– Mówią, że Europa rodzi się z sytuacji kryzysowych. To banał, który jednak w ciągu ostatniej dekady okazał się nieprawdą. W miarę jak świat ulegał raz po raz wstrząsom, obecne instytucje i decyzje polityczne Unii Europejskiej nie były w stanie sobie z nimi poradzić, a polityka europejska po prostu toczyła się tak jak wcześniej. Wyglądało na to, że nasi przywódcy nie są w stanie, lub nie chcą przewodzić Europie. Teraz to wszystko może się zmienić. Nowa niemiecka koalicja może być tym ostatnim brakującym elementem, potrzebnym do odwrócenia kierunku na kontynencie. Francja, w osobie Emmanuela Macrona, ma już niezwykle „europejskiego” prezydenta, który ma przed sobą ważne wybory, a od stycznia w jego rękach spoczywać będzie przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. W osobie Mario Draghiego Włochy otrzymały bardzo zdolnego premiera, który bez wahania podporządkował swoje polityczne przetrwanie radzeniu sobie z kryzysem COVID-19 i unijnymi funduszami odbudowy przeznaczonymi na walkę z jego gospodarczymi skutkami. W większości europejskich stolic debata stała się bardziej konstruktywna, podczas gdy rządy, które zepsuły Unię – Polska i Węgry – w końcu doprowadziły się same do izolacji – pisze na łamach POLITICO Guy Verhofstadt, eurodeputowany i były premier Belgii.
Tezy Verhofstadta uwłaczają pamięci Belgów, którzy zginęli w czasie ostatniej wojny światowej w walce z próbą narzucenia niemieckiej hegemonii w Europie. Były premier tego kraju nadal klęczy przed Angelą Merkel, którą niedawno żegnała Bundeswehra z pochodniami, co kojarzy się jedynie z czasami imprez organizowanych ku czci kanclerza Adolfa Hitlera z udziałem Wehrmachtu i filmowanymi przez Leni Riefenstahl. Unię psują zatem zapędy zwolenników niemieckiej hegemonii, a nie Polska czy Węgry”
– mówi Niezależnej Gazecie Obywatelskiej Paweł Czyż, rzecznik prasowy Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin.
Spór o praworządność
A teraz w Niemczech pojawił się rząd, który chce stanąć na czele Europy – i to jak!
Niemiecka umowa koalicyjna, Koalitionsvertrag, momentami brzmi nie jak marny kompromis, ale jak przedwyborczy manifest partii – i to partii, na którą bym głosował.
Umowa jasno ujmuje podstawy: mówi o „swojej wizji europejskich Niemiec”, która jest „osadzona w historycznym projekcie pokoju i wolności, jakim jest Unia Europejska”.
Celem Niemiec jest „suwerenna Unia jako silny gracz w świecie kształtowanym przez niepewność i konkurujące ze sobą systemy polityczne”. Ich rola i obowiązki, jako dużego kraju członkowskiego, wykraczają poza to, co czysto narodowe, „dla Unii jako całości”.
Jest to zerwanie z niedawną przeszłością, w której rozumowanie było takie, że „to, co dobre dla Niemiec, jest dobre dla Europy” i niewiele więcej.
Te nowe słowa mają znaczenie, co widać wyraźnie w stanowisku koalicji w sprawie rządów prawa: „chcemy skutecznie wspierać wartości”, zapisane w art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej. Koalicja wzywa Komisję do korzystania z istniejących mechanizmów praworządności „w sposób szybszy i bardziej konsekwentny”, a Radę Europejską do „stosowania i dalszego rozwijania” całej gamy instrumentów praworządności – aż po wykorzystanie art. 7, który mógłby zawiesić prawo głosu rządów naruszających wartości UE.
Krótko mówiąc, „hamulec Merkel”, który zawsze spowalniał i wstrzymywał wszelkie działania UE przeciwko zamachom premiera Węgier Viktora Orbána czy wicepremiera Polski Jarosława Kaczyńskiego na instytucje demokratyczne ich krajów, został teraz wyłączony.”
– pisze Guy Verhofstadt.
To oczywiste brednie Verhofstadta. Polski rząd akurat stara się doprowadzić do realizowania praworządności w Unii Europejskiej. Niemniej sądownictwo i jego kształtowanie należy do wyłącznych kompetencji państw członkowskich UE. Polska ustawa zasadnicza mówi w art. 182, że sprawiedliwość sprawują w Polsce obywatele. To o tyle utrudnione, że w strukturach wymiaru sprawiedliwości jeszcze w 2021 roku aktywni byli tacy sędziowie jak Józef Iwulski z Sądu Najwyższego, który był kapitanem komunistycznej WSW i według dokumentów ujawnionych przez profesora Sławomira Cenckiewicza został do tego sądu skierowany przez wywiad wojskowy PRL. Mało tego, dla technokratów z Brukseli partnerami są sędziowie powołani przez Radę Państwa PRL, a nie liczni sędziowie powołani przez legalnie wybranego prezydenta RP Andrzeja Dudę. Zwalczanie reform sądownictwa w Polsce nie ma nic wspólnego z praworządnością, bo jest jej absolutnym zaprzeczeniem”
– mówi nam Paweł Czyż z ZChR.
Źródła: POLITICO/Onet, oprac. Michał Broniatowski/NGOPOLE.PL