Kwestia najbliżej nas biegnącej nitki autostrady A4 będzie jeszcze często wracać i to nie tylko na forum dyskusji rady miasta Opola. Stąd chciałbym zabrać głos, ale nie tyle z obowiązku, co już zdążyłem zrobić na ostatniej sesji, ale zwykłej ludzkiej potrzeby, jako częsty użytkownik tej drogi. Przez kilka lat sporo jeździłem autostradą A4 w stronę Wrocławia, teraz tak się składa, iż częściej odwiedzam Kraków i Katowice. Mam też porównanie do najlepszych standardów tego typu dróg, gdyż ponad 4 tysiące kilometrów, jako kierowca zjeździłem autostradami amerykańskimi na Wschodnim Wybrzeżu. Europa wciąż może pomarzyć o prawdziwie wygodnych i racjonalnie rozwiązanych i szybkich ciągach komunikacyjnych tego typu.
Ale niestety wróćmy do naszego skromnego podwórka, w którym wiele jeszcze do zrobienia, czy bardziej – do naprawienia błędów i zaniedbań.
Gdyby ktoś nie znający naszego systemu administracyjnego, podążał drogą A4, mógłby naprędce dojść do dwojakiego wniosku: przejeżdżam przez jakieś peryferyjne obrzeża województwa dolnośląskiego i śląskiego, a kiedy ktoś uczynny uświadomiłby mu, iż przekracza niemal środek województwa opolskiego, to ten pomyślałby, iż zapewne stolicą tego regionu są Krapkowice, a jak nie, to na pewno Gogolin, do którego tak wartko zdążała Karolinka. Dość żartów, bo bardziej należałoby tu zapłakać. Wciąż zachodzę bowiem w głowę, kto tak „dobrodusznie” dla Opola ustalał ten odcinek autostrady na początku zakończonej dekady (nie chcę już palcem wskazywać na polityczne środowiska rządzące wówczas Opolem i ówcześnie odpowiedzialne za skuteczny lobbing w tej sprawie), ale z pewnością nie była to osoba miła stolicy polskiej piosenki. Być może patrzę zbyt jednostronnie i nie zauważam szlachetnych przesłanek zaoszczędzenia nam natężenia ruchu, spalin czy korków (choć jak się okazało te ostatnie właśnie są pośrednim też skutkiem braku bliskości autostrady), niech trochę pocierpią dziewicze rejony parku krajobrazowego Góry Św. Anny oraz okoliczni autochtoni. Tym ostatnim przynajmniej przyda się szybka droga w jedynie słusznym kierunku, gdyby chcieli znów uciekać. Swoją drogą opłacało się poprowadzić nitkę tej drogi przez środek niemal samej góry, toczyć bitwy z ekologami, czy dziś głowić się, jak tu podgrzać nawierzchnię jezdni, aby nie była wiecznie śliską i niebezpieczną…etc., a z jakichś nieracjonalnych dla mnie względów nie opłacało się przybliżyć do Opola przynajmniej o te 10 km?! Nawet gdyby chodziło o gospodarcze pobudzenie niektórych opolskich powiatów, to można było te interesy pogodzić, choć jakiegoś szczególnego boomu infrastruktury „około autostradowej” wciąż nie widać, to jednak już kilku inwestorów do Opola i strefy ekonomicznej nie dotarło. Zresztą położenia A4 już nie odwrócimy, tak jak jednego ze skutków jej położenia: 20 kilometrowa odległość do Opola znacznie obniżyła jego atrakcyjność. Brak lotniska, mało atrakcyjna linia kolejowa (podróż 185km pociągiem pośpiesznym do Krakowa prawie w 4 godziny) wykluczają alternatywną opcję komunikacyjną.
Kto dzisiaj jako kierowca, a nie daj Boże wielotonażowych pojazdów, próbuje przebić się z Opola do A4 i w przeciwnym kierunku narażany jest na kolejne upokorzenia. Nagle kilku wójtów wykorzystujących być może ostatnie pieniądze z funduszy europejskich wzięło się za remontowanie odcinków dróg; więc choćby zjeżdżając z A4 w okolicach Krapkowic i kierując się do Opola droga staje się istną zagadką godną podejścia Wilhelma z Beskerville i swoistym safari. Jakimś tego symbolicznym, humorystycznym symptomem jest ostatnio problem, jak prezydent Komorowski dojedzie na obchody Powstań Śląskich na Górze Św. Anny, kiedy gminy wokół wzięły się za remonty dróg? – najwyżej przetransportuje go śmigłowiec ze specpułku, ale co z innymi gośćmi często strategicznie ważniejszymi dla Opola, którzy muszą gdzieś tam błąkać się polnymi drogami, aby w końcu odnaleźć miasto widmo?
Choć temat opolskiej obwodnicy północnej to nieco inna już kwestia, to jej koncepcja i wykonanie wpisuje się nadzwyczaj celnie również w objaw swoistej już Opolszczyźnie nieporadności. Nie chciałbym zabrzmieć zbyt egoistycznie, ale najwyższy już czas, aby włodarze naszego miasta zaczęli naprawdę traktować priorytetowo najpierw mieszkańców Opola, którzy przecież bezpośrednio lub pośrednio do tego ich powołali. Ostatnia sprawa jaka wyszła przy okazji podwyżek biletów opolskiego MZK, kiedy okazało się, iż nasze miasto bezinteresownie dopłaca i de facto sponsoruje przejazdy autobusami mieszkańców raczej niebiednych gmin, trafnie ilustruje ten jakiś chroniczny letarg opolskich decydentów. Opole z rosnącym zadłużeniem, bez wizji rozwoju, stającym się już bardziej sypialnią, miastem urzędników i centrów konsumpcyjnych już dawno straciło swoją metropolitalną rolę w kreowaniu choćby polityki gospodarczej województwa. Zresztą pamiętam przed kilku laty robocze spotkanie z ówczesnym ambasadorem USA w Polsce Victorem H. Ashem, z którym regularnie spotykaliśmy się jako Parlamentarny Zespół Polsko-Amerykański. Uderzyła nas pewna arogancja, kiedy pytaliśmy często o amerykańskie inwestycje w Polsce. Otóż kwestią zaporową była właśnie infrastruktura drogowa; niemalże wpadał w widoczną irytację zmęczony tego typu pytaniami, rzucając w nas pretensją – „najpierw wybudujcie porządne drogi, żeby można było do was szybko i bezpiecznie dojechać…”. Mając porównanie domyślałem się, jakim traumatycznym przeżyciem jest podróżowanie Amerykanina w Polsce, jednak nie przypuszczałem wtedy, iż nieznośność tego przekracza nawet dyplomatyczną ogładę.
To nasze niedołęstwo w racjonalnym tworzeniu infrastruktury, zahukanie w dbaniu o nasze lokalne interesy przypomniała mi burzliwa atmosfera ostatniej debaty rady miasta, gdzie właśnie jako klub zaproponowaliśmy uchwałę-stanowisko ws. wprowadzenia opłat na A4, które niewątpliwie uderzą nie tylko w kierowców i spowodują obniżenie bezpieczeństwa dróg lokalnych, miejskich i jeszcze większe zatłoczenie Opola, nie wspominając już o obwodnicy czy innych skutkach ubocznych wymienianych w uzasadnieniu. Okaże się bowiem, iż podróż drogą A4 z Opola do Krakowa w obie strony przy dzisiejszych 32 zł może się podwoić (i to w najlepszym wypadku). Do pewnego stopnia rozumiem, iż kierunek zachodni jest wciąż bardziej atrakcyjny dla wielu mieszkańców regionu i Opola niż do kulturowej stolicy naszego kraju, ale to doprowadzi wcześniej czy później przy wysokich cenach paliwa do tego, iż wyjazd do „grodu Wandy, co nie chciała Niemca” stanie się luksusowym dobrem. W końcu nie rozumiem swoistej spolegliwości i defetyzmu młodych radnych, którzy głosowali przeciw temu stanowisku, czyżby aż tak prowincjonalizm infekował nawet młodych? Tym bardziej mając łatwiejszy dostęp do ministerstwa infrastruktury poprzez choćby wiceministra Jarmuziewicza powinni prześcigać się z nami w lobbystycznych pomysłach, jak zapobiec tej komunikacyjnej katastrofie, która może nas czekać po zainstalowaniu na A4 dodatkowych bramek opłat.
Autor: dr Marek Kawa