Posypały się gromy na papieża Franciszka za jego słowa krytyki wobec „bajkowo“ obchodzonych świąt Bożego Narodzenia. Papież zaznaczył wielki wymiar wspomnienia w drugim dniu świąt postaci św. Szczepana, pierwszego męczennika. To jak kij w mrowisko „fajnych katolików“.
Papież Franciszek przez wielu lewicowców jest promowany jako postać, która ma „zreformować pozytywnie Kościół“ – czyli najzwyczajniej w świecie chcą zrobić sobie z jego osoby pieska, który będzie wtórował ich wynaturzeniom. Słyszeliśmy o ich manipulacjach słowami papieża, które dotyczyły pederastów. Jak to pięknie wyglądało dla lewicy, gdy powiedział, że nie może osądzać pederasty czy lesbijki, skoro szukają Boga. Gdzieś po drodze zgubili – specjalnie, jestem tego pewien – resztę wypowiedzi, w której papież krytykuje ostro lobby masońskie i LGBT. Próbuje się na siłę zrobić z papieża liberalnego piewcę reformacji, a jednak on nie daje sobą pomiatać. Ostatnie wydarzenia pokazują, że jest bardziej konserwatywny, niż jakikolwiek aktywista czy publicysta z „lewej flanki“ jest w stanie pojąć. Otóż ziemski przywódca Jedynego, Świętego Kościoła Katolickiego skrytykował w bardzo ostrych słowach obchodzenie świąt, jako „wesołych i bajkowych“. Zaznaczył także, że bez obchodów wspomnienia świętego Szczepana, pierwszego męczennika Kościoła, ciężko pojąć cały wymiar Bożego Narodzenia. I rozpoczęła się batalia w komentarzach i opiniach. Ludzie, którzy przedstawiają się jako „radośni katolicy“ wypisują takie na przykład komentarze: „tak to bywa w naszym kościele,że żadne święto nie może być radosne i przesłodzone, tylko musi być przyprawione męczeństwem i to najczęściej ludzi kościoła(…)“, a wtórują im inni, nic nie pojmujący z zasad katolicyzmu ignoranci. To zabrzmi na pewno dla wielu twardo i wywoła szok, ale Jezus Chrystus narodził się po to, aby na krzyżu umrzeć jako baranek ofiarny, zakatowany i zamęczony, a następnie zmartwychwstać, łamiąc tymsamym śmierci krąg, a nam dając nadzieję życia wiecznego. Dlatego obchodzenie świąt Bożego Narodzenia wraz ze wspomnieniem pierwszego męczennika, jest jak najbardziej zrozumiałe i dobre. Jezus przecież nie narodził się po to, aby nauczyć ludzi hippisowskiego pacyfizmu, ćpania marihuany, promocji wynaturzeń, czy fajnych zachowań wobec grzeszącego brata, lecz właśnie po to, by nawracać grzeszników, dać ludziom Nowe Przymierze, a także umrzeć i zmartwychwstać. Warto zaznaczyć zarazem, iż w myśl katolicyzmu to Wielkanoc jest nawet ważniejszym świętem, niż Boże Narodzenie. Bo to właśnie na krzyżu spełnił się cel ostateczny zapowiadanego przez proroka Izajasza baranka ofiarnego, który po zmartwychwstaniu stał się Lwem Judy, królującym nam Panem życia, pasterzem dusz i najlepszym sędzią. Dlatego, a mówię to szczerze i w pełni przekonany, Boże Narodzenie bez pryzmatu męki pańskiej, nie ma najmniejszego sensu i staje się jeno komercyjnym świętem krasnali, elfów i bajkowych stworzeń.
Przywykliśmy do tego, że tzw. „fajni katolicy“ próbują wszędzie zaszczepiać swoją wizję katolicyzmu, wedle której nie ma być męczeństwa, ascezy, pokuty czy postów, zaś ma być jedynie pacyfistycznie ujęta bierność moralna. Papież Benedykt XVI to krytykował, krytykował to Jan Paweł II, Pius XI i większość papieży. Teraz także i Franciszek. Skoro tak, to kim są rzekomi „katolicy“, którzy wiedzą lepiej nawet od papieży, czym jest katolicyzm?
Maciej Kałek