Niemieckie media po raz kolejny wpisują się w niemieckie plany polityki wschodniej. Sprawa redukcji emisji dwutlenku węgla jest istotnym elementem mającym wykazać, że Polska jest krajem z własnej winy zapóźnionym. Z tego punktu widzenia nie powinna mieć istotnego wpływu bieżące i długofalowe działania Unii Europejskiej.
„Jak tylko ministrowie spotkali się w piątek w Brukseli” – informuje Süddeutsche Zeitung – „szybko stało się jasne, że plany spełzną na niczym. Już na początku obrad, odbywających się za zamkniętymi drzwiami, Polska dała do zrozumienia, że zgłosi weto. Minister środowiska, Marcin Korolec, odrzucił kategorycznie zaostrzenie warunków w sprawie redukcji CO2” – zaznacza.
Niedawno 27 krajów UE zostało zmuszonych do ratowania francuskich i niemieckich banków, które spekulacyjnie grały greckimi obligacjami. Teraz bijąc się w ekologiczne piersi ten sam tandem próbuje do końca zniszczyć polskie górnictwo. Jasno powiedzmy, że Sarkozy nie ma powodu do protestu skoro energetyka jego kraju opiera się na elektrowniach jądrowych A wiele firm buduje nowe elektrownie oparte na energii atomowej. Kanclerz Merkel zamierza zapewne do spożytkowania energii, którą otrzyma w ramach współpracy z Federacją Rosyjską (nowy rurociąg pod dnem Bałtyku).
Premier Donald Tusk jest zbyt miękki, aby po medialnych protestach nie dać się obłaskawić. Tyle, że ograniczenie emisji CO2 bije prawie wyłącznie w Polskę. Bowiem tuż za naszą wschodnią granicą na Ukrainie jest wydobywany tańszy węgiel kamienny. W Niemczech czy Francji nikt głośno nie mówi o ograniczeniu emisji właśnie w krajach, w których zasoby naturalne mają zapewnić im dostęp do taniego paliwa. A naciski tych krajów na Polskę w tej sprawie są skandaliczne. Bo likwidacja polskiego górnictwa dałaby pole dla tych krajów w budowaniu przez ich firmy w naszym kraju elektrowni atomowych. Bo bajki o masowym przejściu na energię wiatrową czy słoneczną można kierować do dzieci w wieku przedszkolnym.
Zdaniem krajów wschodnioeuropejskich – w odróżnieniu od Niemiec czy Wielkiej Brytanii – wyższe cele redukcyjne mogłyby dodatkowo obciążyć ich własne gospodarki. Jak podkreśla Süddeutsche Zeitung, „Polska będzie hamować UE w posuwaniu tej sprawy naprzód i czekać na wiążącą odpowiedź Chin i USA”. Ekolodzy biją na alarm. Według Jo Leinena (SPD), przewodniczącego komisji ds. ochrony środowiska, „na Europie spoczywa duża odpowiedzialność za cały świat. Jest nie do zaakceptowania to, że Polska blokuje UE” – czytamy w SZ.
Polskie górnictwo wymaga szybkiego programu inwestycji w nowe złoża i technologie ich wydobycia. A rodzima energetyka systemów takiego przerobu węgla kamiennego, które byłyby bardziej proekologiczne.
„Süddeutsche Zeitung” zaznaczył, że Polska będzie hamować UE w sprawie redukcji CO2, a powołując się na głosy niemieckich polityków „nie do zaakceptowania jest to, że Polska blokuje UE”.
Jest skandalem, że Niemcy próbują tłumaczyć światu, że nie odpowiadają za zapóźnienie technologiczne w Polsce. Przecież to dzięki ich polityce doszło do konfliktu militarnego, który zamknął Polsce drogę rozwoju i zafundował 50 lat komuny. Francja do dziś nie przeprowadziła rozrachunku z czasami kolaboracji Vichy. O polityce appeasement rzekomych polskich sojuszników nie wspominając (po ang. „zaspokojenie” – polityka ustępstw prowadzona przez rząd brytyjski z premierem Nevillem Chamberlainem, a później także rząd francuski z premierem Edouardem Daladierem w latach 1937-1939 względem przywódcy Rzeszy Niemieckiej, Adolfa Hitlera oraz jego sojusznika, premiera Włoch, Benito Mussoliniego).
Jest dokładnie odwrotnie. To Niemcy i ich stygnąca gospodarka oraz niemieckie nietrafione inwestycje na rynku finansowym hamują UE. Czas jasno zażądać realizacji tzw. „równowagi”. Poziom tzw. dopłat dla polskiego rolnictwa musi w nowym unijnym budżecie wynosić 100% dopłat dla rolników niemieckich i francuskich. Czas jasno zażądać, aby państwo niemieckie dokonało takich zmian własnego systemu prawa, aby przywrócić Polakom w RFN status mniejszości narodowej. W innym wypadku czas odebrać uprzywilejowaną pozycję mniejszości niemieckiej w Polsce. Koniecznym jest też zwrot majątku osób fizycznych czy Związku Polaków w Niemczech zagrabionego w czasach III Rzeszy. O reparacjach za utracone dobra w czasie ostatniej wojny nie mówiąc.
Tak się składa, że spośród aliantów tylko Polacy rękami „sprzymierzeńców” zostali ograbieni z szans na szybszy rozwój. W sferze moralnej oba państwa (Niemcy, Francja) nie mają więc żadnego mandatu do zarzutu o „blokowaniu UE” kierowanego pod adresem RP. I czas na adekwatne reakcje polskiego MSZ na szerzenie w ramach UE informacji żywotnie sprzecznych z interesem politycznym i gospodarczym RP.
Inaczej – powiedzmy jasno – Unia Europejska powinna zmienić nazwę i wyeksponować swoje francusko-niemieckie sznurki.
Autor: Paweł Czyż
„Czas jasno zażądać, aby państwo niemieckie dokonało takich zmian własnego systemu prawa, aby przywrócić Polakom w RFN status mniejszości narodowej. W innym wypadku czas odebrać uprzywilejowaną pozycję mniejszości niemieckiej w Polsce.”
wybiórczo czy wszystkie mniejszości?