Relacje dwustronne i dyplomację determinują najczęściej nie polityka wewnętrzna czy ideologia, tylko kalkulacje geopolityczne kraju. Celem dyplomacji jest doprowadzenie do określonych decyzji bądź też zachowań państw zagranicznych czy też organizacji międzynarodowych poprzez dialog, negocjacje bądź stosowanie innych środków nie mających charakteru siłowego. W stosunkach międzynarodowych prawa człowieka pozostają najczęściej kłopotem organizacji międzynarodowych bądź pozarządowych, w relacjach zaś dwustronnych odgrywają rolę drugoplanową.
Arabia Saudyjska jest najpotężniejszym sojusznikiem USA na Bliskim Wschodzie. W tej monarchii absolutnej rodem ze średniowiecza brak jest jakichkolwiek oznak demokracji – na placach rynkowych są wykonywane kary śmierci, toczą się ścięte głowy, na dźwigach są wieszani oponenci.
Litewski minister spraw zagranicznych złożył wizytę w Azerbejdżanie jako kraju Partnerstwa Wschodniego, odwiedził ponadto Turcję i Irak, gdzie rzekomo poczyniono próby porozumienia się w sprawie deportacji bądź niedopuszczenia do wyjazdu uchodźców, którzy przybywają przez Białoruś. Organizacje międzynarodowe wszystkie trzy wspomniane kraje uważają za niedemokratyczne i pozbawione wolności. W relacjach z Białorusią przeżywamy kryzys. Dlaczego z jednymi dyktatorami prowadzimy rozmowy, z innymi zaś – zawieszamy stosunki? Czyżbyśmy stosowali podwójne standardy?
Polityka wschodnia jest dziełem ambitnym, mimo to na program Partnerstwa Wschodniego Litwa kierowała haniebnie znikome zasoby. Nasz kraj do tej pory nie doczekał się studentów w ramach programów wspierania krajów Partnerstwa Wschodniego, nie ufundował stypendiów socjalnych, nie uruchomił rekompensaty wydatków na bursy czy systemów koszyków studialnych. Na skutek takiej, a nie innej polityki Litwa nie może konkurować pod względem atrakcyjności ani z Polską, ani z Czechami. Kilkadziesiąt zaś stypendiów ufundowanych przez resort oświaty w żaden sposób problemu stypendialnego nie rozwiązuje.
Kryzys w relacjach z Białorusią jest odzwierciedleniem ogólnego kryzysu, jakiego doświadcza obecnie nasza polityka zagraniczna. Współczesne realia w świecie do łatwych nie należą, wymagają ogromnych zasobów dyplomatycznych, politycznych, gospodarczych i militarnych. Litewskiemu rządowi brakuje mocy do takich stosunków. Działaniami zaś swymi rząd ten demonstruje brak kompetencji i kompromituje samą państwowość litewską. Jak powiedział pewien znany litewski dyplomata, wszystko zawęziło się do czysto formalnych i nieefektownych spotkań na najwyższym szczeblu i tweetów o charakterze informacyjnym wychodzących spod palców szefa litewskiego MSZ.
Litwa nie uwzględniła zaleceń administracji USA skierowanych do państw regionu bałtyckiego, a dotyczących strategicznego postrzegania bezpieczeństwa w regionie. Podkreślono konieczność utrzymania Białorusi jako strefy buforowej pomiędzy Wschodem a Zachodem. Jej „neutralność” miała strzec państwa sąsiednie, głównie państwa bałtyckie, przed widmem wojny konwencjonalnej.
Z drugiej zaś strony, należało uczynić wszystko, by zminimalizować rosyjskie wpływy w tym państwie sąsiednim. Stało się jednak dokładnie odwrotnie. To m. in. w wyniku prowadzonej przez Litwę polityki na Białorusi doszło do zniszczenia zalążków społeczeństwa obywatelskiego, zdeptania praw człowieka i destabilizacji fasady demokracji na pokaz. Wolność słowa w ostatnich latach została totalnie uśmiercona. Uogólniając zaś, śmiało można twierdzić, że Białoruś stała się de facto protektoratem Rosji.
Zaczynając flirt wyłącznie z jedną grupą opozycyjną i zrywając stosunki dyplomatyczne z Mińskiem, litewskie MSZ przyczyniło się do zawężenia wolności i praw demokratycznych na Białorusi. Litwa straciła wszelkie wpływy w kraju sąsiednim. Komu, jak nie Władimirowi Putinowi, jest na rękę ta polityka? Skoro jest na rękę W. Putinowi, dlaczego, pytam, rząd litewski wspiera taką politykę?
Nie tak dawno litewskie MSZ akredytowało, czyli nadało status oficjalny zespołowi Swiatłany Cichanouskiej w pakiecie z wszelkimi należnymi prawami i przywilejami. W kontekście obecnych realiów podobne działania powinny być rozpatrywane w kategoriach kurtuazji dyplomatycznej czy też zachowań charakterystycznych dla egzotycznych wysepek rozsypanych po Oceanie Spokojnym.
Przypomnę tylko, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podczas lipcowej wizyty w Wilnie, pomimo nacisku litewskiego MSZ, nie spotkał się oficjalnie ze S. Cichanouskają, jedynie przywitał się, kiedy przechodził obok. To był wyraźny sygnał, że interesy Ukrainy i oficjalne stosunki dwustronne są ważniejsze niż poparcie dla osobnej grupy opozycyjnej rezydującej za granicą. W opinii Ukraińców, dowolna forma uznania grupy S. Cichanouskajej jeszcze mocniej przyciśnie Łukaszenkę do muru i popchnie w śmiertelne objęcia Rosji.
Kryzys uświadomił każdemu, że nie ma realnej granicy i przeszkód dla różnorodnych form agresji ze strony Białorusi. Litewskie urzędy państwowe nie są gotowe na siłowe odparcie jakiegokolwiek zagrożenia ze strony Białorusi. Brakuje nam zarówno przygotowania, jak też rezerwy do zarządzania kryzysu o takim zasięgu. Wyposażenie materialne pograniczników przypomina opłakane standardy z czasów sowieckich.
W światłach kamer telewizyjnych litewscy żołnierze – nie wiadomo dlaczego w hełmach, widocznie w celu zademonstrowania determinacji – naciągają drut „concertina”. Jego zapasów nie wystarczy na naciągnięcie nawet jednej linii na pograniczu. Jeszcze czekają zamówienia publiczne. Węgry, na których próbuje się wzorować rząd litewski, na granicy z Serbią zaczęły wznosić mur o wysokości czterech metrów 13 lipca 2015 r., a już 14 września tegoż roku prace te zostały sfinalizowane. Cóż, liczymy na takie same wyniki. Tylko już nikt na Litwie nie wierzy w nie. Nawet sami organizatorzy show propagandowych na pograniczu litewsko-białoruskim.
Jesteśmy w takim punkcie, kiedy nie wiadomo, czyje interesy reprezentuje MSZ – białoruskich grup politycznych czy państwa litewskiego. Twitterowa aktywność ministra spraw zagranicznych i działania w stosunku do Białorusi z całą pewnością nie przyczyniają się do rozwiązania konfliktu.
Impas w państwie mogą rozwiązać poczynania dyplomatyczne, koordynacja międzyresortowa, zarządzanie i mocny sektor publiczny, nigdy przenigdy zaś działania na pokaz i hałas propagandowy. Pozostaje ubolewać, że nową scenę stać jedynie na inercyjne naśladowanie starych ról i mechaniczne powtarzanie tekstu – dobrze wyuczonego, ale już mocno podstarzałego w kontekście Realpolitik.
Šarūnas Liekis*
* autor jest dziekanem Wydziału Nauk Politycznych i Dyplomacji na Uniwersytecie Witolda Wielkiego w Kownie