Zaprezentowana niedawno rządowa propozycja likwidacji Funduszu Kościelnego i zastąpienia go możliwością odpisu 0,3% podatku dochodowego na rzecz Kościoła czy innej wspólnoty religijnej niesie ze sobą kilka poważnych zagrożeń. Warto więc przyjrzeć się, jaki wpływ na funkcjonowanie Kościoła w Polsce może mieć ta zmiana.
Z Funduszu Kościelnego finansowane są przede wszystkim składki na ubezpieczenie społeczne dla dwóch grup duchowieństwa: członków zakonów klauzurowych i misjonarzy. Ci pierwsi są często solą w oku inżynierów społecznych, którym marzy się wizja idealnego świata bez Boga i religii. Nie potrafią zrozumieć, jak to możliwe, że niektórzy ludzie dobrowolnie rezygnują z przyjemności małżeńskich, posiadania majątku a nawet z osobistej wolności, aby w ciszy klasztoru być bliżej Stwórcy. Mistrzowie wojującego ateizmu z dawnego ZSRR po prostu rozwiązywali dekretem wszystkie monastery a mnichów i mniszki „resocjalizowali” w obozach pracy. Ich współcześni następcy walczą inną bronią – ośmieszaniem, medialną nagonką czy odcięciem od źródeł finansowania. Strach pomyśleć, jak wyglądałby nasz świat, gdyby nie setki pokornych braci i sióstr trwających na modlitwie w swoich skromnych kaplicach, gdzie na kolanach upraszane jest miłosierdzie dla grzeszników.
Misjonarze natomiast, poza pełnieniem posługi religijnej, są także ambasadorami Polski w świecie. Tysiącom biedaków z afrykańskich czy azjatyckich wiosek nasz kraj nie kojarzy się z stadionami na Euro 2012 czy orlikami z taką dumą otwieranymi przez premiera Tuska. Dla nich twarzą Polski jest twarz księdza, który często jest dla nich nie tylko przewodnikiem duchowym, ale także nauczycielem, lekarzem, budowniczym studni… Czy tacy ludzie, powracający do kraju naznaczeni piętnem życia w zabójczym dla białego człowieka klimacie, często wyniszczeni tropikalnymi chorobami, nie zasługują na wsparcie ze strony swojego państwa? Czy księżom, którzy opuszczają swoje diecezje, aby pojechać wraz za naszymi rodakami wszędzie tam, gdzie ci żyją ciężkim, emigranckim życiem, nie należy się pewność, że gdy kiedyś wrócą do domu, nie będą zdani tylko na łaskawość swoich współbraci i wiernych?
Środki z Funduszu są także wykorzystywane do finansowania działalności charytatywnej Kościoła w Polsce, takiej jak domy opieki czy hospicja. Ciekawe, jak rząd planuje rozwiązać problem osób ciężko chorych, które po ewentualnym upadku katolickich instytucji pomocowych zostaną bez opieki. Miejmy nadzieję, że reportaże z przepełnionych państwowych szpitali i domów starców nie posłużą jako materiały propagandowe w celu przekonania Polaków do dobrodziejstwa eutanazji.
System finansowania Kościoła poprzez odpisy podatkowe lub osobny podatek kościelny niesie w sobie co najmniej dwa poważne ryzyka. Jednym z nich jest zjawisko, które można nazwać apostazją ekonomiczną. W obliczeniach, które zaprezentował rząd, wpływy z odpisu od podatku PIT byłyby nawet większe od tych, które obecnie otrzymuje Kościół z Funduszu. Kalkulacje te mają jednak jedną, podstawową wadę – zakładają, że swoje 0,3% podatku przekażą wszyscy deklarujący się jako katolicy. Doświadczenia z analogicznym przepisem dotyczącym możliwości przekazania 1% na organizacje pożytku publicznego uczy, że tylko niewielki odsetek podatników skorzysta z tej możliwości. Co więcej, o ile dotowanie organizacji charytatywnych jest mocno promowane medialnie, to w odniesieniu do przekazywania pieniędzy na Kościół można spodziewać się sytuacji wprost przeciwnej. Lewicujące w większości media będą z dużym prawdopodobieństwem prowadzić kampanię, którą roboczo można nazwać „jestem nowoczesny – nie daję na kler”. Gdy zaś Episkopat czy poszczególne diecezje i parafie spróbowały zorganizować akcję zachęcającą do darowizn, główne telewizje, stacje radiowe i gazety uderzą w stare hasło „pazerni księża chcą waszych pieniędzy” przemilczając oczywiście fakt, że przekazywałoby się pieniądze, które już wcześniej oddało się państwu płacąc podatek. Jeżeli by zaś, wzorem Niemiec, podjęto by próby uczynienia dofinansowywania obowiązkowym, należałoby się liczyć z falą wystąpień z Kościoła. Potwierdzają to smutne doświadczenia z życia emigracji, gdzie wielu Polaków dla zaoszczędzenia paru euro dokonuje formalnej apostazji. Nie trzeba chyba zaznaczać, jaki byłby stosunek postępowych mediów do tego zjawiska.
Innym zagrożenie podatkowego finansowania Kościoła, także popartym przykładami z Europy Zachodniej, zwłaszcza Niemiec, jest ryzyko wytworzenia się podstawy „płacę i wymagam”. Czytając felietony mainstream’owych dziennikarzy już dziś widać cichą nadzieję na to, że biskupi, finansowo uzależnieni od darowizn wiernych, będą zmuszeni do rewizji stanowiska w takich kontrowersyjnych sprawach jak obrona życia od poczęcia czy biotechnologia. Ci, których marzeniem jest Kościół dostosowujący się do świata zamiast Kościoła zmieniającego świat już ostrzą pióra. Na poziomie parafialnym zaś zbytnie uzależnienie od wiernych świeckich może skończyć się plagą asystentek parafialnych próbujących kierować nawet liturgią. Bo przecież skoro to one utrzymują księdza, to on ma się ich słuchać.
Na koniec należy zwrócić uwagę na styl, w jakim rządząca Platforma Obywatelska poinformowała o zamiarze dokonania zmian w dotychczasowej strukturze finansowania życia religijnego. Zamiast dialogu ze stroną kościelną, mającego na celu wypracowania satysfakcjonującego dla wszystkich kompromisu, wybrano metodę faktów dokonanych. Gdy minister Michał Boni przedstawiał podczas posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu propozycje rządowe, w Internecie był już opublikowany komunikat w tej sprawie. Jak mówi w wywiadzie dla Rzeczpospolitej arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, miało to służyć wywarciu presji na biskupów, aby szybko zaakceptowali proponowane rozwiązania. Jak widać rząd próbuje w tej sprawie stosować dokładnie te same metody, którymi stara się przeforsować swoje propozycje reformy emerytalnej.
Katolików w Polsce czeka niełatwy czas. Kościół na pewno przetrwa, nie jest przecież organizacją tylko ludzką, ma w sobie nieśmiertelny boski pierwiastek. Przed biskupami czas intensywnej pracy nad rozwiązaniami, które pozwolą odnaleźć się w nowej rzeczywistości finansowej. Jeśli forsowane przez rząd staną się prawem, wierni świeccy będą musieli podjąć maksymalną mobilizację i na poważne wziąć sobie do serca przykazanie kościelne „dbać o potrzeby Kościoła”. A ci z nich, którzy głosowali na partie popierające antyklerykalne rozwiązania, a niestety takich katolików jest sporo, będą musieli zrobić porządny rachunek sumienia.
Autor: Jacek Sitarczuk
Swietny tekst Jacku :)
Panie Jacku
Dorzucę kilka uwag.
Otóz największą grupa darczyńców, może nie najbogatszą ale najwierniejszą i przewidywalną stanowią emeryci!
A oni rozliczani są przez ZUS, urzędowo…
Ilu z nich uda się do oddziału i wyrazi życzenie by jego darowizna przepisywana była na kościół?!?
Nie wiem, ale biskupi w tym wypadku muszą wykazać się nieustępliwością!
Nie może być tak, że ” państwo” wie lepiej co komu potrzeba czy się należy!
Pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt:
Otóż, zawsze kiedy dzieje się coś niedobrego wokół KK w Polsce, jak króliczki z kapelusza wypadają różne ” bokotematy”
A to molestowania, a to kapusiowanie, a to nieuczciwość…
Proszę, od kilku dni nagłaśnaiana jest książczyna pana Terlikowskiego z x Isakowiczem- Zaleskim!
Jaka on ma być pożyteczną, olalalal!!!!
ksiądz w wywiadzie w Onecie :(
Powiada że zna całe kurie homo….
Mnóstwo księżowskich romansów… itp… itd…
Miłosnicy kościoła się znaleźli!
Polezą do wrogów i klepią, że to oczywiście mówią ” dla dobra kościoła”
A jakże!!!
Narażę sie ( nie pierwszy raz zresztą) Klubom GP, ale ksiądz Zaleski nie jest wiarygodnym i uczciwym!!!
wiadomo, że Kościól jest ( będzie) Tryumfujący
ale na razie jest Cierpiący i nie nalezy dokładać swoich biczów.
Tyle .
http://www.bibula.com/?p=53748
http://wpolityce.pl/artykuly/25107-strach-pomyslec-jak-wygladalby-nasz-swiat-gdyby-nie-setki-pokornych-braci-i-siostr