Anita Włodarczyk w sporcie osiągnęła wszystko. Jest rekordzistką świata w rzucie młotem, ma siedem złotych medali: dwa olimpijskie, dwa mistrzostw globu, trzy Europy, siedem statuetek Złote Kolce i – jak powiedziała PAP – nadal ogromną motywację do trenowania.
Publikujemy fragmenty wywiadu udzielonego PAP
PAP: Każdy człowiek ma w życiu do zdobycia swój Mount Everest. Ale… Wyżej wejść już nie można, a pani jest na tym szczycie od ładnych paru lat i…
– … nie zamierzam jeszcze schodzić. Dobrze mi jest na tym wierzchołku. Zdobyłam wprawdzie wszystko, o czym marzy każdy sportowiec, może nawet ponad normę, ale nadal mam ogromną motywację do trenowania. Gdybym jej już nie miała, zakończyłabym zawodniczą karierę. Najważniejsze jest jednak zdrowie. Póki co ono jest, chęci do pracy także, więc chciałabym jeszcze pozostać na tym szczycie.
PAP: Wspinaczkę zaczęła pani w szkole podstawowej od zwycięstwa w mistrzostwach województwa leszczyńskiego w czwórboju lekkoatletycznym. Rok 2002 to debiut w rzucie młotem. Siedem lat później w Berlinie zostaje pani mistrzynią i rekordzistką świata dzięki… jajkom. W mediach można było przeczytać: „Przed konkursem lubi zjeść jajka na twardo. Zazwyczaj kończy się na czterech, ale przed finałem skusiła się na jeszcze jedno. To piąte jajko mi pomogło i przyczyniło się do rekordu świata”.
– I niech tak zostanie. Chociaż jadałam je od dziecka, to jednak dzięki mediom w 2009 roku moja przygoda z jajkami została bardziej nagłośniona. Ale nie są one czymś nadzwyczajnym w moim menu. Na pierwszym miejscu jest niezmiennie schabowy, na drugim stek średnio wypieczony, a na trzecim kotlet devolay.
PAP: Najważniejsza impreza roku 2017?
– Mistrzostwa świata w Londynie. Finał konkursu rzutu młotem jest 7 sierpnia, w przededniu moich urodzin. Chciałabym sobie sprawić złoty prezent…
PAP: W 2012 roku nad Tamizą w olimpijskim konkursie była pani druga, za Rosjanką Tatianą Łysenko, która niedawno została pozbawiona złotego medalu igrzysk.
– Czułam, w zasadzie byłam przekonana, że jej zwycięstwo nie było „czyste”. Tatiana dwa miesiące przed olimpiadą ogłosiła, że jest kontuzjowana i gdzieś zniknęła. Można się było domyślać, co w tym czasie robiła. Ale na wszystkie nieprawidłowości trzeba mieć dowody. W maju tego roku pojawiły się informacje o stosowaniu przez Rosjankę niedozwolonych środków, co niedawno zostało oficjalnie potwierdzone.
PAP: Złoty medal jest już w drodze do pani?
– Nie jestem taka pewna, czy Tatiana go zwróci. Może stwierdzi, że gdzieś się zawieruszył… Czy będzie wykonany duplikat? Nie wiem. Ale wiem, że mnie okradła. Nie dostanę już tego, co mogłam mieć.
Źródło: Janusz Kalinowski, Codzienny Serwis Informacyjny PAP
wk/Kurier PAP