Interwencje cenowe stosowane były w okresie kryzysu energetycznego. Dziś, w sytuacji stabilizującego się rynku energii, mrożenie cen musi być stopniowo wygaszane – przekonywała minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Co to oznacza? To proste. Polacy, łapcie się za portfele! – czytamy na łamach wPolityce.pl. – Tego typu wypowiedzi po prostu świadczą o tym, że rząd Donalda Tuska żyje w oderwaniu od problemów Polaków żyjących poza wielkimi miastami. Dla przykładu, wiele starszych osób dogrzewa w okresie jesienno-zimowym swoje nieruchomości prądem – szczególnie na terenach wiejskich, na których nie ma infrastruktury umożliwiającej pozyskanie ciepła z innego źródła. Wiele osób – także w miastach posiada ogrzewanie, które wymaga korzystania z sieci energetycznej. Jeśli nie będzie stabilizacji cen energii elektrycznej, to po prostu Polacy będą przebywali w niedogrzanych mieszkaniach i domach. To w XXI wieku w rozwiniętym kraju, takim jakim jest Polska niedopuszczalne – powiedziała Niezależnej Gazecie Obywatelskiej Monika Socha-Czyż, sekretarz generalny Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin.
Szefowa resortu klimatu została zapytana m.in. o sens mrożenia cen energii, skoro „milioner z apartamentowca Złota 44 płaci tyle samo za prąd co uboga rodzina mieszkająca na prowincji”. Takie rzeczy w „GW”, proszę państwa. Hennig-Kloska przypominała, że „interwencje cenowe stosowane były w okresie kryzysu energetycznego”. Wskazała, że „dziś, w sytuacji stabilizującego się rynku energii, mrożenie cen musi być stopniowo wygaszane”. Zapytana, czy w takim razie ceny na 2025 r. dla gospodarstw domowych będą mrożone, szefowa MKiŚ powiedziała, że „pieniądze na ten cel zostały częściowo zabezpieczone w budżecie, czyli w pewnym zakresie tak”. – podaje wPolityce.pl.
Obserwujemy sytuację na rynku, który jest bardzo dynamiczny. Od tego zależą skala i forma pomocy”
— powiedziała minister w wywiadzie dla Gazety Wyborczej..
Natomiast, jeśli chodzi o kryterium pomocy, to w przypadku maksymalnej ceny energii problem polega na tym, że koszt systemu różnicowania i sprawdzania dochodów kilkunastu milionów gospodarstw domowych przewyższyłyby oszczędności wynikające z tego wyodrębnienia”
— dodała Paulina Hennig-Kloska.
Piotr Galicki
Dodaj komentarz