„Wiceprezes Polskiego Związku Narciarskiego, dyrektor skoczni w Wiśle-Malince i szef komitetu organizacyjnego Pucharu Świata w tym mieście Andrzej W. Zrezygnował z pracy tydzień przed najważniejszą organizowaną przez siebie imprezą w karierze. Wytoczono mu proces o zbrodnię przeciwko narodowi polskiemu (…) W. trafił do narciarstwa tuż po zmianie ustrojowej. Najpierw został prezesem klubu z Wisły, a 20 lat temu zatrudnił się w PZN” – informował niedawno Przegląd Sportowy.
„Deutsche Welle” podało niedawno konkluzje raportu komisji naukowej, pt. „Die Akte Rosenburg”, ktora na zlecenie byłej minister sprawiedliwości RFN Sabiny Leuthaeuser-Schnarrenberger (FDP) badała przeszłość tego resortu. Jak wynika z raportu, odsetek byłych członków NSDAP w okresie od 1949/1950 do 1973 roku wynosił w przypadku kadry kierowniczej ponad 50%, a w niektórych departamentach ministerstwa okresowo nawet ponad 70%. Ponadto co piąty ze 107 prawników zajmujących kierownicze stanowiska w Federalnym Ministerstwie Sprawiedliwości należał kiedyś do SA, 16% pracowało niegdyś w ministerstwie sprawiedliwości Rzeszy. Kierujący pracami komisji historyków prawnik Christoph Safferling powiedział w rozmowie z „Sueddeutsche Zeitung”, że w szczytowym, 1957 r. aż 77% kierowniczych stanowisk w Federalnym Ministerstwie Sprawiedliwości obsadzonych było przez dawnych członkow NSDAP, od szefów referatów wzwyż. – Nikt nie spodziewał się, że ten odsetek był aż tak wysoki – zaznaczył Safferling. Można bez wahania stwierdzić, że Federalne Ministerstwo Sprawiedliwości było najbardziej obciążone personalnie nazistowską przeszłością ze wszystkich bońskich ministerstw. Niektore z resortów już dokonały rozprawy ze swoją przeszłością, inne dopiero są w trakcie tego procesu.
O tysiącach „szczerych komunistów” w rozmaitych instytucjach III RP, ministerstwach, sądach, prokuraturach, policji, aparacie skarbowym itd., itp. wielu dawno mówiło wprost. Skoro rozprawa z nazistami w niemieckim resorcie sprawiedliwości trwała blisko 30 lat, to czy rozprawa w Polsce ze zbrodniarzami komunistycznymi już się dokonała, czy dopiero zaczyna? Poza wymienionymi przestrzeniami funkcjonowania państwa istnieje przecież jeszcze m.in. kadra naukowa i właśnie… sport!
Nie było innego wyboru?
Mariusz Baczyński i Janusz Schwertner opublikowali na łamach Onet.pl swoj kolejny swoisty manifest ideologiczny, pt. Przerwana legenda. Materiał dotyczy „legendy” Wisły Krakow Leszka Snopkowskiego i krytyki zapisów ustawy, która ograniczyła pobory emerytalne i rentowe „utrwalaczom władzy ludowej”. – Słynny piłkarz po śmierci padł ofiarą ustawy dezubekizacyjnej, choć z ubecją nie łączyło go nic – grzmi tandem red. Baczyńskiego i red. Schwertnera. Dziennikarze Onet.pl przytaczają następujące opinie na temat tego piłkarza „Białej Gwiazdy”: „Kandydat pochodzenia drobnomieszczańskiego, bezpartyjny, do organizacji żadnej nie należał ani nie należy, jak i cała jego rodzina, do chwili obecnej na utrzymaniu rodziców, kończy Wydział Prawa przy UJ. Kandydat politycznie mało wyrobiony, wierzący, interesuje go raczej sport, gdyż jest w sekcji piłkarskiej. Uważam, że do pracy w Urzędzie BP (Bezpieczeństwa Publicznego – red.) się kwalifikuje, ale do aparatu nieoperacyjnego” – tak opisał go jeden z referentów z Wydziału Personalnego WUBP Kraków. (…) Tym sposobem Snopkowski został zatrudniony w Kwatermistrzostwie WUBP. Trzy lata 1951–54, które spędził na tym stanowisku, zaważyły na tym, że dziś uznano go za ubeka. (…) W 1961 roku zakończył karierę. Jego dorobek był imponujący – łącznie 500 meczów rozegranych w barwach „Białej Gwiazdy”, dwa mistrzostwa Polski, jedno mistrzostwo ligi i dziewięć sezonów w roli kapitana drużyny. Po zawieszeniu butów na kołku musiał służyć dalej w milicji, do której przeniesiono go po trzech latach pracy w kwatermistrzostwie. Miał już wtedy stopień starszego oficera i pracował w Wydziale Dochodzeniowym Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. Zajmował się tam głównie przestępczością gospodarczą. W 1972 roku został nawet naczelnikiem całego wydziału. W archiwach IPN odszukujemy opinię, jaką w 1974 roku wystawił mu komendant MO w Krakowie: „Kieruje wydziałem, który w ostatnich latach uzyskał szereg interesujących wyników w dziedzinie zwalczania poważnej przestępczości gospodarczej. Umiejętnie organizowana praca śledcza oraz właściwy nad nią nadzór spowodowały, że wiele spraw, jak choćby nadużycia przy skupie koni, sprzedajność inspektoratów PiH-u, przemyt rtęci, nadużycia w Rzemieślniczej Spółdzielni Zaopatrzenia i Zbytu Krakus – zostały szeroko rozwinięte, zarówno pod względem przedmiotowym, jak i podmiotowym”.
Tymczasem Snopkowski – raczej świadomie – dokonał wyboru swojej drogi życiowej. Podobnie do wyboru dokonanego przez przedwojennego napastnika reprezentacji Polski Ernesta Ottona Wilimowskiego. Ten piłkarz urodził się w Katowicach jako Ernst Otto Pradella. Przeszedł do historii mistrzostw świata jako strzelec czterech bramek w meczu Brazylia – Polska (6:5) podczas mistrzostw świata 1938 we Francji, dzięki czemu przez 56 lat był rekordzistą pod względem liczby strzelonych bramek w jednym meczu. Rekord Wilimowskiego pobił podczas mistrzostw świata w 1994 roku w Stanach Zjednoczonych Oleg Salenko. Jako pierwszy w historii ekstraklasy zdobył w jednym meczu siedem, osiem, dziewięć i dziesięć goli). Czterokrotny mistrz Polski (1934, 1935, 1936, 1938). Łącznie w karierze strzelił 1175 goli w oficjalnych i nieoficjalnych meczach. Ernest Wilimowski karierę piłkarską rozpoczął w niemieckim klubie 1.FC Kattowitz. Tym samym, który został reaktywowany w 2007 roku przez śląskich separatystów z Ruchu Autonomii Śląska… Po wybuchu II wojny światowej został wpisany na niemiecką listę narodowościową. W 1940 roku wyjechał w głąb III Rzeszy do Saksonii, prawie cała Polska zaś uznała go za zdrajcę narodu. W celu uniknięcia służby wojskowej w Wehrmachcie został policjantem i kontynuował karierę sportową w barwach III Rzeszy. Grał w klubach: Bismarckhutter SV (1939), 1.FC Kattowitz (1939–1940), PSV Chemnitz (1940– 1942 – Puchar Związku Rzeszy w 1941 roku), TSV 1860 Munchen (1942–1943), w barwach którego dnia 15 listopada 1942 roku na Stadionie Olimpijskim w Berlinie po zwycięstwie 2:0 z Schalke Gelsenkirchen (Wilimowski strzelił bramkę w 80. minucie na 1:0) w finale zdobył Puchar Niemiec 1942 (Tschammer- Pokal), a Wilimowski z 14 golami został królem strzelców tych rozgrywek oraz reprezentował barwy LSV Molders Krakau (1943), 1. FC Kattowitz (1944), Karlsruher FV (1944). W 1942 roku jego matka Paulina Wilimowska za romans z rosyjskim Żydem trafiła do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, do pracy u jednego z obozowych oficerów SS. Z pomocą przyszedł as lotnictwa myśliwskiego Luftwaffe, pułkownik Hermann Graf, twórca drużyny piłkarskiej Rote Jager (1943–1944). Dzięki jego interwencji została zwolniona z obozu. Wilimowski grał również w barwach reprezentacji III Rzeszy prowadzonej przez Seppa Herbergera, w której również imponował strzelecką skutecznością, gdyż w latach 1941– 1942 w 8 meczach zdobył 13 bramek. Po zakończeniu II wojny światowej Wilimowski za grę w reprezentacji III Rzeszy został wymazany z historii polskiej piłki. Grał w klubach: SG Kassel (1946), SG Merseburg (1946), SG Chemnitz-West (1946–1948), SG Babelsberg (1947 – 2 mecze), TSG Arolsen (1947 – 1 mecz), Hameln 07 (1947), TSV Detmold (1948), BC Augsburg (1948–49 – 6 meczów, 3 gole), francuski RC Strasbourg (1949 – 1 mecz), Offenburger FV (1949–1950 – był również grającym trenerem), FC Singen 04 (1950–1951 – 30 meczów, 16 goli), VfR Kaiserslautern (1951–1955 – 90 meczów, 70 goli) oraz Kehler FV, w którym w 1959 roku zakończył piłkarską karierę. Osiadł w Karlsruhe, gdzie pracował jako urzędnik. Jednak wykonywanie zawodu na pełnym etacie nie stanowiło przeszkody w amatorskiej grze w piłkę nożną oraz w pracy trenerskiej w klubach niższych klas rozgrywkowych. Nigdy już nie wrócił na Górny Śląsk, choć w 1995 roku była nawet szansa, żeby po latach przyjechał na Górny Śląsk na zaproszenie działaczy Ruchu Chorzów z okazji 75-lecia istnienia klubu. Jednak niepochlebne opinie (na kilka dni przed przyjazdem dziennikarz sportowy Bohdan Tomaszewski publicznie nazwał go zdrajcą i stwierdził, że nie powinien on przyjeżdżać do Polski) spowodowały rezygnację Wilimowskiego z przyjazdu. Ernest Wilimowski zmarł dnia 30 sierpnia 1997 roku w Karlsruhe w wieku 81 lat.
Konkludując. „Legenda” Wisły Kraków, Leszek Snopkowski, powinien brać pod uwagę, że kiedyś nadejdzie czas zwykłej sprawiedliwości. W wywiadzie dla WislaLive.pl „pokrzywdzony” płk MO L. Snopkowski ujawnił w lipcu 2012 roku swoje motywacje: Bycie piłkarzem pomagało w każdym razie w codziennej egzystencji, na przykład w znalezieniu lepszego zatrudnienia. W 1949 r. za mistrzostwo dostawało się kupon na jakieś materiały albo walizkę skórzaną robioną gdzieś na terenie zakładu karnego, bo wtedy Wisła była już w gwardyjskich szeregach. Były czasem drobne pieniądze, ale były tak małe, że można o tym zapomnieć. Mieliśmy jakieś przywileje, korzyści, ułatwienia przy zakupie różnych trudniej dostępnych artykułów. „Konsumy” na przykład to były przedsiębiorstwa przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych czy Milicji. Mogliśmy się tam zaopatrzyć w jakiś bardziej atrakcyjny towar. Na pytanie, czy musiał przyjąć legitymację milicyjną, „bohater” Onet.pl odparł: Nie, nie. Często było tak, nie tylko w Wiśle, że piłkarze byli zatrudnieni w milicyjnych oddziałach, w milicyjnych biurach, krótko mówiąc, byli na milicyjnych etatach.
Wybraliście, to ponoście konsekwencje!
Tu zatem spotyka się los Snopkowskiego i Wilimowskiego. Z tą różnicą, że ten drugi został wpisany na niemiecką listę narodowościową w czasie okupacji bez swojego udziału, a płk MO Leszek Snopkowski „odcinał kupony” z przynależności do Milicji Obywatelskiej z własnej woli. Skoro zatem Ernest Wilimowski podjął jakąś formę współpracy z III Rzeszą i to powoduje określoną opinię na jego temat… to dlaczego na coś lepszego miałby zasługiwać Leszek Snopkowski, który zatrudnił się w MO? Przecież te swoje „kupony”, które odcinał dzięki służbie dla komunistycznego reżimu, spowodowały, że pobierał znacznie wyższe niż miliony Polaków świadczenie emerytalne, a wcześniej wyższą pensję. Ofiary komunistów, również ludzie wyrzucani z pracy za to, że chcieli państwa wolnego albo nie chcieli kolaborować z komunistami, częstokroć nie uskładali sobie świadczeń wyższych niż najniższe. Mało tego, część działaczy opozycji czasów PRL otrzymuje miesięcznie marne świadczenie 400 zł w czasie, gdy po obniżce ich oprawcy żyją sobie spokojnie z poborów na poziomie 2 tys. złotych i tego, co dotychczas nazbierali z „odcinania kuponów”. Rząd „dobrej zmiany”, dzięki głosom posłów PiS, odrzucił ustawowe poprawki, w których proponowano, aby świadczenia społeczne, emerytury czy renty opozycjonistów z czasów PRL były chociaż na poziomie tych obniżonych funkcjonariuszom aparatu represji… Ci ostatni dawno dali radę nazbierać sobie fundusze na domy, dacze, kształcenie dzieci czy wnuków, a zatem ograniczenie ich świadczeń ma charakter jedynie symboliczny!
W sierpniu br. ten sam „tandem” Onet.pl opublikował tekst pt. Dezubekizacja. Ustawa splamiona krwią, w którym bez żadnej weryfikacji – wręcz wbrew przyzwoitości, moralności i etyce – red. Mariusz Baczyński i red. Janusz Schwertner przekonują – na bazie danych Federacji Stowarzyszeń Służb Mundurowych RP – swoich czytelników, że w efekcie ustawy tzw. dezubekizacyjnej nastąpiły przypadki… samobójstw. Ciekawsze byłoby, gdyby dziennikarze Onetu pochylili się nad przypadkami śmierci w biedzie ofiar „bohaterskich” esbeków czy funkcjonariuszy MO!
Od 1989 r. „splamione krwią” były jedynie pensje, renty, emerytury, jakie dzięki „grubej kresce” zaoferowano z budżetu, a więc też z podatków milionów podatników-opozycjonistów czasów PRL, komunistycznym oprawcom. Winnych zaprzeczeniu zapisowi art. 2 Konstytucji RP… jak zwykle nie ma!
Adam Słomka
Przewodniczący KPN-NIEZŁOMNI,
założyciel Centrum Ścigania Zbrodniarzy Komunistycznych i Faszystowskich,
poseł na Sejm RP I,II,III kadencji
***