„Intersnack”, jeden z największych w Polsce producentów słonych przekąsek, domaga się od wydawcy „Nowin Nyskich” 50 tys. zł kary i przeprosin. Sprawę rozstrzygnie Sąd Okręgowy w Opolu.
– Chcą nas zniszczyć – mówi redaktor naczelny tygodnika, Janusz Sanocki. – Nie działaliśmy bezprawnie, więc za co? – pyta. W kwietniu 2013 roku „Nowiny Nyskie” w rubryce „Ludzkie sprawy” opublikowały zdjęcie i opowieść rozżalonego Krzystofa Kubasiaka z Nysy, z którym fabryka nie przedłużyła tymczasowej umowy po pięciu miesiącach pracy.
„Do dzisiejszego dnia nie chcą mi powiedzieć, z jakiego powodu tak naprawdę mnie zwolnili (…) Jak można człowieka wyrzucić, jak śmiecia! ” – żali się były pracownik i odgraża: „Tego nie podaruję! Oddam do sądu pracy!”. Z relacji wynika, że ta sama firma zwolniła również jego żonę: „Myli schody, a ona poślizgnęła się, poleciała z góry i cały bark pokiereszowany. Chodzi do lekarza, nie może tego wyleczyć, to jej się nie goi” – mówi.
W krótkim tekście nie pada nazwa pracodawcy, ale jest mowa o „fabryce chipsów”. Dlatego po uderzeniu w stół nożyce natychmiast się odezwały. W czerwcu do Sądu Okręgowego w Opolu wpłynął pozew cywilny spółki „Intersnack”, jedynego w Nysie producenta chipsów, chrupków, paluszków, orzechów i masła orzechowego. Domaga się ona od Nyskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego, wydawcy „Nowin Nyskich”, 50 tys. zł kary na rzecz Fundacji Dzieciom „Zdążyć z pomocą” i przeprosin za „naruszenie dobrego imienia przez publikację nieprawdziwych, nierzetelnych i niesprawdzonych informacji” w artykule „Wyrzucili mnie jak śmiecia!”. Wedle pozwu publikacja sugerowała, że „Intersnack” „nienależycie wykonuje obowiązki pracodawcy oraz narusza prawa pracowników”.
Reprezentująca „Intersnack Poland” warszawska kancelaria Linklaters C. Wiśniewski i Wspólnicy dowodzi, że producent słonych przekąsek „zapewnia pracownikom godziwe warunki pracy, dba o ich bezpieczeństwo i rozwój”. Że jest poddawany okresowo „audytowi etycznemu”. Że Barbara Rosińska, o której – jako żonie – mówi Krzysztof Kubasiak, nie uległa wypadkowi przy pracy w Nysie. Że oboje byli pracownikami tymczasowymi. Wreszcie: że redakcja nie kontaktowała się z fabryką przed publikacją. Na potwierdzenie tych argumentów powołuje sześciu świadków.
Janusz Sanocki, wydawca i redaktor naczelny „Nowin Nyskich”: – Opublikowaliśmy wypowiedź, twarz i nazwisko prostego, załamanego, skrzywdzonego człowieka. Zachowaliśmy jego język. Kazałem dziennikarce wszystko dokładnie spisać z taśmy. Ta formuła wydała mi się bezpieczna. Sąd nie ma prawa mnie ciągać, gdyż nie pada nazwa firmy, ani obraźliwe stwierdzenia pod czyimkolwiek adresem. Wypowiedź jest ewidentnie subiektywna, być może niesprawiedliwa, ale rzadko kiedy zwolniony z pracy człowiek jest obiektywnym źródłem. Może przesadzać.
– Dlaczego nie zasięgnął Pan opinii drugiej strony? – pytam
– Teraz, z perspektywy procesu, pewnie bym tak zrobił, bo nie mam czasu, aby siedzieć w sądach – stwierdza Sanocki.
Sanocki tłumaczy też, że odstąpili od zasięgania opinii drugiej strony, bo trzy lata temu „Nowiny Nyskie” opublikowały cykl tekstów o tej firmie: – Nieludzko wykorzystywali pracowników, nie przestrzegali kodeksu pracy, ukarała ich Państwowa Inspekcja Pracy z Opola – wspomina.
Włodzimierz Lepczyński, dyrektor zakładu w Nysie odmawia wypowiedzi przed procesem. – Jestem na urlopie i kończę pracę w firmie „Intersnack” – dorzuca. Zdaniem łódzkiego adwokata, Rafała Kasprzyka, specjalisty od prawa prasowego, cytowanie opinii krzywdzących bez sprawdzenia – albo zdystansowania się – nie zwalnia od odpowiedzialności. W takim przypadku, niestety, trzeba przeprowadzić dowód prawdy. Jeżeli okaże się to dyskusyjne, to przemawiać będzie na korzyść wydawcy, redaktora naczelnego i autora publikacji, bo takie jest prawo do krytyki. Prawo nie wymaga uzyskania opinii drugiej strony, ale trzeba udowodnić – zeznaniami świadków lub dokumentami – że cytowana osoba ewidentnie ma rację.
Janusz Sanocki uważa, że proces grozi ograniczeniem wolności wypowiedzi i dlatego zwrócił się do Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP o objęcie go nadzorem.
Autor: Błażej Torański
Artykuł ukazał się na portalu PogotowieDziennikarskie.pl
Państwowa Inspekcja Pracy nie pracuje prawidłowo,wiec pokrzywdzony człowiek idzie ze skarga do dziennikarza. A ten próbuje sprawe załatwić.Zobaczymy,z jakim skutkiem. To nie jedyna spółka,która lekcewazy pracowników.
@@ Pan Jaki w Radiu Opole-video.Ciekawa wypowiedz.