W długiej rozmowie dla stacji telewizyjnej N1 Milanović poruszył również temat niedawno uzgodnionego budżetu Unii Europejskiej i funduszy pomocowych i dyskusje ws. systemu „pieniądze za praworządność”.
Węgrzy i Polacy walczyli o te fundusze, w końcu osiągnięto kompromis, zgodnie z którym mogą dalej robić co chcą i nie mam z tym problemu, póki jest demokracja. Jestem sceptyczny co do ich demokracji, ale obywatele tych krajów przecież na nich głosują. Gdybym był w Brukseli, nie ukarałbym ani Orbana, ani Polaków”
— powiedział.
Po tym, jak prowadząca zaczęła powtarzać stare frazesy o „braku demokracji” w Polsce i na Węgrzech, lewicowy prezydent odpowiedział, że nie rozumie, co to znaczy.
Co dokładnie oznacza w tym przypadku deficyt demokracji? To bardzo relatywny termin”.
Dziennikarka przypomniała wtedy oskarżenie, jakoby na Węgrzech i w Polsce władza wykonawcza miała zagrażać sądownictwu.
Milanović, prawnik z zawodu, odpowiedział:
Spójrzmy na inne kraje. Co robią Węgry i Polska w kwestii wymiaru sprawiedliwości, co już wcześniej nie było praktykowane w innych starszych państwach członkowskich? Odpowiem: nic specjalnego”.
Milanović wypowiedział się w tym wywiadzie również w kwestii polityki Warszawy i Budapesztu wobec imigrantów i stwierdził, że każdy kraj podchodzi do tej sprawy zgodnie z interesami elektoratu partii rządzącej.
Partie w tych krajach mają elektorat, który nie chce migrantów, boją się ich i dlatego tak się zachowywali. Nie lubię tego, ale karanie ich za to nie ma sensu”.
Milanović dodał również, że sankcje na te kraje należy nałożyć tylko w przypadku, jeśli na Węgrach i w Polsce wydarzy sie coś całkowicie autokratycznego.
Musimy wiedzieć, że Węgry i Polska to nie to samo. Polska jest czterokrotnie większym krajem z rozwiniętą opozycją i silnym społeczeństwem obywatelskim. Węgry trochę śpią”.
Po tym, jak dziennikarka zaczęła powtarzać frazy o „zagrożonej demokracji”, Milanović powiedział:
To musi zostać udowodnione. Powiedziałem już, że nie jestem sympatykiem rządów tych krajów. Ale jest całkiem jasne, że muszą one uważać, żeby biurokraci z Brukseli nie decydowali za nich o wszystkich kwestiach. Nawet o tym, co mają włożyć do zimowych przetworów. A tego właśnie biurokraci z Brukseli chcą”.
Milanović dodał również, że świadomie użył metafory z przetworami, ponieważ „dobrze zna tych ludzi“.
Kiedy dziennikarka wspomniała o decyzji Trybunału Konstytucyjnego o zakazie aborcji eugenicznej, mówiąc, że mamy tu do czynienia ze „zniesieniem praw”, ponownie spotkała się z ostrą odpowiedzią prezydenta.
Jakie zniesienie praw? Zna Pani moje stanowisko w sprawie aborcji. Niedawno odbyło się w Irlandii referendum, które zmieniło ich rygorystyczne prawo w tej kwestii. Obowiązywało ono wtedy, gdy Irlandia wstępowała do Unii. Gdyby to było kryterium przystąpienia do wspólnoty, ten kraj nigdy by do niej nie przystąpił. Rozumie Pani? Musimy mieć jasne kryteria. Nie możemy niektórych ukarać, a niektórych nie. Mogę powiedzieć Polakom i Węgrom, że się z nimi nie zgadzam, ale nie mogę ich ukarać”.
Prezydent zakończył rozmowę na ten temat wnioskiem o kompromisie w na temat porozumienia osiągniętego na szczycie Rady Europejskiej w Brukseli.
Widziała Pani, co się w końcu wydarzyło? Nic. Polacy i Węgrzy nadal mogą robić, co chcą”.
Jego wypowiedzi prawdopodobnie odbiją się wielkim echem w chorwackiej i europejskiej opinii publicznej, ponieważ jest on pierwszym chorwackim urzędnikiem, który wyraźnie stanął po stronie Warszawy i Budapesztu. Co ciekawe, jest socjaldemokratą, który jest bardzo krytyczny wobec Inicjatywy Trójmorza i który jako premier w latach 2011-2016 miał bardzo napięte stosunki z Viktorem Orbanem.
Nie ma wątpliwości, że jego wypowiedzi są głęboko demokratyczne. Milanović dobrze wyjaśnił, że nie trzeba eliminować swoich dysydentów politycznych, ale szanować ich i akceptować. Wskazał także na podwójne standardy, z jakimi Bruksela traktuje rządy w Warszawie i Budapeszcie.
Milanović od dawna wypowiada się w bardzo interesujący sposób, ignorując polityczną poprawność. Kilka miesięcy temu zaatakował niektóre struktury postkomunistycznego układu w Chorwacji. Zaczął od lewicowych i feministycznych organizacji pozarządowych, mediów, przez „analityków” politycznych, uformowanych w czasie komunizmu, a dziś dających swojej ojczyźnie lekcje na temat demokracji, przez rzecznika praw obywatelskich, aż po swoje byłe ugrupowanie Socjaldemokratyczną Partię Chorwacji.
Źródło: Goran Andrijanić, wPolityce.pl