Słowa mają większą moc, niż by się mogło powszechnie wydawać. Mogą ranić, mogą sprawiać radość, mogą też tworzyć w umysłach ludzi obrazy kształtujące ich rzeczywistość. Najwyraźniej widać to na przykładzie mediów. Poniżej przedstawię kilka przykładów, jak za pomocą zaledwie paru słów można zmienić kontekst sytuacji, a także stworzyć w umyśle odbiorcy pozytywne lub negatywne odczucia z nią związane.
Wyobraźmy sobie, że gdzieś na Bliskim Wschodzie wybuchają bomby, raniąc lub zabijając wiele osób. W tej sytuacji tylko i wyłącznie od dobrej lub złej woli mediów zamachowcy nazwani zostaną „bojownikami” lub „terrorystami”. Pierwsze z tych znaczeń ma pewne zabarwienie negatywne, ale w porównaniu z drugim wskazywać może na jakiś usprawiedliwiony cel walki. Często zdarza się, że jedna lub druga grupa jest nazywana którymś z tych mian. Nie są one jednak używane zamiennie.
Pójdźmy jednak dalej. Zamachy są daleko, ale przecież tego typu działania mediów obserwować możemy także na naszym lokalnym podwórku. Zajmijmy się kibicami piłkarskimi. Mało kto wie, że słowo „kibol”, tak często nadużywane przez media, pochodzi z gwary poznańskiej i oznacza kibica (tak samo jak „pyry” to ziemniaki a „kolejorz” – kolejarz). Dziś „kibolami” szasta się na lewo i prawo. Nie mówi się o kibicach czy chuliganach – tak jakby słowo „kibol” oznaczało coś złego. Zwróćmy znowu uwagę na siłę słów. „Chuligan”, oznaczający osobę dążącą do konfrontacji, ma społecznie mniej negatywny wydźwięk niż „kibol”, który oznacza zwykłego interesującego się meczem kibica. Dzisiaj dochodzi do tak paradoksalnych sytuacji, że mówi się o „kibolach”, kiedy coś dzieje się na polskim stadionie. Jeśli jednak biją się za granicą, wtedy mówi się normalnie – o „kibicach”.
Kolejne słowo-klucz to „faszyzm” i wszelkie jego odmiany. Już Józef Stalin twierdził, że osoby niezgadzające się ideologicznie z komunistami nazywane mają być właśnie „faszystami”. W ciągu 70 lat wiele się w tej materii nie zmieniło. Dziś atakowanie kogoś i nazywanie jego poglądów czy metod „faszystowskimi” jest najlepszym sposobem na wygranie publicznej debaty i przyciągnięcie sympatii ludzi do swojej osoby. „Faszystą” może być każdy. Katolik to „katotalib”, narodowiec – „neonazista”; konserwatysta jest „ciemnogrodzkim faszystą”, zaś starsza, religijna osoba – „moherem”. Na tych kilku przykładach doskonale widać, jaką moc mają słowa.
Jednak same słowa nie robią tak druzgoczącego efektu. Trzeba połączyć je z odpowiednim przekazem, filmami i zdjęciami. Mowa tutaj oczywiście o porównaniu Marszu Niepodległości 2013 z tym, co działo się niedługo potem na Ukrainie. Wszystko zostało pokazane w taki sposób, że 100 tysięcy osób w Warszawie to grupki ekstremistów, a taka sama liczba na większej przecież pod względem liczby ludności Ukrainie to już głos narodu.
Niestety, pewne zdania i słowa-klucze powielane są przez ludzi, którzy jakby nie do końca rozumieją, co te rzeczy tak naprawdę znaczą.
Autor: Krzysztof Marcinkiewicz
Tekst ukazał się w 12, papierowym wydaniu NGO
Co do „faszystów” to pragnę się podzielić reaktywacją pewnej brygady zaginionej w akcji ;)
https://www.facebook.com/pages/ONR-Brygada-Opolska/577439949012775
https://scontent-a-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-frc3/1609657_577440625679374_1310307037_n.jpg