Wrzesień jest też dobrym czasem na urlop. Jest taniej niż w sezonie i bez tłumów. Problemem jest tylko to, gdzie się wybrać na swoje wyczekane wakacje. Nie mam zamiaru nikogo do niczego namawiać czy dyskredytować jakiegokolwiek pomysłu na wakacje.
Ja zamierzam wybrać się w góry. Planuję połączyć odpoczynek z aktywnością, a przy okazji zobaczyć kilka miejsc. Góry to nie tylko ogromna przestrzeń i poczucie wolności. Lubię je odwiedzać również dlatego, że wspinanie się po nich można uznać za metaforę życia. Naciągana teoria? Nie sądzę. Warto zacząć od początku, kiedy rodzimy się jako małe dzieci. Nic nie wiemy, niczego nie znamy, ufamy jedynie tym rękom, które nas trzymają i tej twarzy, która się do nas uśmiecha.
Jakie to jest podobne do chwili, kiedy stoimy na peronie w oczekiwaniu na pociąg lub spoglądamy na mapę i zastanawiamy się w którą stronę pójść. Nie wiemy co nas tam czeka, nie wiemy czy dotrzemy do celu. Po prostu czekamy…
Z czasem dziecko zaczyna poznawać pierwsze dźwięki, zapachy, kształty i słowa. Poznaje otaczający je świat. Przypomina to wędrowca, który zbliża się do docelowej stacji. Widzi przez okna pociągu wyrastające poza horyzont szczyty górskie. Te same, które już za chwilę będzie starał się zdobyć. Dziecko poznaje nowe rzeczy, dzięki którym będzie kształtował swoje życie. Czas mija, dziecko idzie do szkoły podstawowej, potem gimnazjum. Jak ten wędrowiec, który rozpoczyna swoją wędrówkę. Każdy, kto był w górach zna te miejsca. Jesteśmy już pół godziny w drodze, prowadzi nas szlak.
Ostatnie wioski zostawiliśmy daleko w tyle, nie przeszkadza nam już szum samochodów, ale to jeszcze nie jest dzika przyroda. Gdzieniegdzie widać ślady ludzkiej działalności, raz po raz przewijają nam się przed oczyma pojedyncze domki czy mieszkańcy na quadach i motorach. Tak, to jest ten stan, kiedy jesteśmy pomiędzy życiem zostawionym przed sobą a ogromną, bijącą magią gór.
Dziecko uczęszczające do szkoły jest na tym samym etapie. W końcu zaczyna dojrzewać, stara się być coraz bardziej samodzielne. Wraca późno do domu, zaczyna zarabiać pierwsze pieniądze, kończy szkołę średnią. Zastanawia się nad wyborem drogi życiowej. Przed tym samym wyzwaniem staje wędrowiec. Ma prosty wybór – dwa szlaki prowadzące na szczyt. Jeden z nich jest prosty, szeroki i ubity niczym trakt.
Spotkać tam można jednak wielu turystów. Jest to szlak ekspresowy. Owszem, można nim dotrzeć na szczyt, wiąże się to jednak z poddaniem się owczemu pędowi, pewnym trendom narzucanym przez znajdujących się na niej ludzi. Szlak ten pozwala nam jedynie wejść na górę. Jest prosty, dlatego wędrowca nie dopadnie zmęczenie, nie będzie się musiał zmagać z przeciwnościami. Idąc tym szlakiem szybko dotrzemy do celu, zrobimy kilka zdjęć i jeszcze szybciej wrócimy. Zero trudu, zero refleksji, zero zatrzymania się i spoglądania na widoki.
Wędrowca bardzo nęci ten szlak. Wie jednak, że musi wybrać ten drugi – ledwo przebijający się przez zarośla, mało uczęszczany i zapomniany. Trudniejszy. Bardziej stromy o błotnistym podłożu usianym korzeniami. Oj, z wielkim wyzwaniem zmaga się każdy, kto wybierze tę ścieżkę. Już po chwili będzie cały spocony, ubłocony i zmęczony. Kolejne kroki będą dla niego jak wbijające się w łydki igły. Każdy oddech będzie jak ostatni, a każdy kolejny zakręt to nadzieja na zbliżający się szczyt. W końcu się uda. Pokona się przeciwności, pokona własne słabości i zdobędzie się szczyt. Ten sam, na który mógłby także wejść prostszą drogą. Pytanie tylko brzmi – po co? Wędrowiec jest z siebie zadowolony. Wybrał morderczą ścieżkę ale dal radę. Co osiągnął? Wbrew pozorom bardzo dużo. Poznał samego siebie, swoje wady i słabości, walczył z bólem – psychicznym i fizycznym.
Czym te rozważanie różnią się od wyboru drogi życiowej? Tutaj także mamy dwie opcje – droga prosta i łatwa (jak większość) lub bardzo trudna i wymagająca ciągłego poznawania siebie i pracy nad swoimi słabościami. Można płynąć z nurtem, przebiec przez życie, a na łożu śmierci martwić się, że to tak szybko minęło. Można też cieszyć się każdym dniem, pracując nad sobą. Dwie drogi w górach, to metafora dwóch dróg życiowych. Prostej i trudnej. Będąc w górach pamiętajmy o kilku ważnych elementach, o których często się zapomina. Po czym poznać prawdziwego wędrowca? Otóż jest to ta osoba, która mówi „dzień dobry” ludziom spotkanym na szlaku. Pamiętajmy o zasadach dobrego wychowania, bo góry są miejscem, gdzie każdy z nas odpoczywa od codzienności. Przy okazji warto pamiętać o jeszcze jednej rzeczy. Góry nie są dla nas – to my jesteśmy dla gór. Są one naszym wspólnym dobrem. Pamiętajmy więc o tym, by nie śmiecić. A jeśli już zobaczymy śmieci, to postarajmy się je zabrać ze sobą. Wiem, że to może uderzać w czyjąś dumę, ale może raz warto poświęcić się dla innych? W górach nie ma służb sprzątających, nikt nie będzie chodził i po nas, ani po nikim innym sprzątał. Dlatego musimy zadbać o to sami.
Będąc na wakacjach (czy to w Polsce czy za granicą) pamiętajmy o tym, jaki kraj reprezentujemy. Dbajmy o to, by nie przynieść wstydu społeczności, z jakiej się wywodzimy. Tego oraz udanych wakacji, z zachowaniem uwagi i ostrożności, Ci życzę, czytelniku „Niezależnej Gazety Obywatelskiej”. Powodzenia i do zobaczenia na szlaku! Tym trudniejszym. ■
Autor i fot.: Krzysztof Marcinkiewicz