Wybór kard. Karola Wojtyły na następcę św. Piotra oznaczał katastrofę dla obozu sowieckiego. Polskie władze reżimowe szybko przekonały się, jak złudne było oczekiwanie (wyrażone przez ministra spaw zagranicznych Józefa Czyrka), że „lepszy Wojtyła jako Papież tam, niż jako Prymas tu”. Lepsze rozeznanie skutków wykazywał choćby czołowy szpieg obozu socjalistycznego w Rzymie – niemiecki benedyktyn Eugen Brammertz, który tuż po 16 października 1978 przestrzegał przed skutkami bezkompromisowego stawiania kwestii praw człowieka przez nowego następcę św. Piotra[1]. Nieuchronną była wizyta nowego papieża w ojczyźnie, a po niej – przebudzenie narodu pogrążonego w gierkowskim marazmie.
Parasol rozłożony przez Ojca św. nad opozycją w Polsce miał swe uzasadnienie nie tyle w antykomunizmie ruchu, co raczej w jego pokojowym, solidarystycznym charakterze. To moralny wymiar „Solidarności” skupił na Polsce uwagę całego świata. W Przemówieniu do delegacji NSZZ „Solidarność” wygłoszonym 15 I 1981 Ojciec św. zauważał m.in.: „Wszyscy podkreślali szczególną dojrzałość, jaką społeczeństwo polskie – a zwłaszcza ludzie pracy – wykazali w podejmowaniu i rozwiązywaniu tych trudnych problemów”. Do odpowiedzialności i dojrzałości papież wracał w swoich wystąpieniach jeszcze wielokrotnie.
Pojmowanie pojęcia „dojrzałość” było jednak diametralnie różnie traktowane przez Jana Pawła II i przedstawicieli władz PRL. Pierwszy kierował się obawą, by żadna ze stron nie doprowadziła do rozwiązań siłowych. Dla Jaruzelskiego takie stanowisko Kościoła oznaczało szansę na zyskanie czasu koniecznego do przygotowania stanu wojennego.
Operacja „Lato’80”
Pomimo oficjalnie powtarzanych zapewnień o podejmowaniu drogi porozumienia, już w grudniu 1980 r. ówczesny minister spraw wewnętrznych gen. Stanisław Kowalczyk opracował plan Operacji „Lato’80”, której celem było „zapewnienie bezpieczeństwa, ładu i porządku publicznego w kraju”[2]. Wobec groźby interwencji sowieckiej 16 XII 1980 papież wystosował do Leonida Breżniewa bezprecedensowy list, utrzymany w twardym tonie dyplomatycznym. Autor wyszedł od przypomnienia skali polskich ofiar II wojny światowej, wskazując tym samym na odpowiedzialność, jaka spadnie na ZSRR w przypadku agresji. Wielokrotnie odwołał się do świeżych ustaleń Aktu Końcowego KBWE, mówiącego o nieingerencji w sprawy innych państw i poszanowaniu suwerenności każdego z nich, co komuniści tak chętnie wykorzystywali w swej antyzachodniej retoryce. Krążące wówczas pogłoski, jakoby papież deklarował przyjazd do Ojczyzny na wypadek sowieckiej interwencji nie znajdują pokrycia w faktach. Bardziej miarodajne wydaje się przypisanie zarówno papieżowi, jak i ówczesnemu prymasowi (kard. Stefan Wyszyński) prób przekonania przywódców „Solidarności” do taktycznego odwrotu czy też nie eskalowania stanu napięcia. Miało to ocalić zdobycze Sierpnia 1980 r. i zapobiec rozwiązaniom siłowym. Głos ten nie trafiał na podatny grunt. Decyzja o zaprowadzeniu porządku z pomocą czołgów i aresztowań została uznana za nieodwołalną, a jej realizację przesunięto na grudzień 1981 roku.
Apel do sumienia
Informacja o wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce dotarła do Ojca św. o godz. 1 w nocy, a więc o cztery godziny wcześniej niż np. do prymasa Józefa Glempa, ale blokada połączeń telefonicznych uniemożliwiła rozmowę z kimkolwiek w Polsce. Oficjalnie ambasador Polski poinformował Jana Pawła II, że gen. Jaruzelski zdecydował się na „czasowe środki nadzwyczajne”. Papież zareagował natychmiast. Przed niedzielną modlitwą „Anioł Pański” wobec całego świata przestrzegał: „nie może być przelana polska krew, bo zbyt wiele jej wylano, zwłaszcza podczas ostatniej wojny. Trzeba uczynić wszystko, aby w pokoju budować przyszłość Ojczyzny”. To na gorąco wyrażone orędzie było kierowane nie tylko do przedstawicieli reżimu. Głosu z Watykanu nasłuchiwano wszak w kręgach solidarnościowych, a dla tych przekaz był równie jasny: żadnego powstania! Opór ma być oparty na próbach dialogu, bez przemocy. Papież odrzucał zarówno defetyzm prymasa Józefa Glempa, jak i radykalizm embarga Reagana. Stojąc twardo na stanowisku poszukiwania porozumienia, nie dał się uwikłać komunistom w ich propagandową retorykę pokoju, stanowiącą ich ulubiony temat zastępczy, jednocześnie przestrzegał przed brakiem rozwagi.
W tym czasie strachu i gniewu niewiele znajdywano otuchy. Źródłem tejże były słowa płynące z Watykanu. Niestety, trafiały one w pustkę. Podczas środowej audiencji 16 grudnia 1981 Ojciec św. kolejny raz apelował: „naród ma prawo do życia własnym życiem i rozwiązywania swoich problemów wewnętrznych zgodnie ze swoją kulturą i tradycją narodową. Spraw tych nie można rozwiązywać przy użyciu przemocy. (…) Już w niedzielę, na pierwszą wiadomość o zarządzeniu stanu wojennego przypomniałem słowa wypowiedziane we wrześniu: Nie wolno przelewać polskiej krwi. Dziś powtarzam to samo”. W tym samym dniu doszło do masakry górników w kopalni Wujek. Trzy dni po tej największej tragedii stanu wojennego abp Luigi Poggi (szef dyplomacji watykańskiej do stałych kontaktów z Polską) dostarczył przew. WRON list, w którym Ojciec św. zwracał się z apelem „do Pańskiego sumienia, Generale, do sumień wszystkich tych ludzi, od których zależy w tej chwili decyzja”. Apel ten miał obrazić adresatów, dlatego zasugerowano przygotowanie innego przesłania. Kopia listu została przekazana internowanemu Lechowi Wałęsie, co wywołało ostrą reakcję reżimu. List ten określono jako „bardzo niedobry” i zakazano odczytywania go wiernym. Jaruzelski obszernie nań odpowiedział. Odniósł się do przyczyn wprowadzenia stanu wojennego – podkreślał, że była to jego suwerenna decyzja, a jednocześnie wskazywał, iż brak stanowczej reakcji mógł skutkować „kataklizmem w znacznie większej skali”. Działania na rzecz demokracji zostały przeciwstawione nieodpowiedzialnym krokom dążącym rzekomo do konfrontacji działaczom związkowym. Kolejny list generała (z kwietnia 1982 r.), nie był już tak impertynencki, ale i w nim stwierdzał stanowczo: „nie ma powrotu do okresu anarchii, negacji wszelkich poczynań władz i paraliżowania gospodarki”. W świetle dziennika Mieczysława Rakowskiego był to kolejny element gry ze strony władz, w jego diariuszu czytamy „w odczuciu Wojciecha ten [list – przyp. A.M.] otwiera drogę do dialogu z Watykanem”.
„Program życia”
Tymczasem Ojciec św. realizował podjęty w pierwszych dniach stanu wojennego czteropunktowy plan działania, który zakładał:
1) gromadzenie jak największej liczby wiarygodnych informacji o sytuacji w Polsce
2) unikanie prowokacji
3) nawiązanie kontaktów z polskimi władzami
4) przekazywanie wyraźnego sygnału dla świata, że Stolica Apostolska w pełni solidaryzuje się z „Solidarnością”.
W dobie izolacji Polski niekrepowany przepływ informacji stanowił istotnym problem („męczę się tym, że nie znam prawdziwego stanu rzeczy”). Z tego względu 22 grudnia do Rzymu udał się abp Bronisław Dąbrowski. Podczas tych spotkań papież został zapoznany z przyczynami wprowadzenia stanu wojennego. W interpretacji abpa Dąbrowskiego najważniejszą było niedotrzymywanie umów przez władze państwowe; zwrócono też m.in. uwagę, iż robotnicy „pozwolili narzucić sobie zdanie doradców, którzy jako rewizjoniści-komuniści wprowadzali ich na drogę walki z władza i o władzę”. Oceniając intencje Jaruzelskiego, wspomniał zarówno o „mniejszym złu”, jak i wysługiwaniu się w ten sposób ZSRR. Nie zabrakło krytycznych uwag wobec strony solidarnościowej („Mówi się, K[omisja] K[rajowa] zapowiadała przejęcie władzy, ale była to tylko dziecinna zabawa, bo „Solidarność” faktycznie nie była na to przygotowana”). Z kolei papież ze wzruszeniem relacjonował ogrom współczucia i wsparcia dla Polaków, jakie spływają na jego ręce. Sam powołał Fundację Jana Pawła II, która przekazywała do ojczyzny głównie dary medyczne.
Głos narodu wołającego na puszczy
Stanowisko Watykanu wobec wydarzeń w Polsce za pośrednictwem „Antoniusa” (Alfonsa Waschbüscha) trafiło do Stasi, a stąd – zapewne do funkcjonariuszy KGB. Donoszono m.in. o niezadowoleniu niektórych episkopatów (niemieckiego i włoskiego) ze zbyt silnego zaangażowania Watykanu w sprawy polskie. Oczywiście musimy uwzględniać specyfikę raportów wywiadowczych, w których fakty mieszają się z domysłami i intencjami agentów[3], jednak w ocenach postępowania w kwestiach polskich papież niewątpliwie różnił się z wieloma przedstawicielami watykańskiej kurii, którzy trzymali się opinii Piusa XII, że „Polska sobie poradzi”. Znany ze swej agitacji na rzecz kardynała Wojtyły w 1978 r. kard. Franz König miał rzekomo zabiegać u ówczesnych polskich władz, by „nie występował co dwa tygodnie na temat Polski”. Nawet znany ze swej przychylności wobec Polaków sekretarz stanu kard. Agostino Casaroli w rozmowie z R. Reaganem (15 XII 1981) sugerował daleko posuniętą ostrożność. Przezorność ta podyktowana była narastającą po 1978 r. wrogością między dwoma blokami (rozmieszczenie radzieckich rakiet SS20 i amerykańskich Cruse i Pershing, konflikty w Afganistanie, Nikaragui, wojna iracko-irańska – realnie zagrażały wybuchem konfliktu światowego). Dodać jednak należy, że w tych pierwszych dniach po 13 grudnia kardynałowie Agostino Casaroli i Achille Silvestrini ze zrozumieniem traktowali odwołanie się papieża raczej do relacji polskich wysłanników, niż sugestii dostojników watykańskich. Zobowiązali się też do permanentnego angażowania dyplomacji wolnego świata w sprawy Polski.
Jan Paweł II zerwał z tradycją „Kościoła milczącego”. Jako Polak szczególnie upominał się o zniewolonych rodaków. W tych szczególnie trudnych dla stłamszonego narodu chwilach, papież był jego ambasadorem. Symbolem jedności z narodem była świeca zapalona w oknie papieskiego pałacu audiencyjnego w wieczór wigilijny. Podczas przemówienia noworocznego Ojciec św. nie tylko apelował o pokój, ale i dziękował wszystkim tym, którzy pamiętali o jego rodakach. W Światowym Dniu Pokoju ostro napiętnował „pseudopokój reżimów totalitarnych”. W związku z naciskami na robotników, by ci podpisywali deklaracje lojalności, papież potępiał łamanie sumień. „Podnoszę głos do Boga – wraz ze wszystkimi ludźmi dobrej woli – aby nie zabijano polskich sumień!” Począwszy od 13 stycznia 1982 podczas środowych audiencji odnosił się (w formie modlitwy) do sytuacji w Ojczyźnie. Do zgromadzonych wówczas pielgrzymów powiedział po włosku: „Nie ma dziś tu moich Rodaków, którzy zwykle przybywali na audiencje. Dobrze wiecie, dlaczego tak jest. Ale ja, utrzymując zwyczaj przemawiania do nich w naszym rodzinnym języku, chciałbym uczynić to także i dzisiaj”. Po słowach tych rozległy się oklaski, a po nich po polsku wypowiedziane słowa otuchy.
Papież, przejmując na siebie rolę głosu zniewolonych Polaków, stale przypominał pierwotną ideę „Solidarności” – ideę która zjednała jej tak szerokie uznanie w świecie – upominanie się o godność, prawdę i wolność na drodze pokojowej. Po 13 grudnia taka koncepcja nie miała zbyt wielu zwolenników, a jednak papież z uporem ją forsował. Pod koniec lutego 1982 r. przestrzegał: „Zmysł realizmu i umiarkowania żąda od nas, abyśmy nie działali pod hasłem »wszystko albo nic«, lecz kroczyli systematycznie, wytrwale i krok po kroku”. Pomimo wszystkich zastrzeżeń wobec gen. Jaruzelskiego, postrzegał go jako Polaka, któremu nie jest obca troska o Polskę, czego na pewno nie można powiedzieć o zniecierpliwionych przywódcach ZSRR[4]. Jednocześnie ignorowanie papieskich apeli przez reżimową ekipę, wzmacniało stanowczość tonu Jana Pawła II. Konsekwentnie prezentował dyktaturę Jaruzelskiego jako przejaw ostatnich poczynań bankrutującego komunizmu. W odpowiedzi na twardy ton reżimu papież radził powrócić do metod sprawdzonych w poprzednich epokach niewoli narodowej (XIX wiek, czas II wojny światowej); sugerował trwanie w oporze na niwie moralności i kultury. W koncepcji papieża należało zrobić wszystko, by Kościół katolicki zachował stanowisko eksterytorialnego ambasadora narodu polskiego i w miarę możliwości – „ratować to, co jest do uratowania”.
Warszawa na linii Watykan-Waszyngton
Takie samo stanowisko prezentował Ronald Reagan, świetnie rozumiejący się z papieżem w kwestiach oceny „imperium zła”. Pierwsza rozmowa telefoniczna na temat sytuacji w Polsce miała miejsce już nazajutrz po wprowadzeniu stanu wojennego. Prezydent Reagan podkreślił swą sympatię dla Polaków oraz znaczenie Jana Pawła II dla jego walki o godność każdego człowieka. W samym środku stanu wojennego – 7 VI 1982 (kilka dni po wizycie papieża w Wielkiej Brytanii) prezydent USA przemawiając w Londynie omawiał symptomy wielkiego kryzysu, w jaki wpadł ZSRR po wydarzeniach w Polsce. Jego zdaniem, po wstrząsie pierwszych miesięcy stanu wojennego, społeczeństwo stopniowo odbudowywało swą siłę moralną, a głównym wspornikiem dla „społeczeństwa alternatywnego” stał się Kościół katolicki. Za pośrednictwem jego komórek szła do Polski bezprecedensowa w swej skali pomoc materialna. Salki katechetyczne, a nawet świątynie stały się istotnym miejscem czerpania wiary i nadziei w nadejście wolnej Polski.
Pielgrzymka w sierpniu 1982 roku?
Stanowisko Kościoła, pomimo wielu lat zmagań z nim, zaskoczyło ekipę rządzącą. Poirytowany ostrym tonem listu Episkopatu Polski (z 19 I 1982) Henryk Jabłoński miał orzec arcybiskupowi Dąbrowskiemu „Historia będzie was wszystkich sądzić”. Jednak wobec dramatycznej sytuacji w kraju, władze w końcu przystały na propozycję zaproszenia Jana Pawła II do ojczyzny – widziały w niej szansę na zmianę swego wizerunku w świecie i na normalizację sytuacji społecznej w Polsce. Nie do przyjęcia był wszak termin wskazany przez Episkopat Polski – papież miał przybyć w związku z obchodami 600-lecia Jasnej Góry (26 VIII 1982). Czas ten władze uznały za „przedwczesny”, czytaj: zbiegłby się on z rocznicą Porozumień Sierpniowych. Formalnie stronę rządową obraziło wystosowanie przez episkopat zaproszenia bez konsultacji z organami państwowymi. Kazimierz Barcikowski przestrzegał przed rzekomą próbą „pominięcia faktycznych ośrodków władzy w Polsce”. W opinii tegoż sekretarza KC PZPR w 1982 r. żadna ze stron nie jest przygotowana do odwiedzin papieża, ten zresztą także do nich „nie dojrzał”, gdyż „jednostronnie angażuje się po stronie »Solidarności«”, a najchętniej „widziałby Polskę jako obiekt kanonizacji”. Rozważano odłożenie pielgrzymki ad calendas Graecas albo skrócenie jej do jednego dnia, najlepiej jesiennego (ze względu na możliwy wówczas deszcz…). Szczególnie ostro wypowiadał się za taką opcją gen. Kiszczak, przestrzegający przed wzmocnieniem w efekcie tej wizyty postaw antykomunistycznych i antyrządowych (w oryginale: „ekstremy kościelnej”). Przekonywał, że nie wolno dopuścić do pielgrzymki w 1982 r., nawet gdyby ceną okazało się zaostrzenie przez Zachód embarga gospodarczego. Krytyce został poddany sam papież, który „rządzi się jak u siebie w Watykanie”. Od głowy państwa kościelnego oczekiwano… publicznego potępienia polityki USA i poparcia linii partii. Gen. Jaruzelski polecił eksponować przykłady „ingerencji głowy państwa watykańskiego w wewnętrzne sprawy Polski”. Stan napięcia między Warszawą a Stolicą Apostolską potwierdziła lipcowa wizyta ministra spraw zagranicznych PRL Józefa Czyrka w Watykanie, który dawał do zrozumienia, że zaangażowanie Kościoła w sprawy polityczne może doprowadzić do potraktowania go na równi z innymi siłami opozycyjnymi.
„Pokój Tobie, Polsko, ojczyzno moja!”
Skomplikowana sytuacja polityczna skłoniła w końcu rządzących do zgody. Co więcej – pozwoliła stronie kościelnej postawić warunki, w jakich pielgrzymka mogłaby się odbyć, wśród nich żądano zniesienia stanu wojennego, ogłoszenia amnestii oraz nawiązania dialogu ze społeczeństwem. Reżim oczywiście nie wyrzekł się działań antykościelnych, w prasie nie brakowało ataków na samego papieża, wypominano koszta jego wizyt, a aktywność służb specjalnych i milicji przybierała rozmiary nieznane od 1956 roku. W reżimowych mass mediach mocniej dawała o sobie znać cenzura, a oskarżenia o „reakcyjne” i „wywrotowe” knowania Kościoła, kierowano także pod adresem Watykanu. Z koeli po stronie solidarnościowej pojawiły się obawy, czy wizyta głowy państwa watykańskiego nie zostanie potraktowana przez władze jako przejaw legalizacji WRON i stanu wojennego. Potwierdzeniem tych obaw były słowa przewodniczącego Rady Państwa H. Jabłońskiego wygłoszone podczas powitania Jana Pawła II: „wizyta Waszej Świątobliwości (…) jest dowodem daleko zaawansowanej normalizacji życia kraju”. Bardziej miarodajną reakcję rodaków przedstawiła pewna starsza kobieta, która obserwując zachowanie gościa, powiedziała do jednego z reporterów: „Jaki on smutny. Widzi pan, on rozumie”.
Nauczanie wygłoszone w czerwcu 1983 r. w zdecydowanej większości do dziś jest aktualne (i bardziej niż 30 lat temu nieznane). Wówczas powszechnie (tak ze strony wiernych, jak i organów państwowych) uwagę kierowano na odniesienia papieża do bieżącej sytuacji w Polsce. Takie wątki pojawiły się chociażby podczas spotkania z przewod. Rady Państwa w Belwederze. Odnosząc się do ogromnych ofiar Polaków podczas II wojny światowej zauważał, że w ten sposób naród ten „potwierdził swe prawo do bycia suwerenem na ziemi, którą odziedziczył po przodkach”. Jeszcze ostrzej zabrzmiało wyartykułowane uzasadnienie przyjazdu: okazanie solidarności „z tymi, którzy najboleśniej czują cierpki smak zawodu, upokorzenia, cierpienia, pozbawienia wolności, krzywdy, podeptania godności ludzkiej” (słów tych nie było w tekstach publikowanych w polskiej prasie).
Pomimo solennych zapewnień o współpracy („nikt nie zamierza tworzyć sztucznych przeszkód jak niepodstawienie pociągu itp.… to minione czasy”), ponownie pojawiły się próby ograniczenia kontaktów Ojca św. z wiernymi. Troską o bezpieczeństwo gościa tłumaczono brak zgody na spotkanie z młodzieżą przed „oknem papieskim” w Krakowie. Przez cały czas trwania jego wizyty próbowano narzucić funkcjonariuszy SB jako osobistą ochronę. Jednocześnie podczas spotkania z papieżem, według relacji M. Rakowskiego, Jaruzelski „był niesamowicie zdenerwowany. Do połowy przemówienia nogi mu się tak trzęsły, że nie mogłem wprost na niego patrzeć”.
Czuwam
W trakcie pielgrzymki „czas im się dłużył”. Z największą dezaprobatą informowano o słowach „merytorycznie nieprawdziwych”, kierowanych przez papieża do młodzieży na Jasnej Górze. Rozwijając sens zawołania z Apelu Jasnogórskiego „Czuwam”, papież mówił: „Moi drodzy przyjaciele! Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od Was nie wymagali. Doświadczenia historyczne mówią nam o tym, ile kosztowała cały naród okresowa demoralizacja. (…) Czuwam – to znaczy także czuję się odpowiedzialny za to wielkie, wspólne dziedzictwo, któremu na imię Polska. To imię nas wszystkich określa. To imię nas wszystkich zobowiązuje. To imię nas wszystkich kosztuje. Nie będę, moi drodzy, przeprowadzał analizy porównawczej. Powiem tylko, że to, co kosztuje, właśnie stanowi wartość. Nie można zaś być prawdziwie wolnym bez rzetelnego i głębokiego stosunku do wartości. Nie pragnijmy takiej Polski, która by nas nic nie kosztowała”.
Po spotkaniu tym władze wpadły w przerażenie. Delegacja rządowa odpowiedzialna za przebieg wizyty łącząc groźby (skrócenia pielgrzymki) i błagania (w partii oskarżano ich zapewne o dopuszczenie do tej wizyty) usiłowała wymóc złagodzenie tonu papieskich wystąpień. Dobrze zorientowany w sytuacji Europy Środkowej kard. Casaroli próbował rozumieć stanowisko polskich władz. W swych pamiętnikach odnotował: „każdego wieczora pan Kania przekazywał mi uwagi albo niepokoje rządowe w związku z tym, co wielki gość uczynił lub powiedział w ciągu dnia (…). Prawdę mówiąc, uwagi te były formułowane w tonie bynajmniej nie polemicznym, ale raczej jako prośba o zrozumienie i o pomoc (cień wielkiego brata, choć nie przywoływany wyraźnie, kładł się jednak ciągle: nie tyle nad papieżem, ile nad odpowiedzialnymi czynnikami polskimi)”. Ze strony papieża odpowiedzią na naciski był żart utrzymany „w Bożej logice”: „niech oni będą bardziej miłosierni dla mnie, abym ja mógł być bardziej miłosierny dla nich”. Podobnie, jak podczas poprzedniej pielgrzymki, wyczuwano u przedstawicieli rządu strach przed reakcjami ich radzieckich mocodawców oraz wydźwiękiem tej wizyty w państwach bloku, głównie NRD i CSSR.
Spotkanie z „osobą prywatną”
Złość władz była podyktowana przede wszystkim spotkaniem papieża z Lechem i Danutą Wałęsami w Dolinie Chochołowskiej (23 VI 1983), do którego doszło pomimo sprzeciwów ze strony reżimu[5]. Próbując umniejszyć wagę rozmowy, prezentowano ją jako „całkowicie prywatne spotkanie”, choć, jak słusznie zauważył ks. Józef Tischner – z papieżem nie ma prywatnych spotkań. Natomiast komentujący to wydarzenie wicedyrektor „L’Osservatore Romano” Vergilio Levi spisał Wałęsę na straty („niekiedy konieczne jest złożenie w ofierze niewygodnych osób, aby mogło z niego wyniknąć większe dobro dla wszystkich”). Został natychmiast usunięty ze stanowiska.
W tym samym czasie, kiedy żegnający na lotnisku Balice dygnitarze PRL całowali papieski pierścień, R. Reagan w przemówieniu do Związku Narodowego Polskiego mówił: „kończąca się dziś papieska wizyta w Polsce jest prawdziwym promieniem nadziei dla narodu polskiego. Przez tych krótkich osiem dni papieskie orędzie nadziei i wiary zainspirowało miliony Polaków do trwania w walce o odzyskanie praw człowieka zabranych im przez polskie władze 18 miesięcy temu”.
Zgniłe owoce totalitaryzmu
Dla każdej ze stron (ojca świętego, władz PRL, narodu) była to wizyta bardzo trudna. Papież świetnie zdawał sobie sprawę, jak bardzo musi być ostrożny, by nie rozniecać fałszywych nadziei, a zarazem tchnąć nową wiarę w zmęczone społeczeństwo. „Naród polski nie zaznał zawodu” – jak zanotował Jean-Bernard Raimond – „wyjątkowe było wrażenie, że papież i Polacy byli sami ze sobą, a rząd, partia, sejm, nagle się rozmyły, stały się nieobecne. Papież przemawiał swobodnie, Polacy podnosili ręce na cześć Solidarności, każda msza wytwarzała coś na kształt eksterytorialności, jakby strefę zupełnej wolności”. Oczywiście nie wszyscy byli zadowoleni. W gronie opozycyjnych radykałów pojawiały się głosy krytykujące papieża za niewystarczające wstawianie się za internowanymi, jeden z czołowych działaczy podziemia miał określić papieża mianem „Towarzysz Wojtyła”.
W ocenach komunistycznych referentów władze „odniosły sukces frekwencyjny” – zamiast planowanych 7,7 mln wiernych, wg danych państwowych papieża odwiedziło „jedynie” 6,5 mln[6]. Mniej oficjalnie przyznawano, że podczas spotkań nie udało się wyeliminować wszystkich solidarnościowych transparentów, ale było ich „mniej niż oczekiwaliśmy”, dlatego kumulatywna opinia władz na temat pielgrzymki była pozytywna. Pielgrzymka 1983 r., podobnie jak wiele innych podróży „papieża pokoju” (choćby do Meksyku, Irlandii, na Filipiny i Kubę, do Sarajewa), ponownie pozytywnie zaskoczyła – zarówno rządzących, jak i oczekujących od niego oparcia. Wprawdzie władza oczekiwała, że może uda się przekonać papieża do porzucenia poparcia dla opozycji w zamian za niezależność Kościoła, ale jednoznaczna postawa Jana Pawła II kazała póki co porzucić ten plan. Z drugiej strony – papieżowi nie udało się nakłonić Jaruzelskiego do wznowienia dialogu z opozycją. Owszem, zniesiono stanu wojennego, ale jednocześnie trwały aresztowania setek działaczy. Rok po wizycie papieskiej zginął bł. Jerzy Popiełuszko. Balansowanie na cienkiej linii stało się jeszcze trudniejsze. Z jednej strony Kościół nie chciał zostać „trzecim frontem” (obok kryzysu gospodarczego i „Solidarności”), a z drugiej – działania władz wskazywały, że Kościół, jako jedyna legalna opozycja jest celem szczególnie ostrych ataków. Podobnie, jak przez większą część okresu PRL, politykę Jaruzelskiego wobec Kościoła znamionowała przede wszystkim dwulicowość[7]. Przywódcy tego państwa respekt wykazywali w bezpośrednich relacjach z hierarchami (dotyczyło to przede wszystkim Jana Pawła II, a wcześniej prymasa Wyszyńskiego). Po zakończeniu spotkania, realizowali uprzednio ustalone twarde założenia. Buńczucznie może brzmieć wyznanie M. Rakowskiego „opinią biskupów się nie przejmuję”, ale rzeczywiście: funkcjonariusze MSW, SB „robili swoje”, bez oglądania się na reakcje purpuratów. Charakter epoki oddaje fragment tajnej notatki Urzędu ds. Wyznań: „Watykan i papież znajdują się w orbicie oddziaływania imperialistycznych ośrodków informacji. Obraz sytuacji w Polsce jest kształtowany przez wrogie obozowi socjalistycznemu ośrodki imperialistyczne oraz przebywających obecnie w Rzymie ekstremistów katolickich z Polski”. Oczywiście kładziono nacisk, by to twarde stanowisko zachować w dyskrecji, jako jedną z kwestii najbardziej tajnych („superstrategia” działania, której ujawnienie było uznawane za zdradę stanu).
Działania Watykanu w latach 1981-82 były wielostronne, nie ograniczały się bynajmniej do apeli, czy zapalania świecy na znak solidarności z rodakami. Stawianie Jana Pawła II obok Reagana, czy Gorbaczowa Zbigniew Brzeziński uważa jednak za daleko idące nieporozumienie. Ojciec św. nie działał na niwie politycznej, choć skutki jego poczynań mocno oddziaływały na polityków. „On skupiał się na kwestiach wiary i uduchowieniu społeczeństw żyjących za żelazną kurtyną”. Wprawionego polskiego polityka zaskakiwała w 1982 r. „absolutna i spokojna” pewność papieża co do nieuniknionego końca komunizmu – ze względów moralno-historyczno-duchowych. Pytany o rolę w obaleniu komunizmu Jan Paweł II odpowiadał: „to drzewo było już zmurszałe. Ja tym drzewem tylko potrzasnąłem. Zepsute jabłka same spadają”.
Autor: dr Antoni Maziarz, Instytut Historii Uniwersytetu Opolskiego
Wybrane źródła i literatura:
– Kościół w PRL. Dokumenty, t. 3: 1975-1989, oprac. P. Raina, Poznań-Pelplin 1996;
– Stan wojenny w dokumentach władz PRL (1980-1983), oprac. B. Kopka, G. Majchrzak, Warszawa 2001;
– Wizyty Apostolskie Jana Pawła II w Polsce. Rozmowy przygotowawcze Watykan – PRL – Episkopat, oprac. P. Raina, Warszawa 1997;
– Casaroli A., Pamiętniki męczeństwo cierpliwości. Stolica Apostolska i kraje komunistyczne (1963-1989), przekład T. Żeleźnik, Warszawa 2001;
– Raina P., Arcybiskup Dąbrowski– rozmowy watykańskie, Warszawa 2001;
– Rakowski M.F., Dzienniki polityczne 1981-1983, Warszawa 2004.
– Bernstein C., Politi M., Jego Świątobliwość Jan Paweł II i nieznana historia naszych czasów, przekład A. Grabowski, Warszawa 1999;
– Dębowski J., Watykańska doktryna pokoju i jej polskie odniesienia, Białystok 1991;
– Koehler J.O., Chodzi o papieża. Szpiedzy w Watykanie, Kraków 2008;
– Nitecki P. ks., Kościół, „Solidarność” i odnowa społeczna w Polsce, Warszawa 1991;
– Paczkowski A., Droga do „mniejszego zła”. Strategia i taktyka obozu władzy lipiec 1980-styczeń 1982, Kraków 2002;
– Paczkowski A., Wojna polsko-jaruzelska: stan wojenny w Polsce 13 XII 1981-22 VII 1983, Warszawa 2007;
– Raimond J.-B., Jan Paweł II papież w samym sercu Historii. Apostoł prawdy i wolności jako dyplomata i polityk, przekład T. Olszewski, Gniezno 2000;
– Ring-Eifel L., Światowa potęga Watykanu. Polityka współczesnych papieży, przekład T. Sotowska, Warszawa 2006;
– Stehle H., Tajna dyplomacja Watykanu. Papiestwo wobec komunizmu (1917-1991), przekład R. Drecki, M. Struczyński, Warszawa 1993;
– Weigel G., Świadek nadziei, Biografia papieża Jana Pawła II, Kraków 2000.
[1] Zob. Jan Paweł II, Redemptor hominis z 4 III 1979, rozdz. III, p. 17. “System społeczny istnieje tylko i wyłącznie w służbie człowiekowi i do ochrony godności ludzkiej. Naruszając prawa człowieka, nie można utrzymywać, że się służy dobru ogólnemu” – słowa te padły w 1981 w Manili. Miały taką samą moc, jak słynne wezwanie do Ducha św. wypowiedziane dwa lata wcześniej w Warszawie.
[2] Tenże generał w 1973 r. powołał Samodzielną Grupę „D” Departamentu IV MSW, której celem była dezintegracja Kościoła katolickiego.
[3] W opinii Johna O. Koehlera raporty o nastrojach panujących w Watykanie nie są zbyt cenne, co może poświadczać, iż „watykańscy łowcy szpiegów spisali się na medal”.
[4] C. Bernstein i M. Politi cytują wypowiedzi J. Andropowa, A. Gromyki, D. Ustinowa w kwestii interwencji wojsk ZSRR w Polsce: „Nie możemy ryzykować. Nie wprowadzimy naszych wojsk do Polski. To jedyne słuszne stanowisko i musimy się go trzymać do końca. Nie wiem, jak potoczą się tam sprawy. Przejęcie władzy w Polsce przez »Solidarność« to jedno. Ale jeżeli kraje kapitalistyczne nas przycisną – a już uzgodniły między sobą różne ekonomiczne i polityczne sankcje – będzie bardzo ciężko. Musimy myśleć o własnym kraju”. Jak piszą cytowani autorzy, Rosjanie tak często i tak przekonująco straszyli interwencją, że w końcu uwierzył im nie tylko Jaruzelski, ale i większość opinii światowej, łącznie z Amerykanami. Pamiętać należy, że wówczas papież nie mógł znać cytowanych wypowiedzi przywódców ZSRR (zeszyty gen. Wiktora Anoszkina ujawniono w 1997 r. podczas konferencji w Jachrance).
[5] Grożono wręcz skróceniem wizyty, jeżeli Kościół będzie się upierał przy organizacji spotkania z Wałęsą, „w Polsce jest 36 mln ludzi, większość wierzących. Czy trzeba, żeby właśnie z tym jednym Papież się spotkał?” Gen. Cz. Kiszczak chciał wiedzieć, dlaczego papież tak zabiega o wizytę z L. Wałęsą, „który nikogo w tym kraju nie reprezentuje”, G. Weigel, Świadek nadziei…, s. 585. Podobnie argumentowano w 1986 r. w kwestii włączenia Gdańska do trasy pielgrzymki: „Dlaczego Gdańsk? Jest tyle innych miast w Polsce”.
[6] Mowa o danych oficjalnych, które znacznie różniły się od szacunków strony kościelnej, np. w spotkaniu poznańskim uczestniczyć miało wg władz 600 tys. wiernych, a w opinii Kościoła 1,5 mln, na Górze św. Anny – oficjalnie 800 tys., faktycznie ponad milion. Łącznie w spotkaniach z papieżem w 1983 r. wzięło udział ok. 10 mln, według strony rządowej – o trzy miliony mniej.
[7] Dobrym przykładem propagandowej, wprost sielankowej, wizji sytuacji Kościoła katolickiego w krajach demokracji ludowej, w tym w PRL, jest książka S. Markiewicza, Polityka wschodnia Watykanu, Warszawa 1982.
Gratuluję Panie Doktorze bardzo trafny artykuł.