Barbarzyństwo, skandal, niewyobrażalna sytuacja — Wiesław Wilczyński nie boi się używać mocnych słów, gdy opowiada o sytuacji Escoli Varsovia, która na razie przegrywa z bezwzględnym aparatem państwa i władz Warszawy. Prezes jednej z najbardziej produktywnych akademii piłkarskich w kraju widzi światełko w tunelu, ale zarazem nie ma zamiaru decydować się na ostateczny krok. — Ja tego nie dożyję — zapewnia. Na razie akademia chce uzyskać pomoc u premiera Donalda Tuska. Z tego względu organizuje protest przed jego kancelarią.
Wiesław Wilczyński (prezes Escoli Varsovia):
Chcą nas zniszczyć na dwa sposoby.
W jednym wątku miasto, reprezentując Skarb Państwa, chce od nas za czynsz za dzierżawę nieruchomości 7,5 raza więcej niż płacą inne kluby. A drugi wątek jest związany z pozbawieniem nas majątku i sprzedażą gruntu razem z naszymi inwestycjami.
Skarb Państwa chce nam po prostu odebrać nasz majątek. Bo co innego, gdyby zaproponowali, że rzeczoznawca wyliczy nasze nakłady. Ale gdzie tam. Oni chcą po prostu zawłaszczyć efekt pracy społecznej pracowników akademii, inwestorów i rodziców. Chcą wyrzucić na bruk akademię, która pod swoimi skrzydłami ma 800 dzieci i młodzieży, a potem zrobić na tym biznes. To jest najsmutniejsze.
To jest tak, że oni zyskaliby złotówkę, a my stracilibyśmy 10 zł. To jest barbarzyństwo. Wiem, że to mocne słowo, a ja stałem się wrogiem dla tych ludzi tylko dlatego, że walczę. Tyle że jak byłem szefem sportu w Warszawie, to też walczyłem o każdą złotówkę na budowę obiektów sportowych, w tym stadionu Legii. Tak samo było, gdy podobną funkcję sprawowałem we władzach państwowych. Taka jest przecież rola człowieka — żeby walczyć.
Zawsze miałem takie założenie, że jak walczę o rzeczy nie moje, tylko walczę o cele publiczne, to po prostu się nie cofnę.
Polfa Tarchomin wydzierżawiła nam grunt, który leżał odłogiem przez ponad 20 lat. Rzeczoznawcy określili stopień degradacji terenu między 90 a 100 proc. Większą część zajmowało wysypisko śmieci.
Zanim się pojawiliśmy, był taki pomysł, żeby Polfa przekazała te tereny władzom Warszawy za symboliczną złotówkę, ale one tego nie chciały. Z prostego względu: w magistracie zdawali sobie sprawę, że trzeba by wyłożyć ciężkie miliony, żeby ten teren doprowadzić do stanu używalności. A teraz, gdy my to zrobiliśmy, chcą położyć na tym łapę.
Polfa wydzierżawiła nam ten grunt jako spółka Skarbu Państwa. Trudno nie mieć do takiego podmiotu zaufania. Mogłoby się wydawać, że obowiązują tam określone standardy. Dopiero po kilku latach okazało się, że jedna z działek nie należała do niej, tylko bezpośrednio do Skarbu Państwa. To niewielka powierzchnia, ok. 3 tys. m kw. Jakieś 1/11 całej nieruchomości. I zaczęła się jazda, bo skoro to nieruchomość Skarbu Państwa, to reprezentuje ją starosta warszawski w osobie prezydenta Warszawy.
Na nasz wniosek zorganizowano przetarg publiczny na ten kawałek działki. Nikt się nie zgłosił. Po zakończeniu procedur przetargowych poproszono Polfę, by wydała tę działkę. Tyle że Polfa nie chciała tego zrobić. Mimo że miasto miało instrumenty prawne, żeby wyegzekwować tę działkę od Polfy, zwróciło się do nas, że mamy zapłacić określoną kwotę za bezumowne korzystanie z nieruchomości. Nagle ta suma wzrosła niebotycznie. Miasto zażyczyło sobie kwoty 7,5 raza większej niż zostało to zawarte w przetargu. Nie mogliśmy się na to zgodzić, podważyliśmy tę wycenę. Miasto poszło do sądu. Sprawa toczy się tam już sześć lat, a łącznie dziewięć.
Miasto chce, żebyśmy za tę małą działkę, za tę 1/11 nieruchomości, na której wybudowaliśmy boisko typu orlik, zapłacili czynsz w wysokości 700 tys. zł. To jest po prostu skandal.
Wielokrotnie zgłaszaliśmy i argumentowaliśmy, że realizujemy cele publiczne i że władze mogą nas potraktować według przepisów ustawy o finansach publicznych, czyli tak jak inne kluby. Ale miasto jest, niestety, nieugięte. Nie chce takiej ugody. Cały czas stoi przy stanowisku, że albo zapłacimy tyle, ile oni chcą, albo po prostu będziemy egzekwowali orzeczenie sądowe w takiej formie, w jakiej je otrzymają. Tyle że to jest jeden problem.
Drugi problem jest taki, że nowe władze Polfy Tarchomin podjęły decyzję, że nie przedłużają z nami umowy dzierżawy w przyszłym roku i są już przygotowane, żeby sprzedać ten grunt, wraz z naszymi naniesieniami i inwestycjami.
Polfa już wcześniej robiła do nas podchody, gdy chciała zmienić zapis w umowie dzierżawy mówiący o tym, że wydzierżawiający wyraża zgodę na remont obiektów budowlanych znajdujących się na terenie nieruchomości. Poszli z tym do sądu okręgowego. Sąd na etapie zabezpieczenia powództwa napisał w uzasadnieniu, że my działamy zgodnie z umową, budując te boiska. Dostali pstryczka, i to mocnego. A mimo to brną dalej. W imię czego?
Marcin Bułka, 8 mln zł i 50 drużyn
Umowę z Polfą Tarchomin na dzierżawę gruntu podpisaliśmy z tego względu, że w Warszawie brakuje pełnowymiarowych boisk do piłki nożnej. Sytuacja jest po prostu katastrofalna. Na 275 akademii i szkółek piłkarskich przypada 36 boisk, z czego połowa nie nadaje się do żadnych rozgrywek. To najlepiej obrazuje, w jak beznadziejnym stanie jest szkolenie piłkarskie w Warszawie.
W związku z tym nasza akademia musiała wybudować swoje boiska. Powstanie ich to niesamowity zryw społeczny na rzecz projektu publicznego. Użyliśmy do tego pieniędzy inwestorów, znaczne środki wyłożyło również kilkoro rodziców młodych zawodników.
Nikt inny nie zbudował w Warszawie boisk z własnych środków. Wszystkie obiekty należą do samorządu, z Legią czy Polonią na czele. Nie wyobrażałem sobie, że w czasach powszechnej komercjalizacji, patrzenia na własne interesy, takiego sobkostwa, w ludziach nadal jest tyle empatii.
Zainwestowaliśmy w ten ośrodek 8 mln zł, które możemy teraz stracić. Mamy cztery boiska, z czego trzy pełnowymiarowe, wszystkie z oświetleniem. W katastrofalnym stanie był pawilon socjalny — też go odbudowaliśmy. Do tego wykonaliśmy całą infrastrukturę wokół tego obiektu: parking, monitoring, żeby poprawić bezpieczeństwo, oświetliliśmy nawet publiczną ulicę.
Dzisiaj ten obiekt jest najbardziej uczęszczanym obiektem sportowym w Warszawie. Mówię oczywiście o sporcie dzieci i młodzieży.
Obecnie to dom dla ponad ośmiuset dzieci i młodzieży. Do rozgrywek Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej i Polskiego Związku Piłki Nożnej mamy zgłoszonych 50 drużyn. To jest niesamowite przedsięwzięcie organizacyjne. Nie wiem, czy w historii polskiej piłki był klub, który zgłosił tyle drużyn do rozgrywek.
Wychowaliśmy reprezentantów Polski. Sztandarowym przykładem jest Marcin Bułka, ale w drużynach juniorskich Nicei grają też dwaj nasi inni wychowankowie: Bartek Żelazowski i Kacper Szymczyk. Poza tym jest Żan-Luk Leban w Evertonie czy Eryk Grzywacz w Wolfsburgu, o którym dyrektor tamtejszej akademii mówił, że jest to najbardziej utalentowany zawodnik, jaki do niej trafił.
Mamy całą grupę zawodników, którzy grają w Ekstraklasie: Dawid Drachal i Tomek Walczak z Rakowa Częstochowa, Czarek Polak i Sławek Abramowicz z Jagiellonii Białystok, Filip Luberecki czy Patryk Romanowski z Motoru Lublin. Łącznie kilkudziesięciu zawodników, którzy grają na poziomie Ekstraklasy i I ligi. W niższych ligach też mamy nie mniej zdolnych przedstawicieli, których czas jeszcze przyjdzie.
Wzorce z Barcelony
Warto nadmienić, że projekt akademii Escola Varsovia oparty jest na metodologii FC Barcelona. Odważyliśmy się podjąć współpracę z najlepszym wtedy klubem na świecie. Celem było zaimplementowanie metodologii szkolenia na grunt polski. Nie było to łatwe, a za to bardzo kosztowne, ale opłacalne, bo pokazaliśmy, że nasze dzieci i nasza młodzież w niczym nie różnią się od tej hiszpańskiej młodzieży. Tylko że w Polsce źle szkoli się młody narybek. Dlatego też zdecydowaliśmy się podjąć tak ambitnego wyzwania.
Przez 13 lat istnienia akademii w różnych formach szkolenia uczestniczyło 10 tysięcy dzieci. Efektem jest wychowanie reprezentantów Polski i Mazowsza, a także trenerów, którzy dzisiaj pracują w różnych klubach i mogli skorzystać właśnie z tych dobrodziejstw, jakie dawała nam Barcelona. Dzisiaj klub zatrudnia 70 osób. 40 najzdolniejszych piłkarzy otrzymuje stypendia. Pomagamy też zawodnikom z domów o niskim statusie finansowym, żeby mogli trenować w naszej akademii i żeby nie odczuwali dyskomfortu życiowego.
Przez wiele lat prowadziliśmy szkolenie dla osób niepełnosprawnych. Włączamy się do różnych akcji pomocy dzieciom chorym. Gdy okazało się, że nasz zawodnik, Kornel Kłoda, miał nowotwór czwartego stopnia, w krótkim czasie trzeba było zebrać 4 mln zł. To było bardzo trudne zadanie, ale razem z ludźmi dobrej woli — włączył się w to m.in. poseł Łukasz Litewka — udało się to nam. I dzisiaj są bardzo pozytywne efekty jego leczenia w Stanach Zjednoczonych.
Jesteśmy też otwarci na pomoc w różnych sytuacjach, w jakich znajdują się ludzie, a także na pomoc zwierzętom. To element wychowywania naszych zawodników.
Zastanawiająca bierność miasta
Problem z terenami Polfy leży w tym, że władze Warszawy od 20 lat nie mogą uchwalić tam funkcji sportowej, choć składaliśmy o to wnioski do urzędu miasta. Gdyby do tego doszło, wszyscy przestaliby spekulować, że można zrobić tam biznes. Nasz teren zostałby już wtedy zabezpieczony dla celów publicznych. Bo przecież w gospodarce przestrzennej jest taka teza, że przede wszystkim trzeba zabezpieczać nieruchomości, które funkcjonują dla celu publicznego. Ale miasto nie chce potraktować nas w ten sposób. A jak chcieli uchwalić plan dla Skry, zrobili to w dwa tygodnie. Takich przykładów jest mnóstwo w całej Warszawie, ale my na to liczyć nie możemy.
Władzom miasta zależy tylko na stadionach. Tyle że jest już Narodowy, jest Legia, może będzie Polonia, a przecież do szkolenia młodzieży kolejne stadiony nie są już potrzebne. Niezbędne są za to pełnowymiarowe boiska, na których mogliby trenować i współzawodniczyć. Miejscy planiści przestrzenni w ogóle tego nie rozumieją.
Escola Varsovia przykłada także rękę do promocji stolicy. Zleciliśmy specjalistyczne badania i okazało się, że wartość ekwiwalentu reklamowego wynosi 12 mln zł. Tymczasem miasto chce lekką ręką zniweczyć ten trud wielu ludzi. To niewyobrażalna sytuacja.
Źródło: Mariusz Dobek/PS Onet
Dodaj komentarz