Pan redaktor Żygadło łaskaw był dwa dni temu popełnić tekst „Spokojnie, bez emocji”, w którym zastanawia się nad tym czy my, Polacy mamy prawo oburzać się na Litwinów depczących polskość na Wileńszczyźnie. Naszym grzechem ma być ponoć nasz stosunek do RAŚ i mniejszości niemieckiej, której rzekomo nie tolerujemy na naszym podwórku. No cóż, po raz kolejny przychodzi mi polemizować z wypowiedziami redaktora Żygadły, który najpierw pisze, a potem zdarza mu się analizować rzeczywistość. Nie rozumie przede wszystkim podstawowych różnic pomiędzy polską mniejszością (niekiedy zaś większością) na Wileńszczyźnie, a mniejszością niemiecką czy zwolennikami RAŚ na Górnym Śląsku. Najpoważniejszą z nich jest pochodzenie etniczne każdej z tych grup. O ile Polacy na Wileńszczyźnie to z krwi i kości Polacy co najmniej od XIX w., kiedy nasilił się proces unarodowiania niższych warstw społecznych, o tyle dzisiejsza mniejszość niemiecka na Śląsku to w znakomitej większości potomkowie polskojęzycznych mieszkańców Górnego Śląska, którym (im samym, bądź im rodzicom i dziadkom) RFN zaoferowała obywatelstwo z racji ich urodzenia na terenie państwa niemieckiego. Ich przodkowie to powstańcy śląscy, zwolennicy przynależności Górnego Śląska do II Rzeczpospolitej noszący słowiańsko (polsko) brzmiące nazwiska. Nie twierdzę, że wszyscy, ale duża część z nich. Proszę spojrzeć w statystyki plebiscytowe. Tam znajdują się potwierdzenia moich tez. Gdy nastał porządek poczdamski, spora część z tych ludzi skorzystała z możliwości prawnych stworzonych przez RFN, uzyskała niemieckie paszporty i wyemigrowała do Niemiec Zachodnich. Tam oni sami, ich dzieci i wnuki „pokochały” niemieckość, a za nimi ich rodziny, które pozostały w PRL. Możliwość posiadania niemieckiego paszportu była dla tych ludzi, którzy w Polsce pozostali błogosławieństwem, bowiem stwarzało to im możliwość do sezonowych wyjazdów do pracy, odwiedzania krewnych etc. Niemcy kojarzyły się z dobrobytem, większą normalnością w życiu codziennym. I tym sposobem powstała dzisiejsza mniejszość niemiecka na Śląsku Opolskim. Większość tych „Niemców” nie mówi dziś po niemiecku, ba, nawet języka tego nie zna. Posłużę się przykładem sobie najbliższym. Mój młodszy brat, który Niemcem z pewnością nie jest, jest laureatem olimpiady języka niemieckiego. Nikt z jego kolegów w gimnazjum, w gminie gdzie 90% mieszkańców stanowi mniejszość niemiecka, nie potrafił się załapać nawet na etap wojewódzki tegoż konkursu. To pokazuje skalę zjawiska. Zaś Mniejszość Niemiecka jako siła polityczna to twór, który korzysta z głosów mniejszości niemieckiej na Śląsku Opolskim, bo jest przez nią postrzegany za „swoich”. Niemniej jednak to poparcie stale spada, bowiem Mniejszość Niemiecka na całe szczęście się kurczy, a młodsze pokolenie już nie widzi takich korzyści w posiadaniu niemieckich paszportów jak widziało pokolenie ich ojców czy dziadków. Jest to oczywiście rzecz zrozumiała, bowiem w obliczu otwarcia zachodnich rynków pracy dla wszystkich Polaków ta paszportowa niemieckość przestaje się zwyczajnie opłacać. Wpływy Mniejszości Niemieckiej są jednak nadal spore, zwłaszcza na poziomie gmin i powiatów, gdzie z braku alternatywy bierze ona wszystko albo prawie wszystko i dzieli się władzą tworząc przy tym lokalne układziki towarzysko – „polityczno” – biznesowe. Wobec tego kurczenia się i dostrzegania braku zainteresowania ze strony młodszego pokolenia MN podejmuje różne akcje, którymi na siłę chce przekonywać do niemieckości Opolszczyzny. Robi to w dużej mierze za pieniądze polskiego podatnika, na podstawie polskich ustaw i rękami polskich przedsiębiorstw. I tak na przykład na siłę stawia dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości, które często są dla Niemca zza Odry absolutnie nie do przeczytania, a co dopiero do wymówienia. Wszystko tu robione jest na siłę. Podobnie jest z RAŚ. RAŚ to odpowiedź na kurczenie się Mniejszości Niemieckiej. Nowy sposób na skupienie wokół siebie autochtonicznej ludności Górnego Śląska pod nowym szyldem. Cel niemniej jednak pozostaje ten sam – stworzyć ideologię zdolną zorganizować lokalny ruch społeczny i wyszarpać dla siebie część władzy. To posługiwanie się tymi samymi frazesami, na które niestety daje się też łapać ludność napływowa. Mała ojczyzna, heimat, wszyscy znamy tę paplaninę. Tu niemieckość, tu śląskość. Można by tak dalej wymieniać.
Z Polakami na Litwie sprawa wygląda jednak zupełnie inaczej. Jak już wspomniałem, to autentyczni kulturowo i etnicznie Polacy. Od dawien dawna. Co więcej uważający się często za prawdziwszych niż ci z terenów dawnej Korony. To ludność, która zamieszkuje tereny Wileńszczyzny od setek lat. Dwa lata temu miałem przyjemność 1000 km od Opola, w Turmoncie, na dzisiejszej granicy litewsko – łotewskiej słuchać rozmów łamaną polszczyzną. Podobnie miałem sposobność słuchać homilii w kościele w Dyneburgu w północno-kresowej odmianie języka polskiego. Ci ludzie mieszkają tam od setek lat, są potomkami czy to polskiej szlachty czy mieszczan czy chłopów z Litwy i Kurlandii. Przed wybuchem I wojny światowej, kiedy niepodległe państwo polskie nie istniało, większość mieszkańców Kowna i Wilna stanowili Polacy. W okresie międzywojennym Litwinów w Wilnie było ok. 1,5 – 2 tys. na 220 tysięcy ówczesnych mieszkańców. Wsie były absolutnie polskie i to nawet wzdłuż pasa granicznego po stronie litewskiej. To Litwini do społu z nazistami część z nich wygonili ze swoich domów, a polską inteligencję pomordowali w Ponarach. Wojna, przesiedlenia, okres sowiecki zdziesiątkowały polską ludność na Litwie, jednak przetrwała ona w sporej liczbie. Dziś w na terenie niepodległego państw litewskiego żyje około 200 tysięcy Polaków, co stanowi 7% ogółu mieszkańców tego państwa. Mniejszość polska zamieszkuje głównie na Wileńszczyźnie, w kilku rejonach (wileński, solecznicki) stanowiąc większość mieszkańców. I tej ludności nieustannie utrudnia się życie. Zabrania się, bądź nawet penalizuje się używanie polskich nazw (grzywny dla przewoźników za umieszczenie dwujęzycznych nazw na tablicach kierunkowych), lituanizuje się polskie nazwiska, zamyka polskie szkoły, odbiera możliwość pielęgnacji polskości łamiąc prawo międzynarodowe. Krótko mówiąc zabija się polską tkankę narodową na Litwie. Łatwiej będzie nam to zrozumieć wtedy, gdy zrozumiemy istotę litewskiego nacjonalizmu. Od zarania jest on obsesyjnie antypolski, do tego stopnia, że nawet w pisowni postanowiono sięgnąć po czeskie znaki graficzne, aby udowodnić, że się z Polską nie ma nic wspólnego. To także kolaboracja z III Rzeszą, wysiedlenia, wywłaszczenia i mordy na ludności Polskiej. Litwini w Polsce upatrują głównego wroga, większego aniżeli Rosja. Dla nich istnieć jako państwo, znaczy tyle co zwalczać wszelkie objawy polskości. I ta strategia jest realizowana od lat. Z resztą z pogardą traktują oni nie tylko Polaków, ale i także drugą co wielkości mniejszość narodową – Rosjan, którzy z kolei organizują się politycznie z Polakami.
Widać jak na dłoni zupełnie inną historię, zupełnie inne perspektywy problemów mniejszości narodowej. Niech Pan zatem uprzejmie nie raczy bić się w naszym imieniu w piersi za nasze rzekome grzechy wobec mniejszości niemieckiej czy wobec RAŚ. Niech Pan nie opowiada głupot, że ich nie tolerujemy. Owszem, my ich tolerujemy, łożymy na nich pieniądze, przestrzegamy prawa międzynarodowego i nie prowadzimy centralnie planowanej akcji antyniemieckiej na Śląsku. Zaś Litwini robią to na Wileńszczyźnie z coraz większą bezczelnością. My zaś mamy przede wszystkim pretensje do polskich władz, do polskiej dyplomacji, która nie robi nic, żeby temu zapobiec. Co gorsza, zaprasza prezydent Litwy na polskie święta narodowe i pozwala jej przemawiać. Polskie władze bardziej angażują się w eksport demokracji na Białoruś, posługując się tamtejszymi Polakami, których sytuacja przez takie wysługiwanie się europejskim demoliberałom również się pogarsza. Niech Pan najpierw przeanalizuje rzeczywistość, zerknie w statystki, sondaże, wiadomości, nauczy się rozróżniać, a dopiero później siądzie przed swój komputer i napisze parę zdań.
Autor: Bartłomiej Gajos
Pierwszy opis, dotyczący sytuacji na Opolszczyźnie, jest precyzyjny, natomiast drugi już nie. Przykro mi, ale obecna Litwa, to już nie ta, którą znamy z historii. Bardzo zadbali o to Rosjanie podczas zaborów. Mniej więcej od uwłaszczenia chłopów datujemy proces antypolonizacji Litwy. Obecna Litwa wyrosła w dużej mierze w opozycji do Polski. I tego nie zmieni już nikt i nic. Przykro mi, ale nadmierna interwencja polskiego rządu odnosi zawsze skutek odwrotny. Ponadto Piłsudski dla Litwinów jest zdrajcą. Dziś trzeba jednak pomyśleć bardziej o ziemiach zachodnich niż o kresach. Kresy przeniosły się na zachód Polski. Nie mniej jednak Polaków na Litwie (nie mniejszość i nie Polonię) nie można pozostawić samemu sobie. Materia jest jednak delikatna.
Tutaj niestety jak zwykle muszę się posłużyć cytatem tym razem z omawianego tekstu
Co do całości artykułu zgoda,jednak na ten fragment chciałem Panu zwrócić uwagę, tutaj aż prosi się o dopowiedzenie. „…dzisiejsza mniejszość niemiecka na Śląsku to w znakomitej większości potomkowie polskojęzycznych mieszkańców Górnego Śląska… Ich przodkowie to powstańcy śląscy, zwolennicy przynależności Górnego Śląska do II Rzeczpospolitej noszący słowiańsko (polsko) brzmiące nazwiska…” , którym to potomkom wyrwano jedno pokolenie, w czasach hitlerowskich młodzież śląska indoktrynowano w Hitlerjugend, dzieci Polaków-Ślązaków( tak to nie pomyłka azaliż Wielkopolanie , Mazurzy, czy Górale to nie Polacy?) tak zindoktrynowano ze stały się niemieckimi janczarami. I to właśnie owi janczarzy urodzeni w latach trzydziestych wychowali nam pokolenie Mniejszości Niemieckiej.
W tej kwestii to jednak Ż. ma rację. I wcale nie jest ważne wykazanie różnic dotyczących obu mniejszości. Jest to nawet paradoksalnie sprawa wtórna i bez większego znaczenia. To co naprawdę w tym wszystkim jest ważne to wynikająca z tej sytuacji POLITYKA ZALEŻNOŚCI. Niemcy mogą powiedziec – skoro wy tak reagujecie na postępowanie wobec swojej mniejszości na Litwie to my mamy prawo reagowac kiedy to samo będzie się działo z naszą w Polsce. Ba nawet Niemcy będą wspierali takie zaangażowanie. Nie dajmy cię wciągnąc w zarzucenie nam „moralności Kalego”. Tutaj na Opolszczyźnie doskonale wiemy czym są kłopoty z nadmiernym przyznawaniem praw i przywilejów mniejszości narodowej. Trzeba niestety w imię zachowania równowagi i dbania o własne interesy pewne sprawy ale oczywiście robiąc to z pewnym umiarem.
Ludnością autochtoniczną Wileńszczyzny są Słowianie wschodni.
O ile się orientuję to Polaków się do nich nie zalicza. Nie ma to jednak znaczenia dla własnej identyfikacji narodowej. Ta nie jest przyrodzona.
I znowu ten sam mit. Był niby plebiscyt w którym 40% optowało za Polską ale powstania zorganizowane poprzez tą opcję popierali już wszyscy bez wyjątku.
p.s. co ma nazwisko do narodowości?
Świetny tekst miażdżący Pana Żygadłę. Tu widać klasę redakcji ngopole bo jest faktyczna dyskusja a nie jak na żydozależnej.pl – tylko jeden (syjonistyczny) punkt widzenia i szlus!
Na jedną rzecz musimy zwrócić uwagę – nie używajmy nazwy Litwa w odniesieniu do Letuwy! Pod pojęciem Litwy, Wlk. Ks. Litewskiego kryje się piękna spuścizna, do której prawo mamy my Polacy a nie zakompleksieni nacjonaliści letuwscy, którzy przecież wywodzą się z mniejszości tego co kiedyś stanowiło piękną i wielką Litwę złączoną z Koroną. Letuwi wywodzą się z chłopstwa i nędznego mieszczaństwa, którego odrębność podtrzymywaliśmy my, Polacy! (kształcenie księży katolickich, etnicznych Polaków w języku letuwskim celem duszpasterstwa wśród tych kmiotków na Żmujdzi przed rozbiorami). Większość – cała szlachta, magnaci, średnie i zamożniejsze mieszczaństwo w całości spolonizowało się i są dziś w Polsce bądź na naszych kresach okupowanych przez państwa sezonowe – Letuwę, Białoruś czy hajdamaczyznę.
Proszę zapoznać się z dorobkiem Prof. Feliksa Konecznego, który wypowiedział się wyczerpująco na ten temat
http://biblio.ojczyzna.pl/HTML/AUTORZY-Koneczny.htm
Pozdrawiam
Rozbawiliście mnie do łez :)))) Polacy na Litwie nabyli świadomości narodowej a Hanysy zostały wynarodowione… To znaczy, że świadomość narodową można uzyskać tylko polską, a każdy inny proces jest wynarodowieniem? Autor pisząc o początku XX wieku widocznie nie doczytał, że w 1918 istniała licząca 100 tysięy osób Śląska Partia Ludowa domagająca się niepodległego państwa, niezależnego od Polski i Niemiec. W Wersalu zabiegano, aby pytanie o republikę śląską było trzecim w plebiscycie. Ale delegacja polska i niemiecka bardzo zgodnie starały się do tego nie dopuścić, wiedząc, że opcja ta ma największe poparcie. A sami wzajemnie zabiegali o poparcie Ślązaków, obiecując autonomię.Gdyby nie ta uchwalona przez Sejm RP autonomia Górnego Śląska, to w plebiscycie za Polską głosowałoby nie 40 a 4% mieszkańców. Bo tylu tu było Polaków. Reszta czuła się Ślązakami. I ich potomkowie nadal czują się Ślązakami, nie Polakami, dokładnie tak jak ci na Litwie. Papiętamy też, podobnie jak oni, jeszcze trochę nasz śląski język.O którym oczywiście zaraz powiesz, że to staropolska gwara :)))
@Ślunski Cajtung
Skoro śląski to osobny język to wiernie i dokładnie przetłumacz na niego to co tutaj napisałeś.
http://www.sejm.gov.pl/sejm7.nsf/transmisja.xsp?documentId=2B09B2ACDD75C3C2C1257ABD0043E78F&symbol=KONFERENCJA_TRANSMISJA
a potem przeczytaj:
26.11. Warszawa – MAC informuje:
Dziś tj. 26 listopada br., odbyło się spotkanie Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych.
Trzeba postawić tamę dla mowy nienawiści – powiedział Michał Boni, minister administracji i cyfryzacji. Zwrócił się do zebranych z prośbą o wzmożone – społeczne monitorowanie przejawów mowy nienawiści.
„Dorobek Waszych tradycji kulturowych jest bardzo ważny dla tworzenia dobrych wzorców współistnienia kultur i narodów w jednym wspólnym społeczeństwie – powiedział Boni – podstawą naszego współdziałania musi być otwartość w rozmowach. ”
Uczestnicy spotkania podkreślili, że odmienność kulturowa, narodowa i etniczna nie powinna być elementem wykluczającym w demokratycznym, nowoczesnym społeczeństwie. Poziom świadomości społecznej musi być wyższy. Społeczeństwo nie powinno tolerować objawów rasizmu, ksenofobii, wykluczania, dyskryminacji narodowej i kulturowej w obrębie współistnienia demokratycznego państwa. Ważny jest dialog społeczny, kulturowy i wewnątrz kulturowy. Zdaniem uczestników – społeczeństwo, autorytety, osoby publiczne – powinni wspólnie przeciwstawić się dyskryminacji i mowie nienawiści. Priorytetem powinno stać się promowanie dobrych postaw i „dobrej mowy”. Ważne jest także aby podjąć szerokie działania edukacyjne.
Rafał Bartek, współprzewodniczący KWRiMNiE, przekazał ministrowi Boniemu list, przygotowany przez środowiska mniejszości narodowych i etnicznych, w którym m.in. wyrażono zadowolenie z podjęcia tematów przeciwdziałania agresji i mowie nienawiści.
„Jest nam potrzebne wspólne – społeczne działanie, które pokazywałoby, że jest jakaś granica słów, której przekraczać nie można. Najpierw pojawiają się słowa, później przejawy, a na końcu jest działanie. Taki rozwój sytuacji następuje bardzo szybko i staję się bardzo niebezpieczny w przestrzeni publicznej” – powiedział minister Boni.
„Panuje generalne przekonanie, że to co jest w przepisach prawnych powinno być przestrzegane i egzekwowane z większą siłą. Widać, że nie jest to zadanie łatwe. Powinniśmy wszyscy tworzyć dobry klimat, choćby we współpracy z samorządami i administracją. Przy rożnym poziomie oceny dramatyzmu sytuacji ważna jest profilaktyka.” – powiedział minister Boni.
Podczas konwentu wojewodów 6 grudnia br. zostanie przedyskutowana i przedstawiona nowa, wzmocniona rola Pełnomocników Wojewodów ds. Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Informacja z dzisiejszego spotkania Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych zostanie przedstawiona podczas spotkania Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu. Uczestnicy zgodzili się, że konieczne jest szukanie społecznych partnerów do promowania „tamy dla mowy nienawiści”.
UWAGA: komunikaty publikowane są w serwisie PAP bez wprowadzania przez PAP SA jakichkolwiek zmian w ich treści, w formie dostarczonej przez nadawcę. Nadawca komunikatu ponosi wyłączną i pełną odpowiedzialność za jego treść. (PAP)
Przypomne tylko, ze chodzi o:
W sobotę 17.11.2012 w auli Uniwersytetu Opolskiego gościł wicemarszałek z PiS (Marek) Kuchciński i poseł PiS (z Opola-red.) Sławomir Kłosowski. Tam z sali padały niebezpieczne stwierdzenia takie jak to, że mniejszość ma jakieś separatystyczne tendencje, że zafunduje nam tu drugie Kosowo, a w ogóle to nie jest mniejszość niemiecka, tylko mniejszość umysłowa. Spotkało się to z aplauzem sali i nie hamując tego typu tendencji, posłowie PiS brali udział w niebezpiecznym rozniecaniu emocji” – mówił poseł RP Adam Kępiński w czwartek podczas konferencji prasowej w Sejmie.
Padały nawet słowa, by zorganizować marsz – chyba na wzór tego z 11 listopada – który ma pokazać, że tam są też i >prawdziwi Polacy<. Jego zdaniem posłowie PiS, obecni wtedy w Opolu, powinni byli natychmiast interweniować, gdy zauważyli, że "łamane są przepisy o mniejszościach narodowych".
A my i tak nie byliśmy nie jesteśmy i nie będziemy Polakami, kiedy ci polscy nacjonaliści to zrozumieją.
Należy też autorowi przypomnieć że w plebiscycie około 30% słowiańskich Ślązaków opowiedziało się za Niemcami, czyżby wtedy już istniał RFN?
Imponujące dane chyba z CBBOP :).
Swoją drogą w niewielkim stopniu ma rację!
Wielu Ślązaków(Polaków) głosowało „za Niemcami” z tego tytułu iż ich bracia, synowie znaleźli sobie pracę w głębi Niemiec i bali się rozdzielenia rodzin kordonem granicznym. Oczywiście jest to wielkie uproszczenie. Większe straty Polacy ponieśli w momencie kiedy Polacy zamieszkali po za terenem Śląska nie przyjechali tutaj na Plebiscyt!
Dlaczego?
Powodów jest kilka.
Pracowali i nie otrzymali zgody ze swoich firma na „urlop” tylko Polacy ze Śląska. Niemcy byli dowożeni za darmo.
Odbywały się kontrole w przededniu Plebiscytu w pociągach. Każde polsko brzmiące nazwisko było natychmiast przez ichny SOK wyłapywane i wysadzane z pociągu. itd.
Oczywiście pytanie jest inne skąd w przedwojennych Niemczech wzięła się tak liczna grupa Polonii że mieli status Mniejszości Polskiej?
Może nam anonim przypomni liczby, ileż to osób liczyła niemiecka Polonia szczególnie w rejencji opolskiej! :) Dane są przecież ogólnodostępne.
Myślę, że skoro anonim jest taki obiektywny to nam je przytoczy. Oczywiście jeżeli jest tylko RASio-tubą lub gorzej niemcotubą to wtedy jako ewidentny łgarz zamilknie a kto inny wskaże miejsce w Instytucie Śląskim gdzie te dane się znajdują.
Hm, dobre sobie….
„Wielu Ślązaków(Polaków) głosowało „za Niemcami” z tego tytułu iż ich bracia, synowie znaleźli sobie pracę w głębi Niemiec i bali się rozdzielenia rodzin kordonem granicznym”
Czego też Polacy dokonali i podzielili rodziny, liczył się po prostu przemysł a nie tam jacyś Ślązacy, dla dawnej rolniczej Polski żyła złota,a po drugie to polska delegacja prosiła aby głosowali emigranci ponieważ Ślązacy masowo pracowali w zagłębiu Ruhry, niestety okazało się że są bardziej proniemieccy jak propolscy.
Co do danych Polonii w rejencji opolskiej widać to nawet dzisiaj hmm,nie była to jednak Polonia, dzisiaj to mniejszość niemiecka, jeszcze jakieś pytania?
Ich proniemieckość szczególnie była widoczna w protestach do Wysokiego Komisarza Ligi Narodów, gdzie skarżyli się na na brak możliwości wyjazdu na Plebiscyt na Śląsk z powodu braku „urlopu”(ponad 8 tys listów) i zatrzymań w pociągach (prawie 3 tys skarg).
To wszystko znajdziesz w Instytucie Śląskim
Czyli potwierdzasz moją wcześniejszą tezę, iż do wojny byli Polakami a potem indoktrynacja w Hitlerjugend zrobiła z nich Niemców, lub też inną popularną wersję , że to Dojczmarki zrobiły z nich Niemców?