BON TURYSTYCZNY – nadzieja czy miraż?

Zastępca Naczelnego

Fot. za ZChR

Z dużą nadzieją najbardziej dotknięta przez COVID19 branża turystyczna czeka na uruchomienie anonsowanego ponad miesiąc temu bonu turystycznego. Konkretne założenia tego cennego programu pojawiły się w mediach – czekając na finalne przepisy trudno jednak nie uznać, iż mamy na razie projekt według którego z powodu terminu ważności bonu zakładanego aż na 2 lata pomoc może przyjść za późno – podczas gdy branża potrzebuje gości już teraz – w szczególności przez najbliższy rok (za 2 lata turyści mogą bowiem nie mieć już gdzie zrealizować tych wspaniałych bonów…).

Drugą, nie mniej istotną wadą proponowanego rozwiązania jest uwzględnienie w programie wyłącznie pracowników na umowach o pracę – wyłączając w ten sposób wszystkich płacących podatki przedsiębiorców działających na własny rachunek lub świadczących usługi na podstawie umów cywilnoprawnych.


To kolejny projekt dzielący w założeniach Polaków na lepszych i gorszych, a finansowany przecież ma być z podatków płaconych przez nas wszystkich. O ile można dyskutować o wartości wsparcia uzależniając je od poziomu dochodów osobistych, to całkowicie nie jest zrozumiałe odmawianie prawa do wspierania możliwości wypoczynku w kraju osobom nie pracującym na umowach o pracę lub zarabiających powyżej średniej krajowej.

Pozostaje liczyć na zmianę założeń – wydaje się, iż jednym sprawiedliwym społecznie rozwiązaniem jest uzależnienie wartości bonu od poziomu dochodów osobistych niezależnie czy pochodzą z umowy o pracę, zlecenia czy prowadzenia działalności gospodarczej – o ile dochody – a co za tym idzie płacone podatki od dochodów osobistych przekraczają wartość, np. minimalnego wynagrodzenia – co nie wyklucza ograniczenia wartości bonu dla osób zarabiających powyżej średniej krajowej, np. proporcjonalnie do przekroczenia tego progu.

Osobnym tematem do regulacji jest jednoznaczne określenie wpływu na dochody i składki ZUS – tak, aby bon nie był traktowany jako dochód, czyli aby nie podlegał sumowaniu z dochodami oraz nie podlegał tak naliczony dochód do wliczenia do podstawy naliczenia składek ZUS – bowiem w ten sposób jego realna wartość będzie znacząco niższa od nominalnej na wskutek dodatkowych obciążeń (państwo da – ale potem sobie odbierze?…)

Jest zrozumiałe, że budżet państwa może nie być w stanie sfinansować kwoty 1000 zł dla każdej osoby pracującej w Polsce. Jednak zdecydowanie lepiej jest dostosować wartość bonu do zdolności finansowej państwa niż tworzyć program pogłębiający podziały Polaków oraz podnoszący koszty pracy dla całej rzeszy przedsiębiorstw, których już teraz na wskutek podnoszenia płacy minimalnej zwiększone obciążenia są olbrzymim ciężarem.

Pozostaje zatem liczyć na szybką korektę założeń. Jeśli budżetu nie stać, to może zaoferować nie po 1000 a po 500 złotych – ale każdemu płacącemu podatki i do realizacji w przeciągu roku, a nie dwóch.

Pomysł uruchomienia programu jest bardzo dobry i potrzebny – bon turystyczny może wesprzeć branżę, a co za tym idzie obronić miejsc pracy w turystyce. Jest tez idealnym narzędziem do pokazania jakim pięknym krajem jest Polska. Tak, aby nikt nie mówił:
cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie …

Liczę na rozsądne zmiany w założeniach tego cennego projektu i jego pilne uruchomienie.

Ryszard Skotniczny *

* Pełnomocnik Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin na Podkarpaciu


13.05.2020

Komentarze są zamknięte