Od pewnego czasu partię rządzącą toczą wewnętrzne spory i konflikty nie tylko personalne, ale i ideologiczne. W formacji Donalda Tuska widać ostatnio wyraźne rozchwianie.
Po raz pierwszy wewnętrzne podziały w PO ujawniły się w styczniu tego roku, podczas głosowania nad nowelizacją przepisów antyaborcyjnych. Wówczas 40 posłów PO poparło projekt autorstwa Solidarnej Polski, który zakładał wykreślenie z obecnej ustawy antyaborcyjnej przypadek zezwalający na aborcję z powodu uszkodzenia genetycznego płodu. Ostatecznie, po interwencji premiera Tuska i odbytej rozmowie dyscyplinującej z posłami PO poprawka ta została odrzucona, jednak wydźwięk całej sprawy pozostał taki, iż PO nie jest monolitem, a w partii istnieje licząca około 40 posłów frakcja konserwatywna. A Nieformalnym jej liderem jest ówczesny jeszcze minister sprawiedliwości J. Gowin, który nigdy nie ukrywał swoich konserwatywnych poglądów.
Drugi raz podziały te uwidoczniły się przy okazji głosowania nad ustawą o związkach partnerskich. Tym razem rozdźwięk w PO był już na tyle istotny, że zgody nie było nawet co do głosowania nad …projektem samej PO. (poprzedni projekt, o liberalizacji przepisów antyaborcyjnych zgłoszony został przez klub Ruchu Palikota). Także tym razem frakcja konserwatywna opowiedziała się przeciwko legalizacji związków partnerskich osób tej samej płci. PO podczas głosowania była podzielona, co doprowadziło do ostatecznego upadku projektu autorstwa posła Dunina. Stało się to wbrew stanowisku premiera, który tuż przed głosowaniem apelował do posłów swojej partii o jednomyślne poparcie dla projektu Dunina.
Podczas debaty nad projektem minister sprawiedliwości Jarosław Gowin z trybuny sejmowej wprost uzasadniał, iż wszystkie projekty (w tym również projekt autorstwa posła Dunina) prowadzące do legalizacji związków partnerskich są sprzeczne z art. 18. polskiej Konstytucji. Spotkało się to oczywiście z ripostą premiera, który zrugał swojego ministra za takie wypowiedzi, niemniej wyniku głosowania to nie zmieniło. Projekt posła Dunina, wprowadzający instytucję związków partnerskich, przy sprzeciwie gowinowców ostatecznie przepadł.
Tusk pokazał, że nie ma nad swoim ugrupowaniem kontroli. Nie jest, jakby się wydawało jednak w PO władcą niepodzielnym. Jego własna partia pokazała mu, że nie może być pewny, iż w każdym przypadku otrzyma poparcie dla wszystkich swoich pomysłów. Obie te sytuacje pokazały jednak przede wszystkim, że w PO panuje rozdźwięk, jeśli chodzi o kwestie obyczajowości. W szeregach partii rządzącej większość stanowią co prawda osoby o poglądach liberalnych, ale istnieje też dość silne skrzydło konserwatywne. Które jak przyjdzie co do czego, będzie twardo obstawać przy swoim.
Do podobnych sporów, na tle aksjologii dochodziło w PO już wcześniej, choćby podczas dyskusji nad In-vitro, gdzie klub PO zaprezentował ostatecznie 2 projekty: liberalny autorstwa M. Kidawy-Błońskiej i konserwatywny J. Gowina. Każdorazowo więc, przy dyskusji o sprawach obyczajowych owe podziały w PO się uwidaczniają.
Po może więc znaleźć się przed poważnym dylematem, kim tak naprawdę jest. Czy partią konserwatywną, centroprawicową, (W PE eurodeputowani PO zasiadają o dziwo we frakcji chadeckiej), czy jednak ugrupowaniem liberalnym, partią środka, której ideowo bliżej do Europejskich Demokratów i Liberałów. Na to pytanie będzie sobie musiał wkrótce odpowiedzieć premier Donald Tusk. Większość działaczy PO, jak pisałem już wyżej, stanowią osoby o poglądach liberalnych, jednak obecność w partii dość silnej frakcji konserwatywnej, która jest w stanie skutecznie zablokować zbyt liberalne rozwiązania sprawia wrażenie, że żadne, skrajnie sprzeczne z konserwatywnym systemem wartości propozycje w partii tej poparcia nie znajdą. Można oczywiście głosować bez dyscypliny klubowej, a PO w niektórych kwestiach może układać się z SLD i Ruchem Palikota, jednak obecna sytuacja sprawia, że PO jako partia w sprawach obyczajowych nigdy się nie dogada. Nigdy nie będzie mówić jednym głosem.
Rozdźwięk na tle ideowym nie jest jedynym problemem PO. Ostatnio coraz bardziej niechęć wobec Tuska demonstrują jej czołowi politycy. Niedawno mocno krytyczny list do działaczy PO napisał b. już minister sprawiedliwości, Jarosław Gowin. Wydawałoby się, że odwołanie go z rządu oznaczać będzie koniec kłopotów z jego nadaktywnością, jednak szybko okazało się, iż było to założenie mylne. Odwołanie Gowina z rządu niewiele pomogło, bo choć niepełni on już obecnie żadnej ważnej funkcji, najwyraźniej widać, że nie ma zamiaru przestać by aktywny i zrezygnować z wypowiadania swoich opinii w różnych sprawach.
Wykluczenie go z PO mogłoby być dla Donalda Tuska ryzykowne, bowiem może doprowadzić do rozłamu w partii i albo powołania do życia nowej centroprawicowej formacji, albo wzmocnienia PiS. Jednak obecność b. ministra sprawiedliwości i jego zwolenników w partii również jest dla premiera Tuska pewnym obciążeniem, bowiem z kolei prowadzić to może do cichego sabotowania prac rządu przez konserwatystów i podkopywania pozycji premiera, a w dalszej perspektywie – nawet do prób usunięcia Tuska z funkcji szefa partii. W lipcu wybory przewodniczącego PO. Mówi się, że Gowin mógłby stanąć naprzeciw Tuskowi. Na coraz odważniejszą krytykę premiera zdobywa się także Grzegorz Schetyna, który od czasów afery hazardowej nie ma z premierem dobrych relacji, a jego pozycja w PO jest coraz bardziej marginalizowana. Podobno działaczy, niezadowolonych z sytuacji w PO jest więcej.
W lipcowym głosowaniu premier Donald Tusk może być o przywództwo w partii raczej spokojny, jednak ruchy odśrodkowe w PO coraz bardziej się uwidaczniają. PO nie jest już, jak kiedyś monolitem. Spadające notowania i pierwsza przegrana w wyborach do PE może pociągnąć za sobą lawinę, która, choć nie musi, może zakończyć w niedalekiej przyszłości czas „panowania” D. Tuska.
Autor: Tomasz Zembrzuski, NGO Mysłowice
Chwała Bogu.Niech się PO rozsypie, a prochy należy w pośpiechu wywieżć z Polski…