Lex Nostra: jak sędziowie na przekór ministrom kolegę obronili

Niezależna Gazeta Obywatelska

temida [trybunalscy.pl]Uwagę mediów i społeczeństwa rozpaliła niedawno „afera madrycka”, która nie tyle okazała się być skandalicznym „wybrykiem” kilku posłów, ile pozwoliła, by światło dzienne ujrzały kolejne niedopuszczalne w państwie prawa praktyki. Praktyki, dzięki którym politycy beztrosko mogli marnotrawić nasze pieniądze. Jednak ta sprawa, to tylko wierzchołek góry lodowej.


Wszyscy wiemy, że – czy tego chcemy, czy nie – są na świecie „równi” i „równiejsi”. W polskiej armii także dzieją się „cuda” i nie jest to dla nikogo żadną tajemnicą. Sprawa aktualnego Wiceprzewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa, o której pisaliśmy pod koniec października w serwisie naszej Fundacji, pokazuje, że są w kraju osoby, które nawet dla władz pozostają nietykalne oraz instytucje, które same – wyjątkowo skutecznie – stawiają się ponad prawem.

Sikorski, Hofman i inni
Nie ma nic specjalnie dziwnego w tym, że politycy odbywają częste podróże – także zagraniczne. To, bez wątpienia, jest integralnym składnikiem zawodu przez nich wykonywanego. Kiedy posłowie PiS Adam Hofman, Mariusz A. Kamiński i Adam Rogacki wybrali się służbowo do Hiszpanii, prawdopodobnie nie wzbudziłoby to niczyich podejrzeń, gdyby nie incydent z udziałem ich żon na pokładzie samolotu. „Nieparlamentarne” zachowanie pań przyczyniło się do ujawnienia jednej z poważniejszych afer ostatnich czasów. Okazało się, że choć politycy mieli brać udział w spotkaniach Rady Europy, to Kamiński pojawił się tam tylko raz (30 października, tylko na chwilę), a pozostali posłowie wprawdzie trzykrotnie, ale za to za każdym razem późnym popołudniem – tylko po to, by złożyć podpis. Przede wszystkim jednak światło dzienne ujrzały zadziwiające fakty dotyczące samej podróży: politycy mieli wybrać się do Madrytu samochodami i pobrali na ten cel stosowne zaliczki na poczet diet. Ale polecieli razem samolotem taniej linii lotniczej, dzięki czemu zaoszczędzili w sumie kilkanaście tysięcy złotych.

Wziąwszy pod uwagę, że te pieniądze pochodzą z budżetu, czyli z płaconych przez nas wszystkich podatków (a więc bezpośrednio z naszych kieszeni), nie trudno się dziwić społecznemu oburzeniu. „Wycieczka” posłów sprawiła, że media i niektórzy bardziej dociekliwi politycy zaczęli dokładniej przyglądać się temu, w jaki sposób funkcjonuje system opłacania służbowych podróży posłów. Odkrycia okazały się wręcz szokujące. Prywatne wyjazdy, niepotrzebne do niczego zagraniczne wycieczki, obecność posłów w kilku miejscach jednocześnie – co wynika z dokumentów, gigantyczne kilometrówki i całe mnóstwo potężnych nadużyć… Pokłosia afery nie milkną i wygląda na to, że jeszcze długo będziemy odkrywać coraz to nowe, skandaliczne wydarzenia.

Sprawa dotknęła nawet Radosława Sikorskiego, byłego Ministra Spraw Zagranicznych i obecnego Marszałka Sejmu, który początkowo dość ostro skrytykował postępowanie bohaterów „afery madryckiej”, a nawet doprowadził do ujawnienia rozliczeń poselskich podróży służbowych. Jeszcze przed wybuchem tego skandalu – na początku roku – do prokuratury wpłynęły trzy zawiadomienia przeciwko Sikorskiemu. Dwa dotyczyły rozliczania przez niego ryczałtów na przejazdy prywatnym samochodem do celów służbowych, jeden – urodzin wyprawionych w należącym do Ministerstwa Obrony Narodowej pałacyku. 31 marca Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście odmówiła wszczęcia śledztwa i sprawa na jakiś czas przycichła. Na fali „madryckiej” temat jednak powrócił na łamy mediów.

15 grudnia Prokurator Generalny Andrzej Seremet poinformował, że „decyzja o odmowie śledztwa w sprawie rozliczeń poselskich Radosława Sikorskiego za tzw. kilometrówkę jest przedwczesna” i należy w tej sprawie podjąć postępowanie. Decyzję Seremeta tego samego dnia przekazano Prokuraturze Okręgowej w Warszawie.

Jak to wszystko się skończy? Jeszcze nie wiemy, ale – w taki czy inny sposób – Marszałek się „nie wywinie”, o ile oczywiście jego wina zostanie potwierdzona. Biorąc pod uwagę społeczne oburzenie i fakty ujawnione w ramach „afery madryckiej” zgody na takie marnotrawienie publicznych (czyli naszych) pieniędzy być nie może.

Tu jednak potwierdza się „ludowa prawda” przytoczona na początku niniejszego tekstu: że są „równi” i „równiejsi” – tacy, jak Wiceprzewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa.

Sędziego podróże małe i duże
Samochód służbowy z natury rzeczy przeznaczony jest do realizacji zadań służbowych. Swego czasu Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie posiadał dwa takie auta: Opla i Fiata. Dysponował nimi piastujący stanowisko Prezesa tego sądu pułkownik Piotr Raczkowski. Zasady użytkowania pojazdów służbowych są jasne i chociaż wiele firm „po cichu” zgadza się na korzystanie z nich przez pracowników w celach prywatnych, to jeszcze w roku 2000 Ministerstwo Obrony Narodowej wydało decyzję jednoznacznie określającą reguły. Pomijając inne ustalenia, MON kategorycznie nakazał wykorzystywać służbowe auta wyłącznie do służbowych celów.

Prezes Raczkowski jednak Oplem i Fiatem pojeździł sobie całkiem solidnie pomimo określonych przez MON zasad. Jeździł – nie tylko po Stolicy – dużo i w zasadzie dowolnie, bez żadnego skrępowania załatwiając w tym czasie swoje prywatne sprawy. Pod koniec 2008 roku Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu, w ramach postępowania przygotowawczego, skierowała do Wojskowego Sądu Okręgowego – Sądu Dyscyplinarnego w Warszawie wniosek o wydanie zezwolenia na pociągnięcie płk. Raczkowskiego do odpowiedzialności karnej. Zarzucono mu – w związku z opisaną praktyką – osiągnięcie korzyści majątkowej o wartości ponad 51 tysięcy złotych. Proszę zwrócić w tym miejscu uwagę, że „afera madrycka” rozpoczęła się od „zaledwie” kilkunastu tysięcy i to „rozłożonych” na trzy osoby. Tu natomiast chodzi o jednego urzędnika – i to dodatku Prezesa Sądu!

W czerwcu tego samego roku ówczesny Zastępca Prezesa Wojskowego Sądu Okręgowego – Sądu Dyscyplinarnego odmówił zgody na wszczęcie postępowania przeciwko pułkownikowi Piotrowi Raczkowskiemu. Wprawdzie poznańska Prokuratura Wojskowa złożyła na to zarządzenie zażalenie – zarzucając mu błąd faktyczny w ustaleniach i (aż czterokrotnie) obrazę przepisów postępowania – ale nic to nie dało. Co więcej, Sąd Najwyższy Izba Wojskowa również pozostawił bez rozpoznania równoległy wniosek Prokuratury o wyłączenie sędziów Wojskowego Sądu Okręgowego z udziału w sprawie.

Więcej o sprawie tutaj

Komentarze są zamknięte