Grażyna Syrek: bieganie, to największa przygoda mojego życia

Zastępca Naczelnego

Grażyna Syrek i Piotr Ruczka podczas spotkania z www.ngopole.pl

O sobie mówi tak. „Nazywam się Grażyna Syrek, jestem absolwentką Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, trenerem II klasy sportowej lekkiej atletyki, olimpijką z Aten, wielokrotną mistrzynią Polski w biegach na dystansach od 5000 m do maratonu, ale przede wszystkim jestem człowiekiem takim samym jak Ty.”  Warto dodać, że swoją przygodę ze sportem zaczynała w Kędzierzynie-Koźlu pod okiem trenera Janusza Bułkowskiego.Wiktor Sobierajski: – Sporo czasu minęło odkąd wyjechała pani z Kędzierzyna-Koźla. Co się z panią działo?
Grażyna Syrek: – To prawda. Dzisiaj sobie to przeliczyłam i wyszło mi, że to już 25 lat, odkąd wyjechałam do Krakowa na studia na tamtejszym AWF-ie. Na studiach biegałam niego krótsze dystanse np. 400 metrów. Bardzo lubiłam sztafety 4 x 400 metrów gdzie startowałam w mistrzostwach Polski seniorów. Biegałam także na 800 metrów czyli wszystkie dystanse, które biegałam w Chemiku Kędzierzyn-Koźle
W.S: – Kto był pani pierwszym trenerem w Chemiku Kędzierzyn-Koźle?

G.S: – Wszystko zaczęło się od pana trenera Janusza Bułkowskiego, wielkiego człowieka, wielkiego pasjonata sportu. To człowiek,

który poświęcił wszystko swojej ukochanej lekkoatletyce a mnie zachęcił do uprawiania tego sportu na zawodach szkolnych. Zwrócił na mnie uwagę, bo wygrywałam zawody na 300 i 600 metrów. Zanim jednak zaczęłam regularnie chodzić na treningi to troszeczkę to trwało. Później, jak zaczęły przychodzić wyniki, to było już łatwiej. Wtedy nie myślałam o wielkim wyczynie.
W.S: – Fajni chłopcy trenowali wtedy w Chemiku?

G.S: – Tak, pewnie że fajni. Wtedy bardziej trenowaliśmy ze względów towarzyskich, niż dla osiągania wyników. Ech, fajne to były czasy….
W.S: – Dzisiaj pan Janusz ponownie leży w szpitalu, zmagając się z ciężką chorobą, ale obiecał mi, że na Minimaraton Manhatan 2-go kwietnia przyjdzie na pewno?
G.S: – Janusz Bułkowski to twardy człowiek. Wczoraj z Piotrem Ruczką odwiedziliśmy trenera Bułkowskiego w szpitalu. Gdy zaczęliśmy z nim rozmawiać o sporcie, biegach, o maratonie, to natychmiast zobaczyliśmy radość w jego oczach i odniosłam wrażenie, że jakby wróciła w niego chęć życia. To było niesamowite. Zresztą powiedział nam, że jak tylko będzie mógł to w poniedziałek na pewno przyjdzie pod halę sportową „Śródmieście” w Kędzierzynie. Widać było po nim, że nadal ma wielką ochotę na pracę z młodzieżą. Janusz Bułkowski to prawdziwy pasjonat i człowiek zakochany w lekkoatletyce.
W.S: – Wróćmy do pani. Po studiach nie wróciła pani jednak na Opolszczyznę? Widywano panią biegającą w

poznańskich dzielnicach miasta?
G.S: – Po skończeniu studiów zostałam zaproszona do klubu sportowego Olimpia Poznań. To był rok 1999. Wtedy zmieniłam barwy klubowe z AZS-u Kraków na Olimpię Poznań. W Poznaniu trenowałam w okolicach „Rusałki”, gdzie mogę powiedzieć są jedne z najlepszych warunków do uprawiania sportu. To był taki czas, że skoncentrowałam się na sporcie w stu procentach.

W.S: – A później był słynny maraton w Dębnie, który wygrała pani jako zupełnie nikomu nieznana dziewczyna?
G.S: – Tak, chociaż muszę powiedzieć, że przestawienie się z biegów na stadionie na biegi uliczne zajęło mi troszeczkę czasu. W Dębnie to był mój debiut, gdzie osiągnęłam czas 2.37,39 sek Ja w tamtym czasie nie biegałam biegów długich. Wtedy specjalizacja długodystansowa następowała bardzo późno i w związku z tym, nie byłam znana w środowisku biegaczy maratończyków.
W.S: – Kto „przestawił panią” na biegi długie?
G.S: – Trenerów, którzy ze mną pracowali było kilku. Powiem panu, że droga nie była łatwa, bo trening długodystansowca jest zupełnie inny niż biegacza na stadionie. Przygotowanie się do maratonu w Dębnie zajęło mi trzy lata.
W.S: – Radość po zwycięstwie była ogromna?
G.S: – Oczywiście. Pamiętam, że medal wręczała mi największa gwiazda polskiej lekkoatletyki Irena Szewińska, dzisiejsza prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.
W.S: – Dzisiaj przyleciała pani do Kędzierzyna-Koźla ze Szwajcarii na zaproszenie Piotra Ruczki prezesa projektu Maraton Odrzański. Jak pani sądzi, to dobra inicjatywa: wskrzeszenie Maratonu Odrzańskiego, który wiele lat temu był jednym z niewielu w Polsce?
G.S: – To jest bardzo dobra inicjatywa. Ja bardzo się ucieszyłam, że w moim mieście ponownie zorganizowany zostanie maraton. Dostałam zaproszenie abym została ambasadorem tej imprezy i jest to dla mnie duży zaszczyt i bardzo dziękuję za to zaproszenie. Bardzo cieszę się, że tradycja biegów długich wraca do Kędzierzyna-Koźla. Ja pamiętam, że jak zaczynałam trenować to lekkoatletyka bardzo prężnie działała i się rozwijała w Kędzierzynie-Koźlu. Klub Chemik był w pierwszej lidze LA. Później była zapaść, ale wtedy wszystko się zmieniało. Liczę na to, że dzięki tej inicjatywie przyciągniemy ludzi do uprawiania sportu i zdrowego stylu życia. Dorośli powinni dać przykład młodzieży i w jak największym gronie wystartować w Maratonie Odrzańskim, 28 października 2018 r.

W.S: – Mam nadzieję, że poniedziałek 2 kwietnia zobaczymy panią w stroju organizacyjnym, czyli w koszulce, spodenkach ewentualnie w dresie i w butach do biegania na trasie Minimaratonu Manhatan, imprezie adresowanej do dzieci i młodzieży?

G.S: – Małymi kroczkami włączam się w tę inicjatywę. Niestety teraz nie mogę wystartować, ponieważ na jesieni przeszłam dwie operacje. Sądzę jednak, że do Maratonu Odrzańskiego będę już przygotowana i stawię się w „stroju organizacyjnym”. Bieganie to, największa przygoda mojego życia

W.S: – Cały projekt Maraton Odrzański to nie tylko sam Maraton Odrzański ale także kolarskie kryterium uliczne oraz osobna impreza dla dzieci i młodzieży pod hasłem „Mały, większy, największy”. Mnie osobiście bardzo się to podoba, ponieważ podczas maratonów lub półmaratonów są oczywiście organizowane biegi dziecięce i młodzieżowe, ale gdzieś z boku, dzieci nie są głównymi aktorami widowiska, nie są doceniane. W Kędzierzynie-Koźlu będzie inaczej?

G.S: – Zgadzam się z panem. Biegi dziecięce zwykle są biegami towarzyszącymi i często jest tak, że podczas dużych maratonów biegi te umykają widzom. To znakomita inicjatywa i podpisuję się pod nią obiema rękami.

W.S: – Jak pani widzi Piotr Ruczka jest niedysponowany, ponieważ skręcił nogę w kolanie, ale powiedział mi, że na lipcowe kryterium kolarskie będzie gotowy. Przyjedzie pani do Kędzierzyna-Koźla kibicować kolarzom w lipcu?

G.S: – Jeżeli tylko mi czas na to pozwoli, to na pewno przyjadę. Proszę mi wierzyć prowadzę bardzo aktywny tryb życia i dużo się w nim dzieje. Niektórzy nie nadążają za moimi planami, ale na pewno mam sentyment do Kędzierzyna-Koźla i chętnie będę tu wracać, zwłaszcza gdy będą działy się tutaj ciekawe imprezy sportowe.

W.S: – Dziękuję za rozmowę

Tekst: Wiktor Sobierajski

Zdjęcia pochodzą ze strony www. grazia-running.pl

Komentarze są zamknięte