W tej kadencji parlamentu najbardziej wyraziste powinny być te dwie formacje polityczne. Każda z nich składa się z ludzi należących do różnych partii, co utrudnia wypracowanie wspólnych stanowisk w wielu kwestiach, ale jedno jest pewne: zajęły miejsca po przeciwnych stronach sceny politycznej i dlatego mogą walczyć tak ze sobą nawzajem, jak z pozostałymi ugrupowaniami, które można określić zbiorczym mianem centrum.
Dziennikarze i publicyści mają prawo oczekiwać tak od Lewicy, jak od Konfederacji zdecydowanych wystąpień i efektownych polemik, ponieważ jest w nich sporo niezłych mówców. Powinno więc między nimi iskrzyć, nawet jeżeli nie będą mieli szans przełożenia erystycznych sztuczek na przyjęte przez parlament ustawy. Dla publiczności liczy się jednak głównie tzw. nawalanka, a mniej meritum.
Na razie sporą przewagę ma Lewica. To sejmowe i medialne występy jej przedstawicieli wzbudzają większe zainteresowanie opinii publicznej. Bez względu na to, jak są one absurdalne i wrogie polskiej racji stanu, przyciągają uwagę. Konfederacja pozostała w blokach startowych upajając się samym faktem obecności w parlamencie, która nie była przecież sondażowo tak pewna, jak w przypadku Lewicy.
Być może sprawdzi się powiedzenie „pierwsze koty za płoty”, ale jeżeli prawicowcy nie wymyślą wspólnego pomysłu na siebie, lewicowcy nie oddadzą im inicjatywy.
Jerzy Bukowski*
*Filozof, autor „Zarysu filozofii spotkania”, piłsudczyk, harcerz, publicysta, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego w Krakowie, były reprezentant prasowy śp. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego w Kraju