Niestabilna sytuacja polityczna w Egipcie nie ma na razie przełożenia na światowe rynki i ceny ropy. Do przesilenia na giełdach mogłoby dojść jedynie w przypadku poważnej eskalacji konfliktu i wybuchu wojny domowej. Polska jest bezpieczna, bo inwestorzy z naszego kraju nie mają związków z Egiptem. Ucierpieć mogą jedynie notowane na giełdzie spółki z branży turystycznej.
– Kluczową sprawą jest kontrola nad tranzytem ropy naftowej do Europy oraz nad Kanałem Sueskim. Wydaje się, że do czasu, kiedy kraj by się nie pogrążył w kompletnym chaosie, nie będzie miało to przełożenia na rynki finansowe – przewiduje Marek Buczak, dyrektor ds. rynków zagranicznych w Quercus TFI.
Buczak podkreśla, że ponieważ trwające od końca czerwca protesty oraz sierpniowe krwawe zamieszki nie wpływają na tranzyt ropy naftowej i działalność Kanału Sueskiego, światowe rynki ignorują te wydarzenia. Podkreśla, że poważne problemy w Egipcie nie mają przełożenia na decyzje inwestorów w Europie i Stanach Zjednoczonych.
Dopiero eskalacja konfliktu i wybuch wojny domowej pomiędzy frakcją wojskową a islamistami mógłby wpłynąć na gospodarkę. Najpoważniejszym skutkiem byłby wzrost cen ropy naftowej, co z kolei przełożyłoby się na inne towary i usługi.
– To oczywiście miałoby negatywne przełożenie na niektóre rynki, które są uzależnione od importu tej ropy naftowej, chociażby na Turcję czy Polskę. Natomiast w chwili obecnej jest to scenariusz mało realny. Wydaje mi się też, że Stany Zjednoczone do tego nie dopuszczą dlatego, że drogie surowce oznaczają wolniejszy wzrost gospodarczy na świecie oraz w Stanach Zjednoczonych – uważa Buczak.
Najgorszy scenariusz przewiduje, że cena baryłki ropy naftowej mogłaby wzrosnąć nawet do poziomu 150 dolarów, czyli o 40-50 dolarów więcej niż obecnie. Wyhamowałaby koniunktura, co spowodowałoby niekorzystny dla rynków spadek cen miedzi i stali. Buczak zaznacza, że prawdopodobieństwo takiego rozwoju zdarzeń jest jednak minimalne.
Polska gospodarka jest dodatkowo zabezpieczona przed wydarzeniami w Egipcie z uwagi na niewielkie powiązania inwestorów z tym krajem. Dużo bardziej wrażliwe na sytuację w Egipcie są rynki bliskowschodnie.
– Destabilizacja Egiptu na dłuższą metę oznacza też destabilizację całego regionu Bliskiego Wschodu, więc wydaje się, że jednak obecny układ sił oraz wszystkie działania USA skłaniają się ku temu, żeby tę sytuację kryzysową zakończyć – podkreśla Buczak.
newseria, lz