Niemieckie mury

Niezależna Gazeta Obywatelska1

W sierpniu mija pięćdziesiąt lat od wzniesienia muru berlińskiego. Dnia 13 sierpnia 1961 r. zablokowano przejścia między strefą zachodnią i wschodnią Berlina rozpoczynając budowę 156 km muru dzielącego miasto na dwie części. Jego budowa była finałem konfliktu, jaki po wojnie narastał pomiędzy dwoma systemami politycznymi. Przez 28 lat był „widocznym” dowodem przepaści między światem kapitalistycznym i komunistycznym. Jego zburzenie ogłoszono sukcesem Europy. Ale czy od tej pory „mur” nie przesunął się bardziej na wschód ? Czy w Polsce od 22 lat nie jesteśmy świadkami wznoszenia kolejnej zapory? Groźniejszej, bo nie widocznej gołymi oczami. Gdy przyjrzymy się obecnym stosunkom polsko-niemieckim zauważymy, że czas podziałów i murów nie odszedł do lamusa. Wbrew oświadczeniom polityków, budowany jest mur dystansu między krajem bogatym i biednym. Dzieje się to w sferze gospodarczej, politycznej i kulturowej w sposób systematyczny, z prawdziwie niemiecką precyzją. Niemcy, które niedawno były naszym protektorem przy wchodzeniu do Unii Europejskiej, dzisiaj stały się głównym rozgrywającym w sprawach polskiej polityki i ekonomii.

Śląsk poletkiem doświadczalnym

Gdy zestawimy zdarzenia z ostatniego okresu i związane z nimi nazwiska, dojdziemy do wniosku, że nominacje urzędników na wysokie stanowiska nie są przypadkowe, a opcja proniemiecka dominuje na polskiej scenie politycznej. Dowodem na to jest pan Tomasz Siemoniak, o którym zaczęto głośno mówić, gdy został powołany na stanowisko ministra Obrony Narodowej i wydał kontrowersyjną decyzję o rozwiązaniu 36 Specjalistycznego Pułku Lotnictwa Transportowego. Przeciętny Polak nie słyszał dotąd tego nazwiska. Inaczej niż na Opolszczyźnie. Tu mniejszość niemiecka zetknęła się z nim wcześniej. Środowisko to bardzo ceniło współpracę z panem Siemoniakiem. Będąc sekretarzem stanu w MSWiA kierował m.in. departamentem wyznań religijnych oraz mniejszości narodowych i etnicznych. Pełniąc tą funkcję dał się poznać jako osoba popierająca dążenia mniejszości narodowych. Obiecywał pomoc w promocji dwujęzyczności i budowie dwujęzycznych szkół na Śląsku Opolskim. Jako były stypendysta Uniwersytetu w Duisburgu władał biegle językiem niemieckim i uczestniczył w życiu tego środowiska, choćby ostatnio, biorąc udział w pielgrzymce mniejszości narodowych na Górze Św. Anny. Przewodniczący Zarządu Związków Niemców w Polsce – Bernard Gaida wystawił laurkę panu Siemoniakowi słowami: „ zawsze ceniłem sobie u pana Siemoniaka niezależność myślenia, jego silny głos oparty na pryncypiach”. Nasuwa się pytanie, jakie pryncypia miał pan Gaida na myśli. Pryncypia polskie czy niemieckie? Odpowiedź można znaleźć analizując dokument podpisany w czerwcu tego roku, w 20 rocznicę „Traktatu polsko-niemieckiego”. Dokument ten zakończył ponadroczne obrady polsko-niemieckiego „okrągłego stołu”, którym przewodniczył właśnie pan Tomasz Siemoniak. Celem spotkań było podsumowanie realizacji „Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy” oraz wytyczenie kierunków poprawy wzajemnych stosunków. Końcowy dokument jest dowodem na to, że strona niemiecka dała niewiele – obiecała docenić przedwojenny Związek Polaków w Niemczech, czyli „Rodłaków”. Strona polska była hojna i zobowiązała się powołać we wszystkich województwach pełnomocników ds. mniejszości narodowych oraz obiecała „dokonać analizy niedemokratycznych dokonań PRL wobec obywateli narodowości niemieckiej w okresie władzy komunistycznej”. Najważniejszy problem – czyli brak symetryczności we wzajemnych stosunkach i uznanie Polaków mieszkujących w Niemczech za mniejszość polską – nie został załatwiony. Takim oto „sukcesem” wykazał się obecnie awansowany Tomasz Siemoniak.

Stałe powiększanie się wpływów niemieckich w gospodarce, kulturze i w szkolnictwie w skali regionu, które ma miejsce na Śląsku za sprawą działalności mniejszości niemieckiej, już wkrótce przełoży się na skalę całego kraju. Śląsk jest więc swoistym polem treningowym w stosunkach polsko-niemieckich.

Błędy strony polskiej

Polska PRL-owskiej epoki popełniła duży błąd tępiąc gwarę śląską i język niemiecki w szkołach i urzędach. Nie aresztowania, a właśnie tępienie gwary śląskiej zraziło wielu Ślązaków do państwa polskiego. Dlatego, gdy tylko stworzono możliwości opuszczenia kraju, wielu mieszkańców Śląska wyjechało do Niemiec. Jednak nie język, kultura i tożsamość niemiecka była motywacją do wyjazdów, lecz czysta ekonomia. Gdyby nie wielkie dysproporcje w poziomie życia po obu stronach, Ślązacy nie opuszczaliby masowo Polski. Najgorsze, że minęło ponad 60 lat od zakończenia wojny, a ekonomiczny dystans pozostał i nadal rośnie. Gdy do tego dołożymy wygaszanie gospodarki i wysokie bezrobocie, emigracja staje się dla wielu koniecznością. Sytuacja taka musi budować mur niechęci. Niemcy utwierdzają się w roli pana i właściciela, a Polacy – w roli parobka i poddanego. Żadne unijne prawa nie mają tu praktycznego zastosowania. Ekonomia rządzi, a wraz z nią państwo dysponujące przewagę gospodarczą. Strona polska od lat przyjmowała prawa ustanowione przez państwa zachodnie, zupełnie nie troszcząc się o to, czy posiada warunki na ich realizację. Przykładem są przyjęte restrykcyjne przepisy środowiskowe, które spowalniają lub uniemożliwiają rozbudowę infrastruktury przestrzennej. Np. zatrzymanie budowy obwodnicy augustowskiej z powody ochrony doliny Rospudy. Tylko odpowiedzialna i świadoma polityka władz polskich mogłaby tą sytuacje uzdrowić. Scena polityczna nie wskazuje jednak na to, żeby jakieś zmiany nastapiły w najbliższym czasie.

Decyzje wzmacniające mur

Niemcy nadal nie uznają umów międzynarodowych zawartych na mocy układu poczdamskiego. Istnieje w związku tym zagrożenie, że wraz z uzyskiwaniem przewagi kapitałowej na polskim rynku, nasz sąsiad zacznie dyktować Polsce swoje prawa w sposób dla nas niekorzystny. Rurociąg północny, prasa z kapitałem niemieckim, niemieckie banki, to najbardziej widoczne narzędzia, które paraliżują rozwój polskiej gospodarki i polskiej myśli narodowej. Przejmowanie kamienic o zagmatwanym statusie własnościowym oraz precedens pani Agnes Trawny z miejscowości Narty, to kolejne przykłady bezwładności państwa polskiego i uległości wobec dalekowzrocznych działań państwa niemieckiego. W sądach całej Polski, setki pozwów oczekuje na rozstrzygnięcia w sprawie zwrotu mienia. W samym Opolu ponad dwadzieścia kamienic może być oddana w ręce niemieckich właścicieli, jeżeli państwo polskie w porę nie podejmie jednoznacznych działań.

Kto zburzy polsko-niemiecki mur

Wysiedlona ludność niemiecka tzw „wypędzeni”, napędzana przez niemiecką politykę i ruchy rewizjonistyczne może wykorzystać słabość państwa polskiego i ubiegać się zwrot majątku. Z kolei ludność zamieszkująca „poniemieckie” tereny zachodniej i północnej Polski trwając w bierności  może utracić swoje mienie na wzór precedensu w miejscowości Narty. Istnieje taka możliwość, że Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców na Śląsku Opolskim może nagle ilość swoich członków z 200 tysięcy powiększyć o określoną ilość „wypędzonych”, którzy przyjadą po odbiór „utraconych” majątków i zawalczą o zdobycie władzy w gminie czy powiecie. Jest to zupełnie realne, ponieważ w Niemczech trwa aktywizacja w tym kierunku, a do urzędów gmin spływają listy w tej sprawie. Te z kolei odsyłają je do polskiego MSWiA i MSZ, które milczą. Polsce potrzebna jest zatem „nowa”, uświadomiona inteligencja, która zacznie doceniać własną kulturę i wykorzysta swoje możliwości. Od Niemiec oczekujemy, żeby powstrzymała się przed wykorzystywaniem naszej słabej struktury gospodarczej. Spotkania integracyjne w centrach międzynarodowych spotkań w Krzyżowej, czy w Kamieniu Śląskim mają raczej propagandowy charakter i nie rozwiązują rzeczywistych problemów. Polska oczekuje od Niemiec partnerstwa, a nie kolejnych hipermarketów. Po stronie polskiej rządzi polityczna naiwność. Po stronie niemieckiej dominuje polityczna kalkulacja. Na takim gruncie nie zbuduje się niczego, oprócz pogłębiającej się wrogości czyli swoistego muru.

Autor: Marcin Keller, za „Aspekt Polski”

Komentarze są zamknięte