Paweł Czyż: Tragiczny los Stanisława Narutowicza nie jest ostrzeżeniem dla macherów siejących XX wieczny litewski nacjonalizm na Wileńszczyźnie

Zastępca Naczelnego

Stanisław Narutowicz, Paweł Czyż (ZChR), Gabriel Narutowicz/FB

5 marca i 19 marca na Litwie odbyły się wybory samorządowe, w których udział brała Akcja Wyborcza Polaków na Litwie-Związek Chrześcijańskich Rodzin. Organizacja, na czele której stoi eurodeputowany Waldemar Tomaszewski osiągnęła w skali swojego kraju 5,5% głosów, pomimo wystawienia kandydatów w 11 z 60 samorządów. To ogromny sukces Polaków z Wileńszczyzny, bo w regionie wileńskim partia zdecydowanie wygrała wybory. W rejonie wileńskim i solecznickim zdobyła miażdżącą przewagę w radach samorządów, co pozwala im na samodzielne rządzenie. Poza tym już w I turze kandydat AWPL- ZCHR został wybrany na mera rejonu solecznickiego z ponad 80% poparciem. Partia zwiększyła liczbę mandatów m.in. w radzie miasta Wilna i w radzie rejonu trockiego.

W rejonie wileńskim w dniu 19 marca odbyła się dogrywka w II turze wyborów mera między reprezentantem AWPL-ZCHR Waldemarem Urbanem, a socjaldemokratą Robertem Duchnevičiem reprezentującym litewską partię wspierającą politykę asymilacyjną wobec Polaków z Wileńszczyzny. W efekcie zastraszania mieszkańców rejonu wileńskiego przez Związek Strzelców Litewskich, tzw. Szaulisów (z bronią obstawiali lokale wyborcze) kandydat AWPL uzyskał 49,43% (choć w rejonie wileńskim mieszka 43% Polaków). Do zwycięstwa z socjaldemokratą zabrakło 526 głosów. „W dniu wyborów w rejonie wileńskim przy każdym lokalu byli umundurowani członkowie Związku Strzelców. Czy żyjemy w Chile, czy w państwie demokratycznym?” – zapytała w czasie konferencji prasowej poseł na Sejm Litwy i była szefowa MSW Litwy Rita Tamašunienė.

Międzynarodowi obserwatorzy wyborów: eurodeputowany Patryk Jaki z Solidarnej Polski oraz poseł ma Sejm RP Mieczysław Baszko z Partii Republikańskiej Adama Bielana opublikowali miażdżący raport. Parlamentarzyści wskazali, że „w dniu wyborów wewnątrz lokali wyborczych oraz przed lokalami wyborczymi przebywali w sposób zorganizowany umundurowani żołnierze, członkowie litewskiej paramilitarnej organizacji wojskowej Związku Strzelców Litewskich, co według relacji głosujących wywoływało presję psychologiczną oraz strach wśród osób należących do polskiej mniejszości narodowej”. Warto przypomnieć, że wielu starszych mieszkańców Wileńszczyzny pamięta doskonale zaangażowanie Szaulisów w czasie II wojny światowej po stronie niemieckiej i ich zwalczanie Armii Krajowej.

Dlaczego zabieram głos w sprawie wyborów na Wileńszczyźnie?

Wiceprezydent Wilna Witold Czyż (zaznaczony XXX)/arch. autora.

Dlaczego zabieram głos w sprawie wyborów na Wileńszczyźnie? Ano dlatego, że moja rodzina pochodzi z Litwy. Mój krewny Witold Czyż był przedwojennym wiceprezydentem Wilna.

W miejscowości Rosienie – po litewsku Raseiniai, w okręgu kowieńskim stoi do dziś na terenie przykościelnym pomnik ojca mojego pradziadka Dominika Czyża. Niedaleko stoi inny monument Mikołaja Czyża z XIX wieku. Koniec I wojny światowej wygnał pradziadka Władysława pod Wilno, do gminy Rudomino – właśnie w rejonie wileńskim. Już w 1939 roku nacjonaliści litewscy rozparcelowali zaścianek pradziadka Władysława, a on sam trafił na Syberię, z której wrócił w granice PRL w 1953 roku. Moja rodzina została zatem wygnana z Kowieńszczyzny, a potem z Wileńszczyzny. Mój dziadek Fabian Czyż ps. Marian, walczył o wyzwolenie Wilna w „Ostrej Bramie” w 6 Samodzielnej Brygadzie AK Ziemi Wileńskiej. W  tej operacji poległ też jego cioteczny brat Zenon Czyż, ps. Hel pochowany w kwaterze wojskowej na Rossie w Wilnie. Dziadek Fabian pognał z innymi żołnierzami Armii Krajowej litewskich kolaborantów Niemców – funkcjonariuszy litewskiej armii gen. Plechavičiusa (Lietuvos vietinė rinktinė), rekrutujących się także z przedwojennych Szulisów … „w gaciach” po bitwie pod Murowaną Oszmianką do Jaszun, Wilna i Oszmiany. Co istotne, Armia Krajowa rozstrzeliwała na miejscu złapanych członków Waffen SS, ale litewscy kolaboranci byli puszczani zazwyczaj wolno.

Dzisiaj ze zdziwieniem czytam artykuł litewskiej telewizji LRT uderzający w Polaków w czasie wyborczym i zastanawiam się jaką naukę wyciągnęli Litwini z samobójczego protestu brata zamordowanego prezydenta II RP Gabriela Narutowicza, Stanisława – sygnatariusza aktu niepodległości Litwy, który w geście protestu przeciwko polityce litewskich nacjonalistów zdecydował się na tak dramatyczny protest 31 grudnia 1932 roku? Był on z jednej strony rzecznikiem niezależności Litwy, a z drugiej uważał się za przedstawiciela narodowości polskiej lojalnego wobec państwa litewskiego. Do końca życia nie wyrzekł się kultury polskiej ani języka polskiego.

Litwini niczego się nie nauczyli?

Dziadek autora kpt. rez. Fabian Czyż, fot. arch.

Dzisiaj, gdy Polacy na Litwie mają od lat silną i zjednoczoną reprezentacje w postaci AWPL-ZCHR nadal niestety pojawiają się próby prowadzenia lituanizacji i likwidowania polskiego szkolnictwa. W rejonie wileńskim Polacy nadal stanowią oficjalnie blisko 43% mieszkańców. 90 lat po tragicznym akcie rozpaczy Stanisława Narutowicza, litewska LRT – wspomagana donosami zlituanizowanych Polaków – uderzała w czasie kampanii wyborczej raz po raz w polską partię na Litwie – rozbudzając waśnie narodowościowe, tylko po to, aby socjaldemokrata miał szansę w II turze wyborów mera rejonu wileńskiego 19 marca. Tymczasem rejon wileński jest bezskutecznie lituanizowany od 1939 roku.

Litwa nie wypełnia międzynarodowych standardów ochrony mniejszości autochtonicznych nawet w zakresie praw wyborczych, bo Polacy jako mniejszość narodowa nadal muszą przekroczyć stosowany na Litwie próg wyborczy 5% poparcia w wyborach parlamentarnych w skali kraju. Warto dodać, że w wyborach parlamentarnych Litwini liczą glosy oddane nieważnie do puli, z której ustala się przekroczenie tegoż progu. Właśnie dlatego w ostatnich wyborach do Seimasu polska partia – Akcja Wyborcza Polaków na Litwie – nie osiągnęła progu 5%. To wówczas litewski polityk nawoływał do fizycznej rozprawy z Polakami. Wicemarszałek Sejmu RP Piotr Zgorzelski z Polskiego Stronnictwa Ludowego skierował wtedy zdecydowane wystąpienie do ówczesnego marszałka Sejmu Republiki Litewskiej Viktorasa Pranckietisa w sprawie skandalicznej wypowiedzi byłego przewodniczącego Sejmu Litwy (Seimasu) – Arūnasa Valinskasa. Litewski polityk – jak ujawnił wówczas prezes Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin, eurodeputowany VI kadencji, dr Bogusław Rogalski – nawoływał, w programie „Rozmowa z Daivą Žeimytė-Bilienė” w Delfi TV do fizycznej rozprawy z litewskimi Polakami, którzy wspierają Akcję Wyborczą Polaków na Litwie – Związek Chrześcijańskich Rodzin. Mówiąc o Polakach i ich liderze Waldemarze Tomaszewskim, użył skandalicznych i pełnych nienawiści słów: „Takich na ogół powinno się rozstrzeliwać po jednym na rok, zaczynając od niego.” Cóż, kiedyś Litwini mordowali już polskich obywateli w Ponarach …

19 marca litewscy nacjonaliści kierują Strzelców Litewskich do zastraszania mieszkańców rejonu wileńskiego w trakcie głosowania. Taka polityka trąci wręcz metodami faszystowskimi!

Jako wnuk kpt. rez. Fabiana Czyża ps. Marian z 6 Samodzielnej Brygady AK Ziemi Wileńskiej, zdecydowanie protestuję przeciwko atakom na Polaków z Wileńszczyzny. Protestuję przeciwko dyskryminacji narodowościowej! Skoro lewacko-nacjonalistyczny rząd nie ma innych zajęć, to proponuję, aby oddano mojej rodzinie majątek zagrabiony w 1939 roku przez autorytarne litewskie rządy. Służę mapkami geodezyjnymi z dowodami litewskiej parcelacji! Takich spadkobierców w Polsce dzisiaj jest wielu i trudno nawet powiedzieć, kiedy Litwa skutecznie zajmie się tym problemem jako kraj Unii Europejskiej, który rzekomo chroni własność prywatną.

„Duchneviče wszystkich krajów łączcie się”

Litwini niczego zatem się nie nauczyli. Nie znają historii protestu Stanisława Narutowicza. Co istotne, jego tragiczny protest wynikał także z obserwowania rozwoju nacjonalizmu. Jego brat, polski prezydent, został bowiem zamordowany przez skrajnego nacjonalistę. Stanisław Narutowicz widział i oceniał przed swoim protestem też dyktatorskie rządy na Litwie prezydenta Antanasa Smetony (1926-40), który był liderem nacjonalistycznej partii – Związku Narodowców. 

Radziecki paszport pradziadka autora Władysława Czyża, na którym wrócił do PRL w 1953 roku

Dzisiaj metody się nieco zmieniły, ale XIX i XX wieczne cele litewskich narodowców jednak pozostały w litewskiej mentalności. Warto podkreślić, że ostatnim widocznym dziedzictwem wielonarodowej Rzeczypospolitej Obojga Narodów są właśnie Polacy na Wileńszczyźnie, ich zaradność, gremialne wsparcie dla Waldemara Tomaszewskiego i swojej zjednoczonej reprezentacji politycznej – Akcji Wyborczej Polaków na Litwie-Związku Chrześcijańskich Rodzin. Polacy są dobrymi gospodarzami, bo przecież – jak wspomniałem wyżej – w rejonie solecznickim Zdzisław Palewicz uzyskał w I turze wyborów 5 marca ponad 80% poparcia i pozostał na funkcji mera.

Pojawia się zatem hasło: „Duchneviče wszystkich krajów łączcie się”. Dzięki poparciu nacjonalistów i litewskich socjaldemokratów chce się prowadzić w rejonie wileńskim politykę, przeciwko której 90 lat temu występował Stanisław Narutowicz.

Stosunki między Litwą a Polską będą jednak tak dobre, jak traktowanie naszej mniejszości narodowej na Litwie. Dzisiaj Litwini są coraz dalsi od normalnych przyjaznych relacji z Polakami i Polską, bo duch Antanasa Smetony wygrywa z wydźwiękiem tragicznego protestu Stanisława Narutowicza. Smutne, ale prawdziwe!

To litewscy komuniści zesłali mojego pradziadka Władysława na Syberię, gdzie spędził 14 lat. Niewiele brakuje, aby jak przed 1940 i dziś ułatwiali politykę Putinowi i Łukaszence – dziedzicom Stalina. Tylko tak, można tłumaczyć militaryzację procesu wyborczego przy użyciu Związku Strzelców Litewskich. Brakuje jedynie nowych wywózek na Syberię z Wileńszczyzny … tych, którzy są prawdziwymi Polakami.

Paweł Czyż*

*Autor jest rzecznikiem prasowym Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin i redaktorem naczelnym Niezależnej Gazety Obywatelskiej.

 

Komentarze są zamknięte