Z Sławomirem Szmalem, najlepszym bramkarzem piłki ręcznej rozmawia Damian Kaniak z NGO Zawadzkie
– Pochodzisz z bardzo usportowionej rodziny. Tata trener, też oczywiście zawodnik piłki ręcznej. O ile wiem to w rodzinie mieliście także sportowców, nawet na poziomie reprezentacji. Więc rozumiem, że inspiracja zostania sportowcem jest inspiracją rodzinną.
– Tak. Wszystko co powiedziałeś to wszystko się zgadza. Stwierdzam. Nie wiem czy coś jeszcze dodać do tego, czy nie. Naprawdę. Jeśli mieszkałeś w Zawadzkiem to właściwie miałeś trzy dyscypliny sportu. Więc była piłka ręczna, piłka nożna i tenis stołowy. Najwięcej przyjemności sprawiała mi gra w piłkę ręczną.
– Tata zainteresował?
– Wiesz co? Owszem na pewno jego działanie w piłce ręcznej, bycie trenerem wiązało się z tym, że również jako dzieciak chodziłeś na każde zajęcia, podglądałeś starszych, a później sam zacząłeś się w to bawić.
– A kiedy to było. Rozumiem, że było to na przełomie lat 80 i 90.
– Wiesz co, właściwie pierwszy raz poszedłem na tenis stołowy w wieku 7 lat i to był 85 rok. To jednak parę ładnych lat temu.
– Miałeś jakiś własnych idoli sportowych??
– Tak jak każdy dzieciak, który w pewnym momencie interesował się głównie sportem. W naszym czasie modne było oglądanie NBA, jeżeli pokazywany był Michael Jordan. A później im więcej tego sportu było w telewizji, tych idoli było więcej.
– Co spowodowało, że wybrałeś piłkę ręczną i pozycję bramkarza??
– Raczej częsty kontakt z piłką na pewno. Grałem też w piłkę nożną i stałem w bramce raczej. Dotykałem piłki bardzo rzadko, zdarzało się że praktycznie parę razy w ciągu 90 minut. A tutaj ten kontakt masz co najmniej około 50, 60 razy w ciągu godziny czasu. Więc to jest to co pokochałem robić od dzieciństwa. Oczywiście grałem troszeczkę w polu, ale to było krótko. Zdaje się, że dwa lata, ale w między czasie stałem na bramce cały czas.
– Mógłbyś opowiedzieć w skrócie jak wyglądała twoja kariera sportowa??
– W skrócie??
– Tak.
– Tych klubów było tak naprawdę kilka i zaczęło się od Stali Zawadzkie. Ta cała przygoda z piłką ręczną. Miałem około 18 lat kiedy dostałem propozycję przejścia do WKW Opole. To trwało około pół roku, ponieważ klub zbankrutował. Później przeniosłem się do Krakowa. Z Krakowa do Warszawy. Z Warszawy do Płocka. Z Płocka do Lubeki. Z Lubeki przeniosłem się do Mannheim w którym połączono dwie drużyny i stworzono jedną mocniejszą. Klub rozwijał się tak naprawdę od jakiejś niskiej, czwartej ligi niemieckiej i tak co roku rósł w górę. A ja przyszedłem jak już grali w ekstraklasie, wtedy tam grał już Mariusz Jurasik. No i tam po sześciu latach zdecydowałem się już na powrót do Polski i do dzisiaj gram w Vive Tauron Kielce.
– Jak to jest założyć koszulkę z orłem na piersi??
– Dla mnie było to marzeniem od dzieciństwa. Podobnie wygląda to u młodych chłopaków, którzy uprawiają obojętnie, piłkę nożną, piłkę ręczną, czy każdą inną dyscyplinę sportu. Chcieliby kiedyś chyba wystąpić z tym orzełkiem na piersi, zaprezentować się i reprezentować swój kraj, bo to jest przede wszystkim ta szczególna chwila.
– Czyli duma?? Tak??
– Oczywiście!!
– Czy chciałbyś czegoś życzyć mieszkańcom Zawadzkiego i Opolszczyzny na święta.
– Przede wszystkim radości z życia i zdrowia. A jako sportowiec to, żeby sport na Opolszczyźnie się rozwijał. Jak wiemy potrzebne są ku temu fundusze. A odkąd pamiętam to Opolszczyzna starała się sportowo rozwijać, w pewnym momencie to się zatrzymało. Teraz tak naprawdę zapaleńcy próbują ratować ten sport, gdzie potrzebna jest pomoc ze strony miasta, małych ale i tych wielkich sponsorów. Tego im życzę żeby ta pasja dalej w nich była, bo to numer jeden, ale oczywiście również życzę im dużo pieniędzy.
– Dziękuję bardzo za rozmowę.