Zygmunt Miernik, inicjator słynnego „tortowego protestu” w sprawie bezkarności komunistycznego dygnitarza, szefa MSW PRL Czesława Kiszczaka, ma nowe problemy! Czy jest „wrogiem nr 1” dla niektórych przedstawicieli sądownictwa?
W ubiegłym roku złożył zawiadomienie z podejrzeniem popełnienia przestępstwa przez byłą I Prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzatę Gersdorf, które miało polegać na publicznym straszeniu uczestników ówczesnego protestu pod gmachem Sądu na warszawskim placu Krasińskich tym, że posługując się własnym samochodem ten protest „rozjedzie, wyjedzie i fruu”. Sam obywatelski protest pod gmachem na placu Krasińskich prof. Gersdorf określiła jako „śmietnik”. Według Zygmunta Miernika to było oczywiste pokłosie również nagłośnienia kwestii stosowania w salach Sądu Najwyższego zamiast Godła Państwowego … makabrycznych, nieestetycznych zielonych stylizacji mających niby przedstawiać jakiegoś orła. Zażalenie Zygmunta Miernika i Pawła Zduna na postanowienie o umorzeniu śledztwa w sprawie powyższych gróźb prof. Małgorzaty Gersdorf zostało jednak uchylone w dniu 12 lipca br. przez SSR Łukasza Gryglewicza z Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia (sygn. akt III Kp 936/18), który nakazał dalsze badanie sprawy.
Warszawska prokuratura okręgowa nie chciała prowadzić żadnych postępowań w tych sprawach. Po licznych moich telefonach i pytaniach o to, co dzieje się w sprawach zostałem poinformowany przez „tajemniczą osobę”, że najpierw „ja będę w szpitalu psychiatrycznym niż wezwie panią Gersdorf na przesłuchanie”. Wielokrotnie byłem zaczepiany przez nieznane mi osoby, które udzielały mi „dobrych rad”, „żebym sobie usiadł na tyłku, a najlepiej gdy się odczepię od Słomki … to są mi gotowe załatwić rentę rządową. W przeciwnym razie to nie wyjadę z kryminału przez wiele lat”. 31 marca mieliśmy jako weterani odpiłować czerwoną gwiazdę z radzieckiego obelisku w Dąbrowie Górniczej przy Alei Piłsudskiego. Dostałem zgodę na pikietę i żaby ją rozbić, zostałem zatrzymany i umieszczony bez żadnych – wówczas – na to dokumentów w Zakładzie Karnym w Wojkowicach. Przez dziewięć dni – mimo prowadzonej głodówki – nie poinformowano mnie za co tam jestem, a przez tydzień nie dopuszczano mnie do telefonu. W dziewiątym dniu okazało się, ze to kara z postanowienia SSR Joanny Dryll, czyli za naruszenie powagi sądu, który chronił Kiszczaka. Uważam, że gdy w marcu-kwietniu przebywałem w więzieniu w Wojkowicach, w celi jednoosobowej i monitorowanej, gdzie prowadziłem zresztą głodówkę, komuś z „nadzwyczajnej kasty” zaświtał pomysł, aby prowadzić przeciwko mnie kolejne postępowanie karne. Zatem jestem podejrzany o unieważnienie funkcjonariusza Służby Więziennej”
– tłumaczy NGO weteran.
Zygmunt Miernik zwraca się z gorącym apelem do przyzwoitych prawników z prośbą o udzielenie mu pomocy prawnej pro publico bono, aby próba kolejnego fałszywego jego oskarżenia nie skończyła się wyrokiem. Wygląda na to, że pan Zygmunt głęboko „zaszedł za skórę” niektórym przedstawicielom wymiaru sprawiedliwości, którzy chcą najwyraźniej tego chorego na cukrzycę weterana uciszyć i wsadzić do celi …
To dziecinne dręczenie. Jednak w toku mam kilkanaście spraw i nie jestem już fizycznie w stanie tego przypilnować. Liczę, że są jeszcze tacy przedstawiciele zawodów prawniczych, których szykanowanie za walkę o prawdę i sprawiedliwość interesuje. Wszystko o czym mówię służy dyskredytowaniu mnie i uniemożliwianiu prowadzenia działalności społecznej w walce o uczciwe sądy”
– kwituje Zygmunt Miernik.
Wszystkich zainteresowanych w udzieleniu pomocy Zygmuntowi Miernikowi zapraszamy do kontaktu telefonicznego z w/w pod numerem 505 770 567.
(słz), Niezależna Gazeta Obywatelska