Kaarlo Kurko i jego życie to materiał na dobry film albo nawet i kilka. Weteran wojen w Finlandii, Estonii, Łotwie, Rosji, Polsce, Ukrainie i Afryce. Pisarz, patriota, łowca przygód oraz dusza towarzystwa i uważny obserwator. Nie przeczytacie o nim w szkolnych podręcznikach.
Kaarlo Sakari Kurko urodził się 10 października 1899 r. we wschodniej Finlandii, jako syn nauczycieli miejscowej szkoły w Pieksämäki. Wyjątkowo wcześnie, bo już w wieku 12 lat, objawił się jego talent literacki, z czym związana jest pewna zabawna anegdota. Małoletni uczeń szkoły w Tampere w ciągu roku napisał, liczącą około 300 stron powieść przygodową, zatytułowaną „Tajemnice Alhambry”. Następnie rękopis swojego dzieła przesłał do wglądu wydawnictwu Karisto. Jakież musiało być jego zaskoczenie, gdy w dwa tygodnie później „pan Kurko” został przez rozentuzjazmowane wydawnictwo listownie zaproszony do omówienia szczegółów wydania książki! Była to dość kłopotliwa sytuacja dla 12-latka. Jego siostra Sylvia doradziła mu, aby poprosił o pomoc w negocjacjach swoją gospodynię ze stancji, co też chłopak zrobił. Kobieta uznała jednak pisanie powieści przygodowych za zajęcie nieodpowiednie dla dziecka, wręcz grzech. Poinformowała więc o wszystkim dyrekcję szkoły i ojca młodocianego pisarza. W rezultacie pierwsze próby literackie Fina zakończyły się nie tylko fiaskiem wydania książki, lecz również upomnieniem w szkole oraz laniem w domu.
Kaarlo Kurko: młodzieńczy bunt
Kurko dorastał w niespokojnych czasach, w których budziło się fińskie poczucie odrębności narodowej i chęć oderwania od carskiej Rosji. Otoczenie chłopaka widziało w carze zagrożenie, a sprzeciw wobec niego stawał się wyznacznikiem patriotyzmu. Podczas I wojny światowej narastający bierny opór przerodził się w działania niepodległościowe. Młodzi Finowie uciekali z ojczyzny, by dołączyć do walczącej z Rosją armii Niemiec. Utworzono z nich 27 Królewski Pruski Batalion Jegrów, który toczył boje w Kurlandii w okresie 1915-1917. Znudzony codziennością 16-latek także zapragnął zostać jegrem. Próbował więc w Wyborgu dostać się na pokład płynącego do Szwecji frachtowca. Niestety, został zatrzymany przez żandarmów w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach – prawdopodobnie podczas próby kradzieży chleba, którym chciał zaspokoić głód, lub z powodu braku dokumentów podczas kontroli. Składając wyjaśnienia, skłamał, że chciał zaciągnąć się do armii rosyjskiej. Został więc natychmiastowo odesłany do domu.
Przełomowy dla młodego łowcy przygód był rok 1918. Finlandia ogłosiła niepodległość, jednak w kraju wciąż stacjonowały oddziały rosyjskie. Co gorsza, kryzys polityczny zaowocował przejęciem władzy w Helsinkach przez fińskich socjalistów – „czerwonych” i wybuchem wojny domowej. Kurko przerwał naukę w liceum, aby zasmakować żołnierskiego życia i bronić ukochanej ojczyzny. Na północy kraju przyłączył się do lokalnej samoobrony, przeciwnego „czerwonym”, stronnictwa „białych”, które skupiało się wokół zmuszonego do ucieczki legalnego rządu. Pierwsze doświadczenia bojowe Fin zdobywał podczas trzymiesięcznych walk w regionie Häme, na froncie przebiegającym przez jego rodzinne strony. Wojna zakończyła się zwycięską dla rządu bitwą pod Tampere, a Kurko zdążył w tym czasie dosłużyć się już podoficerskiego stopnia feldfebla (odpowiednik polskiego sierżanta).
Duch niepodległości
Problemem stała się dochodząca do 80 tys. liczba „czerwonych” Finów, którzy oczekiwali w obozach jenieckich na procesy za zdradę państwa. W ciężkich warunkach, spowodowanych niewydolnością młodego państwa, jedna ósma z nich zmarła z powodu głodu i chorób. Braki w kadrach sprawiły, że niespełna dwudziestoletni Kurko został zatrudniony jako zastępca dowódcy oddziału porządkowego w obozie jenieckim w Tampere, jednak jeszcze jesienią tego samego roku mianowano go dowódcą obozu w Kruunupyy. Nie zagrzał tam jednak długo miejsca. Na początku 1919 r. wybuchła wojna między Rosją a Estonią, która, podobnie jak Finlandia, ogłosiła niepodległość. Kaarlo Kurko był jednym z pierwszych ochotników, którzy zaciągnęli się do formowanej przez podpułkownika Hansa Kalma samodzielnej jednostki „Synowie Północy”, i jeszcze w styczniu znalazł się w Estonii. W lutym uczestniczył w walkach o miasteczko Marienburg, ale niestety już w marcu ochotniczy oddział rozwiązano. Bohaterski Fin zdążył jednak w międzyczasie awansować na podporucznika. Nadal pragnął walczyć z bolszewikami, a ci w tym czasie wyrośli już na niebezpieczną i nieprzewidywalną siłę. Fińscy żołnierze z oddziału Kalma chcieli za wszelką cenę pomóc w zatrzymaniu ich ekspansji. Nawet jeśli miałoby to oznaczać walkę o przywrócenie znienawidzonego cara. Wraz z częścią pozostałych towarzyszy Kurko przeniósł się więc do Armii Północno-Zachodniej rosyjskiego stronnictwa białych, która prowadziła ofensywę w kierunku opanowanego przez czerwonych Petersburga. Walki toczono do listopada 1919 r. Ostatecznie biali w Rosji ponieśli klęskę. Taki obrót zdarzeń sprawił, że Kurko wyruszył do Polski, która toczyła właśnie wojnę z bolszewicką Rosją.
Wspomnienia znad Wisły
Podróż nie była jednak łatwa. Sytuacja polityczna w Finlandii po kolejnych wyborach zmieniała się dynamicznie. Rząd starał się teraz zachować neutralność wobec Sowietów – wiosną 1920 r. miały rozpocząć się rozmowy pokojowe. W tych okolicznościach fińskie przedstawicielstwa w Rydze i Tallinie nie wydały ochotnikom paszportów, umożliwiających podróż drogą morską do Gdańska. Jedynym sposobem przedostania się do Polski była bardzo ryzykowna, nielegalna podróż lądem przez Litwę. Żołnierze ustalili, że łatwiej będzie przedrzeć się w małych grupach, lub pojedynczo. W ten ostatni sposób podróżował Kurko. Narażając życie, przedarł się do Polski, po drodze przeżywając kilka mrożących krew w żyłach sytuacji. Między innymi uciekł człowiekowi, który pochwycił go na jednym z postojów i pod bronią prowadził na sąd, a także wymknął się brawurowo spod ostrzału ścigających go na granicy wartowników. Po drugiej stronie spotkał Polaków, którzy omyłkowo omal nie zastrzelili Fina. Dalsza droga wiodła do Wilna, gdzie w biurze komendanta spragniony przygód żołnierz otrzymał bilet do Warszawy.
Wśród prawdziwego kalejdoskopu zdarzeń i osób, z którymi zetknął się w Polsce i opisał fiński ochotnik, szczególnie warte uwagi wydają się obserwacje poczynione na temat różnorakich ugrupowań białych Rosjan, próbujących w stolicy osiągać własne cele. Jest to temat rzadko poruszany we wspomnieniach samych Polaków. Bolszewicy po przejęciu władzy krwawo rozprawiali się z wszelką opozycją. Stąd jedynym wyjściem dla zwolenników starego porządku w Rosji była ucieczka z rodzimego kraju. Wydawać by się mogło, że nadrzędnym celem przymusowych emigrantów będzie organizacja oddziałów wojskowych do walki z rewolucją bolszewicką. Jednak dociekliwy żołnierz z ironią i dowcipem obnażał fakty. W rzeczywistości dowódcy z poszczególnych sztabów białych Rosjan robili wszystko, aby odpowiednio urządzić się w Warszawie i nigdy nie wyruszyć na front.
Nie tylko nie współpracowali w obliczu wspólnego wroga, ale wręcz rywalizowali ze sobą o środki sojuszniczych państw, które finansowały ich działalność. Próbowano na przykład wydzierać konkurentom ochotników – im więcej żołnierzy zdołał zgromadzić dany sztab, tym więcej pieniędzy miał szansę otrzymać na rzekome „cele wojskowe”. Kilku spryciarzom udało się nawet wykorzystać tę sytuację w dość komiczny sposób, wywołując przy tym niemałe zamieszanie. Jeden z nich nakupił w antykwariacie medali, którymi hojnie się obwiesił, przytwierdził sobie naramienniki z kilkoma gwiazdami, a do kompletu zawiesił u pasa zabytkowy, szwedzki rapier. Drugi, z naramiennikami adiutanta, skromniej ubrany, wyposażył się w niemiecki bagnet. Pomysłowi „wojskowi” wypożyczyli maszynę do pisania i przygotowali wszelkiego rodzaju dokumenty, listy z nazwiskami, rozkazy etc., do których poprzystawiali własnoręcznie wykonane pieczęcie.
Z tak przygotowanym archiwum wyruszyli na miasto, gdzie postarali się o elegancką taksówkę. Zdjęli z niej oznaczenia, przebrali odpowiednio szofera i pojechali pod sztab generała Permikina. Odgrywając przekonująco swoje role, mężczyźni zażądali spotkania z generałem. Życzenie szybko spełniono, wzięto ich bowiem za znaczące osobistości. Wyższy rangą „oficer” przedstawił się Permikinowi jako dowódca norwesko-szwedzkiego ochotniczego regimentu, który lada dzień przybędzie do Gdańska i szuka armii, do której mógłby się przyłączyć. Na dowód adiutant rozłożył na stole sfałszowaną dokumentację. Zachwycony generał zaproponował gościom tysiąc dolarów za dołączenie do właśnie jego armii. Mężczyźni nie dali się długo namawiać, pieczętując umowę suto zakrapianą kolacją, wystawioną w dowództwie na ich cześć. W ciągu kilku dni w podobny sposób oszuści objechali łącznie pięć sztabów, a następnie zniknęli bez śladu.
Oko w oko z bolszewicką pożogą
Nasz Fin natomiast, za namową kilku napotkanych w Warszawie rodaków, został kawalerzystą w dywizji Rotmistrza Bułak-Bałachowicza, stacjonującej w Brześciu Litewskim. Przyjęto go w stopniu podporucznika do oddziału zwiadowczego. Z tą dywizją przebył cały swój szlak bojowy przez Polskę. Na naszym kraju zresztą się nie zakończyło, gdyż po podpisaniu polsko-rosyjskiego pokoju armia Bułak-Bałachowicza walczyła dalej na Ukrainie, aż do całkowitego rozbicia. Niezłomny ochotnik nie dał jednak za wygraną – ponownie zaciągnął się, tym razem do oddziałów wspomnianego już wcześniej generała Permikina, by znów wyruszyć na Ukrainę. Ta wyprawa skazana była jednak z góry na niepowodzenie. Biali Rosjanie nie tylko pozbawieni zostali w walce z bolszewikami aktywnego wsparcia militarnego Polski, ale i trzon ich własnych oddziałów tworzyli czerwoni jeńcy z wojny polsko-rosyjskiej, którzy czekali tylko na sposobność do przejścia na stronę wroga i wymordowania własnych dowódców. Tego typu sytuacji również Kaarlo Kurko doświadczył, po raz kolejny cudem umykając śmierci wraz z kilkoma lojalnymi towarzyszami broni – najemnymi żołnierzami z różnych krajów, głównie Niemiec. W międzyczasie udało mu się jeszcze ukończyć polską Szkołę Oficerską Kawalerii.
Po kampaniach w Polsce i na Ukrainie Kurko wrócił do ojczyzny, gdzie starał się o przyjęcie do wojska. Nie udało mu się jednak otrzymać awansu na porucznika, gdyż niemal wszystkie wyższe stanowiska wojskowe były już w Finlandii obsadzone przez szkolonych w niemieckiej armii weteranów I wojny światowej. Duma nie pozwoliła dzielnemu wojakowi przyjąć niższego stanowiska. Postanowił więc kolejny raz wyjechać i dołączyć do francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Z nią brał udział w drugiej ofensywie marokańskiej. Tam również miał polskich towarzyszy broni, jeden z nich wyniósł nawet z narażeniem życia rannego Fina spod gradu kul. Pod koniec służby trafił jeszcze do Indochin (1928-1929).
Do swej ojczyzny powrócił w roku 1931, mając 32 lata. Tam postanowił podjąć się wybitego mu z głowy ojcowską rózgą fachu – pisarstwa. Na podstawie swoich doświadczeń i notatek spisał kilkanaście pamiętników, oprócz tego publikując w czasopismach i tworząc analizy spraw wojskowych. Z powodu jednej z nich, dotyczącej potencjału militarnego Rosji (który oceniał jako olbrzymią i niemal niepowstrzymaną siłę) został z resztą wezwany na rozmowę do sztabu generalnego Finlandii, gdzie zarzucono mu wzbudzanie poczucia zagrożenia. Zajmował się również pracą na rzecz obrony kraju, działając w Akademickim Stowarzyszeniu Obrony Powietrznej oraz Fińskim Związku Obrony Cywilnej. W II wojnie światowej nie brał już aktywnego udziału. O polskich towarzyszach broni zawsze wyrażał się z głębokim uznaniem. Uważał, że żołnierze Wojska Polskiego wraz ze swoimi dowódcami, a zwłaszcza Marszałkiem Piłsudskim, będą zawsze mieli honorowe miejsca na kartach historii. Kaarlo Kurko zmarł 20 czerwca 1989 r. W dwa tygodnie po zwycięskich wyborach „Solidarności”. W ostatnich latach życia miał mawiać: „To, o co kiedyś walczyłem, wreszcie się urzeczywistnia”.
Źródło: Mateusz Balcerkiewicz, Histmag.org/Onet.pl