Jednym z najgorszych zwyczajów językowych, z jakim mamy ostatnio do czynienia w Polsce, jest nagminne nadużywanie partykuł „jakby” i „jak gdyby”. Hołdują mu bez opamiętania młodzi i starzy, ludzie wykształceni i nie posiadający dyplomów, politycy, księża, dziennikarze, publicyści, artyści, sportowcy, a nawet nauczyciele.
Podejrzewam, że bezsensowne wplatanie w wypowiedzi tych słów ma charakter asekuracyjny. Dodanie „jakby” ma służyć zabezpieczeniu się przed ewentualnym oskarżeniem o sformułowanie nazbyt kategorycznego sądu, za który można by później zostać zaatakowanym, a w skrajnych przypadkach nawet pozwanym do sądu.
Z drugiej strony świadczy to jednak o niepewności i braku jakże obecnie modnej asertywności. Zamiast dosadnie wyrazić swoje stanowisko w danej sprawie, osłabia się je, co ułatwia zadanie polemistom. Jeżeli ktoś nadużywa tych partykuł w dyskusji, daje bowiem do zrozumienia, że wcale nie jest pewny swojego poglądu.
Apeluję do wszystkich osób zabierających publicznie głos, aby jakby trochę rzadziej używali obu partykuł.
Zastępca Redaktora Naczelnego NGO
Jerzy Bukowski*
*Filozof, autor „Zarysu filozofii spotkania”, piłsudczyk, harcerz, publicysta, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego w Krakowie, były reprezentant prasowy śp. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego w Kraju