Elektrownia Opole jest jednym z największych zakładów pracy na Opolszczyźnie. Rozpoczęta w 1973 r. budowa była sztandarową inwestycją energetyczną Polski. Przewidywane na ten rok rozpoczęcie budowy dwóch bloków energetycznych miało zamykać pierwotny projekt inwestycyjny. 5 kwietnia okazało się, że rozbudowy nie będzie. Zadecydowały o tym nie instytucje zewnętrzne, lecz zarząd koncernu, występującego pod nazwą Polska Grupa Energetyczna Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna S.A. Rozbudowa Elektrowni Opole została „zamknięta”.
Takich słów użyto w komunikacie PGE. Inwestycja nie została zablokowana ani wstrzymana, ale po prostu „zamknięta”. Zarząd PGE anulował swoje wcześniejsze plany uznając, że wola akcjonariuszy jest najważniejsza. Być może zarząd PGE kierował się jeszcze innymi względami, ale o nich nie usłyszeliśmy.
Budowa sześciu bloków była docelowym planem inwestycji „Elektrownia Opole”. Na taką liczbę bloków była przygotowana infrastruktura. Obecnie pracujące cztery bloki energetyczne, o łącznej mocy 1492 MW, oddano do użytku w latach 1993-1997. Elektrownia Opole szczyci się opinią najnowocześniejszej w Polsce elektrowni opalanej miałem węglowym ze względu na wskaźniki emisji zanieczyszczeń spełniające wymagania standardów krajowych i zagranicznych. Pracujące 4 bloki wyposażone są w mokrą instalację odsiarczania spalin, a urządzenia i instalacje charakteryzują się wysoką dyspozycyjnością i niskim współczynnikiem awaryjności. Dzisiaj widzimy, że wieloletnie i kosztowne przygotowania poszły na marne. Niegospodarność i krótkowzroczność – to jedyny stosowny komentarz. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę fakt, że istniejące w Polsce elektrownie mają od 30 do 50 lat i za parę lat trzeba będzie zastąpić je nowymi. Cykl inwestycyjny budowy nowych obiektów na paliwa stałe wynosi ok. 5 lat.
Komunikat PGE o „zamknięciu Elektrowni” przypomniał, że bloki są opalane węglem kamiennym – a więc paliwem „politycznie niepożądanym”. Politykę taką kształtuje Unia Europejska. Kampania, prowadzona od lat, przedstawia węgiel jako zło przyczyniające się do zanieczyszczania środowiska. Ekonomia kraju, którego energetyka opiera się na węglu nie jest brana pod uwagę. W tej dziedzinie nie ma solidaryzmu międzynarodowego. Obowiązuje teoria, że dwutlenek węgla pochodzący ze spalania węgla stanowi zagrożenie dla klimatu, a klimatu trzeba bronić stosując się do ustaleń z Kioto, określonych w „pakiecie klimatycznym 3×20” – co po rozszyfrowaniu znaczy, że do 2020 r. każdy kraj, który podpisał ten dokument musi ograniczyć emisję dwutlenku węgla o 20 proc. względem poziomu z 1990 r., ponadto ma zwiększyć wydajność energetyczną urządzeń o 20 proc. i zastąpić paliwa konwencjonalne paliwem odnawialnym – np. wiatrem, wodą, biomasą – w 20 proc. Europejska polityka dekarbonizacji najbardziej uderza w Polskę, bo tylko u nas udział paliw stałych w produkcji prądu wynosi aż 90 proc., w tym prawie 60 proc. przypada na węgiel kamienny. Dla porównania, udział węgla kamiennego w wytwarzaniu prądu wynosi we Francji 20 proc., a w Niemczech – 19. Zastanawia tylko fakt, nienagłaśniany w Polsce, że w ostatnich latach w obu tych krajach modernizuje się i buduje się nowe elektrownie opalane węglem. W Niemczech buduje się obecnie 8 elektrowni na węgiel kamienny o łącznej mocy 8,7 GW.
Decyzja wstrzymująca rozbudowę Elektrowni Opole była zaskakująca dla mieszkańców Opolszczyzny. Stopień zaawansowania prac przygotowawczych do tej inwestycji był bardzo wysoki. Już w 2011 r. wybrano wykonawcę budowy nowych bloków o mocy 900 MW każdy. Zostało nim konsorcjum Rafako, Polimex-Mostostal i Mostostal Warszawa. Przygotowano kadry, plac budowy, uruchomiono projekty związane z infrastrukturą komunikacyjną. Brakowało tylko pozwolenia na budowę, co opóźniało się z powodu oprotestowania decyzji środowiskowej przez firmę ClientEarth. Ponad rok trwało postępowanie sądów administracyjnych różnych szczebli sprawdzających zasadność skargi „ekologów”. Ostatecznie Naczelny Sąd Administracyjny uchylił niekorzystny dla PGE wyrok niższej instancji i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Wyrok ten dawał nadzieję na pozytywny finał, którą wzmacniały obietnice premiera Donalda Tuska przedstawione Polakom podczas drugiego expose. Premier powiedział wtedy, że rozbudowa Elektrowni Opole jest priorytetową inwestycją wpisującą się w politykę energetyczną kraju. Fakty wskazują, że znowu były to słowa rzucone na wiatr.
„Zamknięcie inwestycji” postawiło opolskich polityków na nogi. Trudno się dziwić ich zaskoczeniu, skoro dotąd nie interesowali się tą tematyką. Nie było debat publicznych na temat znaczenia Elektrowni Opole dla rozwoju regionu. Wszyscy zbyt ufnie wierzyli, że „centrala” nie zrobi Opolszczyźnie krzywdy. Wierzono w zapewnienia Tuska, wygłoszone w expose. Larum podniesione przez opolskich polityków jest mocno spóźnione. Decyzje zapadły poza Opolem i nie w interesie Opola. Słusznie przepowiadają pesymiści, że gdy energetyka przestanie być na Opolszczyźnie kołem zamachowym gospodarki, upadną firmy towarzyszące, kolejni mieszkańcy wyemigrują, a na końcu – województwo opolskie ulegnie likwidacji. Takie będą skutki w skali regionu. A jakie w skali kraju?
Dołącz do akcji „Tak dla Elektrowni”
Zarząd PGE wyjaśniając decyzję o nierozbudowywaniu Elektrowni Opole, nie odniósł się do polityki energetycznej kraju. Przy podejmowaniu decyzji przemówiły argumenty „ekonomiczne” wyrażone słowami: „Przeprowadzone analizy wskazują, że… kontynuowanie Projektu Opole II nie przyniosłoby wzrostu wartości dla akcjonariuszy PGE”. Czyli dobro akcjonariuszy przedłożono ponad dobro państwa. W założeniach polityki energetycznej polskiego rządu firma ta miała gwarantować bezpieczeństwo energetyczne Polski, będąc największym konsorcjum energetycznym kraju, które dostarcza na krajowy rynek aż 40 proc. energii elektrycznej.
Odkąd w 2009 r. PGE weszło na giełdę nie rozpoczęto żadnej poważnej inwestycji. W zeszłym roku, po odsprzedaniu kolejnych 7 proc. akcji, Skarb Państwa pozostawił sobie tylko 62 proc. udziałów. Wzmocnił tym samym głos udziałowców „rozproszonych”. Trudno się dziwić, że akcjonariuszom bliższe są własne portfele niż bezpieczeństwo energetyczne Polski. O nie powinien troszczyć się rząd. Roczne zyski PGE GiEK, wynoszące około 6 mld zł, są kuszącą kwotą. Nie wydając 11, 5 mld zł na budowę nowych bloków energetycznych w Opolu, będzie można zasilić poważną kwotą budżet państwa i pozostałych akcjonariuszy.
Przy wydawaniu tej decyzji zabrakło wyobraźni. Wiadomo, że ok. 2020 r. energetyce polskiej zabraknie mocy wytwórczej. Obecnie działające elektrownie są mocno zdekapitalizowane. Nowobudowane – w Kozienicach, Stalowej Woli i we Włocławku – nie pokryją wszystkich potrzeb. Elektrownia atomowa nie powstanie prędzej niż za 10 lat, a modne obecnie farmy wiatrowe to okresowe, lokalne źródło energii o niskiej mocy. Przyjdzie zatem Polsce kupować prąd z zagranicy – np. od Francuzów czy Niemców. Czy Polsce się to opłaci? Droga energia spowoduje niekonkurencyjność naszej gospodarki i dalsze pogrążanie się w kryzysie – a właściwie już w biedzie.
Szukając szybkiego pieniądza Polska wysprzedała niemal cały swój majątek. Nie oszczędzono strategicznych działów gospodarki – sektora paliwowego i finansowego. Na końcu pozostały koncerny energetyczne. Od 2010 r. poddano je machinie prywatyzacyjnej, w wyniku której Skarb Państwa wyzbył się większościowych pakietów akcji m.in. w wiodących firmach energetycznych – w Tauronie, Enei i Enerdze. Utrata kontroli nad firmami gwarantującymi bezpieczeństwo energetyczne państwa pozbawiła Polskę możliwości prowadzenia realnej polityki. Odstąpienie od rozbudowy Elektrowni Opole jest tego dowodem.
Były minister Skarbu Aleksander Grad miał duży wkład w „prywatyzację”. Nagrodą za to dzieło było powierzenie mu ważnych stanowisk w dwóch nowopowstałych firmach odpowiedzialnych za energetykę atomową. Firmy te są własnością PGE GiEK SA. Krzysztof Kilian obejmując w zeszłym roku funkcję prezesa PGE zapewnił, że zrobi wszystko, co będzie prowadzić do wzrostu wartości akcji PGE. Trudno zatem oczekiwać, by względy wytwórcze i technologiczne stały się ważniejsze od finansowych. Rezygnacja PGE z udziału w odmładzaniu naszej energetyki opartej na paliwie, którego mamy pod dostatkiem, wpisuje się w falę podobnych zdarzeń realizowanych przez zagraniczne firmy energetyczne działające w Polsce. Ostatnio zrezygnował francuski koncern EdF z budowy elektrowni węglowej w Rybniku, a wcześniej niemiecki koncern RWE zrezygnował z budowy elektrowni węglowej pod Pszczyną. Powodem była „niewystarczająca rentowność” inwestycji.
Nasuwa się przykry wniosek, że Polska nie prowadzi żadnej spójnej i długoterminowej polityki energetycznej. Działania rządu są wypadkową lobby energetycznego obcych krajów i to ich potrzeby są doraźnie realizowane. Działaniom tym towarzyszy chaos i niekonsekwencja. Raz dominuje lobby atomowe, którego źródeł należy szukać we Francji, raz lobby amerykańskie podsycające apetyt na gaz łupkowy. Innym razem eksponuje się korzyści płynące z farm wiatrowych – w tej dziedzinie aktywni są Niemcy i Duńczycy. Polski rząd spełnia oczekiwania zagranicznych grup nacisku, powierzając interpretację tych decyzji usłużnym ekspertom i mediom. One podały niedawno, że na rynku energetycznym pojawiło się nowe pojęcie – „negawaty”. Słowo kojarzące się z megawatami ma znaczenie jakby przeciwne, bo określa zespół działań prowadzących do redukcji zużycia energii. Mówiąc prościej – ideą „negawatów” jest: „zamiast więcej produkować prądu – ograniczać jego zużycie”. W marcu br. PGE podpisało z Polskimi Sieciami Elektroenergetycznymi pierwszą w Polsce usługę związaną z redukcją zapotrzebowania na dostawę energii w jednych ze swoich oddziałów. Tym samym zapoczątkowano nową politykę „negawatową”. Być może polityka ta jest odpowiedzią na pytanie, dlaczego zrezygnowano z Elektrowni Opole.
Autor: Marcin Keller
Tekstu ukazał się w papierowym wydaniu specjalnym NGO nr 6 (V 2013) oraz „Aspekt Polski” (IV 2013)