Marek Kuryło, to wyjątek wśród moich licznych kolegów i znajomych. Urodził się 14 listopada 1984 r. w Opolu. Skończył komunikację społeczną i dziennikarstwo na Wydziale Historyczno-Pedagogicznym Uniwersytetu Opolskiego. Jest żonaty. O sobie zwykle mówi, że jest przede wszystkim katolikiem. Nie wstydzi się Jezusa. Od kilku miesięcy jest dziennikarzem NGO, członkiem zespołu redakcyjnego gazety.
Z przekonania jest monarchistą. Interesuje się boksem, lubi jazdę na nartach. Najczęściej swój wolny czas spędza z książką w ręku – czyta przeważnie książki dotyczące duchowości, liturgiki i historii Kościoła. Najbardziej ceni sobie twórczość G. K. Chestertona, którego kultową już „Ortodoksję” widziałby pośród lektur szkolnych. Swoją wiedzą z zakresu nauki Kościoła i liturgii Marek po prostu zawstydza. Godzinami potrafi objaśniać symbolikę każdej minuty liturgii.
Marek wychowywał się w ciepłej, rodzinnej atmosferze. Tato nauczył go bycia odpowiedzialnym facetem i twardo stąpać po ziemi, był uosobieniem sprawiedliwości. Z kolei mama była oazą spokoju i miłości, od niej zapewne wziął umiejętność obdarowania innych uczuciem (nie mylić z tkliwością). Siostra zaś nauczyła go cierpliwości. Te cechy rodziców w przypadku Marka skomponowały się idealnie w całość. Rodzice nauczyli go również miłości do Kościoła. Jak opowiadał – w jego domu nigdy nie było wrogości wobec Kościoła i wiary. Zawsze wyrażano się z szacunkiem o kapłanach i religii katolickiej. – „Po latach jednak widzę, że gorzej było z praktykami. – Spowiedź świąteczna czy wizyta w kościele gdzieś się pojawiały, ale duch liberalizmu i pomieszania Prawdy dostał się i do mojej rodziny.Relatywistyczne spojrzenie zaciemniało fakt, że gdzieś zgubił się duchowy wymiar. Na szczęście dzięki Bożej łasce w jubileuszowym roku 2000 wszystko wróciło na odpowiednie tory. Katolicyzm to fundament moich rodziców” – powiedział mi.
Marek jest założycielem Opolskiego Środowiska Tradycji Łacińskiej i uczęszcza na Msze św. w nadzwyczajnym rycie rzymskim. Jego „przygoda” z Tradycją zaczęła się 12 lat temu, kiedy jako gorliwy neofita pojechał z kolegami ministrantami na wakacyjny wyjazd w góry. W tej ekipie był chłopak, który wybierał się do międzynarodowego seminarium w Wigratzbad w Bawarii do Bractwa Kapłańskiego Świętego Piotra. On go nie skończył, ale Markowi zostało w głowie wszystko co wtedy mówił. Twierdzi, że jest mu za to do dziś wdzięczny. Od niego usłyszał takie pojęcia jak: Sobór Watykański II, stara duchowość, Msza trydencka. Opowiadał, że miał w głowie taki natłok wiadomości, że czasem miał ochotę to wszystko rzucić. Zrobił jednak inaczej – zaczął czytać na ten temat. W 2000 r. zobaczył na płycie DVD pierwszą Mszę trydencką w życiu, były to Prymicje pierwszego Polaka wyświęconego w tradycyjnym Instytucie – Ks. Tomasza Dawidowskiego. Bardzo to przeżywał, był zafascynowany tą liturgią. Wkrótce potem uczestniczył pierwszy raz w życiu w takiej Mszy na żywo. Pamięta do dziś, że, była to Msza cicha, w porównaniu z uroczystą Mszą z DVD nie zrobiła takiego wrażenia. Miał wtedy 15 lat… i dużo pracy przed sobą…
Opolskie Środowisko Tradycji Łacińskiej powstało w maju 2009 r. Mszą inaugurującą to wydarzenie. Z Bożą pomocą wszystko ułożyło się pozytywnie. Marek podjął konkretne przygotowania, by sprowadzić Tradycję do naszej diecezji. Zorganizował spotkanie dla osób chętnych, przyszło zaledwie kilka. Wkrótce znalazło się więcej osób chcących uczestniczyć w Mszy trydenckiej. Kilkadziesiąt osób złożyło swe podpisy pod listem do opolskiej Kurii. Rozpoczęły się rozmowy. Po jakimś czasie Kuria wyznaczyła kościół pw. św. Sebastiana, a duszpasterzem środowiska został ksiądz prof. Kazimierz Dola. Zgoda na Mszę trydencką dotyczyła tylko jednej, pierwszej niedzieli w miesiącu. Obecnie Msze św. w rycie rzymskim odprawiane są w każdą niedzielę a odprawia je ks. Sebastian Krzyżanowski, opiekun i duszpasterz środowiska opolskich tradycjonalistów.
Marek przyznał, że jak większość ludzi miał sytuację, że wstydził się jasno postawić sprawę. – „Pamiętam, że miałem trochę opory przed zrobieniem znaku krzyża przed posiłkiem w restauracji czy wśród znajomych. Być może bałem się reakcji. Dziś jest to w jakiś sposób naturalne. Nie boję się negatywnych opinii i szkalowania za wiarę. Można powiedzieć, że się człowiek uodparnia, ale żal tych ludzi. To były takie małe sprawdziany odnośnie słów Chrystusa: „Jeśli mnie się ktoś zaprze przed ludźmi, tego i ja zaprę się przed Ojcem w niebie.” Obecnie nie wstydzę się wiary i jasno wyrażam swoje poglądy bez żadnego rumienienia się. Bycie katolikiem to duma. By publicznie pokazywać wiarę trzeba wykazywać się dużą odpornością na stres i odwagą. Mamy dziś do czynienia wręcz z diabelską orientacją skierowaną na wszystko co ma jakąkolwiek wartość. Widzę to po moich znajomych kolegach i koleżankach. Brakuje wiary. Jej nie ma. Mało kto wierzy dziś w podstawowe prawdy wiary tj. Niebo, Piekło, Zmartwychwstanie, Realna Obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie itd. Oni w to nie wierzą. Młode osoby nauczone zostały wygody, najlepiej nic od nich nie wymagać. Źle postrzegają wolność. Nie ma ona oparcia o pewne kanony wiary, wychodzi z tego wtedy dowolność. Kościół postrzegają jako największe zło na świecie, a w najlepszym przypadku jako instytucje, która ma na celu wykładanie porad co zrobić by dobrze żyć. Dziś mówiąc, że najwyższym celem człowieka jest oddanie czci Bogu, służenie mu a na końcu życia osiągnięcie zbawienia duszy, wywołuje się uśmiech politowania. Przypięta zostaje łatka oszołoma i odrealnionego dewota. Tak na marginesie Ci wszyscy odważni, którzy bluźnią na katolicyzm niech wyjadą do arabskich krajów i staną tam pośrodku miasta bluźnić na islam. Chętnie bym ich zobaczył. Staram się pokazać ludziom, że osoba posiadająca kręgosłup moralny to nie żaden dziwak, tylko normalna osoba” – twierdzi młody wykształcony opolanin.
Dla Marka wiara jest realnym spotkaniem z żywym Chrystusem. Nie jest bynajmniej typem mistyka, świętość upatruje w sumiennym wypełnianiu Przykazań i obowiązków stanu. Prowadzi wraz z żoną duchowość wg starych zasad, bo według niego jest ona bardziej rygorystyczna, ale zarazem piękna. Główną siłę czerpie z Mszy trydenckich, w których systematycznie uczestniczy. – „Msza to centrum życia każdego katolika.Ona jasno pokazuje w 100% katolickie prawdy wiary .Czysty, nieskażony modernizmem katolicyzm. Nauka Kościoła daje wykład jak żyć, by osiągnąć zbawienie. I do tego mamy dążyć. Wiara stanowi podstawę mojego życia. Im więcej widać ataków na Kościół, tym większa mobilizacja” – twierdzi redaktor NGO.
Autor: Tomasz Kwiatek
Jaki jest wielki brak racjonalizmu. Jak można „wstydzić się Chrystusa”? Wstydzić to trzeba się zła, które się czyni. Jak głupio prasa wpisuje się w tony, które narzuca G..W…na. Człowiek czasami nie epatuje chrześcijaństwem, żeby przez jego pryzmat nie oskarżano chrześcijan, ale wstydzić się kogoś kto z miłości oddał swoje życie nie tylko za swoich (za mnie) a nawet nieprzyjaciół. To jest dopiero brak racjonalizmu.