Opolski poseł na Sejm Janusz Kowalski (Solidarna Polska) domaga się usunięcia niemieckich nazw miejscowości na stacjach PKP w województwie opolskim. Zdaniem lidera opolskiej mniejszości niemieckiej Rafała Bartka, do takiego działania nie ma podstaw prawnych – podaje portal wPolityce.pl. Chadecy z ZChR uważają za to, że trzeba zadbać o Polaków na Kresach i aktywnie działać na rzecz przywrócenia Polakom w Niemczech statusu mniejszości narodowej.
https://twitter.com/JKowalski_posel/status/1357964331791622145
Wiceminister aktywów państwowych i poseł na Sejm Janusz Kowalski w sobotę zamieścił na twitterze wpis, w którym domaga się usunięcia niemieckojęzycznych nazw stacji kolejowych w Chrząstowicach i Dębskiej Kuźni (opolskie).
Tu jest Polska! 6 lat temu bezprawnie na skutek nacisków PO i Mniejszość Niemiecka w Opolu / Deutsche Minderheit in Oppeln zamontowano niemieckie nazwy stacji kolejowych w Chrząstowicach i Dębskiej Kuźni w Opolskiem. To jedyne przypadki w Polsce zmiany polskich oznaczeń stacji kolejowych – bezprawne.3 lutego 2021 r., z uwagi na przejęcie przez Ministerstwo Infrastruktury nadzoru nad PKP PLK S.A., złożyłem w sprawie bezprawnych niemieckich nazw stacji kolejowych interpelację do ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka. To bardzo niebezpieczny precedens – niezgodny z polskim prawem”
— napisał Kowalski.
ZChR: Przywrócić Polakom status mniejszości narodowej z Niemczech
Od zjednoczenia Niemiec w 1871 roku do pierwszej wojny światowej wyemigrowało ponad pół miliona mieszkańców wschodnich prowincji pruskich (byłego Wielkiego Księstwa Poznańskiego) do zagłębia przemysłowego nad Renem i Ruhrą. Ludność ta określana była terminem „Ruhrpolen”. W następstwie skutków politycznych pierwszej wojny światowej do II RP powróciło około jednej czwartej ludności polskiej znad Ruhry.
Tylko kilka tysięcy świadomych narodowo Polaków z Zagłębia Ruhry, którzy pozostali w Westfalii, przeciwstawiło się powszechnej presji i trwało we własnych strukturach organizacyjnych, jak na przykład w założonym w 1922 roku w Berlinie Związku Polaków w Niemczech, który posiadał w Bochum władze regionalne. Dla czołowych działaczy polskich organizacji mniejszościowych ich działalność stała się przyczyną zguby jesienią 1939 roku – zostali aresztowani i osadzeni w obozach koncentracyjnych, których wielu z nich nie przeżyło”
– pisze David Skrabania.
To nie najlepszy pomysł posła Kowalskiego, ponieważ łamie to Konwencję Ramową Rady Europy o Ochronie Mniejszości Narodowych, którą Polska w całości podpisała i ratyfikowała. Z niej wynika wprost, że na terenach zwarcie zamieszkałych przez mniejszości narodowe (w Polsce jest to 20 procent mieszkańców zamieszkałych w danej jednostce administracyjnej) możliwe jest używanie języka tejże mniejszości w napisach informacyjnych jako języka pomocniczego. Takie są standardy międzynarodowe, które nikomu nie przeszkadzają. Dlatego my, jako Zjednoczenie Chrześcijańskich Rodzin domagamy się stosowania tej zasady używanie języka polskiego jako pomocniczego na Wileńszczyźnie, Lwowszczyźnie i Grodzieńszczyźnie, bo to ułatwiłoby życie naszym rodakom na Kresach. Lepiej byłoby, aby poseł Janusz Kowalski i rząd Zjednoczonej Prawicy wymógł na państwie niemieckim przywrócenie Polakom zamieszkałym w Niemczech, a jest ich około 2 mln, statusu mniejszości narodowej, który został Polakom w Niemczech odebrany decyzją nazistowskich władz III Rzeszy”
– powiedział Niezależnej Gazecie Obywatelskiej prezes Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin, eurodeputowany VI kadencji, dr Bogusław Rogalski.
Panie Pośle @JKowalski_posel, liczymy na Pańskie aktywne działania w sprawie przywrócenia #Polacy w #Niemcy statusu mniejszości narodowej, a także na wsparcie Polaków na Wileńszczyźnie, Lwowszczyźnie czy Grodzieńszczyźnie >>> https://t.co/jyIHW36Iot @RadioMaryja @PAPinformacje
— Bogusław Rogalski (@bogusrogalski) February 6, 2021
W ocenie posła Kowalskiego z Solidarnej Polski, umieszczenie obok polskich także niemieckich nazw miejscowości na dworcach kolejowych w województwie opolskim jest niezgodne z polskim prawem, a „stan faktyczny wywołuje liczne wyrazy niezadowolenia mieszkańców oraz prowadzi do dezorientacji podróżnych”. Zdaniem wiceministra, w przypadku stacji kolejowych nie można stosować przepisów dających prawo do dwujęzycznych nazw miejscowości, które zamieszkują skupiska mniejszości narodowych, gdyż nazwa stacji nie jest tożsama z nazwą miejscowości.
Poseł Kowalski powołuje się przy tym na stanowisko Prezesa Urzędu Transportu Kolejowego z 27 czerwca 2014 roku, w którym napisano: „Prezes Urzędu Transportu Kolejowego przeprowadził analizę przepisów regulujących kwestię używania dodatkowych tradycyjnych nazw w języku mniejszości. W oparciu o wyniki analizy, Prezes UTK uznał wstępnie, że nie widzi podstaw prawnych dla ustalania nazw stacji i przystanków kolejowych w języku mniejszości.”
Do dzisiaj stan faktyczny pozostaje bez zmian, rodząc niebezpieczny precedens dodawania nazw stacji kolejowych w języku mniejszości np. Warschau Innenstadt czy Oppeln Western”
— argumentuje polityk SP.
Odpowiedź Niemców z Opolszczyzny
Do wniosku wiceministra odniósł się przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim, a zarazem przewodniczący sejmiku województwa opolskiego Rafał Bartek.
Poseł i Minister w jednej osobie podjął temat tablic dwujęzycznych na stacjach kolejowych w Chrząstowicach i Dębskiej Kuźni. Argumentacja Pana Ministra wbrew pozorom nie jest niczym nowym. Te same argumenty pojawiły się już w korespondencji pomiędzy PKP a ówczesnym Ministerstwem Administracji i Cyfryzacji w maju 2014r. Ostatecznie PKP uznało argumentację Ministerstwa i tablice 11.12.2015r. wróciły na stacje. Warto przy tym wskazać, że w grudniu 2015r. mamy już rząd Prawa i Sprawiedliwości. PKP podlegające Panu Ministrowi poszło między czasie już krok dalej (o czym Pan Minister może nie wie?) i uregulowało kwestię oznakowania na terenach zamieszkiwanych przez mniejszości w swych wytycznych o czym można przeczytać tutaj na stronie 24: https://www.plk-sa.pl/…/Ipi-2_Wytyczne_dla_oznakowania… Zapis mówi wprost: „9. nazw stacji/ przystanków osobowych nie tłumaczymy na języki obce, z wyjątkiem nazw lokalizacji na terenach zamieszkałych przez ustawowo uznane mniejszości narodowe (białoruską, litewską, niemiecką, ukraińską) i etniczne …”
— napisał Bartek na swoim profilu społecznościowym.
W ocenie Bartka, jeżeli dojdzie do usunięcia nazw niemieckich z dworców kolejowych w Dębskiej Kuźni i Chrząstowicach, dojdzie do tego z powodów polityczynych, a nie ze względu na uregulowania prawne.
Źródło: mly/PAP/wPolityce.pl/Piotr Galicki
Panie doktorze Rogalski:
1. Co konkretnie Pan zrobił aby w Niemczech były tablice dwujęzyczne np. Lipsk czy Drezno (rezydencja króla Polski)wszak to były miasta słowiańskie należące do Polski- czy jest to zgodne z przepisami Rady Europy (niemcy mordowali lub wywozili w czasie II wojny światowej Polską ludność dlatego ich we wschodnich Niemczech [byłe NRD] nie ma.
2. Co Pan doktorze Rogalski zrobił w sprawie zablokowania szczepionek na covid 19, które zgodnie z przepisami europejskimi miały trafić do Polski i są już opłacone -może w pierwszej kolejności zaszczepi Pan mniejszość niemiecką co?
1. Naprawdę myślisz, że przez tę niemieckojęzyczną nazwę wtargną do nas Niemcy i zabiorą część naszego kraju? Że Polska będzie przez to mniej Polska? A czy jest mniej Polska przez wielkie szybki McDonalds, Burger King i KFC na każdej autostradzie, drodze szybkiego ruchu, w centrach handlowych i na dworcach kolejowych?
2. Co do szczepionek, to Pfizer obciął dostawy dla całej Unii a nie tylko dla Polski.