Sen, który uporczywie mnie nawiedza , w każdą ,kolejną rocznicę 4 czerwca. Przenosi mnie on do grudnia 1988 roku, mam w nim ponownie 45 lat i wracam, zdezelowaną „Syreną Bosto”, w przeddzień wigilii Bożego Narodzenia z Wadowic, z pogrzebu mojej mamy. Kończył się rok, w którym oboje z żoną utraciliśmy najbliższe osoby.W marcu umarła teściowa, a rok wcześniej , jej mąż, ojciec mojej żony , dziadek naszych dzieci. Pamiętający jeszcze XIX wiek Józef Grodecki urodził się w 1888 roku, żył długo, pielęgnując w sobie nienawiść i pogardę do komunistycznej rzeczywistości . Inżynier rolnik, który studia ukończył w Berlinie jeszcze przed wybuchem I Wojny Światowej , przy każdej sposobności wyrażał przekonanie ,że ten cały bałagan musi się zawalić. Wtedy , wracając z pogrzebu , mieliśmy szczególna świadomość przemijania , że oto odeszła od nas nasza młodość , ze w sztafecie pokoleń przejęliśmy teraz pałeczkę. Pogrążony w smutku i żałobie , kładę się w tym śnie spać … i wtedy mi się śni.
Nie mam swoich 70 lat, nie doczekałem emerytury, nie ma na świecie naszych ukochanych wnuczek i wnuków. Nie ma Basi, Adasia, Magdy, Stasia ,Eli i Maćka, oni się mają bowiem potem urodzić. Widzę w tym śnie zdarzenia i sytuacje ,których jestem świadkiem, uczestnikiem , a także ich sprawcą, mówiąc językiem marksistów – prowodyrem . Widzę wszystko jak w kinie i towarzyszy mi jednak cały czas, podczas tego onirycznego seansu świadomość, e to jest przecież fikcja. To jest moja życzeniowa projekcja . To przecież nie mogło się wydarzyć… że nie ma ZSRR, że Polska od 25 lat jest wolna!
A wszystko zaczęło się od tego , że esbecja , na początku stanu wojennego wymusiła na dyrekcji szpitala, w którym od 13 lat pracowałem wyrzucenie mnie z pracy. Wyzwolony z pańszczyźnianego , socjalistycznego poddaństwa , stałem się podmiotem autonomicznym , człowiekiem niezależnym. Obowiązywała wtedy ustawa o pasożytach społecznych. Przed jednak skierowaniem mnie do przymusowej pracy na Żuławach chroniło mnie to, że na utrzymanie rodziny , trójkę dzieci zarabiałem lepiąc z gliny świątki, które z powodzeniem sprzedawałem do Cepelii. Byłem jednak , o zgrozo – nie ubezpieczony. Co zatem idzie nie przysługiwała mi żadna ,w przypadku choroby pomoc lekarska czy szpitalna. Wtedy moja żona podjęła próbę zgłoszenia mnie do ubezpieczenia społecznego i samodzielnego opłacania składek z tytułu zatrudnienia mnie prywatnie . Jednak ZUS , mimo iż przyjmował takie zgłoszenia od osób , które zatrudniały służące , zwane pomocami domowymi nie chciał się zgodzić na to, żeby – mąż był zatrudniony jako kamerdyner swojej żony.
Z akt dostarczonych mi później przez IPN wynika ,że SB założyła mi wtedy po raz drugi „arkusz informacyjny osoby podejrzanej o dokonanie przestępstwa „, że używała do „rozpracowania „ mojej osoby kilku tajnych współpracowników o wymyślnych kryptonimach , a mnie prostacko nazwano figurantem o ksywie „Tandeciarz”. Ja żyłem w pełnej , błogiej tego nieświadomości . Wprawdzie w pracowni ceramicznej , gdzie wyrabiałem gliniane świątki puszczałem głośno ,na cały potencjometr Wolną Europę, uważając że na prawo głośnego manifestowania swoich poglądów zarabiałem ciężka ,fizyczna pracą . Bardzo jednak kłułem im w oczy . Pod byle pretekstem nachodziła mnie w pracowni milicja, tajna ,jawna oraz aktyw robotniczo-chłopski . Węszyli, czy przypadkiem nie drukuję , czy też nie kolportuję opozycyjnej bibuły. Raz nawet , zawleczono mnie przed kolegium ds. wykroczeń z oskarżenia… iż mam za wysokie pokrzywy , rosnące przy płocie pracowni. Nawet wybroniłem się z tego. Proces odbył się z cała powagą ichniej Temidy, niczym oskarżenie Dymitrowa o podpalenie Reichstagu . dwie sesje posiedzeń, korowód przesłuchiwanych świadków oskarżenia itp. Jednak mnie uniewinniono . Gołym bowiem okiem , a już przez okna starej chałupy , w której miałem pracownię było widać i słychać szczególnie , że demokracja ludowa robi bokami . W sklepach nie było dosłownie już nic, no może poza moimi figurkami , ale i te wysyłano na eksport
Zawiesiłem wtedy lepienie światków i rzuciłem się w wir wypadków, który mnie wessał na prawie 25 lat.
Przez mojego przyjaciela Antoniego Junoszę-Szaniawskiego , który, jak wynika z akt IPN był figurantem o kryptonimie „Lekarz” i wspólnie byliśmy obiektami zainteresowania i działań operacyjnych podejmowanych przez SB – w marcu 1989 roku nawiązaliśmy kontakt z „samym” Jackiem Kuroniem ,autorem słynnego powiedzenia „Nie palcie komitetów, zakładajcie swoje”.
Tak też i zrobiliśmy , zaczęliśmy wspólnie z Antonim je organizować. Najpierw w Branicach , potem w Głubczycach i Kietrzu. Działaliśmy ,zgodnie z atmosferą płynącą z obrad Okrągłego Stołu zupełnie jawnie. Proponowaliśmy do nich przystąpienie osobom , które znaliśmy , z godnych w tych zdemoralizowanych przez komunę czasach postaw. Ludziom rekomendowanych przez proboszczów okolicznych parafii. Jednym z najgorliwiej nas wspierającym kapłanów był ks. Wenancjusz Kądziołka z Włodzienina . Obecność tego duchownego wśród nas ,przede wszystkim uspokajała i ośmielała do współpracy z nami rolników, którzy poczęli przystępować do Komitetu Obywatelskiego „Solidarność „ Gminy Branice. Gromadziliśmy się wtedy w mieszkaniach prywatnych, na plebaniach w salkach katechetycznych. Głównym naszym zadaniem, poza dyskusjami programowymi na temat , jak sobie wyobrażamy zagospodarowanie ewentualnie uzyskanej wolności było przygotowanie i przeszkolenie ludzi do pracy w komisjach wyborczych w całym powiecie głubczyckim. Równolegle do tego uczestniczyliśmy, a robił to głownie Antoni w działalności Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” Opolszczyzny . Odbywał wtedy staż lekarski w Opolu i miał okazję spotykać , działających tam kolegów i przyjaciół z internowania . To , też było nam bardzo pomocne , ogniskowało bowiem zainteresowanie liderów Opolszczyzny takim prowincjonalnym, jak nasz komitetem . Przyjeżdżał do nas , nawet sam szef sztabu wyborczego Janusz Sanocki.
Poprzez Stacha Tomczaka , rekomendowanego przez głubczyckiego proboszcza ks. Michała Ślęczka dotarliśmy do środowisk tamtejszych działaczy związkowych, którzy w pierwszej kolejności przystąpili do założenia KO w Głubczycach . Pierwsze jego spotkanie obsługiwaliśmy z nieżyjącym już Jackiem Szymańskim . Byłem wtedy szczęśliwym posiadaczem walizkowej maszyny do pisania marki „Mercedes Prima” , pojawienie z nią na zebraniu założycielskim komitetu zawsze wywoływało wrażenie pełnego, naszego profesjonalizmu . Ze Stachem Tomczakiem przyjaźnię się serdecznie do dziś, jest moim współtowarzyszem wielu wypraw na Ukrainę i jako weterynarz udziela mi bezcennych wprost w moim wieku , porad medycznych . Ksiądz Kądziołka wspierał nas nie tylko swoim konsekrowanym autorytetem ,ale bardzo znacząco materialnie, przekazując nam pieniądze na paliwo do samochodów używanych w kampanii wyborczej , wypożyczając sprzęt nagłaśniający ,takie tuby na baterię . Poznałem wtedy również pozostającego dotąd w serdecznej ze mną przyjaźni , późniejszego, wieloletniego sołtysa i radnego z Bliszczyc pana Andrzeja Jaworskiego . Bardzo oddanego sprawie rolnika . Wiele z osób, które wtedy na rzecz zwycięstwa nad komuna działały już nie żyje, że wymienię Szelepę Mariana z Jedrychowic , Jana Sęgę z Uciechowic, Józefa Maliborskiego z Turkowa, Rybkę Mieczysława Stanisława Pelca z Bilszczyc wspomnianego już Jacka Szymańskiego i Franciszka Marcinkowa z Branic . Nie żyje też, współpracujący z nami, późniejszy długoletni przewodniczący komisji zakładowej NSZZ”Solidarność” szpitala w Branicach Zbigniew Rozmytański.
Mieliśmy olbrzymie problemy z propagowaniem kandydatów KO”S”. Po naszych akcjach rozlepiania plakatów, jeździła zaraz za nami ekipa złożona z funkcjonariuszy MO, WOP, ORMO aktywistów PZRP, tajnych współpracowników SB i niszczyła zaciekle naszą pracę, dowodził nimi ówczesny naczelnik, wcześniejszy I sekretarz w gminie, późniejszy … powołany w tajemniczych okolicznościach wice wójt Branic Jerzy Biesiadowski.
Dodatkowo zaciekłym zwalczaniem naszych kandydatów zajmowali się kierownicy, brygadziści z gospodarstw kombinatu Głubczyce , którego dyrektor , osławiony „czerwony książę” Zbigniew Michałek startował w wyborach do Senatu.
Jerzy Biesiadowski stale groził nam milicją zarzucając ,że nasze materiały wyborcze są za blisko lokali komisji. Stale się czegoś czepiał , w końcu mu odszczekałem wyniośle „ ty już nas Jureczku więcej milicją nie strasz”.
Uzbrojony w tubę używana podczas procesji, w tę szczególna niedzielę 4 czerwca jeździłem do późnego wieczora po całej okolicy – wzywając do uczestniczenia w głosowaniu. Potem , jako mąż zaufania prof. Stefana Kozłowskiego, prze cała noc i do samego południa ,dnia następnego – pilnowałem liczenia głosów . Dzięki uważnemu patrzeniu na ręce, próbującym sfałszować , jak to robiono wcześniej członkom komisji desygnowanym przez partię – lista krajowa w Branicach przegrała. Przed zamkniętymi na głucho drzwiami lokalu wyborczego , w którym do poniedziałku do godz. 12 liczono i liczono… stał przedstawiciel Wojewódzkiej Komisji Wyborczej Jerzy Figas i szalenie się dziwił, że tak to u nas długo trwa . A w nas rosło poczucie zwycięstwa . I tak się 25 lat temu stało! Przez cały późniejszy okres ,aż do przejścia w wieku 67 lat na emeryturę , z całym zapałem i oddaniem służyłem Najjaśniejszej R.P.
Bywało, że wycierałem się po większych, albo i mniejszych , mniej wpływowych kanapach politycznych , ale zawsze … jak przystało na prowincjonalnego dysydenta – prawicowych . Współzakładałem w Opolskim Porozumienie Centrum , PSL-Porozumienie Ludowe , współtworzyłem AWS w regionie, budowałem struktury PIS w województwie i powiecie głubczyckim . Wyprowadzałem na ulice Opola i Warszawy , protestujących przeciwko polityce agencji własności rolnej chłopów. Wygrywałem wybory do samorządu, przegrywałem regularnie wybory do Sejmu, ale był prze dwie kadencje społecznym asystentem posła.
Byłem wójtem i przez dwie kadencje jako członek zarządu powiatu – podstarościm głubczyckim . Bywałem w tym czasie parokrotnie bezrobotnym, ale też bywało że podlegali mi ważni dyrektorzy . Kręcono o mnie filmy, opisywano w gazetach . Byłem wydawcą własnego czasopisma, prezesem kilku stowarzyszeń . Podróżowałem bez ograniczeń po Europie , zwłaszcza po Bałkanach rowerem, kajakiem , samochodem .
Byłem na wszystkich pielgrzymkach św. Jana Pawła II do Ojczyzny . W Wadowicach spotkałem się z papieżem Benedyktem XVI .
W końcu dożyłem tego, że prezydentem USA został Murzyn . A do Sejmu Polskiego wybrano Grodzką i Biedronia. A Jaruzelski przyjął Komunię Św.
Mogę więc śmiało powiedzieć ,że żyłem w ciekawych i szczęśliwych czasach . Jak we śnie!
Stanisław Wodyński
Bardzo dobry felieton
Ciekawiej juz nie mozna było ujać…Jak we snie.
Czyste brednie gościa, który kompletnie nie pojmował, jak nim manipulowano, by w „pokojowy” sposób przedłużyć rządy komunistów., Przedstawia swoja pookrąglosołową historie jako bohaterstwo. W tamtych czasach jawna działalność była dawno zaprogramowana przez Kiszczaka jako prolog do rzekomego porozumienia. W opowieści tej przewijają się tacy „bohaterowie” jak Kuroń, który wraz z oficerem bezpieki Lesiakiem ustalali, jak postępować na wypadek dezaprobaty społeczeństwa wobec dawnych komunistów, czy J. Sanocki, który pchał się do władzy za wszelka cenę, nie bacząc na to z kim podaje sobie ręce. Nie wzruszają mnie wspomnienia tych, którzy wyprzedawali ideały „Solidarności” dla własnej korzyści i pozycji w porozumieniu z komunistami, mając za nic resztę społeczeństwa i jego wieloletnia walkę o pełną wolność i niepodległość. Hipokryzją i bezczelnością jest przedstawianie historii zdrady, zasługującej na infamię, jak barwnej batalii o wolność Ojczyzny. Wstyd mi za fałsz albo czystą głupotę ludzi pana pokroju panie Wodyński.
Śpij pan dalej panie Wodyński (trawestując tytuł pańskich żałosnych wynurzeń)!
Drogi Anonimie dziękuję za komentarz, a nawet dwa. Można i tak do tych wspomnień się ustosunkować. Jednak, nic mi nie odbierze dobrego samopoczucia i nawet , pewnej dumy…że należę do pokolenia, któremu się udało doczekać spowiedzi, żalu za grzechy i Łaski Uświęcającej ,towarzyszącej Jaruzelskiemu w chwili zgonu.
Drogi Przyjacielu!
Stajesz się nieznośnie sentymentalny na stare lata (zauważają to nawet anonimowi ujadacze). Tekst nieco grafomański ale puenta wyborna. Tylko co to za medium Cię publikuje?
A.
Warto żyć! Przecież w kolejce do konfesjonału stoją Urban, Kiszczak, Piotrowski, Kwaśniewski z Grodzką i Biedroniem pospołu . A Pan tu taki … naburmuszony.
Stanisłąwie to był czas wielkiego optymizmu, że tym razem napewno się uda. Mieliśmy taką nadzieję i trochę się udało. To, że nie byliśmy przygotowani w pełni do stworzenia nowej Rzeczpospolitej nie jest do końca naszą winą. Lata indokrynacji zrobiły swoje. Do dzisiaj znaczna część nadal uważa, że państwo ma załatwiać dużo spraw w życiu człowieka, inaczej ma być sojalizm z ludzką twarzą. Części z nas chodziło o zmianę systemu ale części o zmiane ludzi przy władzy. Nietety ci drudzy wygrali. Gratuluje Ci artykułu. Oddaje on atmosferę tatych dni. Liberalny Stachu
@AJS
Oj, Antoni, przecież grafomania nie wzbudza namiętności, a” Anonim” mnie tak zrugał, zbeształ… że prawie przyznałem mu rację bo napisał , że „barwnie”. A medium ,Drogi Przyjacielu .. jest przezacne. Niezależna i Obywatelska w dodatku … cóż więc więcej sobie można życzyć w tym konformistycznym świecie ? Wspólnego ze mną życiorysu się nie wyprzesz, więc jeszcze nie raz będziesz bohaterem moich tekstów.
Stachu Liberalny ! Cieszę się,że się odezwałeś tu i teraz ! To my jesteśmy przecież ludźmi 25 lecia, a nie Owsiak. A tak a propos , w prowadzonych przeze mnie genealogicznych poszukiwaniach .. wyskoczyła mi parantela ze Skakujami . Serdecznie pozdrawiam!
Z komentarzy na Facebooku ,dedykuję Anonimowi „Stanisławie, gratuluję artykułu. Rok 1989 był dla mnie ważny nie tylko ze względu na historyczne zmiany w naszej ojczyźnie, ale przede wszystkim na fakt zawarcia związku małżeńskiego z moją obecną żoną. Cieszę się, że dane mi było Cię poznać i na stałe umiejscowić w naszym wspólnym drzewie genealogicznym. Masz rację, że żyjemy w niesamowitych i ciekawych czasach, czasach które potrafiliśmy, jak mówi Renata „przekuć na naszą teraźniejszość”. I dlatego właśnie, z perspektywy czasu wiem, że absolutnie niczego bym nie zmienił w tych mijających dzisiaj 25 latach naszej wolności”
Kolejny komentarz z Facebooka:
” Bardzo interesujacy artykuł ! Zaiste, Stanisławie, przyszło nam wtedy żyć w bardzo „ciekawych” czasach ! Nie dziwię się, że klątwa ze starożytnego Wschodu brzmi „Obyś w ciekawych czasach żył”. A ja miałam wyemigrować do Ameryki … Cóż, każdy z nas – Ty, ja, inni – przekuliśmy ten „ciekawy” czas na teraźniejszość i … na prawdę nie żałujemy !!! „
Artykuł bardzo ciekawy i dobrze napisany. Szacunek za Pana stronkę i za prawdę o wydarzeniach na Kresach, tą przemilczaną, wypieraną przez poprawność polityczną.
Panowie zadowoleni z własnych dokonań, których rezultatem było i jest przedłużenie komuny. Nie trzeba daleko szukać. Pogrzeb Jaruzela na Powązkach to tylko niewielki symbol oblicza III RP po 25 latach, Na kolana panowie szubrawcy i sprzedawczyki przed swoim idolem!!!
Trochę mi się mi poplątały : jeremiada Słomki o skandalu z 25-leciem i ten tekst i zamieściłem tam następujący komentarz, który w sam raz pasuje do gromkich pokrzykiwań Anonima, że komuna nadal trwa… Może i trwa w jego odbiorze, bo nie znalazł posady, nie wybrano go nawet na radnego, albo nawet sołtysa w gminie więc jest rozżalony , jednak :
Między innymi( bo głównym moim zamiarem jest opowiadanie wnukom… o tym ,jak było) – publikując ten tekst, chciałem zwrócić uwagę na to,że nie tylko Owsiak jest człowiekiem 25 lecia. Chciałem, przez pryzmat moich osobistych przygód pokazać również ,że w odróżnieniu od części życia spędzonego ( tak, tak to jest właściwe słowo- spędzonego) za komuny – minione 25-lecie było dla mnie wielobarwne i urozmaicone. Starając się przed 6-ma laty o emeryturę przestawiłem ZUSowi dokumentację aż 16-tu moich sytuacji pracowniczych . Byłem na szczytach, które pozwalały mi korzystać nawet z toalety sejmowej, pośredniczyć w zażegnywaniu konfliktu pomiędzy dwoma następującymi po sobie ministrami ochrony środowiska prof.Stefanem Kozłowskim i Zygmuntem Hortmanowiczem, miałem dostęp do ich gabinetów, posilałem się w stołówce sejmowej, podejmował mnie wraz z urzędującym ministrem rolnictwa na śniadaniu sam biskup ordynariusz opolski… itp. etc Ale też , parę razy bylem bezrobotnym ,a rodzina patrzyła na mnie z wyrzutem, że też nie chcę się zając… jakimś bardziej przynoszącym dochód niż działalność związkowa ,czy polityczna zajęciem… A ja miałem w sobie – poczucie służby, że zostałem przez Najjaśniejszą R.P. powołany , niczym Konfederata Barski … z koniem pod siodłem( Syrena bosto i jej następcy) i szablą w dłoni…. Nie dostały mi się ,tak jak Owsiakowi obfite procenta z publicznych zbiórek do kieszeni, nie dostałem , tak jak on żadnego orderu, ale moją nagrodą jest moja starość, to że mogę jak Hiob – oglądać lepszy( zdecydowanie lepszy niż za komuny) świat, nawet to… że mogę o tym również i Wam opowiedzieć . http://www.wodynski.info/moj-ciechocinek.htm