Ks. Piotr Morciniec: nie istnieje ideał małżeństwa

Niezależna Gazeta Obywatelska1

imageZamiast planować i gonić jak idioci do emerytury, żeby się dopiero wtedy sobą nacieszyć, to cieszymy się sobą teraz, bo jutrzejszego dnia może nie być”– mówi ks. Prof. Piotr Morciniec*, który poprowadzi w tym roku diecezjalne rekolekcje dla małżeństw zwane „Remont małżeński”.

Joanna Pszon: Tytuł rekolekcji to „Gdy droga jest celem”. Droga do celu, jakim jest dobre małżeństwo, ma być sama w sobie celem?

Ks. prof. Piotr Morciniec: – Wiele mówi się o ideale małżeństwa, a przecież nie ma ideału małżeństwa.

Jak to nie ma?

– Małżeństwo to dziejąca się rzeczywistość. To tylko wygląda, jakbyśmy szli do jakiegoś odległego celu i kiedyś, gdy go osiągniemy, staniemy się idealnym małżeństwem.

Staramy się być coraz lepsi, kiedyś siądziemy w spokoju i złapiemy się za ręce… To chyba normalne myślenie?

– Nie, bo nie ma takiego celu. To jest podstawowy błąd w przekazie. Celem jest właśnie to, że przez życie idziemy razem. Na tej drodze spotykamy swoje radości, smutki.

Kiedy rodzi nam się dziecko, to mówimy, że jesteśmy tu i teraz szczęśliwi. Nie, że kiedyś tam zamierzamy być szczęśliwi, ale właśnie teraz.

Jakby dobrze przeczytać biblijny „Hymn o miłości”, to on wcale nie mówi o ideale na kiedyś tam. Tu i teraz ci wybaczam, tu i teraz chcę twojego dobra…
Muszę powiedzieć, że natchnął mnie tekst ks. Tischnera, który mówi o budowaniu domu, o tym, że kiedy tych dwoje się odnajdzie, obdaruje się miłością, jeśli rodzi im się dziecko, to mają przekonanie, że tu w tym momencie jest ich ziemia obiecana. Nie gdzieś tam w przyszłości.

Księdzu się ponoć plakat „Remontu” nie do końca podoba.

– Bo ja bym im dołożył na przykład po kawie, by ją sobie wspólnie popijali.

imagePrócz tych pędzli?

– Tak, żeby pokazać, że trud wspólnej pracy jest zarazem radością. By to była myśl: czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, to jest na chwałę Bożą, to jest wasza droga, wasze małżeństwo. Idziemy bez celu, ale idziemy.

Gdzie dojdziemy?

– To się okaże, natomiast wmawianie, że jest na końcu jakiś ideał, do którego dążymy, w moim odczuciu prowadzi na złą drogę lub przynajmniej do skręcania na tej drodze.

Mówi ksiądz, że nawiąże do Synodu.

– O tym, co ma nam Synod do powiedzenia. Odrzucam – naturalnie – od razu tę ślepą ulicę, w którą nas prowadziły różne media. Chodzi o odczytanie, jakie zdania stoją przed rodziną.

Jest kryzys rodziny. To co ma być dla niej lekarstwem? Otóż potencjał, który jest w niej samej. Ta siła, która jest w rodzinie, jest nie do końca wykorzystana. Oczywiście, gdzieś zaniedbano to duszpastersko, nie poszły odpowiednie przekazy, ale rodzina jest lekarstwem dla samej siebie. Nikt z zewnątrz jej nie uzdrowi.

A gdy coś w rodzinie szwankuje?

– Synod daje odpowiedź sformułowaną prosto, ale zarazem bardzo trudną : że najważniejszą siłą pociągową jest świadectwo. Będą silniejsze rodziny, które pociągną te słabsze. Synod każe wyjść do innych i tam, gdzie jest ciężko, pociągnąć ich. Gdy zepsuje się auto, trzeba je wziąć na hol, potem pojedzie dalej, ale potrzebuje tej dodatkowej energii.
Papież Franciszek w dniach okołosoborowych poruszył też wiele innych ciekawych wątków, jak ten, że najważniejszym naszym zadaniem jest towarzyszyć, czyli tracić czas.

Tracenie czasu jako nasze zadanie?

– Nie wiem, czy to nie jest najlepsza recepta dla małżeństw. Teraz mówimy sobie nawzajem, że nie mamy dla siebie czasu, każdy goni – podobno – dla dobra rodziny. Trzeba na nowo spróbować tracić czas na bycie ze sobą. Proste?

Niekoniecznie.

– Dziecko nie roztrząsa, nie planuje, nie ma daleko idących ideałów, dziecko całym sobą żyje tu i teraz. I dlatego trzecim motywem rekolekcji będzie to, by być jak dziecko. To najtrudniejsze zadanie, jakie nam Pan Jezus postawił. On mówi: jeśli się nie staniecie jako dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Bożego. Nie ma innej drogi. To nie jest jedna z wielu propozycji, tylko konkretne wezwanie.
I wracamy do tego samego punktu: droga jest celem. Dziecko potrafi się cieszyć chwilą, potrafi w sekundę przeskoczyć z radości w smutek, bo ono żyje tym, co jest teraz. My, dorośli, trujemy sobie naszą teraźniejszość planami na długie lata, a potem dostajemy kopniaka od życia i nagle wszystkie plany się sypią.

Nie planować w ogóle?

– Naturalnie, że to nie znaczy, żeby być ślepym na przyszłość, ale za dużo energii tracimy na myślenie o zbyt dalekiej perspektywie. Mam za dużo znajomych, którym z dnia na dzień zmarł współmałżonek i nagle się okazywało, że „myśmy nawet nie zaczęli, myśmy tak bardzo chcieli, mieliśmy tyle planów”.
Zamiast planować i gonić jak idioci do emerytury, żeby wtedy się sobą nacieszyć, to cieszymy się sobą teraz, bo jutrzejszego dnia może nie być.
Zadajmy sobie pytanie: co byś zrobił, gdybyś miał świadomość, że twój współmałżonek umrze jutro? Co zrobisz w te parę godzin, które wam zostały? Polecisz do kolejnej pracy, żeby dorobić na ładną trumnę, czy z nim posiedzisz?

To jest to lekarstwo?

– Proszę mi pozwolić zostawić też trochę niespodzianek. Ale na pewno parę myśli synodowych będzie dla wielu zaskoczeniem.
Czy będzie coś o kryzysie w małżeństwie?
– Nie, za remont nie bierze się małżeństwo, które jest w kryzysie.

A za co?

– Za rozwód. Małżeństwo w kryzysie nie remontuje domu.

Może widzi w remoncie ratunek?

– Nie. Idea remontu jest dla tych, których coś uwiera, coś stoi na drodze, ale jednak walczą. Natomiast ci, którzy już są w poważnym kryzysie, to nie mają na remont siły.

Ksiądz odbiera im nadzieję?

– Nie, bo sama idea remontu zakłada, że my chcemy coś przebudować, żeby już nic nie stało nam na drodze, by żyło nam się lepiej razem. Natomiast, jak ktoś już jest na etapie skłócenia i warczenia na siebie, to nie bierze się za remont.

Skoro jednak przychodzą na „Remont Małżeński” nawet tacy skłóceni?

– To oznacza, że między nimi nie jest wcale tak źle, jak myślą. Jeżeli już dwoje ludzi przyszło, bo coś szwankuje, to znaczy, że jest o wiele lepiej niż się spodziewają.

Natomiast jeśli już coś między nimi pękło, to im nie jest potrzebny remont, tylko terapia. A tej terapii my na rekolekcjach nie zrobimy. Nie chcę dawać złudzeń, że przyjście na nauki na dwa, trzy dni bez pomocy fachowca coś da. Pan Jezus wszystko może, OK, ale nie czekajmy, aż wszystko zrobi za nas. Dał nam rozum, dał nam serce, byśmy sami działali.

Rozmawiała Joanna Pszon

* ks. Prof. Piotr Morciniec – bioetyk, członek Zespołu Ekspertów Konferencji Episkopatu Polski do spraw Bioetyki, dyrektor Instytutu Nauk o Rodzinie na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego, jego „znaki szczególne” to ciepło, poczucie humoru i wrażliwość na drugiego człowieka.

  1. Irena
    | ID: 7e0eba39 | #1

    Ciekawy i mądry wywiad.Dzieki. Warto wiedzieć.

Komentarze są zamknięte