Bardziej niż w Credo wierzą oni w liberalne brednie o ekumenizmie i braku różnic między religiami i prawa człowieka do wyznawania tego, co mu się tylko spodoba. Cenią jakąkolwiek religijność bardziej niż troskę o prawdę i zbawienie, a to dlatego, że nie widzą w tym nic złego, bowiem zasada niesprzeczności dla tych pseudointelektualistów już dawno przestała istnieć.
Po wyemitowaniu w telewizji TVN jednego z odcinków programu Wojciecha Cejrowskiego, w którym znany podróżnik ukazuje swój punkt widzenia wobec buddyzmu, wybuchła całkiem spora histeria wśród wyznawców religijnego indyferentyzmu, propagatorów równości wyznaniowej i tzw. „uczuć religijnych” oraz mediów, nawet tych deklarujących się jako katolickie. Mnie osobiście taka reakcja zupełnie nie dziwi, bowiem w dobie, w której zasady podstawowej logiki stały się zabobonem nic już dziwić nie może poza tym, że ktoś tej zdrowej logiki chce się trzymać. I wtedy należy mu się szacunek. Tak jak w tym przypadku – Wojciechowi Cejrowskiemu za słowa prawdy o demonicznej religii jaką jest buddyzm, w dodatku wypowiedziane na antenie telewizji, która – mówiąc delikatnie – przychylna poglądom religijnym reprezentowanym przez podróżnika raczej nie jest.
Można mieć różne zdanie na temat osoby Wojciecha Cejrowskiego, jego sposobu bycia, autoreklamy i pracy dziennikarskiej. Nie ukrywam, że i dla mnie wiele jego zachowań trąca dziwactwem i brakiem smaku, bowiem nie za bardzo rozumiem po co chodzić na bosaka po polskich ulicach, nawet latem przy trzydziestostopniowych upałach. No cóż, de gustibus non est disputandum, nie o gusta i smak tutaj chodzi. Rzecz w tym, że – w moim przekonaniu – Cejrowski swoim programem wykonał dobrą robotę katechetyczną i to o wiele lepszą niż setki nawet dobrych homilii głoszonych z ambon w polskich kościołach. Dlaczego? Otóż, Cejrowski w jasny, prosty, a zarazem dosadny sposób mówi czym jest buddyzm, na czym się opiera i dlaczego stoi w rażącej opozycji do wiary katolickiej. Tej prawdy nie usłyszymy na kazaniach w niedzielę, nawet w dużych miastach, gdzie ta obskurna religia zatacza coraz większe kręgi i przyciąga – najczęściej nieświadomych – nowych wyznawców. Autor WC Kwadransu wykazuje, że pojęcia takie jak reinkarnacja, niebyt, nirwana są nie do pogodzenia z pojęciami katolickimi – Zmartwychwstania, Boga (bytu samoistnego – jak uczy św. Tomasz), czy Nieba i Piekła. Dalej, opierając się o podstawowy prawdy wiary i posługując się elementarną logiką stwierdza, że skoro buddyści nie oddają czci Bogu, to w takim razie oddają ją diabłom. Czego nie dowodzi sama tylko logika, ale i praktyka – to jest okultyzm, spirytyzm czy posągi o diabelskich twarzach i symbolice występujące w buddyjskim „kulcie”. W świecie nie ma sfer neutralnych – albo coś należy do Boga albo do diabła. I tę prostą prawdę pokazał Cejrowski.
O co więc tyle hałasu ze strony pseudokatolickich redaktorów i ich ideowych kompanów?
Przyczyna jest prosta, a w zasadzie sprowadza się do jednego. Bardziej niż w Credo wierzą oni w liberalne brednie o ekumenizmie i braku różnic między religiami i prawa człowieka do wyznawania tego, co mu się tylko spodoba. Cenią jakąkolwiek religijność bardziej niż troskę o prawdę i zbawienie, a to dlatego, że nie widzą w tym nic złego, bowiem zasada niesprzeczności dla tych pseudointelektualistów już dawno przestała istnieć. Krótko mówiąc wyznają wszystko to co zostało potępione już w XIX wieku przez papieży, a co dla nich jest dogmatem. Stąd ich oburzenie.
Jak już wspomniałem na początku, Cejrowskiemu należą się brawa, bo powiedział o czymś, o czym woli milczeć czy też nie zauważać większość biskupów i księży. Mamy nadzieję na więcej. Może następnym razem należałoby wziąć pod lupę protestantyzm, w każdej jego formie? A może judaizm? Wiele herezji jest do zwalczenia. Powodzenia, Panie Wojciechu.
Autor: Bartłomiej Gajos
100% OK.
http://gazeta-polska.pl/?p=49025
Pieknie powiedziane! Brawo!
Zgadzamy sie w 100 %
Pozdr
Pan został w XIX wieku!
Ekumenizm był jednym z priorytetów naszego papieża i nadal spełnia ważną rolę – jest częścią oficjalnej nauki Kościoła, a co najważniejsze: jest spójny z duchem chrześcijaństwa!
Autor-Katolik czuje się kimś lepszym niż wyznawcy innych religii i nie obchodzi go, jakimi są ludźmi… Ja Anka-Katoliczka z pokorą podchodzę do tematu różnorodności religijnej, a przykazanie miłości bliźniego, choćby nieprzyjaciela, jest dla mnie najważniejsze.
Na przyszłość, proszę o nienaciąganie nauk Kościoła tak, by udowodnić swoje widzi-mi-się. Sobór Watykański II uznał oficjalnie, że zbawiony może zostać każdy, kto dobrze żyje, według sumienia, choćby jego dobro było nawet intuicyjne i nie wiązało się z żadną religią..
Od Buddystów my Katolicy też możemy się wiele nauczyć – przede wszystkim dążenia do Pokoju, życia w Pokoju ze sobą, z Bogiem, ze światem.
Pani Anno,
dawno sobie Pani na mnie nie poużywała, prawda? Wie Pani co? To nie zostałem w XIX wieku, to Pani została w XX. A ja jestem w XXI i odrzucam XX wieczne zabobony przywiązując się do prawda wiecznych.
1. Ostatni sobór ma rangę doktrynalną takiej samej miary co kazanie proboszcza – czyli żadnej.
2. Jak Pani chce się uczyć od buddystów życia z Bogiem to zapewniam, że to Pani nie wyjdzie – oni w żadnego Boga nie wierzą.
I a propos nauczania „naszego” papieża. Świętemu Tomaszowi Morusowi zarzucano kiedyś, że opowiada rzeczy, które nie są zgodne z nauką biskupów. Ten odpowiedział: co z tego, że wszyscy biskupi są przeciwko mnie, skoro stoją za mnie święci apostołowie i Ojcowie Kościoła. Tak pod rozwagę. Pozdrawiam.
Bardzo dziękuję za merytoryczną odpowiedź. (Chciałabym, aby dyskusje pod każdym artykułem NGO były na takim poziomie).
1. Nie tylko ostatni, ale każdy poprzedni. Ma Pan rację – można łatwo odrzucać doktryny – bo jakby nie było, są to zawsze ludzkie interpretacje. Nie zgadzam się, że to nie ma żadnego znaczenia – warto posłuchać, reflektować samemu, skonfrontować. Bo mogłabym też powiedzieć, że skoro doktryny Kościoła i kazania proboszczów nie mają znaczenia, to tym bardziej artykuł w NGO… A jednak, Pan widzi sens w pisaniu, wielu czytelników w czytaniu tego (niezależnie czy się z Panem zgadzają czy nie). Jestem zwolenniczką Soboru, Pan nie – jestem w stanie to zaakceptować. Lecz nie źródłem pozostanie Słowo Boże.
Przy jednym się będę upierać – jak ktoś jest dobrym człowiekiem, nie zasługuje na potępienie, niezależnie od wyznania, narodowości, płci itd. A ile wśród nas katolików jest grzesznych, a może nawet złych ludzi? Tyle samo, co w innych wyznaniach. Myślę, że Panu miłe są dobro i miłość – to fundament, obojętnie w imię kogo człowiek to tego dąży. Czy autor chociaż trochę zgada się z tym wywodem?
2. Nie chodzi o uczenie się od Buddystów wiary, lecz pewnych aspektów życia. Zresztą nie ma religii idealnej – każda ma swoje problemy i sprawy, które wcale po bożemu nie traktuje.
Nasza również.
„A propos” Pana ostatniego wywodu z odpowiedzi – w pełni się z Panem zgadzam.
Serdecznie, Anka
Sobór Watykański II powołał się na ekumenizm, który ma za zadanie zjednoczyć chrześcijan w Kościele Katolickim, żeby nastała jedna owczarnia i jeden Pasterz. To było celem działania Jana Pawła II – odwrócić skutki reformacji, a nie jednoczyć się z religiami pogańskimi, raczej poprzez wytrwałość ich nawracać! Wszystko, co zakłóca jedność jest przeciw Prawdzie, która pochodzi od Boga. Dlatego jest ekumenizm, żeby protestanci i prawosławni wrócili do Kościoła Katolickiego. Pierwsze skutki tego działania widzimy w obecnym powracaniu duchownych anglikańskich pod zwierzchnictwo papieża. Chwała Panu!
Co do innych religii, to nie istnieje żaden ekumenizm, a jak były spotkania w Asyżu, to nie dlatego, żeby się jednoczyć, ale żeby pokazać, iż Kościół Katolicki, jedyny słuszny i najbliższe mu Kościoły chrześcijańskie dążą do zaprowadzenia pokoju na świecie, którego każdy może przestrzegać. Ale w ukrytym znaczeniu tych spotkań, Kościół Katolicki chciał powiedzieć, że pełen i prawdziwy pokój możliwy jest tylko w Chrystusie Jezusie Panu naszym. Zresztą Chrystus Pan powiedział, że nie ma innej drogi do Ojca jak przez Syna, a tylko w Bogu można uzyskać zbawienie, tylko dzięki Panu Jezusowi.
Kwestie zbawienia tych, co żyją przyzwoicie i godnie i mają szansę na zbawienie dotyczą przede wszystkim tych, do których Dobra Nowina nie dotarła lub nie mieli odpowiednio dużo czasu, żeby Ją przyswoić w pełni. Oczywiście, nie możemy pojąć w naszym słabym umyśle, jak miłosierny, dobry i wspaniały jest Bóg, dlatego nie wiemy do końca, czy ten a ten człowiek nie ma szansy na zbawienie, ale odrzucanie Prawdy, która zawiera się w chrześcijaństwie i pomocy, którą są Sakramenty Święte oddala człowieka od zbawienia, zawsze. Dlatego tak wielki problem jest z niektórymi kościołami protestanckimi, które odrzucają Sakramenty Święte ustanowione przez samego Chrystusa Pana – przede wszystkim EUCHARYSTIĘ – „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew ma życie wieczne.” – życie wieczne z Bogiem w Niebie i spowiedź, która oczyszcza nas, byśmy mogli przyjmować Przenajświętsze Mistyczne Ciało i Krew Pańską – „którym odpuścicie grzechy są im odpuszczone, a którym zatrzymacie są im zatrzymane.”
Nie naciągajmy Ewangelii i nie starajmy się być fałszywie „dobrzy”, bo dobry katolik-chrześcijanin to ten, który głosi Dobrą Nowinę poganom/innowiercom, żeby zmienić ich życie, pomagać im w życiu codziennym, ale zawsze pod znakiem MISJI, by ich nawrócić, otworzyć na Światło i Prawdę, a tolerować to, że błądzą, bo taka tolerancja znaczy tyle, co: „Leżysz na ziemi i umierasz to sobie leż i gnij, toleruję cię”. Miłość za to, którą jest Bóg w Trójcy Świętej Jedyny nakazuje nam się na tym człowiekiem pochylić i go wyleczyć. Zachęcam! My chrześcijanie mamy być narzędziem leczniczym w rękach Boga, a nie tolerancyjnymi ignorantami.
Szczęść Boże wam wszystkim!