Mistrzostwa Europy 2012 w piłce ręcznej, które odbyły się w Serbii, były dla kibiców prawdziwą huśtawką nastrojów. Polacy przed rozpoczęciem imprezy nie byli stawiani w roli faworytów, byli raczej traktowani jako czarny koń zawodów. Fani biało-czerwonych nie mieli pojęcia, czego mogą się po swoich pupilach spodziewać. Szczerze powiedziawszy, sami zawodnicy nie bardzo wiedzieli na co ich stać. Atmosfera w drużynie była dobra, nastawienie bojowe, wydawało się, że brak kilku kluczowych zawodników na czele z bramkarzem nr 1, Sławomirem Szmalem, uda się zniwelować dzięki nowym twarzom w drużynie.
Na początku starliśmy się z gospodarzem imprezy, Serbią. Ten mecz był najsłabszym spotkaniem reprezentacji Polski od dobrych kilku lat. Porażka 18:22, brak pomysłów na atak pozycyjny i łatwo tracone bramki pozwalały powątpiewać w dobry wynik na tych mistrzostwach. Graliśmy wolno, schematycznie, a rywale raz po raz gnębili nas rzutami z drugiej linii Marko Vujina oraz znakomitymi wejściami ze skrzydła Ivana Nikcevica. Stało się. Drużyna, która wydawała się być nam jedynie dostarczycielem punktów obiła nas jak juniorów.
Okazja na rehabilitację nadeszła już dwa dni później. Rywalem była reprezentacja Słowacji, która w pierwszym meczu mocno postawiła się Danii. Do przerwy wynik wynosił 17:13 dla biało-czerwonych. W drugiej połowie nasi zawodnicy wbili rywalom aż 24 bramki (więcej niż w całym meczu z Serbią). Wynik 41:24 mówi sam za siebie, był to prawdziwy pogrom, najwyższe zwycięstwo na tych mistrzostwach. Wreszcie tego dnia zaczęła tak jak trzeba u nas funkcjonować pozycja kołowego. Podczas oglądania drugiej części spotkania ręce same rwały się do oklasków, to było coś !
Ostatnie spotkanie pierwszej fazy grupowej rozegraliśmy z Duńczykami. Od tego meczu miało zależeć, która z drużyn do drugiej rundy przystąpi z zerowym dorobkiem punktowych i praktycznie straci szanse na medal. Mecz zaczął się nie najlepiej, do przerwy przegrywaliśmy czterema bramkami. Przewaga naszych rywali utrzymywała się do 57 minuty, potem biało-czerwoni zagrali jak w transie. Było to coś fantastycznego, udało się zwyciężyć 27:26 oraz uzyskać pierwsze punkty w drugiej rundzie.
Po pierwszej części zmagań do domu zostały odesłane reprezentacje Słowacji, Czech, Rosji oraz Norwegii.
Druga runda zaczęła się od meczu ze Szwecją. Wydawało się, że rywal jest łatwy, a zwycięstwo przesądzone. Nic bardziej mylnego, pierwsza połowa spotkania to prawdziwy dramat. Nie potrafiliśmy się przebić przez defensywę rywali, za to raz po raz byliśmy kontrowani. Kiedy w przerwie meczu wynik wynosił 20:9 dla Szwedów, wydawało się, że nie ma już szans na korzystny wynik. Nic bardziej mylnego ! Biało-czerwoni zagrali genialne zawody, dzięki kapitalnym akcjom Bartłomieja Jaszki oraz Adama Wiśniewskiego udało się doprowadzić do remisu. Jestem przekonany, że gdyby mecz potrwał jeszcze minutę dłużej, to Polacy cieszyliby się z dwóch punktów.
Po odparciu potopu szwedzkiego przed meczem z Macedonią panował hurraoptymizm. Po cudzie dokonanym w zawodach z naszymi zamorskimi sąsiadami wydawało się, że już nikt nam nie przeszkodzi w zdobyciu tytułu najlepszego zespołu Europy, a niedoceniana Macedonia położy się na parkiecie oczekując na wyrok. Porażka 25:27 mówi sama za siebie i nie ma co tu usprawiedliwiać się dobrą dyspozycją bramkarza rywali, słabym poziomem sędziowania, czy dziesiątkami innych powodów. Prawda jest taka, że Macedonię powinniśmy pokonać rezerwowym składem grającym na 50% możliwości. Niestety, w tym meczu nasi zawodnicy najbardziej zawiedli i to on był najbardziej decydujący podczas podsumowania tych mistrzostw.
W ostatnim dniu naszej rywalizacji wydawało się, że szanse na awans są całkiem realne- wystarczyło spełnić trzy warunki: zwycięstwo Polski nad Niemcami, urwanie Danii punktów przez Szwecję, oraz zdobycie choć punktu przez Serbię. Niestety, mimo heroicznego boju i pokonania naszych zachodnich sąsiadów, nie udało nam się awansować. Ostatecznie w klasyfikacji generalnej mistrzostw zajęliśmy odległe, 9 miejsce.
Krótko podsumowując, na Mistrzostwach Europy 2012 spotkało się 10 wyrównanych drużyn i praktycznie każda z nich mogła sięgnąć po medal. Spotkania były wyrównane, było dużo remisów oraz zwycięstw golem, dwoma. Każdy z zespołów mógł wygrać z każdym i tutaj wydaje się kluczowy brak naszych podstawowych zawodników. -Na tym poziomie rozgrywek brak kilku kluczowych graczy robi ogromną różnicę-mówi Marcin Stefaniszyn, szkoleniowiec Orlika Brzeg-W bramce do pozostałych ekip traciliśmy bardzo dużo, widoczny był brak Sławka Szmala.
W praktycznie każdym meczu musieliśmy przedzierać się przez kapitalnie dysponowanego tego dnia bramkarza rywali nie mając jednocześnie wsparcia po naszej stronie.
Bardzo słabo w naszym zespole wyglądała gra na skrzydłach. Adam Wiśniewski i Piotr Kuchczyński dostawali zdecydowanie za mało piłek, by móc skutecznie rozmontować defensywę rywali. Przypomnijmy sobie mecze z Serbią czy Szwecją, kiedy to rywale raz po raz wbijali nam bolesne gwoździe ze skrzydła.
Słabo wyglądała też gra w przewadze. W meczu z Macedonią grając 6 na 4 potrafiliśmy stracić gola ! Takie rzeczy są niedopuszczalne na tym etapie rozgrywek.
Jednak kluczowe, według Stefaniszyna, było mentalne przygotowanie zespołu. –Fatalnie wyglądały pierwsze połówki naszych meczów. Praktycznie w każdym spotkaniu musieliśmy gonić wynik.
Niestety, nie udało się wywalczyć na Bałkanach medalu. Jednak dzięki zdobyciu złota przez Duńczyków mamy jeszcze swoją szansę na kwalifikację olimpijską. W dniach 6-8 kwietnia w Hiszpanii odbędzie się turniej eliminacyjny. Oprócz gospodarzy, zmierzymy się tam z reprezentacjami Serbii i Algierii. Do Igrzysk Olimpijskich w Wielkiej Brytanii awansują dwa najlepsze zespoły.
Chętnie poznam Waszą opinię, choć trochę czasu minęło:)
Autor: Krzysztof Marcinkiewicz