30 lat na scenie. Ciągle aktywni i pełni pomysłów. Wciąż wierni rockowej tradycji. Jedyni, niepowtarzalni, awangardowi. Przed państwem zespół Proletaryat!
Tomasz Zembrzuski, NGO Opole: Dzisiejszym moim rozmówcą jest Tomasz „Oley” Olejnik, lider i wokalista zespołu Proletaryat. Witam, Panie Tomaszu.
Tomasz Olejnik: Witam serdecznie.
NGO: Cofnijmy się do początku. W jaki sposób trafił Pan do zespołu Proletaryat ?
Tomasz Olejnik: Proletaryat wymyśliłem i założyłem wraz z Kacprem (red. Dariusz Kacper Kacprzak) i Siemionem (red. Jarosław Siemienowicz). Wcześniej były kapele „Wolfram”, „ZerO” i „New”. W „New” grałem już razem z Kacprem. W 1983 r. na festiwalu w Jarocinie dostaliśmy nagrodę w postaci możliwości nagrań w Programie III Polskiego Radia. To była nieprawdopodobna sprawa, która narobiła nam wielkiego apetytu na granie. Niestety gitarzystę wzięli do wojska i „New” przestało istnieć.
NGO: Zespół Perfect nazwę zaczerpnął od nazwiska wokalistki grupy Fleetwood Mack, Christine Perfect- Mc Vie. Lady Pank od swojego pierwszego przeboju – „Mała Lady Pank”. T. Love inspirował się zespołem T-Rex. A skąd wzięła się nazwa Proletaryat ?
T.O. : To było bardzo dawno, w jakiejś odległej galaktyce. W trakcie którejś dobrze zakrapianej imprezy na jednym z Pabianickich osiedli, wyglądając przez okno zobaczyłem setki jarzących się okien. „Tak mieszka Nowocześnie Skoszarowany Proletariat” – powiedziałem i to była pierwsza nazwa naszej kapeli. Później okazało się, że nazwa jest za długa i ostatecznie pozostał tylko sam Proletaryat.
NGO: Jak wspomina Pan początki zespołu ? Zaczynaliście jakby nie patrzeć jeszcze w czasach komuny. Wasze pierwsze wydawnictwo „Revolt” zawierało teksty mocno zaangażowane politycznie. Nie mieliście problemów z cenzurą, blokowaniem koncertów przez ówczesny aparat władzy ?
T.O. : Oczywiście, że mieliśmy kłopoty i to same, chociaż na początku to władza miała z tym problem. Nazwa Proletaryat nawiązywała do fundamentu ruchu robotniczego, z którego wywodziła się właśnie ta władza. Teoretycznie rzecz jasna, bo wyjąwszy marksistowską retorykę była już od dawna czerwoną burżuazją, tym bardziej wrażliwą na krytykę ze strony ludu pracującego miast i wsi. No i się zaczęło. Były prośby, były groźby, obowiązkowe wizyty w Urzędzie Cenzorskim na ul. Piotrkowskiej w Łodzi przed każdym koncertem, gdzie pani z widocznym deficytem cech ludzkich kreśliła, co popadnie w moich tekstach. Zdarzało się też wyłączanie prądu podczas koncertów przez tych, co bywali tam służbowo, prowokowanie bójek i zadym. Ale my i tak śpiewaliśmy to, co było wykreślone. A propos – taki paradoks: mieliśmy ostatnio taki przypadek po 30 latach grania w wolnej Polsce; na polecenie burmistrza pewnego miasta przerwano nam koncert już po 7 utworze i nie pozwolono dokończyć. Normalnie powrót do przeszłości!
NGO: Pierwsza połowa lat 90-tych to szczyt popularności rocka w Polsce. Proletaryat znajdował się wówczas w czołówce polskich kapel rockowych. Co zadecydowało o tak dużej popularności Waszej formacji ?
T.O. : Wtedy nie było internetu, ani portali społecznościowych. Ludzie chcieli być razem, garneli się do prostej sztuki. Nie byli zmanierowani i znudzeni mnogością podaży kultury masowej, jak to ma miejsce dzisiaj. Po prostu identyfikowali się z naszą muzyką i tekstami, bo wszystko było o nich i o nas. A my śpiewaliśmy o tym, o czym oni myśleli, ale już nie mieli odwagi tego powiedzieć. A tym bardziej wykrzyczeć.
NGO: Czy nie porównywano Was nigdy z innymi popularnymi wtedy zespołami rockowymi ? W tamtym czasie na fali była też Ira, czy reaktywowany Oddział Zamknięty. Nie było między Wami jakiejś rywalizacji ?
T.O. : Sądzę, że porównywanie nas z Irą, czy Oddziałem Zamkniętym jest nieporozumieniem, ponieważ tak naprawdę od samego początku operowaliśmy w zupełnie różnych gatunkach muzycznych. Nasz przekaz miał inną formę i treść. Proletaryat ze względów estetycznych i ideowych nigdy nie nawiązał romansu z Popkulturą. Byłby to wyrok śmierci dla naszej wiarygodności.
NGO: Jednak już druga połowa lat 90-tych to wzrost popularności muzyki pop i spadek zainteresowania rockiem. Jak udało Wam się przetrwać czasy, gdy muzyka rockowa zaczęła tracić znaczenie ?
T.O. : Uważam, że muzyka rockowa nigdy nie straciła znaczenia i nigdy go nie straci, ponieważ jest narzędziem kontestacji, kontestacji społecznej, politycznej i mentalnej. Muzyka rockowa została odsunięta na bok ze względu na nieograniczoną swobodę wypowiedzi, ponieważ zdaniem ludzi zarządzających mediami spełniła swoją rolę w walce o nową rzeczywistość, ale czy aby na pewno ta nowa rzeczywistość jest taką, jakiej pragnęliśmy trzydzieści lat temu. Nie, nie jest, ja doskonale pamiętam tamtą starą rzeczywistość i nasuwa mi się zbyt wiele analogii i porównań do tego, co dzieje się dzisiaj. Młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, czym jest dyktatura i czym grozi, niezależnie od tego, na jakich słusznych fundamentach jest oparta. Dlatego uważam, że jeszcze mam coś do powiedzenia i mam zamiar to robić.
NGO: A jak jest obecnie ? Czy grając ciężką, gitarową muzykę, bez pójścia w komercję, da się przetrwać na muzycznym rynku ?
T.O. : Jest trudno, ale my robimy to, w co wierzymy. Obecnie jest coraz mniej ludzi, którzy poświęcają się dla idei. Dzisiaj prawie każde działanie jest obarczone skalą opłacalności. Za pieniądze kupuje się życie i śmierć, miłość i sławę, za pieniądze kupuje się ideologię i jej wyznawców. Kiedyś ludzie gorąco wierzyli, wierzyli w coś, czego nie da się kupić, a my mieliśmy w tym swój własny udział.
NGO: To cieszy, że pozostajecie wierni idei. Nie wszystkie rockowe zespoły, niestety, poszły tą drogą. To teraz o Waszym kluczu do sukcesu, czyli o muzyce. W jaki sposób powstają utwory zespołu Proletaryat ? Tworzycie je wspólnie, czy też wyznaczacie jedną osobę odpowiedzialną za kompozycje ? Kto jest najczęściej autorem tekstów ?
T.O. : Utwory Proletaryatu powstawały zawsze kolektywnie; ktoś przynosił pomysł i zaczynała się swobodna improwizacja w zadanym temacie. Potem dyskusja; na początku inteligentne różnice zdań, później zaczynało być nerwowo, że ktoś tam nie kuma, albo czegoś nie czuje, zdarzały się i wybuchy złości. To był jednak sygnał, że powstaje coś wyjątkowego i warto się o to bić. Tak powstawały najlepsze numery Proletaryatu. Innym razem kawałek wylatywał z rękawa bez żadnych ciśnień, ale też i bez większej miłości. Na szczęście jesteśmy wszyscy dobrymi przyjaciółmi, potrafimy sobie wszystko wybaczyć i zrozumieć tą temperaturę. A biorąc pod uwagę to, że cel uświęca środki – ja bym niczego nie zmieniał.
NGO: Nie myśleliście nigdy o karierze międzynarodowej ? Potencjał przecież macie, podobno powstały nawet jakieś anglojęzyczne nagrania Proletaryatu.
T.O. : Tak, to prawda, był taki epizod w historii Proletaryatu. Nagrania w anglojęzycznej wersji poleciały do Londynu, ale ślad po nich zaginął, jak i po całym pomyśle również.
Sądzę, że tłumaczenia moich tekstów chyba nie do końca przypadły do gustu angolskim wydawcom. Może to i lepiej, że nic z tego nie wyszło, w końcu gramy dla swoich i kumatych.
NGO: Poniekąd jednak szkoda, bo może bylibyście dziś kimś na miarę Vadera. To teraz bardziej osobiste pytanie. Kto inspiruje Pana muzycznie ? Jakich wykonawców polskich i zagranicznych słucha Pan na co dzień?
T.O. : Trudno mi wymienić to, czego słucham i co może mnie w jakiś sposób inspirować. Jest tego naprawdę bardzo dużo. Zaczynając od muzyki poważnej, przechodząc przez soul i jazz na ekstremalnych gatunkach metalu kończąc. Nie potrafię zamknąć się w jakimś ściśle określonym gatunku muzycznym. Do tego dochodzi jeszcze muzyka filmowa oraz szeroko rozumiane elektro i etno. Jestem zdania, że muzyka zagrana na grzebieniu też może posiadać swoją własna głębię. Zależy to tylko od tego, w jaki sposób się na nim zagra.
NGO: Pana ulubiona płyta Proletaryatu i dlaczego.
T.O. : Od zawsze moją ulubioną płytą Proletów jest ta, której fizycznie jeszcze nie ma, a która właśnie powstaje. To jak nowa miłość, która odkrywa zupełnie nieznane dotąd pokłady namiętności i zaangażowania, pozwala wspinać się na zupełnie nieznane szczyty uniesień. To inny smak i zapach. Te same dźwięki, ale inne harmonie. To znane słowa, ale w nowych zdaniach. To proces, dzięki któremu wiem, że żyję i mogę opowiedzieć sobie i innym coś, czego do tej pory nie wiedziałem.
NGO: Wasz ostatni album „Oko za oko” z 2015 r. zyskał bardzo dobre recenzje. Płyta została też pozytywnie oceniona przez fanów polskiego rocka. Co ten album sobą wyraża ? Dlaczego warto go posłuchać ?
T.O. : O płytach się nie opowiada, płyt się po prostu słucha. Ale korzystając z okazji – „Oko za Oko” to druga płyta nagrana z nowym gitarzystą Wiktorem Daraszkiewiczem, który po albumie „Prawda” teraz rozwinął skrzydła w całej okazałości, definiując zupełnie od nowa brzmienie i melodykę Proletaryatu, zarówno w studio jak i na koncertach. Muzycznie Proletaryat nigdy nie został w okopach i tym, którzy jeszcze nie słyszeli „Oko za Oko” – szczerze polecam tę płytę. Na pewno znajdą tam coś dla siebie, ale i dla sąsiadów, żeby popsuć im niedzielę (śmiech)
NGO: Jakie są plany zespołu na najbliższy rok ?
T.O. : Oczywiście najnowsza płyta, która jeszcze nie ma oficjalnego tytułu. Jej przedsmakiem jest utwór „Szajba”, który można już usłyszeć w Antyradio i który jest dostępny na naszej oficjalnej stronie internetowej. Gramy go już także na koncertach. Pomimo szczerych chęci nie zdążymy do końca roku z nowym wydawnictwem. Wiosna 2019 to pierwsza możliwa data do zaakceptowania.
NGO: Z tego, co można zauważyć na chyba większości Waszych albumów, najczęściej wydajecie na nich 13 utworów. Dlatego i ja postarałem się, by pytań było dziś 13. Dziękuję za rozmowę.
T.O. : Na szczęście mamy na pokładzie Proletaryatu numerologa, podejrzewamy, że jest Reptilianinem i to on ostatecznie zdecyduje, ile będzie utworów. Pozdrawiam.
Rozmawiał: Tomasz Zembrzuski