Brytyjski poseł Lee Anderson wystosował pismo do ambasadora Federacji Rosyjskiej Andrieja Kielina, w którym prosi o ujęcie go na liście rosyjskich sankcji. W odpowiedzi na sankcje brytyjskie, Rosja postanowiła objąć swoimi tamtejszych parlamentarzystów. Jednak nawet sporządzenie aktualnej listy przerosło kompetencje ludzi Putina. Brytyjscy politycy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce…
Byłem bardzo zawiedziony, że nie zostałem wzięty pod uwagę przy ustalaniu listy sankcji przez Rosję. Dlatego postanowiłem napisać do ich ambasadora w tej sprawie”
– napisał na Facebooku poseł Konserwatystów, dodając, że jest pełen nadziei, że lista zostanie zaktualizowana. Dane były bowiem bardzo nieaktualne.
Drogi Ambasadorze, byłem bardzo zawiedziony, widząc że nie trafiłem na listę 287 posłów parlamentu objętych sankcjami pana państwa. Wasza lista wydaje się być całkowicie nieaktualna – sankcjonujecie tylko 266 z obecnych posłów, osiemnastu byłych posłów, macie też dwa duplikaty. Proszę zaktualizować waszą listę, aby zawierała moje nazwisko”
– napisał Lee Anderson.
Od początku rosyjskiej napaści na Ukrainę 24 lutego Wielka Brytania objęła sankcjami już ponad 1000 osób i podmiotów z Rosji. Sankcje polegają za zamrożeniu ich aktywów na terenie Wielkiej Brytanii, zakazie dokonywania z nimi jakichkolwiek transakcji finansowych przez obywateli i firmy brytyjskie, a w przypadku osób fizycznych – także na zakazie wjazdu do tego kraju. Tymczasem odpowiedź Rosji miała zaboleć brytyjskich polityków. Jak widać zabolała, ale tych, których pominięto.