Takie hasło gromko rozbrzmiewa po premierze filmu braci Sekielskich pt. „Tylko nie mów nikomu” w środowiskach, które mienią się być obrońcami Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce.
Dla nich każda okazja do generalnego zaatakowania Kościoła za grzechy jego niektórych kapłanów przy jednoczesnym głoszeniu swojej miłości do chrześcijaństwa jest dobra, trudno więc aby nie skorzystali z tak spektakularnej. Ich nowym idolem stał się teraz arcybiskup Charles Scicluna, który ma przyjechać do Polski w celu sprawdzenia doniesień o przypadkach pedofilii części duchownych ujawnionych m.in. w przywołanym wyżej filmie. Z misją wysłannika papieża Franciszka, po którego raporcie o skali przestępstw seksualnych chilijskich duchownych wobec nieletnich został rozwiązany tamtejszy Episkopat, samozwańczy obrońcy Kościoła w Polsce wiążą ogromne nadzieje.
Kiedy czytam i słucham tych ludzi, ogarnia mnie na przemian pusty śmiech i złość. Zdaję sobie bowiem sprawę, że mamy do czynienia ze współczesnymi faryzeuszami, którzy tak naprawdę byliby szczęśliwi, gdyby Polska raz na zawsze oderwała się od chrześcijańskich korzeni i gremialnie wkroczyła na drogę politycznego słuszniactwa (political correctness), dla którego wyznawanie jakiejkolwiek religii jest dowodem obskurantyzmu i głupoty.
Ich głoszona publicznie obłudna troska o Kościół jest cynicznym kłamstwem, które dobrze sprzedaje się na europejskich salonach, ale nigdy nie będzie zaakceptowane przez naród od wieków wiążący swoją tożsamość z wiernością chrześcijańskiemu systemowi wartości. Wkrótce się o tym przekonają.
Jerzy Bukowski*
*Filozof, autor „Zarysu filozofii spotkania”, piłsudczyk, harcerz, publicysta, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego w Krakowie, były reprezentant prasowy śp. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego w Kraju