Cenckiewicz o biskupie Lefebvre

Niezależna Gazeta Obywatelska28

„Dwadzieścia lat po śmierci biskupa Lefebvre historia coraz częściej przyznaje mu rację. Benedykt XVI coraz częściej piętnuje relatywizm doktrynalny, upadek dyscypliny i destrukcję liturgii w Kościele. Jeszcze zanim Joseph Ratzinger wstąpił na Tron Piotrowy diagnozował kryzys w Kościele w sposób, który zbliżał go do stanowiska Bractwa Św. Piusa X. Osobiście powrócił nawet do liturgii trydenckiej, którą publicznie odprawiał m. in. we Francji i w Niemczech. Jednocześnie już od lat osiemdziesiątych kardynał Ratzinger mówił, że mimo Soboru Watykańskiego II, który zapowiadał „wiosnę Kościoła”, doszło do „zapaści w wielu sferach”, które sięgają „samych korzeni Kościoła” pisze  dr.hab Sławomir Cenckiewicz

 „Przekazałem to, co otrzymałem”

Oni mają kościoły, ale to my zachowaliśmy wiarę” – powiedział w kazaniu przeciwko arianom św. Atanazy Wielki. Słynne słowa Doktora Kościoła, który w IV wieku niemal w pojedynkę prowadził walkę z zabójczą herezją Ariusza, dla tysięcy katolików po Soborze Watykańskim II stały się drogowskazem i zachętą do walki przeciwko współczesnym błędom. Stąd też wielu z nich, w osobie i postępowaniu arcybiskupa Marcelego Lefebvre’a upatruje nowego św. Atanazego, zaś posoborowy kryzys Kościoła porównuje do „nocy ariańskiej”, która za przyzwoleniem hierarchii zatriumfowała ówcześnie w całym świecie chrześcijańskim. Podobnie zdaje się uważać bp Bernad Tissier de Malerais – autor opublikowanej właśnie naukowej, ale i wyjątkowej biografii swojego duchowego ojca. Jej lektura jest konieczna dla wszystkich, którzy pragną zrozumieć złożoność obecnie prowadzonych rozmów teologicznych-kanonicznych Bractwa Św. Piusa X i Stolicy Apostolskiej.

Zwyczajny ksiądz  

Marceli Lefebvre (ur. 1905 r.) stronił zawsze od porównań do św. Atanazego. Był skromny i nieśmiały. Powtarzał często, że wyjątkowa sytuacja, w jakiej znalazł się Kościół i jego wierni na przełomie lat 60. i 70., zmusiły go do roli przywódcy katolickich tradycjonalistów. Od pierwszych chwil swojego kapłańskiego powołania „widział się w roli duchowego ojca, przywiązanego do swoich parafian i wpajającego im wiarę i chrześcijańskie obyczaje”. „Taki był mój ideał” – mówił. To jego pobożni rodzice – świątobliwa Gabriela i Rene Lefebvre, wskazali Marcelowi inną drogę. W 1923 r. postanowili by dołączył do swojego starszego brata – również Rene, który wybrał kapłaństwo i studiował w Rzymie. „Twój brat jest w Rzymie i ty też pojedziesz do Rzymu, nie ma o czym mówić, nie zostaniesz w diecezji” – mówił stanowczo ojciec przyszłego arcybiskupa. W ten sposób 18-letni Marcel trafił do Seminarium Francuskiego w Rzymie, które od połowy XIX wieku prowadzili misjonarze ze Zgromadzenia Ducha Świętego pod wezwaniem Najświętszego i Niepokalanego Serca Maryi Panny.

Odraza dla prawd umniejszonych…

Marcelego na całe życie ukształtowały dwie szkoły – rodzinna i seminaryjna. Katolickie wychowanie, jakie dali mu rodzice, którzy ofiarowali na służbę Bogu pięcioro swoich dzieci, zostało ubogacone w Seminarium Francuskim w Rzymie. To tam Marceli stał się żołnierzem Chrystusa. Zawdzięczał to przede wszystkim ks. Henrykowi Le Floch, który od 1904 r. kierował seminarium i „wpajał uczniom wiarę zarówno w zasady, jak i w praktyczną skuteczność prawdy katolickiej”. Łączył wielką pobożność i bogate życie wewnętrzne z apologetyką i obroną Kościoła. Pewien mnich ze słynnego opactwa w Solesmes powiedział o nim: „Nauczyłeś nas, Ojcze, szacunku dla pełnej prawdy i odrazy dla prawd umniejszonych…”. „Dziękuję mu z całego serca, bo to on pokazał nam drogę Prawdy” – powtarzał przy różnych okazjach wyświęcony w 1929 r. na księdza Marceli Lefebvre – „To on nauczył nas, kim dla świata i Kościoła byli papieże i czego nauczali przez półtora stulecia: antyliberalizmu, antymodernizmu, antykomunizmu, całej doktryny Kościoła w tych kwestiach. Naprawdę pozwolił nam zrozumieć i żyć walką prowadzoną przez kolejnych papieży z niezłomną konsekwencją w celu uchronienia Kościoła i świata przed plagami, które nas dzisiaj gnębią. Było to dla mnie objawienie”.

Kierunek Gabon

Otrzymana w Seminarium Francuskim solidna formacja kapłańska predestynowała młodego ks. Lefebvre’a do znaczącej roli w Kościele. W 1930 r. był już doktorem filozofii i teologii. Nie chciał jednak piąć się po szczeblach watykańskiej lub francuskiej hierarchii.  Zrodziło się w nim misjonarskie powołanie i pasja, których konsekwencją było wstąpienie do Zgromadzenia Ducha Świętego („duchaczy”). Fascynacja duchowością ojca Jakuba Libermanna, studiowanie dzieł św. Tomasza z Akwinu i ćwiczenia duchowe św. Ignacego Loyoli kierowały jego myśli w stronę ludzi wciąż nieznających Chrystusa. „Życie zakonnika ze Zgromadzenia Ducha Świętego – pisał w 1931 r. – powinno być kontemplacją oddającą się działaniu. Należy usunąć, na ile to możliwe, rozdział pomiędzy modlitwą i pracą. Nie porzucajmy Boga, aby Go dać naszym braciom”. Stąd też w 1932 r. ks. Marceli Lefebvre wsiadł na statek w Bordeaux i udał się Gabonu. Podróżował w buszu, budował kościoły i seminaria dla gabońskich księży, zwalczał pogański kult i składanie ofiar z ludzi, udzielał sakramentów, egzorcyzmował, katechizmował dorosłych i dzieci, walczył z żółtą febrą, głodem, poligamią, handlem żywym towarem… Był – jak wówczas mówiono – przełożonym od wszystkiego, ale zawsze z różańcem w ręku. Jego misjonarskiego zapału nie ostudziły nawet smutne wieści o śmierci matki (1938 r.), upadku Francji (w 1940 r.) i losach ojca, którego w 1942 r. Niemcy zamordowali w obozie w Sonnenburgu (aktualnie Słońsk). Już wówczas legenda Lefebvre’a rozszerzała się po całym Gabonie. „Mamy szczęście, że Bóg zesłał nam tego człowieka! Cóż to za wspaniały człowiek!” – powtarzali tubylcy. To również dzięki niemu, w latach 1932-1945 liczba gabońskich katolików wzrosła z 33 do 85 tys.!

Niedoszły kardynał  

 

Gorliwość i zasługi misyjne ks. Marcelego Lefebvre szybko dostrzeżono w Świętej Kongregacji Krzewienia Wiary i Sekretariacie Stanu. W 1947 r. papież Pius XII mianował go biskupem i wikariuszem apostolskim w Dakarze. Odpowiadał wówczas za całą Francuską Afrykę Zachodnią, zamieszkiwaną przez 20 milionów ludzi. W tym zagłębiu muzułmańskim bp Lefebvre kontynuował swoją pracę misyjną szczególnie dbając o trzy dzieła – szkołę średnią, seminarium duchowne i zakonne zgromadzenia złożone z tubylców, którzy w perspektywie czasu mieli przecież objąć stery Kościoła w Afryce. Wciąż odróżniał się pracowitością, na tyle, że po niespełna roku od objęcia wikariatu Dakaru Pius XII podniósł Lefebvre’a do godności delegata apostolskiego. Od tej pory Lefebvre odpowiadał już nie tylko za Afrykę Zachodnią, ale również Kamerun, Francuską Afrykę Równikową i Somalię, nie licząc Maroka, Sahary, Madagaskaru i Reunion. W specjalnym breve papież pisał: „Rządził ojciec tak roztropnie, mądrze i aktywnie wikariatem apostolskim w Dakarze i z tak wielką gorliwością rozszerzał królestwo Chrystusa, że sądzimy, iż będzie dobrym wyborem powierzenie ojcu kierownictwa delegaturą, w całkowitym przekonaniu, że szczególne talenty ojca, a zwłaszcza sprawdzona już gorliwość oraz inne zdolności, które predestynują ojca do objęcia tego stanowiska, będą wielkim i zbawiennym pożytkiem dla tej delegatury”. Lefebvre erygował nowe parafie i diecezje, fundował klasztory, bierzmował, wyświęcał kapłanów i konsekrował biskupów. Dbał o czystość katolickiej doktryny i piękno liturgii, której powagę strzegł przed fałszywą inkulturacją – pogańskimi tańcami i „tam-tamami”. W 1955 r. został pierwszym arcybiskupem Dakaru. Gdyby nie śmierć Piusa XII w 1958 r. abp Lefebvre zostałby zapewne wkrótce kardynałem…

W obliczu „odnowy”

 

Jan XXIII zapoczątkował zupełnie nowy kurs w dziejach Kościoła. Janowe „aggiornamento” szybko dosięgło osobiście abp Lefebvre. Jako „konserwatysta” już w 1959 r. został pobawiony funkcji delegata apostolskiego. Trzy lata później musiał opuścić Dakar, by objąć na krótko rządy w małej diecezji Tulle. Wciąż był jednak ważną postacią życia kościelnego. W 1962 r. został mianowany Asystentem Tronu Papieskiego, doradcą Świętej Kongregacji Rozkrzewiania Wiary i przełożonym generalnym Zgromadzenia Ducha Świętego. Był doskonale przygotowany do walki, jaką miał stoczyć siedząc w ławach Soboru Watykańskiego II. Już w pierwszych dniach soboru wyraził publicznie swój niepokój, kiedy na liście ekspertów teologicznych zauważył nazwiska obłożonych cenzurą i karami kościelnymi niewiernych nauce Kościoła duchownych – o. Yves’a Congara, o. Henri de Lubac’a i o. Karla Rahnera. Później, u boku kilku kardynałów, stoczył prawdziwy bój w obronie mszy św., którą nowatorzy pozbawić chcieli ofiarnego charakteru przesuwając akcent na błędnie pojętą aktywizację wiernych i „sprawowanie Wieczerzy Pańskiej”. Spór wokół konstytucji o liturgii był jedynie zapowiedzią wojny, która rozgorzała pomiędzy ojcami soboru. Skupione wokół Międzynarodowego Zgromadzenia Ojców konserwatywne skrzydło Kościoła, liczące około 200 biskupów, przegrywało w praktyce większość soborowych bitew stoczonych wokół rozumienia wolności religijnej, ekumenizmu, misji, kolegialnej władzy w Kościele, potępienia współczesnych herezji, komunizmu, godności osoby ludzkiej… „Byliśmy świadkami zaślubin Kościoła z ideami liberalnymi” – powiedział na zakończenie soboru abp Lefebvre – „W ten sposób zostały naruszone podstawy wiary, moralności i dyscypliny kościelnej, przed czym ostrzegali wszyscy papieże”.

Prawdziwe aggiornamento

 

Wielu duchownych traciło zapał i oczekiwało upragnionej emerytury. Zaniepokojony obrotem spraw i postawą Pawła VI, kardynał Alfredo Ottaviani wyznał pod koniec soboru, że wolałby jak najszybciej umrzeć by mieć pewność, że umiera jeszcze w Kościele katolickim. Marceli Lefebvre nie zamierzał bezczynnie przyglądać się tej „odnowie” i ratował co mógł – wciąż wizytował misje prowadzone przez „duchaczy”, reorganizował seminaria i stawiał na formację kapłanów. Ponad wszystko stał jednak na straży czystości wiary i dyscypliny kościelnej. Był zaniepokojony postępującą rebelią. Wielu coraz częściej mówiło o potrzebie zastąpienia „misji” w „dialog ekumeniczny”. Postępowała laicyzacja życia kapłańskiego. Lefebvre przypominał, że sutanna „oznacza oddzielenie od świata i zawiera świadectwo dane Naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi”. „Strój świecki, rezygnacja z jakiegokolwiek świadectwa dawanego poprzez strój wyraźnie oznacza brak wiary w kapłaństwo, brak szacunku dla zmysłu wiary bliźnich, a ponadto tchórzostwo, brak odwagi w bronieniu własnych przekonań”. „Naszego aggiornamento – wołał Lefebvre w 1965 r. – nie przeprowadzajmy w duchu neoprotestantyzmu niszczącego źródła świętości. Niech kierują nami święte pragnienia, które były motorem życia wszystkich świętych dokonujących reform i odnowy z miłości do Chrystusa Ukrzyżowanego, zachowujących posłuszeństwo, ubóstwo i czystość. W ten sposób zdobyli ducha poświęcenia, ofiary i modlitwy, które uczyniły z nich apostołów”. Pod koniec 1968 r. „duch odnowy” na dobre zagościł w Zgromadzeniu Ducha Świętego. Nie mogąc się z tym pogodzić abp Lefebvre złożył dymisję.

W obronie mszy

W tym czasie pod wodzą zaprzyjaźnionego z papieżem ks. Annibale Bugniniego eksperymentowano z liturgią mszalną. Kiedy podczas synodu biskupów w 1967 r. ów prałat zaprezentował efekty swojej pracy wielu biskupów było zdumionych tym, co zobaczyli, a niektórzy z nich – jak kardynał Josyf Slipij – w proteście opuścili Kaplicę Sykstyńską. Całość tego eksperymentu przypominało raczej protestanckie nabożeństwa, które są jedynie „pamiątką Ostatniej Wieczerzy”, a nie uobecnieniem tej samej ofiary, jaką na Kalwarii złożył Pan Jezus. Usunięcie z mszy modlitw pokutnych, znaków krzyża, odwołań do Trójcy Przenajświętszej, wyrzucenie tzw. Kanonu sięgającego czasów apostolskich, odłączenie ołtarza od tabernakulum i usytuowanie kapłana tyłem do Najświętszego Sakramentu, a nawet zmiana formuły konsekracyjnej niszczyły dwutysiącletnią tradycję liturgiczną Kościoła i miały zbliżyć katolików do protestantów. Max Thurian z ekumenicznej wspólnoty w Taizé szczerze wyznał: „jednym z owoców tego będzie fakt, iż wspólnoty niekatolickie będą mogły celebrować Wieczerzę Pańską, używając tych samych modlitw, co Kościół katolicki. Teologicznie jest to możliwe”. Wśród oglądających kolejne wersje mszy przygotowanej przez papieskiego liturgistę był także abp Lefebvre. „Słuchając tego godzinnego wykładu – wspominał – mówiłem sam do siebie: «To niemożliwe, żeby ten człowiek cieszył się zaufaniem Ojca Świętego, że to właśnie jego Papież wybrał, aby przeprowadzić reformę liturgii!» Mieliśmy przed sobą człowieka, który z pogardą i wręcz niewyobrażalną bezceremonialnością deptał wielowiekową liturgię. Byłem zdruzgotany. Zwykle dość łatwo przychodzi mi publiczne zabieranie głosu, jak to czyniłem na przykład podczas soboru. Ale tym razem nie miałem sił, aby podnieść się z miejsca. Słowa uwięzły mi w gardle”. Protestowali inni – zakonnicy, biskupi i kardynałowie. Na nie wiele się to zdało. Paweł VI i tak wprowadził nowy obrzęd mszy, którą określił mianem „zgromadzenia ludu Bożego, który jednoczy się pod przewodnictwem kapłana, aby celebrować pamiątkę Pańską”. Wstrząśnięci tym kardynałowie Antonio Bacci i Alfredo Ottaviani napisali do papieża, że nowa msza „tak w całości, jak w szczegółach, wyraźnie oddala się od katolickiej teologii mszy świętej”.

„Biskup faszystów”

Opór przeciwko mszy Pawła VI legł u podstaw założenia w latach 1969-1970 Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X. Wspierany przez wielu kapłanów i hierarchów (również w Watykanie) przy aprobacie dwóch lokalnych biskupów, abp Lefebvre założył w Szwajcarii pierwszy dom i otworzył seminarium duchowne. Do tego czasu katolicki ruch tradycjonalistyczny na całym świecie działał w rozproszeniu, choć skupiał dziesiątki tysięcy wiernych i setki kapłanów. Lefebvre chciał przede wszystkim ratować kapłaństwo i mszę: „zasadniczą przyczyną obecnego kryzysu Kościoła jest bowiem osłabienie kapłaństwa. Kapłaństwo zaś jest skoncentrowane na Świętej Ofierze Mszy”. Otwarciu seminarium w Econe od samego początku towarzyszyły kłopoty. Dyscyplina, noszenie sutanny, tradycyjna teologia, „stara liturgia” a nade wszystko rzesze wiernych i dziesiątki powołań kapłańskich, zaniepokoiły wielu kościelnych liberałów, których „odnowione” seminaria opustoszały a kościoły świeciły pustkami. Za ich namową Paweł VI zażądał od abp. Lefebvre’a „przyjęcia nowego mszału jako konkretnego znaku posłuszeństwa”. O tym jednak nie mogło być mowy. Zatwierdzone wcześniej statuty Bractwa Św. Piusa X gwarantowały odprawianie mszy wyłącznie według rytu trydenckiego. W 1976 r. Paweł VI oznajmił, że nowy mszał „zastąpił” dawną liturgię i potępił arcybiskupa. Lefebvre stał się wówczas wrogiem publicznym. Zgodnie atakował go episkopat francuski, kurialiści rzymscy, postępowi katolicy w PRL spod znaku „Tygodnika Powszechnego”, a sowiecka „Izwiestia” określiła mianem „biskupa faszystów i nietolerancji”.

Duch Asyżu

Jednak postępujący ekumenizm jedynie utwierdzał Marcela Lefebvre’a w obranej drodze. Kardynałowie i biskupi, zgromadzeni w bazylice św. Pawła za Murami, zostali po raz pierwszy pobłogosławieni przez anglikańskiego „prymasa”. Paweł VI zaczął propagować potępioną przez swoich poprzedników ideę „Kościołów siostrzanych”, uznając, że Kościół jest rzekomo „wewnętrznie podzielony”. „Ekumenizm nie jest misją Kościoła – odpowiadał Lefebvre – Kościół nie jest ekumeniczny, Kościół jest misyjny. Kościół misyjny ma na celu nawracanie, Kościół ekumeniczny ma zaś na celu szukanie prawdy pośród błędów i tym się zadowala. Oznacza to zaprzeczenie prawdzie głoszonej przez Kościół. Z uwagi na ów ekumenizm, nie mówi się już o wrogach Kościoła. Ci, którzy tkwią w błędach, są teraz naszymi braćmi. W konsekwencji nie ma już potrzeby walki z błędami. Mówi się nam: «zaprzestańmy walk!»”.

Niepokornemu arcybiskupowi wydawało się, że gorzej już być nie może. Dlatego też z nadzieją powitał wybór kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Papież pochodził z Polski, a więc uchodził za konserwatystę. Już w listopadzie 1978 r. Jan Paweł II przyjął Lefebvre’a, który zapewnił, że jest gotów „zaakceptować Sobór odczytywany w świetle Tradycji”. Papież wydawał się dość otwarty na „eksperyment Tradycji”. Jednak, ku zdumieniu wielu tradycjonalistów „polski papież” nie tylko kontynuował dialog ekumeniczny, ale wprowadził go na zupełnie nowe tory. Spotkanie religii w Asyżu w 1986 r. było dla wielu prawdziwym wstrząsem. Wikariusz Chrystusa zrównany z wyznawcami innych religii. Animiści przynieśli swoje węże, Indianie oddawali się czarom i wzywali duchy, a w jednym z kościołów przeznaczonych na ów „dialog” uczniowie Dalajlamy postawili na tabernakulum posąg Buddy! „Poważne zgorszenie, we właściwym rozumieniu tego słowa, oznacza nakłanianie do grzechu – grzmiał Lefebvre – Poprzez ekumenizm, poprzez uczestnictwo w kulcie fałszywych religii, chrześcijanie tracą wiarę. I to jest zgorszenie. Katolicy nie wierzą już, że jest tylko jedna prawdziwa religia, jeden prawdziwy Bóg, Trójca Święta i Nasz Pan Jezus Chrystus”.

Operacja przetrwanie

Doświadczenie Asyżu na tyle poruszyło sumienie abp. Marcelego Lefebvre i jego przyjaciela z Brazylii – bp. Antonio de Castro Mayera, że zdecydowali się oni wyświęcić biskupów. O swoim zamiarze poinformowali Stolicę Apostolską. Rozpoczęły się długie rozmowy z kardynałem Josephem Ratzingerem, które w istocie zakończyły się fiaskiem. Podirytowany kolejną rundą rozmów z Ratzingerem, który zabiegał o akceptację przez tradycjonalistów nowej mszy, Lefebvre odpowiedział: „Wasza działalność zmierza do dechrystianizacji społeczeństwa i Kościoła, my zaś pracujemy nad jego chrystianizacją. Dla nas Nasz Pan Jezus Chrystus jest wszystkim, jest naszym życiem. Kościół to Nasz Pan Jezus Chrystus. Kapłan to drugi Chrystus, Msza jest tryumfem Jezusa Chrystusa poprzez Krzyż. Nasze seminarium jest całkowicie ukierunkowane na panowanie Naszego Pana Jezusa Chrystusa. A wy czynicie coś zupełnie przeciwnego: Eminencja właśnie chciał mi dowieść, że Nasz Pan nie może i nie musi panować w społeczeństwie”. Decyzja została podjęta. 30 czerwca 1988 r. abp. Lefebvre i bp. de Castro Mayer bez mandatu papieskiego konsekrowali czterech biskupów za co spotkała ich ekskomunika. „Przekazałem wam, to co otrzymałem” – powiedział Lefebvre – Wydaje mi się, że słyszę głosy wszystkich papieży, począwszy od Grzegorza XVI, Piusa IX, Leona XIII, św. Piusa X, Benedykta XV, Piusa XI, Piusa XII mówiące: „Co wy robicie z naszym nauczaniem, z naszą pracą apostolską, z wiarą katolicką, chcecie ją porzucić? Czy pozwolicie jej zniknąć z tej ziemi? Chrońcie skarb, który wam powierzyliśmy. Nie porzucajcie wiernych, nie porzucajcie Kościoła! Zachowajcie ciągłość Kościoła! Od czasów bowiem Soboru, władze rzymskie przyjęły i wyznają to, co my potępiliśmy”.

Pośmiertny triumf?

Abp Marcel Lefebvre zmarł w marcu 1991 r. Jego zgromadzenie liczy dziś ponad 500 księży, 300 zakonnic i zakonników, blisko 1000 kościołów i kaplic, 6 seminariów duchownych i działa na wszystkich kontynentach. „Nie miałem specjalnego objawienia – przyznał wcześniej Lefebvre – i niestety nie jestem mistykiem. Działałem tak, jak wynikało z okoliczności”. Często powtarzał, że nie chce nic robić od siebie i dla siebie, chciał być zawsze sługą Chrystusa i Jego Kościoła, kochał ludzi i jednocześnie bronił prawdy katolickiej. „Co go pobudzało do działania?” – zastanawia się autor jego biografii, by za chwilę odpowiedzieć: „Bez wątpienia upór, dziedziczna cnota Flamandów, którą ten zaradny faber (robotnik, rzemieślnik, kowal) obdarzony był w dwójnasób, na co od trzech stuleci wskazywało nazwisko i zajęcia Lefebvrów. Można by chyba uznać to wręcz za klucz do wyjątkowego losu tego dostojnika, przedstawianego w mediach jako typowy „samotny rycerz”, mimo, że on sam zawsze podkreślał, że nigdy nie zwykł postępować wedle osobistego uznania”.

Dwadzieścia lat po jego śmierci historia coraz częściej przyznaje mu rację. Benedykt VI coraz częściej piętnuje relatywizm doktrynalny, upadek dyscypliny i destrukcję liturgii w Kościele. Jeszcze zanim Joseph Ratzinger wstąpił na Tron Piotrowy diagnozował kryzys w Kościele w sposób, który zbliżał go do stanowiska Bractwa Św. Piusa X. Osobiście powrócił nawet do liturgii trydenckiej, którą publicznie odprawiał m. in. we Francji i w Niemczech. Jednocześnie już od lat osiemdziesiątych kardynał Ratzinger mówił, że mimo Soboru Watykańskiego II, który zapowiadał „wiosnę Kościoła”, doszło do „zapaści w wielu sferach”, które sięgają „samych korzeni Kościoła”. Nie wahał się wyznać, że nastąpił wręcz „wewnętrzny rozłam Kościoła”, który stał się „jednym z najpilniejszych problemów naszych czasów”. „Jesteśmy zajęci ekumenizmem i zapominamy przy tym, że Kościół podzielił się w swoim wnętrzu” – mówił Ratzinger. Ubolewał przy tym, że „rozumienie Kościoła zostało u katolików zrelatywizowane. Nie chcą oni dalej uznawać, że Kościół daje im autentyczną gwarancję prawdy”. Najbardziej dramatyczny opis stanu Kościoła sformułował niemal w przededniu swojego wyboru na Stolicę Piotrową. Dnia 25 marca 2005 r. odczytano tekst rozważań, które kardynał Ratzinger przygotował na wielkopiątkową drogę krzyżową w rzymskim Koloseum. Dla wielu słowa te brzmiały wręcz szokująco: „Panie, tak często Twój Kościół przypomina tonącą łódź, łódź, która nabiera wody ze wszystkich stron. Także na Twoim polu widzimy więcej kąkolu niż zboża. Przeraża nas brud na szacie i obliczu Twego Kościoła. Ale to my sami je zbrukaliśmy! To my zdradzamy Cię za każdym razem, po wszystkich wielkich słowach i szumnych gestach. Zmiłuj się nad Twoim Kościołem”. Nie przypadkowo tekst rozważań opisujący kondycję współczesnego Kościoła trafił rychło na sztandary katolickich tradycjonalistów, a w rozmowach ze Stolicą Apostolską odwoływał się do nich bp Bernard Fellay – przełożony generalny Bractwa Św. Piusa X.

W 2007 r. ogłosił motu proprio Summorum Pontificum, które bez ograniczeń zezwala każdemu księdzu na odprawianie mszy trydenckiej. Na początku 2009 r. następca św. Piotra polecił ogłosić dekret o „zwolnieniu” z kary ekskomuniki biskupów wyświęconych przez abp. Lefebvre w 1988 r. Papież zaprosił Bractwo Św. Piusa X do rozmów, które mimo burz i wichur wciąż trwają…

Autor: Sławomir Cenckiewicz (ur. w 1971 r.) – historyk, autor wielu publikacji naukowych i źródłowych. Opublikował m.in.: „Oczami bezpieki. Szkice i materiały z dziejów aparatu bezpieczeństwa PRL” (nagroda w Konkursie Literackim im. Józefa Mackiewicza w 2005 r. oraz wyróżnienie w Konkursie Literackim im. Brutusa w 2005 r.), „Tadeusz Katelbach (1897-1977). Biografia polityczna” (Nagroda im. Jerzego Łojka w 2006 r.), „Sprawa Lecha Wałęsy” (wyróżniona nagrodą w Konkursie Literackim im. Józefa Mackiewicza w 2009 r.), „Śladami bezpieki i partii. Studia. Źródła. Publicystyka i Gdański Grudzień ‘70. Rekonstrukcja. Dokumentacja. Walka z pamięcią”, „Anna Solidarność”.

Bernad Tissier de Malerais, Marcel Lefebvre. Życie, Dębogóra 2010, ss. 740

Tekst pojawił się na www.debata.olsztyn.pl, fronda.pl. bibula.pl

  1. Eleonora
    | ID: e321724c | #1

    Nie czuję się na siłach by oceniać tak ogólnie szanowaną postać, abp Lefebra.
    Jednakże pragnę nadmienić, że tzw. moderniści mieli swoich nauczycieli, ojców duchowych czy mistrzów. Nie jest tak, że przed SVII wszystko było cacy, by tuż po nim ( albo dzięki niemu) nastąpiła zbiorowa apostazja…
    Błędnę nauki jak jad toczyły kościół.
    Myślę tak na podstawie książki x Malachiego Martina pt” Jezuici”
    Opisany jest przypadek Pierre Teilhard de Chardina, który miał swoich mistrzów.
    Duchowych ojców…
    I jeszcze jedno: warto poczytać o lojalności tychże wobec papieża JPII.
    Teraz zbyt często i łatwo tzw. tradycjonaliści atakują Jego Osobę.
    Szkoda.

  2. svatopluk
    | ID: a4bd1570 | #2

    Jak na razie nie wygląda na to żeby lefebryści mieli rychło powrócić na łono macierzystego kościoła.

  3. Trydent
    | ID: 174d6049 | #3

    A to oni są poza Kościołem katolickim?? Otóż FSSPX sa wewnątrz Kościoła katolickiego. Mówi o tym sam nasz Papież Benedykt XVI, że jest to „wewnętrzna sprawa” Kościoła. Obecnie przed latem ma zapaść decyzja czy PX będą mieć coś na wzór prałatury personalnej czy nie. Także Panie svatopluk, Pańskie zdanie jest nieprawdziwe, gdyż sugeruje, że Bractwo Kapłańskie Swiętego Piusa X jest poza Kościołem.

  4. Trydent
    | ID: 174d6049 | #4

    @ Eleonora
    Oczywiście, że i przed SV II było wiele herezji itd. Ona była, jest i będzie. Tylko różnica polega na tym, że kiedyś Kosciół potrafił sobie z nimi poradzić. Dziś wiele pojęć potępianych przez Kosciół przez wieki są aprobowane. Katolik moze czuć sie zagubiony. Przez wieki Magisterium Koscioła potepia np. ekumenizm w wydaniu klepania się po plecach, a nagle wszystko jest ok. Są pewne czynniki, które jednak powodują, że zbiorowa apostazja jest coraz częstsza. Szczerze mówiąc nie znam tradycjonalisty, który atakuje JP II. Owszem, wykazuje się to co w Jego pontyfikacie budziło ogólnopowszechne zgorszenie jak. np. Asyż czy słynne całowanie Koranu. Ale istotą nie jest atak na papieża. To chęć wykazania, że coś co kiedys było nie do przyjecia dzis jest normalnie przyjmowane i nawet chwalone. Każda osoba plująca na kogokolwiek zasługuje na upomnienie. Szanujmy ludzi, potepiajmy grzech.

  5. Eleonora
    | ID: 0e771e42 | #5

    @Trydent
    Co oznacza stwierdzenie ” klepanie sie po plecach” i do kogo się odnosi?! Bo jeżeli chodzi o najwyższe władze KK, to ja tego nie zauważam.
    Proszę przeczytać przemówienia Papieża B16 podczas spotkania w Asyżu
    Doprawdy, trudno tam znależć wątki które wskazywałyby na synkretyzm.
    Papież mówi natomiast o dekadencji człowieka. Na niezauważalnej czasami zmianie klimatu duchowego całych społeczeństw( vide Holandia, niegdyś ultrakatolicki kraj)
    Czy sądzi Pan, że winą należy obarczyć ( tylko) SVII?!?! To było by zbyt proste i niewłaściwe.
    Nie mówię tutaj o różnorakich diecezjalnych hecach, ale one świadczyć mogą o nieposłuszeństwie wobec papieża, czy chęci przypodobania się „wielkiemu światu”
    Fakt, wychodzi z tego groteska, patrz: „Asyż w Krakowie”
    Ale, na szczęście kard Dziwisz to jeszcze nie cały kościół, a jedna niewielka w sumie diecezja. Nic nie znaczy.
    Dziwne, bo ja znam tzw. tradycjonalistów ( a może podszywających się pod nich) którzy wielce sobie pojeżdzają na JPII :(
    Poddają bezlitosnej krytyce wiele Jego posunięć, choć bez przerwy wskazują na hierarchiczność Kościoła…. Nijak to się ma, jedno do drugiego!
    Krytykują na przykład Tajemnice Światła, nie znając chyba Listu Rosarium Virginis Mariae , gdzie Papież jasno wskazuje na nieobowiązkowość odmawiania tejże.
    Czy żenujące, doprawdy ględzenie o papieskim pastorale ( feruli)
    Można nie zgadzać się pod względem estetycznym danej rzeczy, ale pisanie o tym, że ” postać na Krzyżu nie przedstawia człowieka” jest wielkim nadużyciem…
    Pozdrawiam.
    I proszę sięgnąć do książki Romana Konika o Inkwizycji. Z iloma herezjami Kościół musiał się zmagać?! I zawsze wygrywał, choć nigdy nie działo się to natychmiast, jakby Pan sobie życzył :)

  6. Eleonora
    | ID: 0e771e42 | #6

    svatopluk :
    Jak na razie nie wygląda na to żeby lefebryści mieli rychło powrócić na łono macierzystego kościoła.

    Nie wiem o jakim kosciele Pan pisze?!!?
    :)

  7. Trydent
    | ID: 174d6049 | #7

    Ma Pani prawo do takiego spostrzegania tych kwestii. Ja je widzę inaczej. Stwierdzenie „klepanie się po plecach” odnosi się do spotkań mających na celu wspieranie swoich błędów i trwanie w nich np. mówienie, że modlimy się do tego samego Boga Zydom.Doskonale Asyż III opisuje Pan Jan Vennari. Pogląd

  8. Trydent
    | ID: 174d6049 | #8

    Przez przypadek nacisnałem enter, zaraz ciąg dalszy:)

  9. Trydent
    | ID: 174d6049 | #9

    Pogląd, że ostatnie międzyreligijne spotkanie w Asyzu nie stanie sie pożywką dla indyferentyzmu religijnego, jest wewnętrznie sprzeczny. To tak jakby zaprosić przyjaciół na swimming party równocześnie obiecując im, że nikt się nie zamoczy :) Niestety relatywizm religijny pełną gebą :( A jedynym sposobem by go uniknąć jest poprostu nieorganizowanie tego typu imprez. Nikt nie obarcza wina za obecny stan tylko i wyłącznie SVII. Jednak miał on najwiekszy udział. Nie pisze tu juz nawet specjalnie o hecach opisywanych przez Panią, wielu biskupów w tzw. „pełnej łączności” już ją dawno zerwało głosząc poglądy sprzeczne z nauka Koscioła katolickiego. Jak juz wspomniałem, uwazam za karygodne „pojeżdzanie” sobie po jakimkolwiek papiezu. Jednak można wyrazić swoje zdanie na temat rzeczy do których ma się inne zdanie i przekonanie. Byle w kulturalny sposób, bez obrazania. Tajemnice chwalebne są jak najbardziej opcjonalne, kolejny raz się zgadzam :) Czyta Pani widzę fora „tradsów” ( lub tez niekoniecznie ich) :D Ferula- ferulą, poprzednia osobiście dla mnie nie miała żadnej wartości artystycznej, Człowiek na niej to Jezus Chrystus, ale mozna dojśc do tego logiką :) Książkę Romana Konika mam w swojej biblioteczce, ale dziękuję za dobrą lekturę.Pozdrawiam

  10. Eleonora
    | ID: 0e771e42 | #10

    @Trydent
    Nie wiem, może mówimy o dwóch różnych spotkaniach? :)
    Ja naprawdę nigdzie nie widzę nawoływania do religijnego relatywizmu. Widzę jedynie wołanie o Pokój, poszanowanie ludzkiej godności, sprawiedliwości i przebaczenia.
    Wszystko to, co jest (powinno być) wypadkową każdej religii.
    Gdzie Pan widzi ten relatywizm?! Bo ja widzę zwyczajną troskę o ludzi, całe narody…
    Spotkanie w Asyżu to nie jakieś party :(
    Tradsów ( w tym wydaniu) nie czytuję, skutecznie mnie zniechęcono :)
    Co do dyskusji na tematy dotyczące wartości artystycznej, nie widzę przeciwskazań.
    Już poganin Seneka powiadał, że ” prawdziwa sztuka naśladuje naturę”
    Proszę zapoznać się z Pasją, czy Chrystus Pan nie wygladał tragicznie?
    Może być, że swoim wyglądem budził „odrazę czy strach „( zapożyczenie)
    Po takiej Męce?!?!?
    Logika.

    http://www.niedziela.pl/artykul_w_niedzieli.php?doc=wsasyz&nr=11

  11. Trydent
    | ID: 174d6049 | #11

    To doprawdy dziwne, ze Pani tego nie dostrzega. Uznaje bowiem, że jest Pani dobrze oczytana i zorientowaną osobą.Podczas Asyżu III (jak i wcześniejszych)katolicyzm nie został wymieniony jako osobna religia. Nawet w biuletynie rozdawanym w tym czasie katolicyzm był podpiety pod ogólne „chrześcijaństwo”. I problemem jest to, że „chrześcijaństwo” przedstawione na tym spotkaniu jest sprzeczne z odwieczną nauka Koscioła katolickiego. A o tym, że jest to jedyny Kościół Chrystusowy nie trzeba nawet mówić. Sprzeczne jest również z encykliką Piusa XI (Mortalium animos, 1928). Przestrzegał tam o przywiązywaniu wagi do fałszywej religii chrzescijanskiej, która różni się od jedynego Koscioła Chrystusowego. I tu jest duzy problem bowiem na Asyżu III przedstawiano prawdziwy Kościół jako gałąź chrzescijaństwa. Co to takiego, nie mam pojecia szczerze mówiąc. To zdanie z Syllabusa Piusa IX zapewne Pani zna: „każdy człowiek posiada wolność wyboru i wyznawania religii, którą, kierowany swiatłem rozumu, uzna za prawdziwą.” I byłoby gites, gdyby to zdanie nie było potępione. :) Przykładów indyferentyzmu Asyżu III jest więcej.
    Spotkanie to nie party, dałem przykład by uzmysłowić proces myślenia.
    Rozumiem, tak bywa. Jak miałbym się zniechęcać złymi przykładami przestałbym w ogóle chodzić do kościoła. :)
    Pasję rzecz jasna oglądałem. Tu nie jest problem w wyglądzie. Nie chcę jednak podejmować temat feruli :D He he Temat rzeka,a temat gustów i guścików natury estetycznej, ze ho ho. :) Osobiscie wolę coś w innym stylu, tez oddaję real, a Chrystusa Pana dostrzegam jaśniej.

  12. Eleonora
    | ID: 0e771e42 | #12

    @Trydent

    Rozumiem, że wie pan jak nazywał się wspomniany ” Asyż III”
    Międzyreligijne spotkanie na rzecz pokoju na świecie, a B16 swoje przemówienie rozpoczął słowami:
    „Drodzy bracia i siostry,
    szanowni Przewodniczący i przedstawiciele Kościołów i Wspólnot kościelnych oraz religii świata, drodzy przyjaciele…”
    Panie Trydent mowa była o poszanowaniu pokoju, a nie o prawdziwości religii.
    Papież przy tym nie ucieka od mocnych stwierdzeń, że współcześnie religia może służyć jako doskonałe usprawiedliwienie do używania przemocy czy terroryzmu. Albo brak religii, który prowadzi do utraty człowieczeństwa, co w konsekwencji doprowadziło do obozów koncentracyjnych…
    Proszę uważnie przeczytać przemówienie papieża B16.

    „Brak Boga prowadzi do upadku człowieka i człowieczeństwa. Ale gdzie jest Bóg? Znamy Go i możemy Go na nowo przedstawić ludzkości, aby budować prawdziwy pokój? Podsumujmy wpierw krótko nasze dotychczasowe refleksje. Powiedziałem, że istnieje pewne pojmowanie i użycie religii, przez które staje się ona źródłem przemocy, podczas gdy ukierunkowanie człowieka na Boga, przeżywane właściwie, jest mocą pokoju. W tym kontekście przywołałem konieczność dialogu i mówiłem o zawsze niezbędnym oczyszczeniu przeżywanej religii. Z drugiej strony stwierdziłem, że zaprzeczenie Boga deprawuje człowieka, pozbawia go umiaru i prowadzi do przemocy.”

    http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,7677,przemowienie-benedykta-xvi-w-asyzu.html

    Papieże ( JPII, BXVI) wskazują na wielkie braki człowieka. A największym jest brak Boga, potem zaś Jego mglisty lub nie do końca prawdziwy Obraz. Tak myslę. Zacznijmy od początku i rozmawiajmy. Każdy ze swej pozycji z szacunkiem do bliźniego.
    Najpierw mówmy o nie odrzucaniu religii, by potem mówić o jej prawdziwości.
    Tak czynili ( tak mi się wydaje) misjonarze

    ja najbardziej lubię wschodnią sztukę sakralną :)
    czyż to nie jest PIĘKNE?

    http://www.przybylscy.pl/przybylscy/akatyst/aktystymp3.php

  13. Trydent
    | ID: 174d6049 | #13

    To, że sie tak nazywał nie oznacza w rzeczywistości niczego, gdyz był w dalszym ciagu utwierdzaniem w indyferentyzmie. Niestety. Z cała pewnoscią „powierzchownie” gorszył mniej niz poprzednie. Wzywając członków róznych wyznań „by uroczyście odnowili zaangazowanie wyznawców do życia wedle swych własnych religijnych przekonań, w służbie pokoju” Ojciec Świety ( będąc jako kard. Ratzinger przeciwny Asyżowi w wydaniu Jana Pawła II) przyczynił się do utwierdzania ich w błędzie. Co do samego pokoju. O jaki pokój chodzi? O Pokój Chrystusowy? Przedstawiciele fałszywych religii zajmowali swój głos w przemówieniach, mówili o jakimś pokoju ciężkim do stwierdzenia. Chodziło o raczej uporządkowany swiat, ale bez odniesienia do Jezusa Cheystusa. Co paradoksalne, jedyną osobą, która wymieniła imię Jezus był liberał anglikański „arcybiskup” Rowan Williams. Żaden kardynał, ani co smutniejsze Benedykt XVI nie wymienił imienia naszego Zbawiciela.
    Pani prof. (agnostyczka) wygłosiła mowe pochwalną humanizmu ( w tym feminizmu). W większości osoby reprezentujące „religie” zezwalają na rozwody i antykoncepcję, niektóre nawet poligamię, aborcję i homoseksualizm. O jakim pokoju jest mowa w takim razie i kto ma go stworzyć? Jaki rodzaj kodeksu moralnego, który doprowadzi do pokoju moga stworzyć ci, którzy deptaja prawo Boże i naturalne? Jaki rodzaj pokoju mozna zbudować z systemami religijnymi, które dopuszczają grzechy wołające o pomstę do nieba?
    Temat prawdziwosci to kolejny temat morze :) Misjonarstwo zmieniło się niesamowicie, dziś jest bardziej akcją charytatywną niż nawracaniem. Z całym szacunkiem dla tych, którzy decydują się na wyjazd do buszu.

  14. Eleonora
    | ID: 95ab9251 | #14

    Proszę Pana, nie rozumie Pan istoty dialogu?
    Dialog oznacza rozmowę, dzielenie się z kimś drugim. Z kim możemy rozpocząć dialog, jak nie z ludźmi wiary? Nawet tej ” poszukującej Boga”
    Przecież z ludźmi zaprzeczającymi istnienia Boga, nie ma o czym rozmawiać. Nie posiadamy wspólnej płaszczyzny do dialogu. Bo zaprzeczanie istnienia Boga jest brakiem, nieistnieniem,pustką, zaprzeczeniem.
    Piekło jest tym ” brakiem”, nieprawdaż?!
    „Nie chciałbym jednak zatrzymywać się tu na ateizmie narzuconym przez państwo; chciałbym raczej mówić o „dekadencji” człowieka, w konsekwencji której po cichu, a więc w sposób bardziej niebezpieczny, dokonuje się zmiana klimatu duchowego. Uwielbienie mamony, posiadania i władzy jawi się jako kontr-religia, w której nie liczy się już człowiek, a jedynie osobista korzyść. I tak, na przykład, pragnienie szczęścia przeradza się w niepohamowane i nieludzkie pożądanie, które przejawia się we władaniu narkotyków w ich różnorakiej formie.”
    Dlatego mamy obowiązek niesienia Boga tym biedakom.
    Nie rozumie Pan istoty pokoju, czy bywa złosliwy wobec Papieża?
    Pokój rodzi się w sercach ludzkich, przecież mówił o tym!
    Tylko Bóg jest Dawcą pokoju, to pewne.
    Nie wiem o czym mówili inni przedstawiciele, mnie zajmuje mój Pasterz. Jego się trzymam.
    A jednak jest Pan źle usposobiony do Asyżu ( bo nie sądzę, że do swojego Papieża?) :)
    Bo B16 powiedział o Chrystusie:
    ” Bóg, w którego my chrześcijanie wierzymy, jest Stwórcą i Ojcem wszystkich ludzi, z czego wynika, że wszystkie osoby są dla siebie braćmi i siostrami, i stanowią jedną rodzinę. Krzyż Chrystusa jest dla nas znakiem Boga, który w miejsce przemocy kładzie cierpienie z bliźnim i miłość bliźniego. Jego imię to „Bóg miłości i pokoju” (2Kor 13, 11). Jest zadaniem wszystkich, którzy ponoszą jakąkolwiek odpowiedzialność za wiarę chrześcijańską, nieustannie oczyszczać religię chrześcijan, poczynając od jej wewnętrznego centrum, aby – mimo ludzkiej słabości – była prawdziwie narzędziem Bożego pokoju w świecie.”

    Jakże łatwo jest nam oceniać! Nawet misjonarzy!
    Myśli Pan, że niekiedy tam w buszu nie jest łatwiej nawracać pogan?! Nawet za pomocą różnorakich akcji charytatywynych? Ogladał Pan Ludzi Boga: jest tam świadectwo muzułmanki, która prosiła by nie wyjeżdżali z wioski. Bo to oni, choć są innej wiary- są ich centrum istnienia!
    Doprawdy, czasami prościej jest zostać misonarzem pośród pogan, niż być kapłanem pośród ludzi obojętnych religijnie. Bo obojętność jest pasywna, jest tym brakiem, czy początkiem zaprzeczenia istnienia Boga.
    Podobnie ma się rzecz z ludźmi, wydawałoby się bardzo religijnymi, papież o tym wspominał:
    (poszukujący A.G)Zwracają się jednak również do wyznawców religii, aby nie traktowali Boga jak własność, która do nich należy do tego stopnia, że mogą czuć się upoważnieni do przemocy wobec innych. Te osoby szukają prawdy, szukają prawdziwego Boga, którego obraz nierzadko jest ukryty z powodu sposobu, w jaki religie częstokroć są praktykowane”
    Życzę błogosławionej i udanej niedzieli! :)

  15. Trydent
    | ID: 174d6049 | #15

    Mam wrażenie, ze rozumujemy jakby na innych płaszczyznach. To taki pewien problem natury:” ja wiem swoje i i tak mnie nie przekonasz”. Jesli chodzi o owy dialog to jest tu spory problem. Bowiem on owocuje uznaniem nawet kultu pogańskiego za wiodący człowieka do Boga. Św. Franciszek tez rozmawiał z innymi, mocno zaś wierzył w dogmat o jedynozbawczosci Koscioła. Głosił Ewangelię dla zbawienia tych, którzy będąc katolikami odeszli od ideału Ewangelii i dla zbawienia niewiernych, którzy pogrążeni w mrokach bałwochwalstwa i fałszywych religii i o których wiedział, że będą zgubieni, jeśli nie przyjma Chrystusa i Jego jedynego Koscioła.
    Nie osądzam, stwierdzam fakt. Misje sa w opłakanym stanie. Wielu jednak kapłanów nie widzi w misjach juz sensu nawracania. To owoc zrównania religii na jednaj płaszczyźnie. Osobiscie bedąc w izraelu słyszałem od ojca zakonnego że nieważne ile osób nawrócił ( bo nie nawrócił niestety nikogo – to była chyba próba pochwalenia się) Wg niego ważne było , że on mówi o Bogu, ale z tego coś musi przeciez wynikać. Po to sa misje by głosić chrystusa, chrzcić i nawracać.

  16. Trydent
    | ID: 174d6049 | #16

    Chrystusa rzecz jasna, z dużej litery :)

  17. svatopluk
    | ID: b397bea4 | #17

    Trydent :
    A to oni są poza Kościołem katolickim?? Otóż FSSPX sa wewnątrz Kościoła katolickiego. Mówi o tym sam nasz Papież Benedykt XVI, że jest to „wewnętrzna sprawa” Kościoła. Obecnie przed latem ma zapaść decyzja czy PX będą mieć coś na wzór prałatury personalnej czy nie. Także Panie svatopluk, Pańskie zdanie jest nieprawdziwe, gdyż sugeruje, że Bractwo Kapłańskie Swiętego Piusa X jest poza Kościołem.

    A czy kościół katolicki uznaje święcenia kapłańskie lefebrystów?

  18. Eleonora
    | ID: 95ab9251 | #18

    „Jesli chodzi o owy dialog to jest tu spory problem. Bowiem on owocuje uznaniem nawet kultu pogańskiego za wiodący człowieka do Boga. ”

    Może ja Pana źle zrozumiałam, czy słyszę małą przyganę?
    KKK mówi:
    162. Czy dorosły, który umiera bez Sakramentu Chrztu, może być zbawiony?

    Dorosły, który umiera bez Sakramentu Chrztu, może być zbawiony nie tylko wtedy, gdy ma wiarę przynajmniej w te prawdy, w które każdy musi wierzyć, bo są one nieodzownym warunkiem zbawienia, i gdy ma miłość, która zastępuje chrzest, ale także wtedy, jeśli przy pomocy światła Bożego i łaski Bożej, nie znając bez własnej winy prawdziwej religii i będąc gotowym słuchać Boga, pilnie zachowywał prawo przyrodzone.

    A jaką szansę spotkać się z Prawdziwą Wiarą ma taki biedaczek jesli nikt nie zechce Jej pokazać, a wszelkie spotkania międzyreligijne są złem?!
    Skoro nawet Misje ” są w opłakanym stanie” i wielu kapłanów już nie nawraca?! ( bynajmniej w Pańskiej ocenie)

    „Osobiscie bedąc w izraelu słyszałem od ojca zakonnego że nieważne ile osób nawrócił ( bo nie nawrócił niestety nikogo – to była chyba próba pochwalenia się) Wg niego ważne było , że on mówi o Bogu, ale z tego coś musi przeciez wynikać. Po to sa misje by głosić chrystusa, chrzcić i nawracać.”

    Myślę, że ów kapłan miał rację mówiąc, że on sam z siebie- nie nawrócił nikogo! Bo on upoważniony jest do mówienia i świadczenia o Bogu… i modlitwy o Dar Wiary dla słuchaczy :)
    A jak ma niby nawracać? Ogniem i siarką?!
    To Bóg wysłuchuje próśb i stąd chrzty, nawrócenia i wiara.
    Nie wiem jaka czytana jest Ewangelia podczas Mszy w KRR?
    U nas taka:

    „Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś usługiwali Mu. Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.”
    … A więc jednak GŁOSIŁ i PROSIŁ…:)

    Teraz sobie żartuję nieco Panie Trydent. Ale, naprawdę moja linia frontu nie przebiega pośrodku mojego Kościoła: dobrzy lefebrysci i źli moderniści :)
    Choć po obu stronach znajdę takowych.
    Jest Pan równie ważny jak każdy inny człowiek szczerze poszukujący Boga.
    Proszę więc się nie martwić:
    -W Niebie nie będzie Panu smutno i nudno
    znajdą się również ci z innej paczki!
    I jeszcze jedno: krytyka naprawdę bywa potrzebna, może doprowadzić do refleksji…
    Ale nadmierna bywa destrukcyjna a czasami nawet śmieszna i niepoważna:)

    Nie podoba mi się na przykład to:

    http://wirtualnapolonia.com/2012/02/24/upodlenie-2012/

    Ale papieży nie krytykuję….
    Pozdrawiam i owocnej Mszy życzę!

  19. Anonim
    | ID: 174d6049 | #19

    Owy katechizm znany mi jakos dobrze :) Slusznie prawi owa formuła. Człowiek, który znajduję się w buszu i nie wie nic o nauce katolickiej i Kosciele katolickim to inna bajka jak ten, który stoi na równi z Papiezem podczas spotkania miedzyreligijnego i doskonale wie, ze Kosciół katolicki istnieje, a nie ma woli przyjąć jego nauki. Bo skoro wszystkie odłamy do Boga prowadzą to po co się wysilać.
    Owszem, nawrócenie to wielka łaska, ale kapłan jako narzedzie Boga musi głosić czysta nauke katolicka i tym przyciągac wiernych. Owszem, nie neguję aspektu materialnego. Ale jak bedzie tylko ten aspekt i brak nauki katolickiej (albo utwierdzanie, że w pogańskiej tez jest Bóg) to nie ma to sensu. A gdzie dusza?
    Ewangelia w KRR: Mt 4,1-11 :) Wiec chyba jednak inna trochę:D
    W kazdej grupie społecznej, koscielnej czy nie znajdziemy osoby, których przekonania czy argumenty nas nie przekonują. Najwazniejsze żeby nie głosić tego co sie nam wydaje, tylko odwieczną i niezmienną naukę Koscioła. Wtedy nie zbłądzimy. Pozdrawiam serdecznie.

  20. Trydent
    | ID: 174d6049 | #20

    Pardon za Anonima wyżej:) Pisałem na innym komputerze :D he he

  21. Trydent
    | ID: 174d6049 | #21

    A czy kościół katolicki uznaje święcenia kapłańskie lefebrystów?

    Oczywiscie, bez dwóch zdań. Ich święcenia są ważne jak kazdego innego kapłana. I Kościół katolicki je uznaje w 100%.

  22. Eleonora
    | ID: 95ab9251 | #22

    Kończmy te pogaduchy :)
    Dopowiem tylko, że wolna wola człowieka i suwerenna wola Boga są wielką tajemnicą.
    Jak to działa?! Ano Bóg jeden wie..:)
    już św Augustyn powiadał
    „Bóg miłuje nas takimi, jakimi będziemy, a nie takimi jakimi jesteśmy”
    Aż chce się dopowiedzieć :świątobliwych tradycjonalistów również :)
    Zostawmy te dywagacje.
    Pozdrawiam baaardzo serdecznie!!!
    Waszego Kapłana również- to musi być święty Kapłan, skoro wytrzymuje z takimi mądralami :) :)

    Kończąc, bardzo proszę by może podpowiedzieć koledze Krusejderowi, by nie wklejał podobnych fotek:

    http://krzyz.nazwa.pl/forum/index.php/topic,6738.msg144291.html#msg144291

    Bo opacznie rozumiem tytuł jego bloga, który brzmi
    ” Młot na posoborowie”
    ( chodzi mi o jedno słówko)
    :)

  23. svatopluk
    | ID: 3c5cfeff | #23

    Trydent :
    A czy kościół katolicki uznaje święcenia kapłańskie lefebrystów?
    Oczywiscie, bez dwóch zdań. Ich święcenia są ważne jak kazdego innego kapłana. I Kościół katolicki je uznaje w 100%.

    Ekskomunikę zdjęto wprawdzie 3 lata temu ale niektórzy polscy biskupi zabraniają swoim wiernym uczestniczyć w nabożeństwach Bractwa.

  24. Trydent
    | ID: 174d6049 | #24

    @ Eleonora
    Oby świątobliwych ludzi było jak najwięcej, dzięki temu damy radę zmienić świat, bez spotkań międzyreligijnych :D he he)
    Weźmy motto do serca: Semper Fidelis :)
    Pozdrawiam i dziękuję za dyskusję.
    X. Sebastiana pozdrowię. A tam zaraz mądralami, :) ileż nam barakuje wszystkim, dobry Bóg wie.oo
    He he Kolega Krusajder to zacny gość, reczę za niego, proszę sie nie gorszyć, to porządny facet. :)

  25. Trydent
    | ID: 174d6049 | #25

    @ svatopluk
    Ekskomunika nie dotyczyła ważności święceń lub jej braku. Dotyczyła bezposredniego aktu wyświęcenia biskupów wbrew woli Papieza ( Bractwo uważa, ze tak naprawdę nie było ekskomuniki, gdyz abp Lefebvre działał w stanie wyzszej konieczności). Jeśli chodzi o biskupów straszących FSSPX, no cóz.. jest to bardzo przykre i pokazuje brak wiedzy. Przyjmowanie sakramentów od księży i biskupów Bractwa nie jest zabronione. Wskazuje na to znany przypadek wiernych z Hawajów, ekskomunikowanych przez biskupa miejsca za przyjęcie bierzmowania z rąk biskupa Bractwa. Rekurs (apelacja) do Stolicy Apostolskiej przyniósł uznanie ekskomuniki za nieważną i niebyłą. Nie ma najmniejszych podstaw by straszyć wiernych Bractwem.
    Pozdrawiam

  26. orp
    | ID: 4e1788f9 | #26

    http://pl.wikipedia.org/wiki/Juan_Mar%C3%ADa_Fern%C3%A1ndez_y_Krohn

    Dlatego nigdy się z nimi nie pojednam, dlacczego przemilcza pan zamach lefebrysty na Jana Pawła II ?!!!

  27. | ID: a7034e39 | #27

    A kim są owi lefebryści? i czemu ma się Pan/Pani pojednywać jakby był/a jaką instancją kościelną? I nudny jest już Pan z wrzucaniem tego spamu z wikipedii. Poza tym chyba jasno zaznaczono, że już wywalono wcześniej tego osobnika z szeregów FSSPX

  28. monarchista
    | ID: 12aaa2cf | #28

    najbardziej mnie w dokumentach soborowych denerwowało jednoczesne pianie zachwytów nad ważnością tradycji chorału gregoriańskiego i jednocześnie stworzenie podstaw do likwidacji liturgii łacińskiej w kościele. Oddzielono w ten sposób melos od logosu i zlikwidowano płaszczyznę, na której mógłby święty melos gregoriański zaistnieć. Dlaczego niby dla wspólnoty benedyktyńskiej w Solesmes Pawł VI musiał napisać specjalny dekret, który zezwalał tej wspólnocie na kultywowanie mszy „wiecznej” ???? No dlaczego???? Odpowiedź jest prosta – bo inaczej ta wspólnota (funkcjonująca w duch posłuszeństwa) nie mogłaby kontynuować swej misji odrodzenia chorału gregoriańskiego. Pewnie Paweł VI zorientował się poniewczasie jakie są konsekwencje jego decyzji. Tylko dochodzi tu jeszcze jedna sprawa –
    1. od tych decyzji nie bardzo widzę możliwość odwrotu, nawet wtedy kiedy by w tych wszystkich modernistycznych dokumentach Sobór Watykański II został po prostu POTĘPIONY, a na to się nie zapowiada.
    2. nawet wtedy kiedy by w sposób bezapelacyjny tradycjonaliści zwyciężyli w Kościele – a na to się nie zapowiada, raczej będą tylko TOLEROWANI, przez większość, która jaka jest każdy widzi,
    3. nawet wtedy kiedy by księży w seminariach ZACZĘTO porządnie uczyć łaciny i tradycyjnej mszy.
    Taki posoborowy, ułatwiony Kościół wiernym w sporej części po prostu odpowiada.
    A swoją drogą to część tych dokumentów Soboru Watykańskiego II tchnie duchem hipokryzji – nie tylko w kwestii liturgii. W ogóle mam wrażenie, że tzw. duch soboru to właśnie duch hipokryzji, łech, łech…

Komentarze są zamknięte