Strach przed wolnością, jaki ogarnia polskiego obywatela jest poniekąd normalny, więzień wypuszczony na wolność też czuje się zagubiony, pragnie wrócić do bezpiecznej celi zapewniającej podstawową opiekę oraz poczucie równość względem innych towarzyszy niedoli.
Protesty wobec CETA są jednym z dowodów, że Polacy nie odrobili lekcji z najnowszej historii gospodarczej w ramach, której mogli się przekonać jak deregulacyjna ustawa ministra przemysłu Mieczysława Wilczka z początku 1989 odmieniła ich życie. Wszędzie na świecie przedsiębiorczość i dobrobyt rozkwita, gdy tylko pojawi się środowisko wolne od administracyjnych regulacji i barier. Dzieje się tak w myśl zasady, że to nie urzędnicy, lecz produkujący podatki właściciele kapitału i konsumenci wiedzą lepiej, co jest dla nich korzystne.
Tak jak w przypadku CETA, tak i na co dzień można obserwować efekt żenującej edukacji ekonomicznej naszego społeczeństwa w systemie oświaty PL. Ciemnogrodem łatwiej manipulować i rządzić. Może o to chodzi, o łatwy rząd dusz i ciał, kolejnym wodzom polskich korporacji politycznych w szczególności tym, które podnoszą lament, gdy rośnie w siłę wolność i konkurencja korporacji przedsiębiorców.
Rok temu 12 krajów Ameryki i Azji podpisało umowę Partnerstwa Transpacyficznego (TTP). Dla izolacjonistów – przeciwników wolnego handlu transatlantyckiego to zapewne żaden argument i to pomimo postępującego spadku udziału i pozycji w światowej gospodarce obrastającej tłuszczem biurokracji, Europy.
W Ameryce Północnej koszt robocizny jest dużo wyższy niż w Polsce, w Meksyku jest porównywalny, to daje Polsce na starcie przewagę konkurencyjną w wymianie handlowej z tym obszarem. CETA oraz TTiP znosi szereg barier i biurokracji, co powinno wyraźnie zdynamizować naszą wymianę gospodarczą z tymi krajami z korzyścią dla Polski, podobnie jak to się stało po podpisaniu równie obszernej umowy akcesyjnej z UE.
W USA wolność jest czymś, co obywatele wchłaniają w krew jeszcze przez pępowinę matki. W takim stanie świadomości amerykanie tylko w skrajnych przypadkach godzą się na administracyjne ograniczanie swobód gospodarczych a umowy deregulacyjne podpisują z kim się tylko da. Wolna gospodarka USA nie boi się konkurencji tanich rynków, ponieważ szybko się adaptuje do nowych warunków i per saldo zawsze z korzyścią. Zmiany to przecież podstawa rozwoju, zmuszają do wysiłku zapobiegają stagnacji i pasywności.
Polskie społeczeństwo, mocno obciążone mentalnością homosovietikusa, podatne jest na spiskowe teorie, ksenofobie i strach przed własnym cieniem. Winnych naszych rzeczywistych i domniemanych porażek powszechnie poszukujemy poza granicami kraju, pośród różnych międzynarodowych organizacji. Ostatnio popularnym winowajcom są zagraniczne korporacje, których usługi i produkty kochamy kupować . Hipokrytom nie przeszkadza wsparcie jakiego przy kasach udzielają znienawidzonym zagranicznym korporacjom nawet, jeżeli mają do wyboru nie koniecznie nieco gorszy, lub droższy polski produkt. Jak rzadko która europejska nacja, lubimy też dla tych zagranicznych korporacji pracować, czasem nawet tak bardzo, że emigrujemy do mateczników zła.
Podobny do CETA lament protestu przelewał się przez Polskę, gdy wstępowała do UE, mającej nas wykupić, wykorzystać i oczywiście zniszczyć nasze rolnictwo. Tymczasem rozwijamy się całkiem dobrze a po okresie dominacji importu zaczynam systematycznie zwiększać przewagę eksportu. W branży rolno-spożywczej nadwyżka wymiany handlowej nieustannie rosnąca od 2003 roku, przekroczyła w 2015 już 6 mld USD. Zainwestowany w PL kapitał zagraniczny to nie tylko miejsca pracy w nowoczesnych zakładach, ale i bezcenna lekcja technologii oraz kompetencji w zarządzaniu lokalnym i międzynarodowym biznesem. Małymi kroczkami naumiani rodacy z uciułanym kapitałem coraz odważniej zdobywają zagraniczne rynki nie tylko produktami PL, ale i inwestycjami PL. Kto woli bariery handlowe i ręczne sterowanie gospodarką niech porówna swój standard życia z izolowaną Białorusią, Ukrainą, Rosją albo i Koreą Pn.
Wsłuchując się w wypowiedzi przeciwników umów CETA i TTiP zaskakuje mnie irracjonalność idąca w populizm. Brak logiki w kwestiach gospodarczych potrafię zrozumieć z powodu zaniechań oświaty, ale jak można histeryzować wizją zalania Polski rzekomo szkodliwą żywnością GMO z tamtego obszaru. Kto da wiarę, że te świadome i rozwinięte społeczeństwa o wysokich standardach ekologii godzą się na samo zatruwanie, lub w to, że z powodu konsumpcji GMO będą żyć krócej i chorować więcej? Jak można straszyć GMO kanadyjskim skoro niemal w każdym produkcie spożywczym mamy GMO polskie z polskich i importowanych krzyżówek roślin oraz zwierząt? Modyfikacje genowe to podstawa ewolucji, której człowiek jest i owocem i uczestnikiem. Straszenie GMO to odwracanie uwagi od realnego zagrożenia zagęszczaniem chemii w środowisku i żywności poprzez: nawozy, środki ochrony, pasze, konserwanty i ulepszacze.
Arbitraż to kolejny absurdalny straszak przecież on, podobnie jak sądy krajowe i międzynarodowe, funkcjonuje od dawna, wystarczy sobie przypomnieć przegrany w 2005 roku spór rządu PL z korporacją Eureko. To przecież Polacy najczęściej w Europie korzystają z dobrodziejstwa międzynarodowego arbitrażu w poczuciu krzywdy, jaką wyrządzają im polscy urzędnicy oraz z powodu opieszałości, lub braku sprawiedliwości w polskich sądach. Czemu odmawiamy tego prawa przedsiębiorcom zagranicznym, których może spotkać podobna krzywda ze strony polskiej administracji? Tej administracji, którą nasze państwo kształtowane naszymi wyborami obdarza przywilejem braku odpowiedzialności za krzywdzące i szkodliwe decyzje. Zamiast bronić polskich urzędników przed międzynarodowym arbitrażem obrońmy się sami, żądajmy wprowadzenia funkcjonalnego system personalnej odpowiedzialności za krzywdzące decyzje administracyjne. Może wtedy urzędy przestaną pełnić funkcję partyjnych masarni a nam petentom zaczną się kojarzyć bardziej z pomocą niż represją.
Andrzej Wianecki
Panie Andrzeju. mógłby Pan wyjaśnić prostemu robolowi za jakiego się uważam w jaki sposób w „procesie ewolucji” geny zwierząt łączą się z genami roślin. Np taki pomidor z genami ryby. Jak rozumiem pomidor wkłada się do jakiegoś pojemnika z rybą i tam dochodzi do zapłodnienia pomidora. W procesie naturalnym taki pomidor wpada sam do wody.
A. Wianecki, jak zwykle, gdy zabiera glos w sprawach ekonomocznych, zyje w swiecie idei pozbawionych realizmu politycznego, ktory w realnej walce o rynki nie jest tym „wolnym rynkiem” ze swiata iluzji A. Wianeckiego. Glos „robola” zamieszczony powyzej obnaza doskonale „intelektualne” manipulacje A.Wianeckiego.