie te materiały w jedno śledztwo. Akt oskarżenia ma również objąć treści zamieszczane w internecie oraz kazanie wygłoszone w białostockiej katedrze w rocznicę powstania ONR. Analizująca je wcześniej prokuratura białostocka nie znalazła podstaw do oskarżenia i umorzyła śledztwo. – Jeśli tak jest, będę musiał się zmierzyć z wrocławską prokuraturą i tymi infernalnymi oskarżeniami, które próbuje się postawić. Jaki tego będzie efekt – zobaczymy – powiedział Jacek Międlar. – Myślę, że każdy ma prawo walczyć z ideologiami, które nam nie odpowiadają, zwłaszcza jeśli ta ideologia ma charakter antypolski – wyjaśnił. Odniósł się też do słów „domagamy się szacunku ze strony talmudystów i banderowców”, za które prokuratura chce go postawić przed sądem. – W mojej ocenie mówienie „domagamy się szacunku” nie jest nawoływaniem do nienawiści – powiedział. W lipcu 2017 roku wrocławska prokuratura postawiła Jackowi Międlarowi zarzut „publicznego nawoływania do nienawiści wobec osób o narodowości żydowskiej i ukraińskiej poprzez używanie określeń mających wzbudzić w uczestnikach zgromadzenia silną niechęć do nich, złość, brak akceptacji i wrogość”. Decyzją Prokuratury Krajowej akt oskarżenia został wycofany ze względu na braki w materiale dowodowym. Teraz sprawa wraca.
Prokuratura postawi zarzuty Jackowi Międlarowi: nawoływanie do nienawiści wobec Żydów i Ukraińców.
Michal Radchoń Zaczęło się 30 maja… w samochodzie jeżdżącym po Warszawie z zastępcą naczelnego„ Wyborczej”, który oznajmił, że właśnie jest moment, żeby złożyć wniosek do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, aby zatrzymać reformę Sądu Najwyższego. Parę dni później postulat powtarza lider… niemieckiej partii politycznej Zielonych Annalena Baerbock, która w „Die Welt” oznajmia, że ETS musi dokonać przeglądu polskiej reformy sądownictwa. W symboliczną datę 4 czerwca tuzy walki o demokrację w Polsce, Paweł Kacprzak z Obywateli RP – znany kompan Piotra Niemczyka (twórcy notatki Urzędu Ochrony Państwa o numerze 0015/92, która zapoczątkowała tak zwaną operację inwigilacji prawicy), oraz Agnieszka Holland – reżyser, ogłaszają, że „120 organizacji pozarządowych zwraca się do Komisji Europejskiej”o interwencję w sprawie sądów. Wśród organizacji jest ze 30 różnych odmian KOD-u, kilka odmian Obywateli RP, wspierana z Niemiec Akcja Demokracja, stowarzyszenie sędziów Themis, a także Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Na tak przygotowany grunt odważnie wkracza Katarzyna Lubnauer, szefowa Nowoczesnej, która ogłasza na FB, że składa wniosek do Komisji, bo inaczej niedługo „nasi” sędziowie będą musieli odejść na emeryturę. Potem już idzie z górki. Wniosek pani Lubnauer publikuje na Twitterze… belgijski polityk Guy Verhofstadt, a chwilę później u boku liderów PO i PSL szef Europejskiej Partii Ludowej informuje, że wspiera skierowanie przez Komisję sprawy polskiego Sądu Najwyższego do ETS. Biorąc pod uwagę, że szef Komisji jest politykiem tej właśnie partii, wygląda na to, że sprawa jest już polity-cznie zaklepana i trafi do sądu. Na szczęście Polska ma w trybunale swojego przedstawiciela. Jest nim Marek Safjan, który na pewno zadba o nasze interesy. Tym bardziej że w sprawie reformy Sądu Najwyższego zdążył się już wielokrotnie wypowiedzieć w telewizji TVN. Safjan z pewnością osobiście w sprawie nie będzie orzekał, o rozstrzygnięcie zadbają inni, ale w niczym nie zmienia to faktu, że Safjan widnieje na stronach Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka jako członek jej rady. To z kolei oznacza, że Trybunał, w którym zasiada Marek Safjan, rozstrzygnie sprawę, o którą wnioskowała fundacja, w której zasiada Marek Safjan. Cała ta maskarada pokazuje jak na dłoni mechanizm konstrukcji donosu na Polskę. Donosu, który może mieć całkiem realne konsekwencje: wyrok nakazujący cofnięcie reformy Sądu Najwyższego. Polska oczywiście się nie zgodzi, a wówczas zatroskany pan Timmermans z zatroskanymi kolegami z „Wyborczej”, Nowoczesnej, Platformy i PSL stwierdzą, że reżim w Polsce za nic ma „zasadę praworządności”, a więc należy przyciąć Polsce co nieco gotówki, a może nawet pozbawić ją głosu w Radzie Europejskiej. Rozpoczynająca się akcja świetnie pokazuje, jak grupka pokemonów „Wyborczej”, pozująca na „120 organizacji pozarządowych”, uruchamia procedury, mające prowadzić do kwestionowania decyzji podejmowanych w wyniku wyborów. Przegrane właśnie w wyborach polskie partie polityczne występują w tej sprawie pod przykryciem… partii „europejskich”. Warto też pamiętać, że w tym samym wywiadzie wice-Michnik przyznał, że przez lata oszukiwał Zachód, siebie i swoich czytelników w kwestii tego, jak wygląda Polska. Wyznał, że jednak nie wygląda tak, jak opisuje „Wyborcza”. Ocena polskich sądów przez polskich obywateli również nie przedstawia się tak, jak chcieliby odchodzący politycy III RP. Wie o tym nie tylko wice-Michnik. Wiedzą o tym liderzy polskich partii, które składają donosy. Mają tego świadomość Timmermans, Verhofstadt i Junkcer. Świetnie zdaje sobie z tego sprawę Merkel. Wiedzą wszyscy. Ale to nie o prawdę ani kłamstwo tu chodzi, lecz o władzę. Ten sam mechanizm powtarza się w innych krajach. I właśnie dlatego w całej Europie wybory wygrywają coraz częściej partie, które takiej Unii Europejskiej po prostu nie chcą. I to te partie w nowym Europarlamencie mogą całe to załgane towarzystwo wysłać na długo oczekiwaną emeryturę.
Michał Rachoń. Publikacja pochodzi z Tygodnika Głos
oprac. w.s