Niemcy…

Niezależna Gazeta Obywatelska

Bez względu na kontekst, słowo „Niemcy” wywołuje we mnie reakcje głębokie … (urodziłem się w wolnej Polsce, przed drugą wojną światową). Dla mnie słowa wypowiedziane po niemiecku dudnią w mózgu jak „Hände hoch”.  

Moje dzieci, kiedy dorastały i miały okazje odwiedzać kraj tego zachodniego sąsiada, mawiały tak: „Tato, co ty chcesz od Niemców, po co wracasz do przeszłości, przecież nie zaprzeczysz, że Niemcy to kraj nowoczesny, zamożny, świetnie zorganizowany – bierzmy z nich przykład”. Odpowiadałem wtedy moim dzieciom (bez pewności, że docierało to do nich ze zrozumieniem): Kto nie zna przeszłości, ten w przyszłości błądzić będzie jak we mgle…”.  

Wybaczam moim dzieciom, bo wówczas poznawały świat niewinnymi oczami nieletnich; moje oczy (dużego już dziecka w latach okupacji – a w tamtych warunkach dojrzewało się szybciej) widziały trochę więcej… i nigdy nie chciałbym się kierować „wzorcem”, który nam Polakom brutalnie narzucono, a który w pamięci odcisnął piętno nie do wymazania! Z obfitości naszych serc dzielmy się jednak z drugimi dobrocią, lecz nigdy już więcej nie pozwólmy zabrać nam tego co nasze i jest Polską. 

Przebaczyć można i należy, lecz zapomnieć się nie da i nie wolno! – mimo że sumienie, ta subtelna Iskra Boża dyskretnie podpowiada: Jeśli ktoś w życiu zada ci cierpienie – najszlachetniejszą „zemstą” będzie przebaczenie

Kiedy nastał czas kolejnego pokolenia i mój wnuk – tym razem – Mateusz (18-latek) zachęcony przez kolegę-równolatka spędził dwa tygodnie wakacyjnego czasu w znanej fabryce samochodów w Monachium (chcąc dorobić sobie do kieszonkowego) – był zachwycony wszystkim, co w Niemczech obejrzał. 

Po roku (tuż po zdaniu matury a przed rozpoczęciem studiów), już jako odrobinę doświadczony i patrzący na świat nieco szerzej otwartymi oczami, przepracował w tej samej fabryce 12 długich (jak dla niego) tygodni. W weekendy podróżował i poznawał uroki tamtej – pięknej skądinąd – południowej, bogatej, niemieckiej krainy. 

Po powrocie wnuka spodziewałem się kolejnych, ugruntowanych tym razem zachwytów tym krajem („mlekiem i miodem płynącym” – jak mówił rok wcześniej), lecz Mateusz wprawił mnie w zdumienie!       

W czasie dłuższej pogawędki, w której mój wnuk słowami malował obrazy „ciągnących mu się” dni w Monachium, pod koniec wstał (a ja nagle dostrzegłem we wnuku nie tylko młodzieńca, lecz dojrzałego i będącego już w pełnej krasie mężczyznę, i poczułem dumę na myśl, że swoim wzrostem, posturą, sposobem bycia i dojrzałością duchową pewnie wyróżniał się wśród Niemców), i z powagą w głosie (a natura obdarzyła go „barytonem bohaterskim”) oświadczył: „Dziadziusiu, nigdy nie chciałbym mieszkać w Niemczech ani tam pracować!”. Zaskoczony taką postawą zapytałem tylko: „Dlaczego?”. I tu padło wiele argumentów – zupełnie sensownych i przekonujących. Dłuższą relację zakończył takim podsumowaniem: „Niemcy są zarozumiali, drażnią swoją hałaśliwością; w ich spojrzeniach i w wyrazach twarzy dostrzegało się nutę pogardy dla osób nie będących Niemcami – i to było nie tylko moje spostrzeżenie. A uprzejmość – i owszem spotykała nas, ale to na pokaz; czuło się, że jest ona wyuczona i płynie raczej z gestów i z ust – a nie z wnętrza”. Zapamiętałem jeszcze z relacji wnuka takie zdanie: „… a w fabryce czułem się odczłowieczony, całkiem jakbym stanowił tylko dodatek do taśmy produkcyjnej”.

Przyznać muszę, że tak dojrzałej wypowiedzi (wtedy 19-latka) się nie spodziewałem. Próbowałem wyjaśnić wnukowi (starając się być obiektywnym), że w każdym kraju różni się zdarzają ludzie i ich zachowania nie muszą być takie, jakich byśmy sobie życzyli; a co do „taśmy produkcyjnej”, to taki już jest jej „charakter”, że w jakimś sensie zniewala człowieka. Ale Mateusz obstawał przy swoim. 

W końcu poczułem satysfakcję, że mój ukochany wnuk dojrzał już na tyle, by spojrzeć głębiej niż sięga „lukier rzeczywistości”, a wiedza z historii (którą Mateusz fascynował się jako uczeń i nadal ją uwielbia) ponad tysiącletniego sąsiedztwa z germańską nacją dopowiada mu – jak widać – reszty… Uznaliśmy jednak zgodnie, że aby zachować pokój między ludźmi – a tym bardziej z sąsiadami – trzeba być rozsądnym, elastycznym i wyrozumiałym, pamiętać jednak o godności własnej i Honorze Polaka – a stosunki dobrosąsiedzkie opierać zawsze na pokoju, lecz na pokoju SPRAWIEDLIWYM ! 

Niemcy od dłuższego już czasu chcą za wszelką cenę oczyścić się w oczach świata, zerwać z tą straszliwą i wstydliwą przeszłością – lecz nie rozliczają się z niej! Konsekwentna polityka historyczna prowadzona przez Niemcy (a państwo to posiada w tej dziedzinie doświadczenie „historycznie wyrafinowane”!) to m.in. stosowanie mylącego nazewnictwa, rozmiękczanie naiwnych „świecidełkami” w postaci przemyślnych fundacji dla ślepych entuzjastów „dobroczynnego gestu” Niemców, czy finansowanie kuszących programów dla młodych Polaków. Państwo niemieckie chętnie to czyni – zamiast rozliczyć się z okropieństw wojny i z okupacji oraz wynagrodzić rabunek. A to nic innego, jak podawanie „szaleju” w kropelkach zniewalania. Niestety wielu Rodaków to łyka! To nić pajęcza, wiodąca suwerenną społeczność do stanu bezwolnego kokonu, to śmiertelna pułapka, z daleka pachnąca fałszem, odwracająca uwagę od podstawowej powinności zadośćuczynienia ze strony zbrodniczego państwa (a nie całego narodu; przyjaźnię się od lat z licznym gronem wspaniałych Niemców). 

Wielu Polaków tego nie widzi i nawet nie „zabrzęczy” w nich instynkt samozachowawczy – skutecznie i z premedytacją zablokowany. Prawda niestety, dociera tylko do tych, co mają oczy do patrzenia i mózgi do myślenia, a ponadto chociaż trochę musnęli historii, która przecież tak wiele wyjaśnia… Ci, co oddali życie na ołtarzu naszej wolności, mają prawo moralne odezwać się zza grobu: „O nierozumni! Czemu niweczycie ofiarę naszej krwi; nie taki był nasz testament!”. Możemy się spierać o wiele aspektów życia społecznego, ale nie może być sporu o rzeczywistość – konkretną i jakże brutalną, a jeszcze bardziej bolesną i niemożliwą do zapomnienia

To tylko zarys mechanizmu tworzonego od wielu lat bezmózgowia w społeczeństwie; tak się zabija ducha. Minister Spraw Zagranicznych – Józef Beck w 1938 roku miał coś do powiedzenia na ten temat… Zapoznajmy się z wiedzą historyczną, która jest na wyciągnięcie ręki. 

Tak się osiąga długofalowy cel, który ta pazerna – w znacznej części – nacja przez wieki skutecznie kreuje, wprawdzie z kilkoma w historii karkołomnymi „potknięciami”, po czym i tak spadała „na cztery łapy”, uzbrojone (przez tych co „walczą o pokój” – o ironio!) w groźne pazury agresora, którymi zawsze boleśnie grabiła sąsiadów. Lecz tym razem czyni to w „piórkach gołąbka pokoju” i nawet tańszym kosztem – bo bez użycia wojennego oręża (nie licząc „daru” z hełmów, który chciała ofiarować Ukrainie). 

Rodacy otwórzmy oczy, nie dajmy sobie wypchnąć Niepodległości i Suwerenności poza horyzont, bo gdy zniknie narodowy cel – wygaśnie zapał i przyjdzie zniewolenie. A ci, co w roli obłudników czują się „komfortowo”, niech zdejmą maski, ukażą twarz i spojrzą w lustro, by wreszcie zerwać z hipokryzją lub zniknąć z polityki, bo gdy zawodzi polityka – do głosu dochodzi wojna! 

Cieszę się, że mój wnuk Mateusz poczuł solidarność łączącą pokolenia, kiedy ogarnął go żar płynący z mego serca. To co w duszy mojej gra zawarłem w słowach wiersza – może wzniosłych, lecz szczerych słowach – zapisanych poniżej.  Wiersz ten nie był zamiarem piszącego; powstał spontanicznie pod koniec pisania felietonu, wprost z serca – i do serc Waszych, Państwo Czytelnicy – płynący. Pragnienie w nim zawarte kieruję bowiem do Was: Naucz nas, Boże, pragnąć miłości do ludzi i pragnąć wolności dla naszego kraju. 

Słowa „o rolniku i polskim chlebie”, zawarte w tym wierszu, wypowiedziano w lutym 2025 roku na wiecu przedwyborczym kandydata na Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej – którego wspieram, aż do zwycięstwa – i wierzę, że nie będę zawstydzony!

Patrzmy jak na naszych oczach historia się zrywa z łańcucha, bo Miłość, Normalność i Zdrowy Rozsądek trwalsze są niż ideologie, a także silniejsze niż śmierć. A oto wiersz:  

Pragnę żyć w Kraju nad Odrą i Wisłą,   

gdzie polski rolnik i polskie pole, 

oraz chleb polski na polskim stole. 

Gdzie zdrowy rozsądek drogę otwiera

i Praw Natury nigdy nie odbiera. 

Gdzie Miłość z Prawdą będą się weselić;

a kłamstwa mistrzowie nie będą ścielić

nam szlaku przyszłości Drogiego Kraju. 

Bo nie chcemy „ludzików”, „zielonego raju”;

nie chcemy „szczęśliwości” z unijnego stołu, 

i aby „lis-komprador” z innymi pospołu

rozwalił Polskie Plemię, które jest scalone 

losem tysiącletnim. Precz obca wola! 

Wszak mamy SUWERENA – NARÓD.   

Nie bójmy się wypłynąć na głębsze wody i nie lękajmy się rozmachu w perspektywie jutra naszej Ojczyzny – bo tak naprawdę pociąga tylko przyszłość ambitna z pierwiastkiem twórczym. Człowiek lękliwy nic nie osiąga; okręt wprawdzie najbardziej bezpieczny jest w porcie, lecz nie to jest miejscem jego przeznaczenia… 

Emil Tańczak, przedsiębiorca z branży stomatologicznej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *