Gdy trwa batalia o dalszy rozwój szkolnictwa i obecność lekcji historii w szkołach i gdy trwa ogólnopolski test dla szóstoklasistów, dziennikarze postanowili sprawdzić wiedzę historyczną polskich parlamentarzystów. Tym oto sposobem przed kamerę nawinął się poseł Joński, który nie tylko posłem jest, ale również rzecznikiem prasowym swojej partii matki, czyli SLD.
Niektórzy z pewnością już zdążyli zobaczyć historyczne popisy posła SLD, który został zapytany o kilka podstawowych (ale to naprawdę podstawowych) dat związanych z ważnymi polskimi wydarzeniami. I tym oto sposobem napisał dzieje Polaków od nowa, gdyż wg posła Powstanie Warszawskie wybuchło w 1988 r., z kolei stan wojenny wprowadzono rok później – w 1989 r. Jak wszyscy wiemy – daty te były zupełnie inne (odpowiednio 1944 r. i 1981 r.). Problem w tym, że człowiek stąpający po Sejmie nie ma prawa zapominać takich dat, nawet tłumacząc się na powierzchowny charakter zajęć podczas studiów.
Takie sytuacje pokazują, że wartość merytoryczna niektórych ludzi w polskim parlamencie jest drakońsko niska. Pokazuje też, że miejsca pokroju Muzeum Powstania Warszawskiego są potrzebne i to nawet wysoko postawionym osobom (polecam wspomnianemu posłowi, ul. Grzybowska 79, Warszawa). Kwestia tylko tego, czy parlamentarzysta po prostu nie pamiętał, czy pamiętać nie chciał. Wszak należy do partii, która jest dzieckiem PZPR-u, w którym cała komuna wprowadzająca stan wojenny stawiała pierwsze kroki.
Tym oto sposobem wyciągam dwa wnioski. Po pierwsze, postulat zwiększenia ilości godzin historii w szkołach, co proponuje Solidarna Polska, jest potrzebny. Nie można bezsensownie wyrzucać historii ze szkół, co robi Platforma Obywatelska, bo efekty później widzimy takie jak wyżej. Po drugie – sam poseł chyba jednak jest z siebie dumny, bo przecież dzięki niewiedzy – sam przeszedł do historii.
Autor: Marcin Rol