W maju 1938 r. po raz ostatni zasiedliśmy w ławkach wadowickiego gimnazjum, by uzyskać dyplom dojrzałości. Po maturze rozproszyliśmy się w różne strony. Większość z nas rozpoczęła służbę wojskową, inni wstąpili w progi uniwersytetów lub podjęli pracę zawodową. Pierwsze nasze spotkanie koleżeńskie odbyło się w lipcu 1948 r., następnie co dwa – trzy lata, w Krakowie. Zapraszał nas do siebie na te spotkania ówczesny biskup, a następnie kardynał – nasz kolega gimnazjalny Karol Wojtyła. W 40. rocznicę matury, przypadającą w 1978 r. mieliśmy się spotkać jak zwykle w Krakowie, w okresie Świąt Bożego Narodzenia. „Lolek”, bo tak Go nazywaliśmy w gimnazjum, wyjechał w październiku do Rzymu, by uczestniczyć w wyborze nowego papieża. Opuszczając metropolię krakowską, zapewne nie przypuszczał, że już do niej nie wróci. 16 października 1978 r. został wybrany papieżem i zasiadł na stolicy Piotrowej jako namiestnik Chrystusa. Przeżywaliśmy wszyscy wielką radość, że Pontife Maximus to właśnie On, nasz kolega z wadowickiej „budy”.
Mijały miesiące, aż nadszedł czerwiec 1979 r. i z nim wielka pielgrzymka papieża Jana Pawła II do ojczystego kraju. Podczas krótkiego pobytu w Wadowicach znalazł kilkanaście minut, by spotkać się z nami i zaprosić do siebie, do Rzymu na tradycyjne koleżeńskie spotkanie.
I tak zjechaliśmy się ze wszystkich stron Polski do Wiecznego Miasta. Po trzech dniach jazdy autobusem PKS, kursującym na linii Warszawa-Rzym przepiękną trasą przez Bratysławę, Wiedeń, Wenecję i Florencję, dotarłem do Rzymu, na miejsce naszego spotkania. Zatrzymałem się w pensjonacie „Anita” przy via Marianna Dionigi, w pobliżu Castello S. Angelo – zamku Św. Anioła, niegdyś mauzoleum cesarza Hardiana.
Oczekiwali nas – współorganizator spotkania Jurek Kluger mieszkający na stałe w Rzymie, inżynier budownictwa, Radek Kogler – demograf z Toronto, dyrektor Polsko-Kanadyjskiego Instytutu Naukowo-Badawczego, działacz Polonii kanadyjskiej oraz starszy od nas, wychowanek wadowickiego gimnazjum Władek Balon z Londynu. Osiem dni pobytu w Rzymie, wspólne zwiedzanie wspaniałych zabytków, wieczorne rozmowy wskrzesiły chwile beztroskiej młodości i zacieśniły więzy koleżeńskie. Gosposia „Anity” pani Elisabetta serwowała nam smaczne włoskie dania (koledzy obliczyli, że zjedliśmy sześć worków makaronu), a naszym wspaniałym łącznikiem – tłumaczem operującym językiem francuskim był Antoś Bohdanowicz z Sopotu.
Wędrujemy po wiecznym mieście
Już w pierwszym dniu naszego pobytu w Rzymie odwiedziliśmy „Corda – Cordi” („Serca ludzkie – Sercu Bożemu”). Centralny Ośrodek Duszpasterstwa Pielgrzymów przy placu Piusa XII mieści się w budynku granicznym z ponad 340 metrową (284 kolumn) kolumną Berniniego, powstałą z okazji Jubileuszu Odkupienia w 1933 r. i posiada sześć sekcji – francuską, angielską, włoską, hiszpańską, niemiecką i słowiańską, utworzoną z okazji Świętego Roku w 1975 r., z inicjatywy kierownika Biura, niestrudzonego i zawsze pogodnego księdza Kazimierza Przydatka, z zakonu Jezuitów.
Wchodzimy do głównej Sali Biura. Za stołem ks. Kazimierz otoczony grupą polskich pielgrzymów. Obok siostra zakonna udziela informacji, wydaje broszury, przewodniki i mapy. Tu każdy pielgrzym znajdzie serdeczną pomoc w znalezieniu taniego noclegu, będzie mógł skorzystać ze wspólnego zwiedzania bazyliki i innych wspaniałych budowli, z udziału w tanich wycieczkach do Asyżu, Monte Cassino, Pompeii, Tivoli. Ośrodek wydaje wiele własnych publikacji. Ksiądz Kazimierz nie szczędził sił ni czasu by służyć pomocą, dobrą radą ubogim pielgrzymom. Odwiedza campingi, kwatery prywatne, zaprasza na msze święte w języku polskim, odprawiane w podziemiach watykańskich, w kaplicy MB Częstochowskiej. Jego wielka dobroć, wysoka kultura, słoneczny uśmiech, prostota i bezpośredniość szybko zjednują mu serca pielgrzymów.
Dzielnie pomagał mu ksiądz Ksawery Sokołowski, doskonały znawca historii sztuki starożytnego Rzymu. Był naszym wspaniałym towarzyszem i przewodnikiem w wędrówkach po Wiecznym Mieście. To dzięki niemu w ciągu zaledwie ośmiu dni zwiedziliśmy tak wiele: bazylikę św. Piotra z młodzieńczym arcydziełem Michała Anioła „Pietą”, muzeum watykańskie, Kaplicę Sykstyńską z freskami mistrzów renesansu, bazyliki: św. Jana na Lateranie, św. Pawła i Santa Maria Maggiore, amfiteatro Flavio – Koloseum o obwodzie większym niż pół kilometra, a także Forum Romanum. Razem z księdzem Ksawerym, który czasem na gubił lecz zawsze odnajdował – wspinaliśmy się po Schodach Hiszpańskich, na wzgórzach Kwirynału i Kapitolu, zadzieraliśmy głowy na kolumny Trojana i Marka Aureliusza, piliśmy wodę z barokowej fontanny Trevi i krzepiliśmy się winogronami na Piazza Venezia, dumnie przechodziliśmy pod Łukiem Konstantyna, zapuszczaliśmy się w katakumby św. Sebastiana i w mroki budowli Agryppy – rzymskiej świątyni wszystkich bogów Panteonu. Razem z nim przemierzyliśmy pierwszą z dróg konsularnych Via Appia Antica z 312 r. p.n.e., zwaną regina viarum – królową dróg, do której stoi przytulony mały kościółek :Quo vadis”, w miejscu gdzie św. Piotr, opuszczając za namową braci chrześcijan Rzym, spotkał Jezusa.
W czasie jednej z wędrówek z ks. Ksawerym uroczymi wąskimi uliczkami Rzymu wstąpiliśmy na filiżankę aromatycznej kawy do najstarszej, założonej w 1760 r. rzymskiej kawiarni „Caffe Greco”. Tu na przełomie XIX i XX w. urzędowało Koło Polskie, założone przez malarza Edwarda Okunia. Tutaj liczni karbonariusze, konspiratorzy i rewolucjoniści różnego pokroju toczyli zażarte dyskusje, roztaczali wizje lepszego świata. Do „Caffe Greco” przychodzili chętnie nasi wielcy pisarze – Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Norwid, Sienkiewicz, Konopnica i malarz Siemiradzki. W sali, w której zbierali się Polacy z „Wielkiej Emigracji” wisi portret Adama Mickiewicza.
Przemierzając krokiem turysty stare uliczki Wiecznego Miasta spotkaliśmy wiele pamiątek polskich, potwierdzające wielowiekowe kontakty polsko-włoskie, jak kościół św. Andrzeja, gdzie w nowicjacie Jezuitów mieszkał i zmarł św. Stanisław Kostka, jak wielki stary pałac Odeschalchi, w którym przebywała wdowa po królu Janie Sobieskim – Maria Kazimiera wraz z trzema synami, jak plac Navona, na którym w 1798 r. biwakowały legiony Dąbrowskiego.
W środę na Placu Świętego Piotra
Pierwsze nasze spotkanie z Ojcem Świętym – już w środę, na placu św. Piotra, w czasie cotygodniowej audiencji generalnej. Kiedyś audiencje odbywały się w dawnej auli Nerviego, obecnie auli Pawła VI, mogącej pomieścić około 8 tys. osób. Tylko w Roku Świętym 1975 – audiencje odbywały się na placu św. Piotra.
Dziś, gdy Jan Paweł II zawładnął sercami milionów ludzi wszystkich kontynentów, audiencje znowu odbywają się na wielkim placu przed bazyliką.
Już o godz. 16.00 nasz troskliwy opiekun ks. Kazimierz przeprowadził nas przez kordony straży porządkowej, przez zapory barwnych halabardników gwardii szwajcarskiej (jeden z nich z dumą opowiadał nam, że był w Wadowicach w czasie pielgrzymki papieża po ojczystym kraju). Z trudem docieramy do sektora polskiego, zajmujemy krzesła tuż obok barierki. 50 tys. pielgrzymów z całego świata zajmuje połowę wielkiego placu. Po flagach narodowych, barwnych transparentach rozpoznajemy pielgrzymów z Iraku, Japonii, Meksyku, Brazylii, Kanady, Australii oraz z wielu krajów Europy. Liczne bukiety kwiatów, podarki (np. Austriacy przywieźli piękną choinkę z Tyrolu), śpiewy w różnych językach, mieszające się z dźwiękami gitar, nadają atmosferze swoistego uroku. Nie ma żadnych różnic narodowościowych, wszyscy są dla siebie bliscy, przyjaźni, serdeczni, wymieniają uśmiechy, pozdrowienia, podchwytują znane melodie. Naprzeciw nas – liczna grupa Meksykańczyków, którzy nieustannie skandują: „Juan Pablo Segundo, Te quiere todo il mundel” – „Janie Pawle II, Ciebie kocha cały świat!”. Pozdrawiają nas słowami: „Polonia! Polonia! Viva Papa!” – odpowiadamy im: „Viva Mexico!”.
Godzina 18.00. Gromkie oklaski świadczą, że Ojciec Święty wjechał już na plac przez „Arco Della Campano” („Bramę Dzwonów”) – po lewej stronie fasady bazyliki. Jest! Wjeżdża stojąc w białej Toyocie – otwartym jeepie. Przez cały plac przepływa huragan oklasków, gorących wiwatów i słów powitania.
Przed fasadą bazyliki papież zasiada na fotelu. Wita pielgrzymów przybyłych z całego świata w różnych językach, wita i nas – swoich kolegów z wadowickiego gimnazjum, a następnie wygłasza przemówienie. Dziś dalszy ciąg opisu stworzenia człowieka z Księgi Rodzaju, z tekstu „jahwistycznego”, który zdumiewa głębią ujęcia prawdy o człowieku, zawiera w sobie najpierwotniejsze słowa objawienia.
Papież intonuje swym pięknym głosem „Pater noster” i udziela błogosławieństwa, kończąc słowami: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Schodzi następnie z podium i wnika w morze pielgrzymów. Wśród gorących braw pozdrawiam wszystkich serdecznym uśmiechem, ściska wyciągnięte dłonie, podnosi i przytula dzieci. Podchodzi i do nas, wita się ze swymi kolegami mówiąc: „Dobrze żeście przyjechali, spotkamy się w niedzielę”. Ściska dłoń Ludwika Mosurskiego, który w imieniu wiernych Kalwarii Zebrzydowskiej witał Ojca Świętego, gdy w swojej pielgrzymce odwiedził to piękne górskie miasteczko. Przechodząc obok mnie, mówi do swojego otoczenia: „To ten, który opisał mnie w gazecie” – słowa te odnoszą się do notatki jaka ukazała się na łamach „Tygodnika Powszechnego” o naszych koleżeńskich spotkaniach w Krakowie.
Na prawo, przed pierwszym sektorem, papież długo przebywa wśród chorych, kalek, inwalidów na wózkach i noszach, rozmawia z nimi, krzepi gorącymi słowy, błogosławi. Zapada zmierzch, audiencja skończona, ale tłum pielgrzymów nie spieszy się z opuszczeniem placu. Każdy chce jak najdłużej zatrzymać w swym sercu chwile tego wielkiego spotkania. Wracamy do „Anity”. Dziś nie idziemy na spacer po Rzymie. Po kolacji w jednym z pokoi wspominamy w przyjacielskim gronie te niezapomniane chwile. O godz. 23.30 w pokoju zakołysały się lampy – doznaliśmy emocji trzęsienia ziemi. 200 km na północ od Rzymu, w Umbrii było epicentrum trzęsienia. Były ofiary. Cdn.
Autor: Eugeniusz Mróz, przyjaciel Ojca Świętego Jana Pawła II
PS. W dniu 4 listopada papież Jan Paweł II obchodzi imieniny. Zmówmy modlitwę w Jego intencji!
Piekne przeżycia. Ma Pan co wspominać.To były piękne dni, naprawdę piękne dni , dziś nie zna juz kalendarz takich dat – jak to w piosence.
Pomódlmy się za zmarłych, którzy już sobie pomóc nie mogą.
Pomódlmy się tez za nas samych.
Piękny artykuł.