Kiedy tylko pojawia się w mediach informacja o możliwości przybycia do Polski kolejnych żołnierzy amerykańskich, natychmiast podnoszą się głosy różnych homo sovieticusów, którzy uważają, że jest to dowód ograniczenia naszej suwerenności, podobnie jak było przez półwiecze stacjonowania na polskich ziemiach Armii Czerwonej.
Dla sierot po PRL o mentalności niewolników i o mózgach przeżartych komunistyczną propagandą nie ma żadnej różnicy pomiędzy Układem Warszawskim a Paktem Północnoatlantyckim poza tą, że za pierwszym tęsknią, a drugiego szczerze nienawidzą. Trudno więc od nich wymagać zrozumienia, że dobrowolne wchodzenie niepodległego państwa w sojusze wojskowe jest czymś zgoła innym od bycia siłą zniewolonym przez obce mocarstwo.
Na szczęście ich głosy coraz rzadziej przebijają się w debacie publicznej, co dobrze świadczy o dojrzałości naszego społeczeństwa. Mają jednak także dobra stronę: dzięki nim dokładnie witać kto jest za wolną Polską, a kto chciałby jej dalszej pełnej podległości Kremlowi.
Jerzy Bukowski*
*Filozof, autor „Zarysu filozofii spotkania”, piłsudczyk, harcerz, publicysta, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego w Krakowie, były reprezentant prasowy śp. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego w Kraju