Odetchnęliśmy i to w podwójnym znaczeniu tego słowa. Nie trzeba już bowiem nosić maseczek w otwartej przestrzeni, nadal mamy jednak obowiązek zakładać je w sklepach, w pojazdach komunikacji publicznej oraz w wielu innych miejscach, gdzie ludzie spotykają się w bliskim kontakcie ze sobą.
Krakowianie są bardzo zdyscyplinowani w tej materii. Z moich obserwacji wynika, że wszyscy – z naprawdę nielicznymi wyjątkami – posłusznie zakrywają nimi usta i nosy tam, gdzie jest to nakazane. Ale zaraz po wyjściu z tramwaju, ze sklepu, czy z apteki z wyraźną ulgą zdejmują je, by po pewnym czasie ponownie nałożyć.
Problem w tym, że większość z nas używa maseczek wielokrotnego użytku, które wkładamy do kieszeni, torebki, czy torby, a następnie wyciągamy je i znowu zakładamy. Taką operację powtarzamy kilka razy dziennie, co powoduje że na mającej chronić przed koronawirusem maseczce może się on znaleźć przeniesiony za pośrednictwem rąk, którymi w międzyczasie dotykamy wiele przedmiotów.
Dziwię się, że w momencie poluźnienia przepisów dotyczących walki z pandemią nie została podana wyraźna instrukcja, wedle której wychodząc z domu powinniśmy mieć przy sobie pewną ilość maseczek jednorazowego użytku wyrzucanych tuż po ich zdjęciu. Wiąże się to oczywiście z pewnymi kosztami, ale tylko wtedy ma sens.
Jerzy Bukowski*
*Filozof, autor „Zarysu filozofii spotkania”, piłsudczyk, harcerz, publicysta, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego w Krakowie, były reprezentant prasowy śp. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego w Kraju