Sklep rowerowy przy ulicy Matejki w Kędzierzynie-Koźlu. A w nim Krystian Zajdel, jeden z najlepszych kolarzy na Opolszczyźnie w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Chociaż nigdy mistrzostwa Polski na szosie nie zdobył, to Pucharów Polski ma w domowej gablocie kilka. Wygrał także prestiżowy wyścig dookoła Turcji.Wiktor Sobierajski: – Z tego co wiem przygodę z kolarstwem zaczynał Pan w Kędzierzynie-Koźlu. Jednakże największe triumfy święcił Pan w klubie Krupiński Suszec?
Krystian Zajdel: – To prawda. Krupiński Suszec był i jest klubem kopalnianym z okolic Żor i Pszczyny na Śląsku. W tej chwili jest on dość słynny, bo kopalnia jest w upadłości. Ja karierę zaczynałem w tym klubie, jak była to najnowsza kopalnia w Polsce.
W.S: – O pańskiej karierze za chwilę. Jak to z Panem jest? Pucharów Polski na szosie ma Pan w swojej kolekcji kilka, a mistrzostwa Polski nigdy nie udało się Panu zdobyć, chociaż niejednokrotnie było ono bardzo blisko?
K.Z: – Mistrzostwa Polski to bardzo specyficzny wyścig do którego przygotowują się wszyscy zawodnicy w naszym kraju. Konkurencja jest więc ogromna a sam start w tym wyścigu nie jest taki łatwy. Rzeczywiście nigdy nie udało mi się zająć pierwszego miejsca, ale dwa razy byłem drugi a raz czwarty. Kilka razy byłem w dziesiątce tego wyścigu.
W.S: – W klasyfikacji Pucharów Polski było już zdecydowanie lepiej?
K.Z: – Puchary to trochę inna kwestia. Startów jest kilka i z każdego startu zbiera się punkty. Okazuje się, że nie zawsze trzeba wygrać każdy wyścig, aby zdobyć puchar. Trzeba jednak być zawsze w czołówce. Startów jest bodajże osiem, chociaż w tamtych latach jak ja jeździłem to wyścigów punktowanych raz było więcej raz mniej. Z tym to różnie bywało.
W.S: – Słyszałem, że rozpoczął Pan poważne treningi przed zbliżającym się wielkimi krokami I Kryterium Ulicznym TRIBIKE im. Wernera Lepicha, które 14 lipca zorganizowane zostanie w Kędzierzynie-Koźlu przez Odrzańskie Konsorcjum. Piotr Ruczka także podobno ostro trenuje.
K.Z: – Raczej nie. Ja w tej chwili jeżdże dla siebie, dla podtrzymania własnej kondycji.
W.S: – Proszę nie być aż tak skromnym. Jest Pan jednym z faworytów do zwycięstwa.
K.Z: – To są chyba jakieś opowieści. Wie pan, jakąś wiedzę o ściganiu się na rowerze pewnie mam, bo ścigałem się ładnych parę lat, ale wiedza nie ściga się na rowerze. Sama wiedza nie pojedzie. Inną sprawą jest to, że nawet najmądrzejszy człowiek może nie wygrać wyścigu, gdy nie będzie trenował i nie będzie miał siły.
W.S: – Jeżeli chodzi o rower to posiada Pan profesjonalny sprzęt, na który czasami Pan wsiada?
K.Z: – Rower mam. W kryterium pewnie także wystartuję, ale na jakiś spektakularny wynik wcale się nie nastawiam, bo w wyścigach nie startowałem już ponad 20 lat. Próbowałem kilka razy syna zainteresować kolarstwem amatorskim, ale niestety syn nie załapał tego bakcyla. Śledzę niektóre wyścigi ale generalnie nie startuję.
W.S: – Piotr Ruczka stara się wskrzesić tradycje kolarskie w Kędzierzynie-Koźlu. Słyszałem, że w naszym mieście w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku istniały aż trzy kluby kolarskie: jeden przy kędzierzyńskich Azotach, drugi przy Zakładach Chemicznych w Blachowni i trzeci w Kłodnicy. Kolarstwo w Kędzierzynie-Koźlu to dobry pomysł?
K.Z: – Pomysł jest bardzo dobry. Rzeczywiście w Kędzierzynie-Koźlu były trzy kluby kolarskie a dzisiaj na całej Opolszczyźnie chyba tylu nie ma. Kolarzy amatorów jest w naszym mieście bardzo dużo. Ale ci ludzie jeżdżą w większości dla przyjemności a nie po to żeby się ścigać.
W.S: – Też tak sądzę, że na zawodową grupę w Kędzierzynie-Koźlu póki co nie ma szans, ale stworzenie jakiejś cyklicznej rywalizacji np. rodzinnej, to całkiem realna sprawa?
K.Z: – To na pewno. Jest to bardzo rozwojowe. Właśnie z takich inicjatyw rodzili się wielcy mistrzowie kolarstwa. Byłaby to także kolejna sportowa propozycja dla dzieci i młodzieży. Do takiego projektu muszą być także dobrani odpowiedni ludzie, bo kolarstwo jest bardzo trudnym sportem wymagającym poświęceń. Na efekty takich działań oraz wyniki trzeba będzie jednak poczekać z kilka lat. Pomysł jest bardzo dobry i sądzę, że będzie zainteresowanie ze strony rodziców dzieci i młodzieży. Do mojego sklepu kilka razy przychodzili młodzi chłopcy i pytali: gdzie jest najbliższy klub kolarski. Jest klub w Opolu, ale tam też z tego co wiem, mocno on kuleje. Jest klub w Gliwicach, ale tam będą kłopoty z dojazdem młodych kolarzy. A trenować trzeba codziennie.
W.S: – Kolarstwo to bardzo wymagający sport?
K.Z: – Bardzo ciężki. Tak naprawdę jestem przekonany, że duża grupa młodych adeptów kolarstwa może mieć problem z przetrwaniem pierwszych trzech, czterech lat treningu. Taka jest rzeczywistość. Do wieku juniora jeszcze jakoś młodzież daje radę a później…
W.S: – Wróćmy do Pańskiej kariery. Który start był dla Pana największym sukcesem, osiągnięciem?
K.Z: – Na pewno wszystkie egzotyczne starty. Moim życiowym sukcesem było zwycięstwo w etapowym wyścigu dookoła Turcji. To był naprawdę duży wyścig. Wygrałem go nie mając do tego predyspozycji. Wyścigu dookoła Maroka wygrać się nie udało, ale kilka zwycięstw etapowych udało się zdobyć. Ja byłem tzw. sprinterem więc takie miałem zadanie w swojej grupie w peletonie. Wpadło więc także kilka premii za zwycięstwa etapowe.
W.S: – Zawsze mnie to ciekawiło. Czy kolarze jadący w peletonie mają okazję podziwiania widoków, rozglądania się na boki? Czy z kolarskiego siodełka jest czas, aby oglądać krajobraz mijany po drodze?
K.Z: – Jeżeli jedzie się w czwartej czy piątej grupie to tak (śmiech). Jeżeli chce się wygrać etap, to naprawdę nie ma na to czasu, bo trzeba zwracać uwagę na wszystko co się dzieje wokół. Jazda w peletonie jest naprawdę niebezpieczna. Jest bardzo ciasno a jedzie się z bardzo dużą prędkością. Trzeba mieć oczy dookoła głowy. Jest wiele niebezpiecznych momentów w wyścigu. Dziury w drodze, piaski, ostre zakręty, przejścia dla pieszych, trzeba być cały czas czujnym i skoncentrowanym.
W.S: – Dziękuję za rozmowę
Tekst i foto: Wiktor Sobierajski