Jeszcze wczoraj rolnicy zapowiadali protesty i blokady dróg w całej Polsce, a także najazd na Warszawę. Po rozmowach „ostatniej szansy” z resortem rolnictwa zmienili jednak plany. Teraz zapowiadają, że w porozumieniu z organizacjami rolniczymi ze Słowacji, Rumunii i Węgier w ciągu dwóch tygodni zablokują całą granicę z Ukrainą. Chcą tym zwrócić uwagę Komisji Europejskiej na swoje kłopoty z gwałtownym napływem produktów rolnych ze Wschodu.
Jak zapewniali sami rolnicy, dzisiejsze spotkanie z wicepremierem i ministrem rolnictwa Henrykiem Kowalczykiem, było rozmową „ostatniej szansy”. Gdyby się nie powiodło, w czwartek miał odbyć się potężny ogólnopolski strajk połączonych sił wielu organizacji. Protest się odbędzie, jednak jego przebieg będzie inny. Dlaczego?
To jednak nie oznacza, że w ogóle nie będzie akcji protestacyjnej. Ma być ona jednak wymierzona w blokadę granic. W ten sposób rolnicy chcą zmusić Brukselę do poprawy ich sytuacji.
Widzimy dobrą wolę po stronie rządu, dostrzegamy, że klucz do rozwiązania naszych problemów leży w Brukseli. Na razie Komisja Europejska na interwencję na rynku rolnym przeznaczyła 30 mln euro. To śmieszna kwota. Jeśli rząd nie spełni postulatów w ciągu dwóch tygodni, to zorganizujemy strajk, ale na razie skoncentrujemy się na blokadzie granic. Chcemy w porozumieniu z organizacjami rolniczymi ze Słowacji, Węgier i Rumunii zablokować granicę z Ukrainą. Ten protest może potrwać dwa lub trzy dni, bo Komisja Europejska musi zauważyć nasz problem. Trzeba wypracować długotrwałe mechanizmy regulujące napływ produktów z Ukrainy”
– dodaje Wawrzyniak.
Ministerstwo rolnictwa w odpowiedzi na nasze pytania, odesłało nas do oficjalnego komunikatu. – Musimy mieć pełną świadomość, że główną przyczyną trudności na rynku zbóż jest niska cena na rynkach światowych – podkreślił cytowany w nim szef resortu rolnictwa, Henryk Kowalczyk.
Wicepremier zwrócił też uwagę, że kłopoty mają przede wszystkim rolnicy z państw frontowych, do których należą: Polska, Słowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria, ale także Czechy. Spadek światowych cen jest wynikiem bardzo niskich cen zboża z rosyjskich dostaw.Szef resortu rolnictwa powiedział także o kolejnych formach pomocy, które są brane pod uwagę. Jedną z nich będą nisko oprocentowane kredyty dla rolników i podmiotów skupujących, które będą zaopatrywać się w zboże od polskich rolników. Ministerstwo udzieliło również wstępnej zgody na budowę magazynów na zboża bez konieczności ubiegania się o pozwolenie.
Rząd wciąż czeka na zielone światło Brukseli w sprawie dopłat do samych zbóż, które trafią bezpośrednio do rolników. Zgody KE będą wymagać też wspomniane w rozmowie dopłaty do transportu zbóż na eksport.
Złość ukojona
Rzecznik Solidarności RI wskazuje też, że choć wielkiej akcji protestacyjnej w stolicy nie będzie, to w innych miejscowościach protestów można spodziewać się już w przyszłym tygodniu. — Dużego protestu w Warszawie na razie nie planujemy. Część Solidarności RI będzie jednak protestować, bo leży to w gestii poszczególnych województw. Wiemy na pewno, że będzie to robić np. województwo zachodniopomorskie – wskazuje.
Będziemy blokować drogi, będą też inne formy protestu. My 23 marca zbierzemy się pod Urzędem Wojewódzkim w Szczecinie”
– zapowiada Edward Kosmal, wiceprzewodniczący Solidarności Rolników Indywidualnych w województwie zachodniopomorskim.
Problem nadal jest
Solidarność RI często przychylnie oceniała decyzje rządu. Prezesem związku przez lata była Teresa Hałas, łącząca to stanowisko z byciem posłanką z ramienia PiS. Ostatnio jednak niezadowolenie rolników sięgnęło zenitu. Jak tłumaczyli rolnicy, przede wszystkim chodzi zalew polskiego rynku ukraińskim zbożem. Ich zdaniem ceny na skupach są dramatycznie niskie właśnie dlatego, że surowiec trafia do Polski i nie jest eksportowany dalej.
Jak wylicza resort rolnictwa, w 2022 r. do Polski sprowadzono 3,27 mln ton zbóż ogółem, z czego 75 proc. było sprowadzone z Ukrainy. Dla porównania krajowe zbiory zbóż za ubiegły rok szacowane są na 35,97 mln ton. Nawet jeśli import stanowi zaledwie 9 proc. krajowych zbiorów, to różnica w cenach na skupach w ciągu ostatnim roku jest ogromna. Według Izby Zbożowo-Paszowej, tona pszenicy konsumpcyjnej kosztuje już zaledwie 950-1220 zł za tonę. Dla porównania, w marcu ubiegłego roku ceny zbliżały się do 2 tys. zł za tonę.
— Mamy dziś pełne magazyny zboża i rzepaku, bo nie opłaca się, a często nawet nie da się sprzedawać. Mamy 50-60 proc. niesprzedanego zboża, a skupy już są pełne, więc nie chcą przyjmować towaru. Sytuacja jest tragiczna. Ceny są dramatycznie niskie, a rolnicy zdesperowani. W moim gospodarstwie codziennie tracimy 10 tys. zł – wylicza Kosmal.
Rząd odpowiada
Spotykaliśmy się już kilkakrotnie z premierem Morawieckim i wicepremierem Kowalczykiem. Nie rozwiązano jednak głównego problemu. Jeśli nic się nie zmieni, a ceny nie pójdą w górę, to czeka nas upadek wielu polskich gospodarstw. Protesty to jedyna odpowiedź, jaka nam w tej chwili została”
– dodaje Edward Kosmal.
Ministerstwo rolnictwa zapewnia, że dostrzega kłopoty. W ubiegłym miesiącu zaproponowało dopłaty dla rolników, którzy stracili na spadku cen surowców. Pula rekompensat to 600 mln zł.
Minister Henryk Kowalczyk na początku miesiąca zapewniał również, że wdroży nowe procedury tranzytu surowca przez Polskę. Ma być oplombowany i kontrolowany przez Krajową Administrację Skarbową. A ten trafiający na polski rynek będzie też objęty kontrolą fitosanitarną. W sobotę w Jaśle premier Mateusz Morawiecki zapewniał natomiast, że rząd przeznaczy 2 mld zł na zabranie zboża z pełnych silosów, by rolnicy mieli szansę sprzedać je po „przyzwoitej cenie”.
Rząd podkreśla też, że nie może dopłacać zbyt wiele – na takie działania nie zgadza się bowiem Komisja Europejska. Jak zapewniał pod koniec lutego minister Henryk Kowalczyk, resort pracuje nad systemem ewentualnych kredytów lub pomocy. — Nie można wdrożyć pomocy celowej, ale można np. do transportu czy innych mechanizmów – tłumaczył wówczas wicepremier.
Rolnicy chcą tarczy
Rolnicy na dotychczas pojawiające się propozycje patrzyli jednak sceptycznie. — Doraźnymi dotacjami niczego nie załatwimy, bo problem będzie dalej narastał. Rynek będzie zderegulowany co najmniej przez dwa lata. Dlatego chcemy, by służby dobrze skontrolowały zboże, które przekracza polską granicę. Zboże z Ukrainy nie spełnia unijnych norm, w tamtejszej produkcji jest wolna amerykanka w stosowaniu środków ochrony roślin. Oczekujemy, że powstanie tarcza antykryzysowa dla rolnictwa, tak jak była dla poszczególnych branż w czasie pandemii – podkreśla wiceszef zachodniopomorskiej Solidarności RI.
Solidarność RI domaga się ustalenia dopłat do paliwa rolniczego na poziomie 2,5 zł za litr (obecnie jest to 1,20 zł), kolejnych dopłat do nawozów, zwiększenia udziału biokomponentów w paliwach, wprowadzenia kredytów preferencyjnych, a także uszczelnienia granicy i powołania niezależnych laboratoriów produktów rolno-spożywczych, które zbadają jakoś surowców trafiających do polskich skupów z zagranicy.
Koszty rosną, ceny maleją
Rozgoryczenie rolników rozumieją też przedstawiciele instytucji, które nie zaangażowały się w opór bezpośrednio. — Sytuacja jest bardzo trudna. Jako izba nie organizujemy protestów, choć nasi członkowie z pewnością będą brać w nich udział. Mamy wiosnę, konieczne są duże inwestycje, by utrzymać produkcję. Tymczasem koszty produkcji rosną, a ceny na skupach maleją – potwierdza Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych (KRIR).
Również jego zdaniem, obecne instrumenty pomocowe zapowiedziane przez rząd nie są wystarczające. — Dopłaty przewidziano tylko do zbóż konsumpcyjnych, są też limity dopłat do 50 ha na gospodarstwo. To sprawia, że najprawdopodobniej będzie mogła skorzystać tylko niewielka liczba rolników. Problemy mają nie tylko producenci zbóż. Widzimy również bardzo wysokie koszty produkcji mięsnej, kłopoty hodowców trzody chlewnej czy radykalny spadek cen mleka – dodaje.
— Oczekujemy bardzo poważnych rozmów nie tylko na poziomie rządowym, ale również z unijnym komisarzem, panem Januszem Wojciechowskim – przyznaje.
Źródło: Grzegorz Kowalczyk, Business Insider Polska